Skip to content
  • kolekcjonowanie
    • o kolekcjonowaniu
    • aktualności
    • książki
    • blogi
  • pamiątki
    • ordery i odznaczenia
    • odznaki i oznaki
    • medale
    • dokumenty
    • pozostałe
  • Słowacja
    • Kežmarok
    • Polska – Słowacja
    • XIX wiek
  • o mnie
    • o stronie
    • czego szukam?
skelnik.pl

pamiątki

historia ukryta w przedmiotach
Published 31 January 2017

Czyżby najstarszy emotikon pochodził ze Słowacji?

W ostatnich dniach słowackie media obiegła informacja, że najstarszy znany emotikom pochodzi z Trenczyna. Został on odkryty przez jednego z pracowników Archiwum Państwowego w Trenczynie, podczas przeglądania akt miejskich z XVII wieku. Na jednym z dokumentów księgowych miasta z 1635 roku, obok podpisu notariusza Jána Ladislaidesa został umieszczony rzekomy emotikon, którego zdjęcie widać po lewej stronie.

Prawdę mówiąc nie jestem przekonany, czy rzeczywiście jest to emotikon. Bardziej wydaje mi się, że są to zwyczajne trzy kropki zakreślone w okręgu. Po pierwsze dlatego, że koncepcja emotikonu nie była wtedy jeszcze znana. Po drugie dlatego, że znak ten znajduje się przy podpisie, gdzie nie miał by swojego znaczenia. Gdyby autor dokumentu chciał wyrazić swoją emocję, to zrobił by to zapewne tak jak współcześnie, przy tekście do którego emocja miała się odnosić.

Należy wreszcie pamiętać o tym, żeby nie dopisywać współczesnych znaczeń do dawnych wydarzeń, zjawisk, czy obiektów. Trzy kropki w okręgu, widoczne na sąsiednim dokumencie nic nam nie mówią. Pracownicy archiwum nie potrafili nadać mu prawidłowe znaczenie. Tak więc wytłumaczyli go sobie za pomocą znanego aparatu pojęciowego – zobaczyli w nim uśmieszek. Jest to niestety zbyt daleko idące uproszczenie.

Published 24 January 2017

HMS Symmetry w wojnie secesyjnej

Szukałem ostatnio informacji o HMS Symmetry, który wiózł broń dla powstania listopadowego. Niestety informacji tych jest jak na lekarstwo. Udało mi się jednak znaleźć trochę informacji o okręcie, który miał tożsamą nazwę i brał udział w wojnie secesyjnej. W 1773 roku okręt o tej nazwie brał udział w spaleniu Portland, jako okręt zaopatrzeniowy wspomagający HMS Canceaux. Następnie w 1775 roku załadowany po brzegi bronią, brał udział w oblężeniu półwyspu Charlestown. Ogień zaporowy okrętów, które wspomagał zablokował dwa pułki piechoty broniące fortu i przyczynił się do powodzenia całej operacji. W jednej z relacji znajduje się przypuszczenie, że pomimo transportowego charakteru okrętu, tymczasowo umieszczono na nim także działa. W tym samym roku HMS Symmetry brał udział w bitwie o Bunker Hill.

Dwa lata później, w grudniu 1777 roku, żołnierzom generała Jerzego Waszyngtona udało się przejąć z rok brytyjskich niesamowity łup, jakim był okręt HMS Symmetry. Tym razem zamiast broni odkryli pod pokładem spory zapas błękitnego sukna, koszul, pończoch i obuwia. Zdobycz nie była wcale taka przykra. Jak pisał późniejszy pierwszy prezydent Stanów Zjednoczonych, w Armii Kontynentalnej tylko „kilku mężczyzn miało więcej niż jedną koszulę”. Można więc powiedzieć, że okręt przysłużył się obu stronom konfliktu.

Z tego okresu zachował się obraz Wiliama Goolda, prezentujący oblężenie Portland. Widocznych jest na nim pięć okrętów. Ostatni z nich to właśnie dwumasztowy HMS Symmetry. Wymiarami zbliżony był do HMS Halifax, którego długość mierzona po pokładzie wynosiła 17,8 metra. Drugie znane wyobrażenie HMS Symmetry pochodzi z grafiki prezentującej spalenie Falmouth przez kapitana Henryego Mowata. Na nim także widać żaglowiec o dwóch masztach. W przeciwieństwie do obrazu, grafika pozuje po dwie reje na każdym z masztów. Trzeci ze znanych wizerunków ukazuje okręt ze wzgórza Beacon Hill pod Bostonem. Tym razem widać na nim okręt o trzech masztach. Załoga składa się przypuszczalnie z około 30 marynarzy.

Najprawdopodobniej nie jest to okręt, który wspomagał powstańców. Wojnę secesyjną dzieliło od powstania listopadowego przeszło pięćdziesiąt lat. Z drugiej pięknie było by myśleć, że nowoczesny okręt zaopatrzeniowy Royal Navy z końca XVIII wieku, w latach trzydziestych XIX wieku już jako wysłużona krypa służył do tajnego transportu broni.

Published 6 January 2017

Świecznik Johannesa Gemzy

Na najbliższej aukcji domu Schwab licytowany będzie świecznik wykonany ze srebra próby 12 łutów. Jego waga wynosi 230 gram, a wysokości 24 cm. Całość utrzymana jest w stylistyce empirowej. Złotnik włożył w swoją pracę nie mały wysiłek. Świecznik zwieńczony jest ciekawą podstawką mającą zapobiegać kapaniu wosku na stół. Osobno wykonane i nałożone są cztery elementy wieńca. Niestety chęci nie szły w parze z umiejętnościami, a braki wykonania widoczne są nawet na średniej wielkości zdjęciu. Szczególnie razi wzór wyryty w dolnej części świecznika. Także stan zachowania przedmiotu nie zachwyca. Widoczne są na nim drobne, ale liczne uderzenia i rysy.

Dlaczego w takim razie wzbudził moje zainteresowanie? Ponieważ według opisu miał być wykonany w pracowni Johannesa Gemzy z Kieżmarku. Miała o tym świadczyć sygnatura umieszczona na podstawie świecznika w formie inicjałów JG. Inicjały takie, jako sygnaturę Johannesa Gemzy podaje także Eva Toranowa w publikacji “Złotnictwo w Słowacji“, wydanej w Warszawie w 1985 roku, na s. 240. Wskazana jest tam także druga sygnatura, składająca się z inicjałów GJ. Obie reprodukowane są w formie graficznej. Jednak żadna z nich nie przypomina tej, która widoczna jest na fotografiach ilustrujących aukcję. Jedna ze stron w internecie podaje trzecią wersję sygnatury. Składa się ona, podobnie jak pierwsze, z inicjałów JG, lecz zupełnie innego wyglądu. W przeciwieństwie do dwóch pierwszych sygnatur, litery pisane są gotykiem.

O ile pierwsza litera inicjału przypomina literę J, o tyle druga zbliżona jest bardziej do litery F. Z tym, że musiała by to być mała, a nie wielka litera. Czyli mamy kolejną nieścisłość. Oczywiście może to być złudzenie wywołane kiepską jakością zdjęcia i stopniem zużycia przedmiotu, ale nie jestem w stanie wywołać u siebie przekonania, że świecznik rzeczywiście wykonany był w warsztacie Kieżmarskiego złotnika. W zasadzie mogła to być praca dowolnego austro-węgierskiego warsztatu. Dodatkowe wahanie budzi brak cechy miejskiej.

Skoro jednak Johannes Gemza został wywołany do tablicy, chciałem się o nim dowiedzieć czegoś więcej. Okazuje się, że nie jest to wcale takie proste. Według opisu aukcyjnego świecznik wykonany był po 1820 roku. Przywołana praca E. Toranowej podaje przedział czasowy pracy zawodowej Gemzy na lata 1820-1850. Choć informacje te pokrywają się, niewiele mówi to o samym złotniku. Być może nawet autor opisu korzystał właśnie z pracy Toranovej. Co ciekawe, intensywne poszukiwania w internecie i mojej biblioteczce nie przyniosły wcale lepszego rezultatu. Poza kilkoma innymi egzemplarzami prac sygnowanych przez Gemzę, o nim samym nie znalazłem żadnych dodatkowych informacji. Nie został wspomniany nawet w książce “Osobnosti Kežmarku 1206-2009″ Nory Bárathovej. Jest to dość niezwykłe, ponieważ w Kieżmarku nie było aż tak wielu złotników. Najwyraźniej ten temat czeka jeszcze na swoje odkrycie.

Published 5 January 2017

Dopełniło się, Dama z gronostajem sprzedana!

Po kilkutygodniowych zapowiedziach ostatecznie potwierdziła się informacja o sprzedaży Skarbowi Państwa kolekcji Czartoryskich. Całość przypadła w udziale Muzeum Narodowemu w Krakowie. Z przekazów medialnych wynika, ze zakup dotyczył całości kolekcji, a słynny obraz Damy z gronostajem stanowił tylko wisienkę na torcie. Rzeczywiście, w kolekcji przechowywanych jest wiele unikatowych pamiątek, które nie są tak spektakularne. Jednym z takich obiektów jest laska sądowa miasta Kurzelowa. Jeden z dwóch tego typu obiektów, jakie zachowały się na ziemiach Polskich. Warto o tym pamiętać tak samo jak o tym, że Muzeum w Luwrze to nie tylko Mona Lisa.

Oczywiście obraz legendarnego Leonardo da Vinci rozpala wyobraźnię. Podobnie było z kwotą, jaką Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zdecydowało się za kolekcję rodziny Czartoryskich zapłacić. Przypuszczalnie właśnie dlatego większość argumentów za i przeciwko zakupowi, skupiona była wokół obrazu Leonarda i kwoty jaka została zapłacona. Nie ma potrzeby ich tu powielać, bo internet od nich puchnie, a przekonani i nieprzekonani zdanie nie zmienią.

Chcę zwrócić uwagę na inny aspekt, jakim jest nacjonalizacja najpoważniejszej Polskiej prywatnej kolekcji pamiątek historycznych. Muzeum fundacji Czartoryskich radziło sobie z udostępnianiem zbiorów bez zarzutu. Bodaj jako jedna z pierwszych instytucji muzealnych w Polsce zdecydował się na eksponowanie swoich pamiątek w internecie. Ogólnie sprawę ujmując, niewiele da się poprawić w zakresie możliwości udostępniania kolekcji szerokiej publiczności. Zmienia się jedynie dysponent kolekcji, którym od dzisiaj staje się Skarb Państwa, reprezentowany przez Muzeum Narodowe w Krakowie. Oczywiście nie można mieć zastrzeżeń do MNK jako instytucji. Doświadczenie pokazuje jednak, że dywersyfikacja miejsc przechowywania pamiątek w bardzo długich okresach czasu, sprzyja ich zachowaniu dla przyszłych pokoleń. Zachowanie kolekcji Czartoryskich w tak bogatym kształcie możliwe było między innymi dlatego, ze była prywatna.

Published 21 December 2016

medal Konarskiego – historia kołem się toczy

Blisko jedenaście lat temu środowiska muzealne i kolekcjonerskie obiegła wiadomość o kradzieży cennych pamiątek z Muzeum Wojska Polskiego, wśród których znajdowała się między innymi gwiazda orderu Virtuti Militari po księciu Józefie Poniatowskim. Przedmioty te znalazły się szczęśliwie po niecałym roku. W trakcie “rutynowej” kontroli drogowej ujawniono je w bagażniku samochodu na terenie Ukrainy. Choć posłużyłem się cudzysłowem, to szczęście ukraińskiej policji niewątpliwie mnie cieszy. Wydawało mi się wtedy, że kradzież pamiątki tej klasy z centralnego muzeum jest czymś niesłychanym.

Dziś, szukając informacji na zupełni inny temat, natknąłem się na wzmiankę prasową z 25 grudnia 1820 roku, umieszczoną w dodatku do Gazety Warszawskiej. Czytamy w niej o dość podobnym wydarzeniu, które miało miejsce blisko dwieście lat temu. Tam kradzieży dokonano w gmachu klasztornym, a więc miejscu gdzie jeszcze mniej spodziewali byśmy się spotkać złodzieja.

Ze zbioru Numizmatów Konwiktu Warszawskiego XX. Piarów zginął medal dla Stanisława Konarskiego wybity, wyrażający z jednej strony popiersie Konarskiego, z drugiej dwie jego książki uwieńczone z napisem nad nimi: Sapere auso, a pod nimi: Stor. Aug. Rex MDCCLXV. Kto by egzemplarz takiego medalu bądź złoty, bądź srebrny, bądź miedziany posiadał i chciał go ustąpić za umówioną cenę, raczy się zgłosić do rektora rzeczonego konwiktu

Tu pojawia się refleksja, że podejście do obu wydarzeń było zupełnie różne. Informacja z 1820 roku pozbawiona jest w zasadzie jakiejkolwiek oceny. Tak jak gdyby fakt kradzieży, być może nawet przykry, nie miał większego znaczenia lub też nie był czymś nadzwyczajnym. Co zaciekawiło mnie szczególni to fakt, że autor ogłoszenia nie widział żadnego problemu w zastąpieniu egzemplarza ofiarowanego bezpośrednio księdzu Konarskiemu dowolną inną odbitką. Znaczenia nie miał nawet fakt, czy będzie to medal wybity w tym samym metalu. Dziś takie podejście było by całkowicie zdyskwalifikowane.

Wręcz przeciwnie, z punktu widzenia kolekcjonerskiego bardziej ceni się medal (czy inną pamiątkę) nie tylko z proweniencją po osobie której go wręczono, ale nawet z oznaczeniem poprzednich kolekcji w których był przechowywany i eksponowany. Znaczenie może mieć choćby miejsce nabycia, jeśli jest to renomowany dom aukcyjny lub szczególna aukcja. W tym kontekście zastąpienie egzemplarza medalu wybitego dla Stanisława Konarskiego i jemu osobiście ofiarowanego, dowolnym innym egzemplarzem tego medalu jest absolutnie niedopuszczalne.

Wspomniana notatka prasowa jest symbolem swoich czasów, w których podejście do pamiątek historycznych było inne niż dzisiaj. Pozwala to na refleksję, że być może za kolejnych dwieście lat to podejście zmieni się w jeszcze inną stronę, której dziś być może jeszcze nie znamy. Z drugiej strony pokazuje, że pewne sytuacje powtarzają się permanentnie i nie powinny nas dziwić, jako bardzo byśmy nie oczekiwali żeby nie miały miejsca. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że nie będziemy się musieli bulwersować kolejną głośną kradzieżą. Szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę straty wojenne, jakie Polska poniosła w czasie obu wojen światowych, które miały miejsce w XX wieku.

*Zdjęcie medalu ilustrujące wpis zostało zaczerpnięte z opisu 32 aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatycznego.

 

Published 16 December 2016

Za wierną służbę w 1 Pułku… Brygadzie Legionów

Odznaka za wierną służbeUmieściłem ostatnio wpis na temat błędnego opisu przedmiotu oferowanego na aukcji w krakowskiej DESIE. Po czym zajrzałem do katalogu raz jeszcze i ku mojemu zdziwieniu zauważyłem, że w ofercie już na pierwszych dwóch pozycjach pojawiają się odznaki 1 Pułku Piechoty. Sęk w tym, że zamiast odznak tego pułku, zdjęcia przedstawiają odznakę za wierną służbę w 1 Brygadzie Legionów Polskich.

Pomyłka o tyle zaskakująca, że na wcześniejszych aukcjach DESY odznaka ta była opisana prawidłowo. Także sam napis na odznace jest dość czytelny i wskazuje, że chodzi właśnie o 1 Brygadę, a nie pułk. Przypuszczałem, że za pomyłką stoi tylko i wyłącznie pośpiech w przygotowywaniu katalogu. Jednak moją uwagę zwróciło coś jeszcze.

W opisie pierwszej z wymienionych odznak pojawia się uwaga, że jest ona wykonana z żelaza. Uwaga ta opatrzona jest znakiem zapytania, tak jak gdyby autor opisu nie był tego pewien. Odznaka za wierną służbę, ze względu na powszechność prac na temat Legionów Polskich oraz swoją obecność w szeroko rozumianej kulturze, jest jedną z najlepiej rozpoznawanych odznak pamiątkowych. Choć ustanowiona jeszcze w czasie pierwszej wojny światowej, uchodzi za pierwszą odznakę pamiątkową niepodległej polski. Wśród osób interesujących się przedmiotem powszechną wiedzą jest, że początkowo wykonywana była właśnie w żelazie.

Co ciekawe, podobny błąd popełnił w styczniu tego roku także Gabinet Numizmatyczny Damiana Marciniaka, w grudniu tego roku na 33 aukcji nawet Polskie Towarzystwo Numizmatyczne. Do tego chodzi kilku anonimowych sprzedawców na allegro. Czyżbym przeceniał popularność tej odznaki?

Published 10 December 2016

Oznaka komornika czy sędziego?

Oznaka komornika sądowegoNa ostatniej aukcji w krakowskiej DESIE pojawiło się sporo ciekawych obiektów. Jeden z nich, czyli gwiazdę Polskiej Akademii Literatury opisałem w poprzednim wpisie. Tradycyjnie aukcja wyróżniała się sporą ofertą odznak pamiątkowych pułków z okresu dwudziestolecia międzywojennego. Łącznie licytowanych było blisko sześćset obiektów różnej klasy, w większości stanowiących pamiątki związane z historią polskiej wojskowości. Nazwa aukcji wciąż wymienia monety, które od kilku lat pojawiają się na niej tylko sporadycznie. Być może nie ma potrzeby konkurowania z innymi domami aukcyjnymi, które świetnie radzą sobie z numizmatyką i lepiej było by utrzymać unikalny charakter tej aukcji.

Niestety krakowska DESA posiada także jedną wadę, jaką jest lekkość w przygotowywaniu opisów. Pod pozycją 462 oferowana była “Odznaka Sędziego Rosja Carska”. Pomijam już fakt, że nie jest to odznaka tylko oznaka. Ewentualnie, w dosłownym tłumaczeniu z języka rosyjskiego, można o niej mówić najwyżej jako o znaku. Choć jest to nagminny błąd terminologiczny, nie powinno się go oczekiwać od profesjonalnego domu aukcyjnego.

Nie mogłem jednak zrozumieć dlaczego oznaka, na której wyraźnie napisane jest СУДЕБНЫЙ ПРИСТАВЪ została opisana jako należąca do sędziego. Przyznaję, że sam nie znam cyrylicy i korzystam ze słownika. Dzięki niemu dowiedziałem się, że napis ten odnosi się do komornika sądowego. Owszem, istniała bardzo podobna graficznie oznaka sędziego pokoju, ale widniał na niej napis мировой судья.

Z jednej strony jest to nauczka aby precyzyjnie czytać opisy przedmiotów oferowanych na aukcjach i podchodzić do nich z odpowiednim dystansem. Z drugiej strony jest to potwierdzenie, że warto inwestować w literaturę.

Published 7 December 2016

Jak mierzyć grubość odznak i medali?

Pomiar medali, odznak, oznak i innych pamiątek po ich obrysie jest łatwy do wykonania i powszechnie wiadomo, że stosuje się do niego suwmiarkę. Kłopot powstaje wtedy, gdy trzeba zmierzyć grubość obiektu. Dlaczego może to być trudne? W przypadku odznak, orzełków i wielu innych obiektów kłopotem może być ich obły kształt.i dość duża powierzchnia “szczypiec” suwmiarki. Inny typowy kłopot, to różna grubość obiektu w różnych miejscach.

Jest to najczęstszy kłopot w pomiarze grubości medali, posiadających rant. W takim wypadku mamy do czynienia z trzema możliwościami. Rant jest wyższy od reliefu, rant pokrywa się z wysokością reliefu lub rant jest niższy od wysokości reliefu. Jedynie w drugim wypadku mamy pewność, że uda nam się zmierzyć wysokość reliefu za pomocą suwmiarki. W trzecim wypadku może się okazać, że szczytowy punkt reliefu będzie zbyt wysoko, żeby dosięgnęła go suwmiarka. Nawet jeśli będziemy mieli takie szczęście w pomiarze, że wysokość reliefu pokrywa się z wysokością rantu, to i tak suwmiarka nie pozwoli nam dowiedzieć się jaka jest głębokość medalu na dnie reliefu.

Okazuje się, że wszystkie te problemy można dość łatwo rozwiązać za pomocą miarki do mierzenia grubości diamentów. Owszem, urządzenie przeznaczone jest do czegoś zupełnie innego, ale doskonale sprawdza się w nowej roli. Pozwala na pomiar grubości obiektu w precyzyjnie wyznaczonym punkcie.

Konkretne urządzenie z którego korzystam pozwala także na zmierzenie wewnętrznej średnicy otworu, czyli na przykład ucha medalu lub odległości między dwoma punktami na płaszczyźnie obiektu. Jest to wskaźnik Leveridge wyprodukowany przez Micromat. Korzysta się z niego w ten sposób, że zaciska się miarkę w dowolnym punkcie, w którym ma być dokonany pomiar. Wskazówka pokaże grubość obiektu z dokładnością do dziesiątej części milimetra.

Urządzenie posiada w zasadzie tylko dwie istotne wady. Pierwszą z nich jest duża wrażliwość na uszkodzenia mechaniczne. Trzeba uważać, żeby nie upadło. Może to spowodować zniszczenie mechanizmu pomiarowego lub samego urządzenia. Drugą wadą jest relatywnie niska skala pomiaru, która kończy się na 22,3 mm. W przypadku pomiaru grubości obiektów jest to skala wystarczająca aż nadto. Nie pozwala ona jednak na pomiar po zewnętrznym obrysie prawie żadnego obiektu kolekcjonerskiego. Dlatego, ze względu na wysoką cenę urządzenia, należy się zastanowić nad tym czy będzie nam konieczne. Ewentualnie można kupić urządzenie używane i oddać je do kalibracji.

Published 3 December 2016

Gwiazda Polskiej Akademii Literatury

Gwiazda Polskiej Akademii LiteraturyNa zakończonej dziś aukcji krakowskiej DESY sprzedana została bardzo ciekawa odznaka, jaką jest Gwiazda Polskiej Akademii Literatury. Ponieważ jest to pamiątka bardzo rzadka, a niniejszy wpis wymagał będzie umieszczenia większej liczby ilustracji, pozwolę sobie dla jego wydłużenia przytoczyć nieco więcej informacji o samej Akademii.

Została ona utworzona zarządzeniem Rady Ministrów w 1933 roku, w celu “zapewnienia literaturze polskiej należnego stanowiska w życiu narodu, odpowiednio do jej wielkich zasług w podtrzymywaniu ducha narodowego w czasach walki o niepodległość oraz wywyższenia jej jako narzędzia, poprzez które wypowiada się dusza narodu w najbardziej idealnych pierwiastkach, jak również umożliwienia pisarzom polskim oddziaływania na społeczeństwo w kierunku wzmożenia poczucia państwowości polskiej oraz współpracy z rządem nad budową świetnej przyszłości państwa Polskiego“.

Ignacy Mościcki z gwiazdą Polskiej Akademii UmiejętnościPolska Akademia Literatury składała się z piętnastu mianowanych dożywotnio członków. Na wypadek gdyby któryś z nich umarł, nowego członka można było mianować wyłącznie na wniosek Akademii, wspólnym zarządzeniem premiera i Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego z grona wybitnych pisarzy, zasłużonych na polu literatury. Ustawą z 1937 roku liczbę członków zwiększono do 21 osób. Ponadto Akademia mogła powołać członków korespondentów “spośród wybitnych pisarzy cudzoziemskich“. Można przypuszczać, że Akademia powołała takich członków korespondentów, ponieważ w czasie pobytu w Polsce odwiedziło ją na uroczystych odczytach przynajmniej kilku pisarzy zagranicznych.

Choć cytowane wyżej zarządzenie Rady Ministrów przewidywało także instytucję członków honorowych. Wikipedia podaje, że byli nimi między innymi Ignacy Mościcki i Józef Piłsudski. Wydaje się to bardzo prawdopodobne, ponieważ znane są zdjęcia prezydenta Mościckiego z omawiają gwiazdą. Jednocześnie w zbiorach Muzeum Wojska Polskiego znajduje się egzemplarz gwiazdy należący do pierwszego marszałka Polski. Jest on pokazany jako pierwsza ilustracja tego wpisu. Nie można wykluczyć, że honorowym członkiem akademii został także marszałek Rydz-Śmigły, który przynajmniej 1936 roku uczestniczył w dorocznym posiedzeniu Akademii.

Wzór odznaki Polskiej Akademii LiteraturyCzłonkowie Akademii nosili “tytuł Akademików Literatury oraz odznakę honorową“. Na marginesie całego opisu powstaje pytanie, czy rzeczywiście była to odznaka, czy też oznaka. Wydaje się jednak, że w tym wypadku rozumienie tego pojęcia z okresu międzywojennego pokrywa się ze współczesnym. Skoro gwiazdę nosili nie tylko członkowie rzeczywiści, ale także honorowi oraz przyjęci do niej członkowie korespondenci, czyli osoby których zasługi i twórczość w ten sposób wyróżniono – można mówić w takim wypadku o odznace. Jej wzór określało zarządzenie Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego z dnia 21 lutego 1934 roku o odznace honorowej członków Polskiej Akademii Literatury, wydane w wykonaniu omawianego wyżej zarządzenia Rady Ministrów. Wydanie zarządzenia o odznace dopiero kilka miesięcy po ustanowieniu Akademii jest nieco zaskakujące, ponieważ odznaka była już wykonana i noszona przez jej członków w trakcie posiedzenia inauguracyjnego w dniu 8 listopada 1934 roku.

projekt gwiazdy Polskiej Akademii LiteraturyZgodnie z zarządzeniem “Gwiazda Polskiej Akademii Literatury składa się z sześciu promieni w formie złoconych pasków, złączonych sześcioma ornamentacyjnymi ażurowymi polami srebrnymi, wypełnionych krótszymi potrójnymi promieniami złoconymi. Średnica gwiazdy wynosi 70 mm. W środku gwiazdy na skrzyżowaniu promieni znajduje się pole eliptyczne, pokryte amarantową emalią w srebrnym otoku. Na emalii dwa złączone skrzydła orła, srebrne oksydowane ze srebrnym oksydowanym monogramem AL pośrodku“. Wzór rysunkowy gwiazdy zawarty był w załączniku i został umieszczony obok poprzedniego akapitu. Prawo noszenia gwiazdy przysługiwało każdemu Akademikowi Literatury i członkom honorowym. Pierwsze sformułowanie pozostawia pewną niepewność co do tego, czy prawo noszenia odznaki przysługiwało także członkom korespondentom, ale wydaje się że raczej należy rozwiać tą wątpliwość na ich korzyść. Projektantem gwiazdy był Wojciech Jastrzębowski. Artysta zbliżony do kręgów rządowych, były dyrektor departamentu sztuki w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego oraz później rektor warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. Rysunek jego projektu widoczny jest po lewej stronie.

Zofia Nałkowska z odznaką Polskiej Akademii LiteraturyOdznaka honorowa “nosi się na lewej piersi“. W przypadku mężczyzn jej położeni na ubierze wydaje się być dość łatwe do ustalenia, na podstawie tak sformułowanego opisu. Przykład założenia gwiazdy na fraku widoczny jest zresztą na prezentowanym wyżej zdjęciu prezydenta Ignacego Mościckiego. Pewną wątpliwość może budzić sposób przypięcia gwiazdy na stroju kobiecym. W końcu lata 30-ste XX wieku to okres kiedy emancypacja kobiet już postępowała i można być się spodziewać, że będą one w gronie najwybitniejszych polskich literatów. Rzeczywiście tak się stało, a przykład noszenia gwiazdy widoczny jest na zdjęciu Zofii Nałkowskiej. Prezentowane po lewej stronie zdjęcie pochodzi z posiedzenia inauguracyjnego Polskiej Akademii Literatury. Gwiazda upięta jest bezpośrednio na sukni, ale nieco wyżej niż w przypadku mężczyzn. Z drugiej strony uwagę zwraca bardzo rzadka obecność gwiazd na strojach członków Akademii, nawet podczas jej oficjalnych uroczystości, takich jak wręczanie nagród, doroczne posiedzenia, odczyty zagranicznych pisarzy, a nawet uroczystość przyjęcia nowego członka. W trakcie posiedzenia Polskiej Akademii Literatury w sali Sejmu Śląskiego w grudniu 1936 roku, tylko część Akademików miała przypiętą gwiazdę. Jest to o tyle zaskakujące, że musiało to być bardzo prestiżowe wyróżnienie. Mogą sobie wyobrazić, że przeciwko noszeniu gwiazdy przemawiały wyłącznie względy praktyczne. Noszona była bowiem na agrafie, która niewątpliwie musiała ingerować w strój. Ten kogo nie było stać na uszkodzenie materiału we fraku, pewnie zmuszony był zrezygnować z dekoracji.

odznaka honrowa Polskiej Akademii Literatury

Po tym dość długim wstępie pozwolę sobie nareszcie przejść do gwiazdy oferowanej na aukcji w krakowskiej DESIE. Jej zdjęcie widoczne jest po lewej stronie. Moją uwagę zwrócił fakt, że różni się ona nieznacznie od egzemplarza zdeponowanego w Muzeum Wojska Polskiego. Przed przejściem do omówienia tych różnic, chciał bym zwrócić uwagę na jeszcze jedną zależność.

Znaczenia i pozycji marszałka Piłsudskiego w 1933 roku tłumaczyć nikomu nie trzeba. Można więc z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć, że należał on do grona osób, które otrzymały odznakę honorową jako pierwszej, już pod koniec 1933 roku. Jeśli dokonamy porównania egzemplarze do niego należącego z projektem Wojciecha Jastrzębowskiego oraz wzorem opublikowanym w Monitorze Polskim, można dojść do wniosku, że wzór urzędowy (opublikowany w początku 1934 roku) oparty był o wykonane wcześniej (w 1933 roku) egzemplarze. Czyli pojawiły się w kolejności projekt -> egzemplarz -> wzór urzędowy, zamiast projekt -> wzór urzędowy -> egzemplarz.

pal-skrzydlaPierwsza różnica jaką można zauważyć pomiędzy dwoma gwiazdami widoczna jest na skrzydłach wokół inicjałów AL. Na gwieździe marszałka Piłsudskiego skrzydła zakończone są w sposób bardziej miękki i są grubsze. Skrzydła odznaki oferowanej w DESIE są bardziej smukłe i strzeliste. Choć wymagało by to dokładnego pomiaru, ponieważ zdjęcie może przekłamać tak delikatne proporcje, mam też wrażenie, że skrzydła drugiej odznaki są nieco wyższe od tych pierwszych. Podobna pomyłka może być związana z wrażeniem dotyczących różnicy w grubości ramienia litery A. Na jednej drugim egzemplarzu gwiazdy wydaje się ono grubsze. Należy jednak pamiętać, że może to być złudzenie spowodowane padającym w tym miejscu cieniem.

pal-ramionaDruga różnica dotyczy ornamentowych, ażurowych pasków, jak zostało to określone w zarządzeniu ustanawiającym odznakę. W pierwszym z omawianych przykładów wewnętrzna część tego paska jest wyraźnie grubsza i posiada fakturowaną powierzchnię. Co ciekawe wydaje się, że to fakturowanie znalazło swoje odzwierciedlenie także w urzędowym wzorze. To mogło by potwierdzać, że wzór opublikowany w Monitorze Polskim wykonany był na podstawie egzemplarzy widzianych z natury, a nie na podstawie projektu autorstwa Wojciecha Jastrzębowskiego. W drugim egzemplarzu (krakowskim) wewnętrzna część paska jest znacznie cieńsza i nie posiada żadnej faktury. Co prawda nie jest to powtarzalna cecha warsztatowa ale warto podkreślić, że w egzemplarzu oferowanym przez DESĘ dość kiepsko wykonane zostało złocenie. Pokrywa ono nie tylko promienie, ale w niektórych miejscach zachodzi także na omawiane paski.

pal-owalOstatnie trzy różnice, na które chciałem zwrócić uwagę są w moim przekonaniu niewątpliwe i dobrze obrazuje je przedstawione obok zestawienie. Owal w centralnym punkcie odznaki w pierwszym egzemplarzu jest bardziej spłaszczony, a w drugim bardziej smukły. Srebrna ramka okalająca owal jest w pierwszym egzemplarzu cieńsza, a w drugim gruba. Różnicę w odcieniu emalii, która co prawda jest widoczna na porównaniu nie warto w tym miejscu rozpatrywać, ponieważ może być prostym skutkiem naświetlenia przy wykonywaniu zdjęć. Ostatnia różnica dotyczy żłobkowania pod emalią. W egzemplarzu gwiazdy należącej do marszałka Piłsudskiego proste pociągnięcia rylca tworzące promienie, przedzielone są szesnastoma promieniami wykonanymi przez następujące po sobie kropki. W przypadku egzemplarza z krakowskiej DESY wydaje się, że taki szczególny promień jest tylko jeden.

pal-posiedzenieW moim przekonaniu oznacza to, że porównane wyżej egzemplarze musiały być wykonane przynajmniej w różnym czasie, a być może nawet z innych matryc. Jest to o tyle zaskakujące, że liczba potencjalnie odznaczonych taką gwiazdą jest stosunkowo niewielka. Początkowo Akademia liczyła 15 członków. W 1937 roku liczbę tą zwiększono do 21 członków. W miejsce Akademików, którzy zmarli lub zrezygnowali z członkostwa powołano czterech nowych. Do tego dochodzi nie mniej jak dwóch członków honorowych oraz nieznana liczba członków korespondentów. Na tej podstawie można przyjąć następujące założenia badawcze. Na pewno wykonano co najmniej 17 egzemplarzy. Dla 15 pierwszych Akademików i prezydenta Mościckiego – co znajduje potwierdzenie w fotografiach archiwalnych oraz dla marszałka Piłsudskiego, ponieważ zachował się jego egzemplarz. Najprawdopodobniej wykonano co najmniej 27 egzemplarzy. Z tego 21 dla członków w 1937 roku, 4 dla członków którzy weszli na miejsce tych zmarłych lub którzy zrezygnowali oraz wspomniane wyżej egzemplarze dla Mościckiego i Piłsudskiego. Najprawdopodobniej rzadkość gwiazdy można określić jako R5, czyli w przedziale od 31 do 200 wykonanych egzemplarzy. Jeśli przyjąć, że poza Mościckim oraz Piłsudskim gwiazdy posiadali inni członkowie honorowi jak np. Kazimierz Przerwa-Tetmajer i członkowie korespondenci to śmiało można przyjąć, że ich liczba przebiła 30 egzemplarzy. Wskazują na to zdjęcia z zebrań Akademii, na których zawsze widać przynajmniej kilkadziesiąt osób. Obok widoczne jest zdjęcie wykonane w trakcie uroczystego zebrania w pierwszą rocznicę utworzenia Akademii. Na większą liczbę wykonanych egzemplarzy i powstawanie kolejnych sztuk po 1933 roku wskazują także różnice wymienione w tym wpisie.

 

Published 1 December 2016

Odznaka Kursu Oficerów Gospodarczych

W ostatOdznaka kursów oficerów gospodarczychnich latach coraz częściej spotyka się odznakę przedstawiającą orła siedzącego na tarczy z napisem KOG 1920. Odznaka jest bardzo dobrze skomponowana i wyróżnia ją wyjątkowo elegancki orzeł. Jest też doskonałym przykładem tego jak “wiedza handlarską”, za pomocą mechanizmu plotki powoli staje się “prawdą”.

Ponieważ nikt nie wiedział do czego odnoszą się inicjały KOG, a odznaka nie była opisana w literaturze, dość naturalnie zaczęły się domysły. Początkowo słyszałem, że skrót “być może oznacza Korpus Ochrony Granic”. Na moje pytanie czym był Korpus Ochrony Granic dowiadywałem się, że była to formacja poprzedzająca Korpus Ochrony Pogranicza. Niestety nikomu nie udało się wskazać literatury potwierdzającej istnienie takiej formacji. Nie przeszkadzało to jednak aby po kilku latach być może przekształciło się w pewnik. Obecnie nawet renomowane domy aukcyjne takie jak DESA w Krakowie, czy Gabinet Numizmatyczny Damiana Marciniaka* oferują ją właśnie pod taką nazwą, bez jakichkolwiek wątpliwości. Chlubnym wyjątkiem jest tu Antykwariat Numizmatyczny Niemczyk, który ograniczył opis do podania skrótu. Ponieważ opis aukcji nie zawiera informacji o dacie oferty nie umiem powiedzieć, czy było to przed czy po odejściu z zespołu Arkadiusza Pawłowskiego, który wypracował renomę tego antykwariatu w zakresie odznak.

Ponieważ nikt nie przedstawił mi wiarygodnego argumentu, dlaczego skrót KOG należy rozwinąć we wspomniany wyżej sposób, zacząłem się sam zastanawiać co może on oznaczać. Wtedy moją uwagę zwróciły dwa kłosy widoczne po bokach odznaki. Wychodzą z tej symboliki przypomniałem sobie o Kursach Oficerów Gospodarczych, które organizowane były na przestrzeni 1919 i 1920 roku na terenie poszczególnych Dowództw Okręgów Korpusów. Kiedy w 1918 roku powstało Wojsko Polskie i stopniowo się rozrastało aż do szczytu swojej liczebności w 1920 roku, konieczne było sprawne zorganizowanie aprowizacji. Wymagało to szkolenia oficerów i podoficerów gospodarczych. W tym celu począwszy od 1919 roku organizowano odpowiednie kursy. Przypuszczam, że odznaka jest pamiątką po jednym z nich. Znów – przypuszcza, ale nie mogę tego powiedzieć z całą pewnością. Wydaje mi się jednak, że jest to bardziej prawdopodobne od tego, że odznaka upamiętnia mityczny Korpus Ochrony Granic.

Odrębny problem to oryginalność poszczególnych odznak. Nie ulega wątpliwości, że ich nagły wysyp w kilku ostatnich latach oraz różnorodność stopów metali z jakich są wykonane, musi świadczyć o zaangażowaniu fałszerzy. Spotkałem się z teorią, że odznaki z widoczną kontrą (w przeciwieństwie do odznak bez niej) są oryginalne. Kto inny uważa, że odznaki barwy srebrnej są oryginalne, a te brązowe już nie. Ponieważ nie ma źródeł w których można by te koncepcje zweryfikować, nikt nie potrafi powiedzieć dlaczego właśnie ta, a nie inna cecha miała by świadczyć o oryginalności. Pozostaje więc tylko czekać, która plotka lepiej przebije się do świadomości i zostanie przyjęta jako prawdziwa.

Published 27 November 2016

I Konferencja Medalierska – podsumowanie

I Konferencja Medalierska - zwiedzanie Muzeum CzapskichW zeszły piątek zakończyła się I Konferencja Medalierska organizowana wspólnie przez Muzeum Narodowe w Krakowie, w ramach którego działa Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego oraz Polskie Towarzystwo Numizmatyczne i Instytut Historii Sztuki UJ. Zainteresowanie było spore. Łącznie zgłoszonych zostało 37 referatów i tylko pojedyncze nie zostały wygłoszone. Jeszcze bardziej cieszy fakt, że słuchaczami byli nie tylko sami prelegenci.

Największą uwagę zwrócił referat dr Arkadiusza Dymowskiego, który zrecenzował znane z różnych źródeł definicje medalu i zaproponował swoją własną. Zrobił to z zastrzeżeniem, że ustalenie precyzyjnej definicji jest przynajmniej na tym etapie stanu badań niemożliwe. Nie sposób się z tym nie zgodzić, ponieważ w późniejszej dyskusji padło wiele ciekawych spostrzeżeń dotyczących zakresu poruszanej definicji. Jednym z problemów jaki pojawił się także w tytule referatu dr Dymowskiego, była granica pojęciowa między medalem, a żetonem. Szczególnie ciekawą uwagę zgłosił obecny na sali historyków sztuki, którego nazwiska niestety nie znam. Podkreślił, że w jego przekonaniu różnica między medale, a żetonem nie leży ani w wielkości, a w jakości wykonania. Dla rozróżnienia tych dwóch obiektów istotny jest relief. Jego zdaniem medal cechuje się głębokim i zróżnicowanym reliefem. Przeznaczony jest do oglądania w dłoni i ma zachęcać do obracania go pod różnymi kątami, tak aby za pomocą światła znaleźć najlepsze ujęcie. Natomiast żeton to w jego rozumieniu “grafika w metalu”, czyli płaskie odwzorowanie pożądanego obrazu.

Ciekawe były także interpretacje treści medali z okresu Królestwa Polskiego (1815-1830) przedstawione przez dr Mikołaja Getka-Keniga, czy historia działalności medalierskiej Towarzystwa Numizmatycznego omówiona przez Mateusza Woźniaka. Miłym dodatkiem było także zwiedzenia Muzeum Czapskich, gdzie prezentowano wystawę starodruków numizmatyczny i nabytków z ostatnich kilkunastu lat. Przy okazji można było zwiedzić ekspozycję drugiego piętra gdzie znajdują się interesujące z mojego punktu widzenia medale XIX wieczne. Tym samym konferencję można zaliczyć do udanych i pozostaje mieć nadzieję, że w przyszłym roku odbędzie się jej druga edycja.

Published 27 November 2016

Barwa robi różnicę

medalik pamiątkowy Imre TököliegoNa początku marca opisywałem medalik pamiątkowy z podobizną Imre Tököliego. Zawieszony był na dwubarwnej niebiesko-czerwonej wstążce. Wtedy nie przywiązałem do tego większego znaczenia. Wczoraj w węgierskim antykwariacie Darabanth zakończyła się aukcja podobnego medaliku. Na podstawie zdjęć trudno określić, czy był wykonany z innego stopu metali niż poprzedni medalik. Co jednak różni je bez wątpienia, to wstążka na jakiej zawieszony jest drugi medali. Składa się ona odpowiednio z barwy czerwonej, białej i zielonej. Bez trudu można zidentyfikować je jako kolory flagi węgierskiej, symbolizujące siłę, wiarę i nadzieję. Na zdjęciu obok łatwo zauważyć, że wstążeczka była niewielka i raczej pełniła funkcję ozdoby niż praktycznego elementu pozwalającego na mocowanie medalika. Dlatego można przypuszczać, że medalik mocowany był na ubraniu na za pomocą jakiejś dodatkowe szpilki, która nie zachowała się do dnia dzisiejszego.

Bardziej zagadkowe wydają się kolory pierwszej wstążki. Można jednak przypuszczać, że odnoszą się one do herbu Kieżmarku. Prawo do jego używania miasto otrzymało w 1463 roku. Chociaż według Wikipedii wygląd herbu nie zmienił się od tego czasu łatwo zauważyć, że do końca tak nie jest. Po prawej stronie widać wizerunek herbu przedstawiony na dokumencie udzielającym miastu prawo używania herbu. Widoczne na nim elementy barwy czarnej, na późniejszych wyobrażeniach herbu mają już barwę białą. Jak sądzę nie jest to różnica przypadkowa. Anioł widoczny na pierwszym herbie posiada białą szatę co oznacza, że nie było przeszkód do użycia tego koloru także na herbie.

herb KieżmarkuWracając jednak do wstążki omawianego medaliku trzeba się odnieść do wyobrażenia herbu z 1906 roku. W tamtym czasie elementy czarne były już białe. Jeśli pominąć właśnie tą barwę i barwę złotą (która widoczna jest na koronie, detalach mieczy i w centrum kwiatu), to pozostają tylko kolory niebieski i czerwony. Dokładnie takie jak na wstążce pierwszego z opisywanych medalików.

Można więc przyjąć, że osoba która nosiła pierwszy medalik traktowała go oraz związane z nim wydarzenia sprowadzenia zwłok Imre Tököliego, jako wydarzenie związane ściśle z historią miasta. W drugim przypadku można mówić o manifestacji węgierskich uczuć narodowych. Tym samym okazuje się, że nawet kolor wstążki na jakiej zawieszony jest medalik ma znaczenie. Warto na to zwracać uwagę przy ocenie różnych pamiątek historycznych, ponieważ może nam to podpowiedzieć ciekawe informacje na ich temat. W tym przypadku jest to o tyle ciekawa informacja, że wcześniej nie wiedziałem jakie są tradycyjne barwy Kieżmarku. Informacji takiej nie znalazłem także teraz, kiedy szukałem jej w internecie.

Published 2 November 2016

Z twarzy podobny zupełnie do nikogo

medalW zeszłym tygodniu na jednej z aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatycznego pojawił się ciekawy medal wybity w srebrze. Zgodnie z opisem aukcji, na jednej stronie wyobrażony miał być Fryderyk August Król Saski i Książę Warszawski. Odwrotna strona miała przedstawiać księcia Adama Czartoryskiego. Patrząc na medal miałem minimalne wątpliwości co do Czartoryskiego, ale znając jego starczą fotografię wykonaną w Paryżu przez Feliksa Nadara uznałem, że to całkiem prawdopodobne wyobrażenie. Wątpliwości brały się bardziej z tego, że w okresie Księstwa Warszawskiego Czartoryski opowiadał się po stronie Rosji. Pomyślałem, że medal mógł być wyrazem jakiegoś sentymentu za politycznymi przywódcami Księstwa Warszawskiego i powstania listopadowego. Z tego względu wydał mi się ciekawy i nawet go zalicytowałem.

Ku mojemu zaskoczeniu otrzymałem dziś wiadomość, że WCN wycofał ofertę. Wszedłem na stronę aukcji i zobaczyłem, że medal ma już zmieniony opis i został całkowicie wycofany z licytacji. Zgodnie z nowym opisem medal miał być wybity w USA. Szybkie przeszukanie Google pozwoliło mi ustalić, że medal rzeczywiście został wybity w stanach i przedstawia prezydentów Lincolna Washingtona i Andrew Jacksona. Podobne medale w różnych konfiguracjach były wykonywane także z podobiznami prezydentów Abrahama Lincolna, Ulyssesa Granta i Jamesa Garfielda. Występowały w dwóch wielkościach w złocie, srebrze i srebrzonym mosiądzu. Ceny medali na aukcjach w USA wskazują, że jest to pamiątka stosunkowo popularna.

Z całej tej historii płynie dość prosta nauczka, żeby nie sugerować się tym co się samemu chce zobaczyć. Jak teraz myślę o medalu przedstawiającym Fryderyka Augusta i Adama Czartoryskiego, to wystąpienie takiej konfiguracji wydaje mi się mało prawdopodobne. Inna sprawa, że wyobrażenia są rzeczywiście podobne i nie dziwię się pracownikom WCN, że się pomylili. W końcu sam się też nabrałem. To pokazuje także, jak łatwo przy pewnym uproszczeniu profili o pomyłkę. Link do aukcji celowo zamieszczam na końcu, żeby nie psuć niespodzianki na początku czytania postu.

Published 1 November 2016

Powstaniec Śląski – barwa i znak

powstaniec-slaski-barwa-i-znakW trakcie długiego weekendu miałem przyjemność przeczytać książkę Jarosława Wrońskiego, Grzegorza Grześkowiaka i Wojciecha Czerwińskiego pod tytułem “Powstaniec Śląski – barwa i znak”. Prezentuje ona oznaki i odznaki związane w powstaniami śląskimi oraz organizacjami kombatanckimi. Ze względu na oddolny charakter powstań, barwa i znak tego okresu są bardzo skromne. Znalazło to swoje odzwierciedlenie w publikacji, która w większości poświęcona jest pamiątkom kombatanckim. Nie rzutuje to jednak w najmniejszym stopniu na atrakcyjność książki, ponieważ jej dominująca część dotyczy pamiątek z okresu poprzedzającego drugą wojnę światową. Autorzy nie zapomnieli także o powojennych organizacjach kombatanckich i pamiątkach z nimi związanych. Temat rzeczywiście ujęty jest całościowo, czasem nawet może za szeroko.

Książka cechuje się wysokim poziomem merytorycznym i obok opisu barwy i znaków przedstawia tło historyczne powstań śląskich, czy historię poszczególnych oddziałów i organizacji kombatanckich. Odznaczenia przyznawane powstańcom ale także innym żołnierzom przedstawiono w szerszym kontekście, nie ograniczając się jedynie do aspektu związanego z tematem publikacji. Całość przedstawiona jest w sposób przystępny dla początkującego czytelnika. Jak sądzę, zamysłem autorów było przedstawić treść w taki sposób, aby mógł ją zrozumieć nawet czytelnik nie znający historii powstań.

Książka wydana jest w formacie zbliżonym do A4 na kredowym papierze, co zapewnia dobrą jakość i wielkość reprodukowanych zdjęć. W publikacji jest ich naprawdę sporo. Są to zarówno reprodukcje fotografii z epoki, zdjęcia pamiątek, jak też ilustracje przygotowane specjalnie na potrzeby książki. Pod względem ilustracji i składu książka jest nienaganna. Miękka okładka ze skrzydełkami pozwala na wygodną lekturę. Jest to miła odmiana w stosunku do większości podobnych pozycji. Czasem mam wrażenie, że wydawcy lub autorzy pragnąć podnieść twardą oprawą prestiż swoich publikacji, zapominają o komforcie czytania. Jedynym zauważalnym minusem książki jest brak korekty językowej, W skutek czego major Feyler stał się na sąsiedniej stronie majorem Fyeler.

Książkę wydało Muzeum Powstań Śląskich w Świętochłowicach. Niestety w publikacji brak jest informacji o nakładzie. Jednocześnie nie znalazłem książki za pośrednictwem Googla w żadnej księgarni internetowej. Mam więc nadzieję, że nie będzie to jedna z niszowych publikacji dostępnych tylko w muzealnym sklepiku. Była by wielka szkoda, gdyby tak się stało.

Published 16 October 2016

Václav Měřička a sprawa polska

dsc_1975Jeden z zaprzyjaźnionych numizmatyków, który zbiera materiały do nowej publikacji zaproponował żebym wybrał się z nim w charakterze tłumacza do Muzeum Narodowego w Pradze. Zgodziłem się bez wahania uznając, że może to być dobra okazja żeby zobaczyć także coś z interesujących mnie tematów. Sukces był umiarkowany, ponieważ Praskie muzeum przechowuje inwentarze w stolicy, a zbiory numizmatyczne 270 km dalej w Kromieryżu. Dlatego poza zamówionymi wcześniej pamiątkami nie mogliśmy zobaczyć niczego więcej na miejscu. Udało mi się jednak przejrzeć inwentarze zespołu medali i orderów.

Jednym z nich był inwentarz kolekcji Václava Měřički. Jest on jednym z bardziej znanych kolekcjonerów orderów i odznaczeń w dawnym bloku komunistycznym. Uchodzi za autora pojęcia falerystyka, choć w książce Vladimira Považana pod tym samym tytułem znalazłem informację, że po raz pierwszy terminu tego użył Oldřich Pilc w 1937 roku. W Czechach cieszył się szerokim uznaniem, ale nie doczekał się swojej biografii na wikipedii. Po śmierci cały swój zbiór i bibliotekę przekazał Muzeum Narodowemu. Choć minęło już piętnaście lat od tego momentu zbiór i biblioteka nie zostały jeszcze opracowane w całości. Szczególnie zaskakujące jest to, że bibliotekarze muzeum nie tylko nie opracowali notatek Měřički, ale nawet nie wiedzą co się w nich znajduje.

Na szczęście zespół pamiątek związanych z Polską, jakie zgromadził Měřička jest już opracowany i kustosz potwierdził jego kompletność. Kwiatem tego zespołu jest medal Virtuti Militari z 1792 roku. Do zbioru Měřički trafił on w 1963 roku z innego zbioru budowanego w Pradze. W latach osiemdziesiątych XX wieku właściciel wycenił go na 5.000 koron Czechosłowackich. Trudno jest mi dzisiaj ocenić jaka była wtedy wartość nabywcza korony, ale w 1985 roku najwyższy drukowany nominał banknotu wynosił 1.000 koron, a krzyże Virtuti Militari z okresu międzywojennego wyceniał na 3.000 koron. To daje mi pewność, że przedstawiona wycena musiała być zaniżona. Co ciekawe, poza oryginalnym medalem Virtuti Militari w zbiorze znajduje się także kopia medalu, która została zakupiona w 1981 roku.

Drugim obiektem z kolekcji Měřički którego żałowałem, że nie miałem okazji zobaczyć, był niezidentyfikowany krzyż, którego opis wskazuje na order św. Stanisława z okresu Królestwa Polskiego przed powstaniem listopadowym. Ewentualnie może być to także jakieś dystynktorium kanoniczne. Zaskoczyło mnie, że Měřička nie poradził sobie z jego identyfikacją. Podzieliłem się tą uwagą z kustoszem który stwierdził, że w inwentarzu Měřički znajduje się wiele błędów wskazujących na to, że jego wiedza poszerzała się wraz z upływem czasu. Zaskoczyło mnie to, ponieważ inwentarz był wykonany z całą pewnością po 1981 roku, kiedy Měřička miał już 65 lat i sporo publikacji za sobą.

Potwierdzeniem powierzchowności jego wiedzy jest informacja w inwentarzu wskazująca, że krzyże orderu Virtuti Militari w okresie międzywojennym wykonywała Mennica Warszawska. Jeden z takich krzyży otrzymał w prezencie od mjr Mieczysława Wełny w 1954 roku razem z Krzyżem Walecznych oraz brązowym medalem Zasłużonym na polu chwały.

Łącznie obiektów pochodzących sprzed 1939 roku w kolekcji Měřički było około 15%, Sympatyczną ciekawostką jest order Odrodzenia Polski I klasy nadany w 1927 roku dla dr Františka Peroutka, ministra przemysłu, handlu i przedsiębiorczości – znów przez Měřičkę błędnie opisanego jako ministra finansów.

Reszta to pamiątki z okresu PRL i to w większości nie najwyższych lotów. Na ich tle wybija się pozłacany order budowniczego Polski ludowej. Około połowy wszystkich obiektów pochodzi z zakupów dokonywanych od jednej osoby z północnych Czech. Przewijają się także cztery nazwiska z Polski. Jedno z nich identyfikuję jako zbieracza, inny opisany jest jako pracownik ambasady Polskiej w Pradze. Jeden obiekt pozyskany był przez Měřičkę w 1977 roku w sklepie numizmatycznym w Warszawie.

Nawet medal Virtuti Militari z 1792 roku nie jest w stanie zatrzeć ogólnego wrażenia przypadkowości tego zbioru, komponowanego bez większej refleksji. Jestem przekonany, że Měřička brał to, co akurat było pod ręką i w dobrej cenie. Kustosz zespołu medali i orderów ma marzenie żeby ukazała się wielotomowa publikacja ze zbiorem Měřički. Jeśli zespoły dotyczące innych państw wyglądają podobnie do Polskiego, to nie wróżę tej serii wielkiego powodzenia.

* Ponieważ obiektów z kolekcji Měřički nie udało mi się zobaczyć, a tym bardziej uwiecznić na zdjęciach, ilustracją do wpisu jest zdjęcie korytarza z drzwiami do biur działu numizmatycznego.

Posts navigation

Prev 1 … 10 11 12 … 14 Next
Search for:

Najnowsze wpisy

  • Kartofel wrócił
  • Wszystko jest iluzją
  • Wiem, że nic nie wiem
  • Brzydkie kaczątko
  • Szczęśliwy numerek

Najnowsze komentarze

  • Kartofel wrócił – skelnik.pl on Jak stracić 10.000 euro przez nieuwagę?
  • Wąsowicz Ireneusz on Kolekcja czy też zbiór Zygmunta Stankiewicza
  • Na naszej Aukcji X – Falerystyka | on Odznaka pamiątkowa Szkoły Podchorążych Piechoty
  • Jakub on Znaczek III Zjazdu Prawników Czechosłowackich w Bratysławie 1930
  • Homepage on Virtuti Militari Cross by Picchiani and Barlacchi

Archiwum wpisów

  • August 2023 (1)
  • July 2023 (1)
  • June 2023 (1)
  • January 2023 (1)
  • September 2022 (2)
  • August 2022 (4)
  • July 2022 (3)
  • June 2022 (1)
  • February 2022 (2)
  • January 2022 (4)
  • December 2021 (3)
  • November 2021 (1)
  • April 2021 (3)
  • February 2021 (1)
  • January 2021 (3)
  • September 2020 (1)
  • June 2020 (4)
  • May 2020 (5)
  • April 2020 (6)
  • March 2020 (4)
  • February 2020 (1)
  • January 2020 (3)
  • December 2019 (1)
  • November 2019 (1)
  • October 2019 (3)
  • September 2019 (4)
  • August 2019 (1)
  • July 2019 (2)
  • May 2019 (4)
  • April 2019 (3)
  • March 2019 (2)
  • February 2019 (2)
  • December 2018 (2)
  • July 2018 (3)
  • June 2018 (3)
  • May 2018 (4)
  • April 2018 (6)
  • March 2018 (5)
  • February 2018 (5)
  • January 2018 (5)
  • December 2017 (4)
  • November 2017 (5)
  • October 2017 (6)
  • September 2017 (6)
  • August 2017 (4)
  • July 2017 (3)
  • June 2017 (9)
  • May 2017 (1)
  • April 2017 (1)
  • January 2017 (4)
  • December 2016 (6)
  • November 2016 (4)
  • October 2016 (1)
  • September 2016 (2)
  • August 2016 (1)
  • July 2016 (7)
  • May 2016 (6)
  • April 2016 (7)
  • March 2016 (12)
Copyright © 2023 Julian M. Skelnik. All rights reserved.