Skip to content
  • kolekcjonowanie
    • o kolekcjonowaniu
    • aktualności
    • książki
    • blogi
  • pamiątki
    • ordery i odznaczenia
    • odznaki i oznaki
    • medale
    • dokumenty
    • pozostałe
  • Słowacja
    • Kežmarok
    • Polska – Słowacja
    • XIX wiek
  • o mnie
    • o stronie
    • czego szukam?
skelnik.pl

pamiątki

historia ukryta w przedmiotach

kolekcjonowanie

Published 13 October 2019

16 aukcja Poznańskiego Domu Aukcyjnego

Rusza sezon aukcyjny, więc na reszcie jest o czym pisać. Tak sobie pomyślałem, kiedy zabierałem się do tego wpisu. Rzeczywiście ruszył i to na tyle ostro, że datę publikacji tego wpisu odkładałem kilkukrotnie. 16 aukcja Poznańskiego Domu Aukcyjnego była jednym z wydarzeń otwierających ten sezon aukcyjny. Dodatkowo jest to powrót do działalności aukcyjnej Sergiusza Stube, który przed kilku laty organizował wspólne aukcje z Podlaskim Gabinetem Numizmatycznym Marcina Melcera. Dlatego chciałem o nim napisać kilka zdań, ale bieżące wydarzenia ciągle opóźniały publikację tego postu. Dlatego nareszcie przejdźmy do rzeczy. Powrót można uznać za bardzo udany. Na dwudniowej aukcji zaoferowano ponad 1.700 obiektów z zakresu numizmatyki i dziedzin pokrewnych. Co jednak ważniejsze, to nie ilość tylko jakość oferowanych pamiątek świadczyła o sukcesie tej aukcji. Bardzo ciekawym zabiegiem, zachęcającym do uczestnictwa w aukcji, było rozpoczęcie licytacji od niskich, a czasem nawet od zaskakująco niskich, cen wywoławczych. W szczególności reguła ta dotyczyła działu literatury, w którym oferowany było aż 266 pozycji. To chyba największa tego typu oferta na nie bibliofilskiej aukcji. Wracając jednak do cen wywoławczych. Dla przykładu komplet czterech tomów Gabinetu medalów polskich hrabiego Raczyńskiego oferowany był z ceną wywoławczą 100 zł. Cały szereg innych, ciekawych i rzadkich pozycji z zakresu literatury numizmatycznej oferowany był nawet od 10 zł. Najwyraźniej Sergiusz Stube uznał, że jakość obroni się sama i miał rację. Literatura na aukcji sprzedana została w relatywnie wysokich cenach. Pora więc przejść do omówienia tego co na aukcjach interesuje mnie najbardziej, czyli medali.

Moją szczególną uwagę zwróciły dwa działy. Pierwszym z nich był obejmujący 198 pozycji dział medali. Z okresu Polski królewskiej można wskazać sympatyczny drobiazg jakim były medaliki wybity z okazji odsieczy wiedeńskiej i kilka medali z czasów panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego. Ciekawiej prezentowała się oferta medali XIX wiecznych, którą otwierał opisany na tej stronie medal w podziękowaniu za ostatnią dekadę XVIII wieku. Było także kilka klasyków, z których za ciekawostkę należy uznać pozłocony medal na pamiątkę śmierci ks. Józefa Poniatowskiego. Jednak moją uwagę zwrócił brązowy medal wzrostowi rękodzieł z późniejszym wykonaniem rewersu Józefa Majnerta. Egzemplarz został entuzjastycznie opisany jako “bardzo rzadki, niepublikowany w fachowej literaturze wariant z obustronną sygnaturą medaliera i bez daty w odcinku“. W rzeczywistości wariant taki jest oczywiście w literaturze notowany. Po raz pierwszy opisał go Henryk Sadowskie w swoim opracowaniu Ordery i odznaki zaszczytne w Polsce, Warszawa 1904, s. 184. Bardziej współcześnie tą odmianę rewersu opisano i zilustrowano w katalogu pod redakcją W. Garbaczewskiego; Przemysł  sztuka polityka, Poznań 2015, s. 260. Według Sadowskiego medal powinie mieć w odcinku ręcznie wygrawerowaną datę nadania. Biorąc pod uwagę wyraźne pęknięcia stempla i większą ilość zachowanych egzemplarzy tej odmiany przypuszczam, że jest to późniejsze bicie z oryginalnych stempli. Dokładnie taka sama kombinacja awersu i rewersu odbita w brązie jest mi znana z Muzeum Narodowego w Warszawie i jeszcze w jednej kolekcji prywatnej. (Egzemplarz reprodukowany w katalogu Garbaczewskiego posiada awers z Mikołajem.) O swoich wątpliwościach dotyczących opisu aukcji poinformowałem Sergiusza Stube, który za moje informacje podziękował, ale opisu nie zmienił. Śledziłem ten fragment aukcji i informacja nie została sprostowana także w trakcie aukcji. Ostatecznie medal został sprzedany za 4.370 zł.

Poza tym na aukcji było jeszcze kilka ciekawych i rzadko spotykanych medali, które niekoniecznie osiągały wysokie ceny. Jestem przekonany, że przynajmniej kilka osób zainteresowanych tym działem wyszło z aukcji bardzo zadowolonych. Zresztą to wrażenie musiało towarzyszyć także i tym zwycięzcom, który zmuszeni byli zapłacić bardziej rynkowe ceny. Wśród nich z pewnością był nabywca okładkowej pozycji, czyli multipli Zygmunta III Wazy odbitej ze stempli słynnej 100 dukatowej monety. Pomimo iż była to odbitka w srebrze, osiągnęła cenę 385.250 zł.

Published 8 October 2019

Medale polskie i z Polską związane z okresu Pierwszej Rzeczpospolitej

O zamiarze wydania tej publikacji słyszałem już jakiś czas temu i czekałem na nią z dużym zainteresowaniem. Prawdę mówiąc z zapowiedzi zrozumiałem, że ma to być katalog wszystkich medali polskich i z Polską, związanych, a nie tylko tych ze zbiorów Muzeum Zamku Królewskiego w Warszawie i Fundacji Zbiorów im. Ciechanowieckich. Nie będę ukrywał, że byłem tą informacją nieco rozczarowany, ale wynikało to głównie z braku mojej świadomości jak duże i jak wysokiej jakości są omawiane zbiory muzealne. Kiedy kurier przyniósł przesyłkę z dwoma tomami zrozumiałem, że ich uważna lektura i tak zajmie mi sporo czasu. Patrząc na to z innej strony, w katalogu znajduje się 461 pozycji, podczas kiedy w uznawanym za referencyjne opracowaniu hrabiego Raczyńskiego było ich 636. Przy czym trzeba zaznaczyć, że już na pierwszy rzut oka część pozycji się nie pokrywa. Co oznacza, że wykonane kompletnego katalogu medali polskich i z Polską związanych do końca XVIII wieku nie mogło by polegać tylko na prostym uzupełnieniu kolekcji zamkowej o brakujące 150-200 pozycji z Raczyńskiego. Wymagało by zupełnie odrębnych podstawowych badań, co jak potrafię zrozumieć, może leżeć poza zakresem zainteresowań lub choćby priorytetów Gabinetu Numizmatycznego MZK. Tym bardziej, że wykonana praca i tak jest imponująca, a współautorów zaledwie czworo. Zgodnie z informacją na stronie tytułowej katalog został bowiem opracowany przez Juliusza W. Zachera, Grzegorza Śnieżko i Michała Zawadzkiego przy współpracy Marty Męclewskiej.

Biorąc pod uwagę rozmiar publikacji zaskoczony byłem krótkim wprowadzeniem, obejmującym niecałe cztery strony tekstu. Zwięźle opisano w nim tradycję wynikającą z kolekcji medali Stanisława Augusta Poniatowskiego. Historię obecnej zamkowej kolekcji, na trzon której złożyły się dwie duże kolekcje prywatne ofiarowane muzeum. Kolekcja Stanisława Gawrońskiego liczyła ponad 800 medali, a medalowa część kolekcji gen. Jerzego Węsierskiego składała się z 729 pozycji. Dowiadujemy się także, że nieopisana w katalogu część zamkowych zbiorów medali pochodzi z prywatnych kolekcji Jarosława Kuryłowicza, Andrzeja Ciechanowieckiego i dawnego Banku Handlowego. (Na marginesie tych informacji warto się zastanowić, czy środowiska muzealne nie powinny przestać traktować kolekcjonerów jako zło konieczne.) Wreszcie otrzymujemy informację o sposobie ułożenia katalogu, który co do zasady podzielony został na kolejne panowania. Do układu tego, usankcjonowanego w polskiej literaturze długą tradycją, nie można mieć żadnych zastrzeżeń.

W samej części katalogowej duże wrażenie robią obszerne opisy poszczególnych medali, przygotowane z wyraźną uwagą i świeżym podejściem. Można odnieść wrażenie, że autorzy katalogu postawili sobie za cel stworzyć opisy medali zupełnie samodzielnie, na podstawie własnych ustaleń i przemyśleń. Jest to bardzo ożywcze zerwanie z powszechna praktyką przepisywania ustaleń XIX wiecznych autorów. Warto także podkreślić benedyktyńską pracę przy ustalaniu bibliografii dla poszczególnych medali. Drobiazgowość i szeroka kwerenda autorów omawianej publikacji jest imponująca. Podobnie jak pełny wykaz bibliografii umieszczony na końcu drugiego tomu. Żebym jednak nie rozpłynął się całkowicie w zachwytach nad omawianą publikacją, muszę zwrócić uwagę także na jedno rozczarowanie, którym są umieszczone w niej ilustracje. Wydając w XXI wieku książkę zawierającą blisko tysiąc zdjęć (awersy i rewersy) pięknych medali nie można oszczędzać na druku i publikować ich w skali szarości. Książka była wydana jako jedna z sześciu pozycji w przetargu opiewającym na łączna kwotę 47.507,33 zł. Nakład książki wynosi 300 egzemplarzy, a cena detaliczna 79 zł. Tak więc przychód ze sprzedaży wyniesie 23.700 zł. Oceniam, że to i tak więcej niż koszt druku. Do tego książka dostała dofinansowanie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Wydanie jej w takich warunkach i przy możliwościach finansowych Zamku Królewskiego ze zdjęciami w skali szarości jest dla mnie kompletnie niezrozumiałe. Dodajmy, że nawet małe jednoosobowe domy aukcyjne drukują dziś swoją ofertę w kolorze. Nawet gdyby kolorowe zdjęcia miały podnieść cenę druku, to i tak cena publikacji jest więcej niż umiarkowana i można ją było śmiało podnieść. Błędem było także ustalenie w warunkach zamówienia książki, że ma ona być wydrukowana na papierze matowym. Wreszcie wszystkie medale zostały wydrukowane w naturalnej wielkości. Z jednej strony zabieg ten był dobry, bo pozwala odczuć jakiej wielkości są poszczególne medale. Z drugiej strony zabrakło powiększenia przy np. ciemnym szarym zdjęciu medaliku (poz. 161) o średnicy 8 mm, wydrukowanym na matowym papierze. Dlatego uważam, że ten wyśmienity katalog został lekko zepsuty na etapie jego wydania. Nie mnie jednak uważam też, że jest to pozycja obowiązkowa dla każdej osoby która interesuje się polskim medalierstwem lub nawet szerzej numizmatyką.

Published 27 September 2019

NUMISMATICA CENTROEUROPAEA IV

W czwartek 26 września 2019 roku zakończyła się czwarta edycja konferencji Numismatica Centroeuropaea ale pierwsza w której miałem okazję uczestniczyć. Według organizatorów konferencji łączna liczba uczestników przekroczyła 70 osób, a wygłoszonych referatów było około 50. Uczestnicy rzeczywiście reprezentowali większość krajów Europy środkowej, więc nazwa konferencji nie była na wyrost. Tematem konferencji była wojna i pokój w numizmatyce. Trzeba jednak przyznać, że wielu uczestników trzymało się go bardzo luźno lub wcale. Z powodów organizacyjnych mogłem uczestniczyć tylko w jednym dniu konferencji i z tej perspektywy mogę powiedzieć, że było to przedsięwzięcie bardzo dobrze zorganizowane. Z samego rana mieliśmy możliwość zwiedzenia mennicy w Kremnicy. Uczestników konferencji zaproszono do obejrzenia wszystkich etapów produkcji monet euro, włącznie z tymi które nie są dostępne dla zwiedzających. Tak więc widzieliśmy nie tylko etap produkcji, ale także projektowania i wykonywania stempli. Oprowadzono nas także po części historycznej. Co ciekawe, w Kremnicy do dziś eksploatowane są prasy wstawione do pomieszczeń mennicy w 1918 roku, a wyprodukowane przez firmę Vulcan jeszcze przed pierwszą Wojną Światową. Podobny wiek miała stara maszyna redukcyjna do wykonywania stempli.

W dalszej kolejności odbyły się wykłady. Moją szczególną uwagę zwrócił wykład prof. Romana Zaorala na temat stosunków cenowych w Czechach w XIII wieku. Nie tylko temat okazał się być ciekawy, ale także forma jego prezentacji. W tej sesji miał możliwość przedstawienia także swojego skromnego referatu, który być może pojawi się także jako wpis na tej stronie. Na razie jednak pierwszeństwo ma publikacja pokonferencyjna, która planowana jest na przyszły rok.

W drugiej połowie dnia mieliśmy okazję pojechać do Španiej Doliny. Jest to wieś w której tradycyjnie wydobywało się miedź. Z punktu widzenia dzisiejszych możliwości technicznych złoża ulokowane w tym miejscu nie są zbyt atrakcyjne, ale przez wieki było to miejsce w którym można było pozyskiwać miedź dość łatwo. Z tego względu były czas kiedy była to jedna z większych kopalni miedzy na świecie. Swój złoty okres przeżywała w XV i XVIII wieku, a więc już dość dawno temu. To właśnie tam powstawały miseczki habanów, o których pisałem kiedyś na tej stronie. Špania Dolina jest miejscem wyjątkowo urokliwym, do którego z pewnością będę chciał jeszcze kiedyś wrócić. Nie tylko ze względu na widoki i architekturę, które tylko w części są w stanie oddać (nawet całkiem udane) zdjęcia w Google Image. Jest tam także bardzo ciekawe muzeum prowadzone przez aktywne bractwo górnicze, które bardzo intensywnie gromadzi wszelkie pamiątki związane z historią lokalnego górnictwa. Co jednak ważniejsze, poza pamiątkami bractwo działa mocno w celu pozyskania wiedzy i promocji historii. Z ich inicjatywy powstał film o historii górnictwa i wykorzystania miedzi, który emitowany był w weekend po naszej wizycie przez słowacką telewizję publiczną. Muszę przyznać, że byłem pod dużym wrażeniem ich aktywności. W konsekwencji z wyjazdu wróciłem bardzo zadowolony i jeśli otrzymam zaproszenie na następną edycję konferencji, z pewnością się na nią wybiorę. Plotki głosiły, że ma się odbyć w Czechach.

Published 17 September 2019

Piłsudski – recenzja filmu

Z jednej strony nie planowałem na tej stronie recenzowania filmów, a z drugiej strony mogę pisać tutaj o czym zechcę. Dlatego umieszczam ten wpis na szybko, póki jestem pod pozytywnym wrażeniem obejrzanego właśnie “Piłsudskiego“. To co należy szczególnie docenić, także właśnie z punktu widzenia tematyki tej strony, to doskonała scenografia. Wnętrza i klimat przełomu XIX i XX wieku pod zaborami zostały w moim przekonaniu oddane z najwyższą starannością. Detale wystroju, szyldy, a nawet napisy na murach pozwalały poczuć klimat tamtej epoki. Widać, że w tą część filmu włożono wielki wysiłek. Chciałem nawet wymienić tutaj osoby które za to odpowiadały, ale wedle dostępnych w internecie informacji jest ich może nawet kilkadziesiąt. Bardzo udany był także pomysł na scenariusz, który przedstawia życie Józefa Piłsudskiego od 1901 roku do momentu wybuchu pierwszej Wojny Światowej. (Późniejsze sceny z 1918 roku traktuję w zasadzie już jako zakończenie filmu.) Dzięki temu widz otrzymuje film o tym okresie życia Piłsudskiego, którego praktycznie nie zna ze szkolnych podręczników. Tak więc przeciętny odbiorca nie ma uprzedzeń ani wyobrażeń na temat tego co powinien zobaczyć. Być może nawet dowie się czegoś nowego, czego wcześniej nie wiedział. Pomimo takiego zawężenia do zaledwie kilkunastu lat z życia bohatera, akcja filmu toczy się wartko i sam byłem zaskoczony kiedy się skończyło się zdefiniowane przez producenta 108 minut.

Film nie jest ani pomnikiem w tylu Józef Piłsudski wielkim człowiekiem był, ani modnym w ostatnim czasie sposobem na odbrązowienie pomnika. Autor scenariusza (Michał Rosa) po prostu napisał dobry film o ciekawej postaci. Dzięki któremu Piłsudski dla obecnej w kinie młodzieży nie musi być postacią z podręcznika, ale nośnikiem ciekawej historii. To nie łatwe zadanie w przypadku osoby tak mocno zaszufladkowanej jak Piłsudski. Podobnie na wysokości zadania stanął Borys Szyc, który w tym filmie nie jest Borysem Szycem tylko Piłsudskim. Nie umiem powiedzieć czy to dzięki charakteryzacji, czy dzięki grze aktorskiej, ale osobę wcielającą się główną postać byłem w stanie rozpoznać tylko po głosie. W tym miejscu powinienem wspomnieć o jedynym chyba niedociągnięciu jakie zwróciło moją uwagę, a więc o czystej polszczyźnie jaką posługiwał się główny bohater. Powszechnie wiadomo, że Józef Piłsudski pochodził z Wilna i kolokwialnie rzecz ujmując zaciągał. Doskonale słychać to na archiwalnym nagraniu jego przemówienia radiowego. Jego dostępność i wiedza o nim jest tak powszechna, że przypuszczam iż brak akcentu jest świadomym zabiegiem Borysa Szyca lub reżysera, który polecił mu z niego zrezygnować. Podsumowując, bardzo gorąco polecam wybranie się do kina na najnowszy film Michała Rosy.

Published 30 July 2019

Jarmark Dominikański 2019

Czego oczekuje się od imprezy, która szczyci się tym, że organizowana jest po raz 759? Na pewno nie zmian. Tym czasem wielka zmiana w giełdzie staroci Jarmarku Dominikańskiego zapowiadana była już od zeszłego roku. Chodziło o przeniesienie stoisk ze starociami w nowe miejsce. Początkowo plotki mówiły o parkingu przy Operze Bałtyckiej. Ostatecznie stanęło na Nowych Ogrodach. Szedłem tam ze starej lokalizacji, ponieważ informacja o zmianie jakoś do mnie nie dotarła. Przyznam, że początkowo nie miałem zbyt przychylnego nastawienia do tego pomysłu. Nie mniej jednak szybko zmieniłem zdanie. Jarmark został przeniesiony do odtwarzanej i ożywianej części starówki. Głównym atutem nowej lokalizacji jest to, że stoiska znajdują się w jednym, długim i szerokim ciągu. Komunikacja jest znacznie swobodniejsza i stoiska nie stoją już na zadeptanych trawnikach. Nie umiem powiedzieć czy stoisk było w tym roku więcej, czy tylko miałem takie wrażenie dzięki temu że były zgromadzone w jednym ciągu. Wyjątek stanowiły stoiska amatorskie, które ustawiały się wzdłuż Motławy przy Stągwiach Mlecznych. Dużym atutem nowej lokalizacji jest także większa ilość kawiarni znajdujących się w pobliżu jarmarku i to, że są bezpośrednio na zapleczu stoisk. Dzięki temu można wygodniej odejść na chwilę porozmawiać przy stoliku z kawą. Pomimo tego numizmatycy dali wyraz sile przyzwyczajenia i jak zawsze można ich było spotkać na tarasie odległej obecnie Tawerny Dominikańskiej.

Podstawowym zarzutem jaki co roku spotykam w stosunku do Jarmarku, jest brak ciekawych pamiątek. W tym roku z pewnością nie było tyle pamiątek co 20-30 lat temu, a ceny na pewno poszły w górę. Nie uważam jednak, żeby można było kategorycznie narzekać na brak pamiątek do kupienia lub obejrzenia. Na publicznie dostępnych stoiskach widziałem dwa zestawy złożone ze zgodnego krzyża Virtuti Militari, raz z dyplomem nadania, a raz z legitymacją. Był ciekawy dyplom do krzyża na Śląskiej Wstędze Waleczności i Zasługi, którego zdjęcie widać obok. Nie jest najlepszej jakości, ponieważ było wykonane w mocnym słońcu. Było także kilka odznak pułkowych i cały szereg innych nieoczywistych pamiątek. Czyli dokładnie tak, jak na Jarmarku być powinno. Do tego oczywiście możliwość spotkania się z kolekcjonerami i handlarzami, którzy przyjechali z całej Polski. To jeden z ważniejszych, jeśli nie najważniejszy punkt Jarmarku. W tym roku nie zawiódł i poza stałymi bywalcami spotkałem także kilka osób które odwiedzają tą giełdę nieregularnie. Zaskoczyło mnie tylko, że większość osób przyjechała wyłącznie na pierwszy dzień, wracając już w sobotę wieczorem. Pomimo tego Jarmark uważam po raz kolejny za udany.

Published 17 July 2019

Numizmatyk Krakowski 1/2019

Wczoraj żona zadzwoniła do mnie po południu, że przyszła książka. Ucieszyłem się i czekałem na lekturę. Do domu wróciłem o 22:30 i postanowiłem, że pomimo późnej pory zacznę czytać. Niestety przed północą byłem już po lekturze całego Numizmatyka Krakowskiego. W ten czas wliczam także przerwę na rozmowę z żoną, mycie zębów i tym podobne czynności.

Z deklarowanych 55 stron około połowa numeru to ilustracje. Pozostała część złożona jest w taki sposób, aby sztucznie poszerzyć objętość numer. Służące temu wcięcia w pierwszej linii każdego akapitu i odstępy między akapitami przy małym formacie B5 wyglądają nieprzyjemnie dla oka. Przy tak małej objętości tekstu zupełnie zbędne były także wyjęte z tekstu i wyróżnione cytaty. Tak jak gdyby edytor bał się, że czytelnicy przeoczą coś w tekście zajmującym jak sądzę maksymalnie kilkanaście kartek A4.

Być może problem z objętością numeru wynika także z tego, że redakcja zdecydowała się powierzyć jego napisanie tylko jednemu autorowi. W konsekwencji Dariusz Jasek napisał tekst, który jest czymś w rodzaju szerszego wspomnienia o Tadeuszu Kałkowskim, bez bliższej analizy jego zainteresowań numizmatycznych czy samej kolekcji. Brak szerszej informacji na temat jego zaangażowania w działalność stowarzyszeń numizmatycznych, czy redakcję reaktywowanego właśnie Numizmatyka Krakowskiego. Cały tekst płynie na fali ogólników i wyraźnie widać, że jest inspirowany wspomnieniami rodzinnymi. Jak można przypuszczać są to wspomnienia synów.

Podsumowując zmuszony jestem rekomendować lekturę pierwszego numeru reaktywowanego Numizmatyka Krakowskiego z biblioteki lub egzemplarza pożyczonego. Jednokrotna lektura jest zupełnie wystarczająca. Żeby jednak nie wyjść na taniego krytykanta chcę podkreślić, że sam wydawca określił ten numer jako “przejściowy”. Dlatego liczę, że do kolejnych numerów przygotowane są już solidne teksty i w kolejnych wpisach będę zachęcał do prenumeraty.

Published 3 May 2019

Wiwat majowa jutrzenko!

Święto narodowe na upamiętnienie konstytucji 3 maja przypada w tym roku w piątek, czyli dzień zwyczajowej publikacji wpisu na stronie. Z jednej strony powinienem świętować i czuć się zwolniony z pisania. Z drugiej strony, być może powinienem umieścić jakiś obszerny wpis nawiązujący do święta. Ostatecznie zdecydowałem się z lenistwa odesłać czytelników do notatki Mirosławy Pałaszewskiej i Olgi Świerzewskiej w czasopiśmie “Niepodległość i Pamięć” nr 16 z 2000 roku pod tytułem “Pamiątki związane z rocznicami Konstytucji 3 Maja w zbiorach Muzeum Niepodległości“. Z przedstawionego tam zestawienia widać jak żywa była tradycja honorowania kolejnych rocznic konstytucji w XIX wieku i w pierwszej połowie XX wieku. W zasadzie sami możemy się dzisiaj zawstydzić. Wspominam o tym także w nawiązaniu do wpisu z zeszłego tygodnia, ponieważ zbieranie pamiątek rocznicy 3-majowych jest w mojej ocenie doskonałym tematem kolekcjonerskim. Niezliczone żetony, medaliki i blaszki pamiątkowe można z łatwością pozyskać nawet po kilkadziesiąt złotych za sztukę. Dalszy prób to kwoty rzędu 100-300 zł. Relatywnie niewiele obiektów jest droższych. Dlatego temat ten jest idealny dla kogoś kto chce pozyskiwać nowe obiekty w miarę regularnie bez konieczności czynienia dużego nakładu finansowego. Trzeba też zaznaczyć, że nie ma pełnego katalogu tego typu pamiątek, więc zostaje jeszcze sporo kolekcjonerskiej satysfakcji odkrywania.

Published 26 April 2019

Dlaczego by nie zbierać odznak grawerami lub stylem?

Początkiem zainteresowania odznakami pamiątkowymi formacji wojskowych (popularnie rzecz nazywając odznakami pułkowymi), najczęściej jest fascynacja historią wojskowości, garnizonu, określonej formacji wojskowej, czy też historią regionalną. Popularnymi tematami kolekcjonerskimi są odznaki pułkowe danego rodzaju broni, czyli np. piechoty. Innym kluczem może być, zależnie od zasobności portfela, poszukiwanie wyłącznie odznak oficerskich lub wyłącznie odznak żołnierskich. Bardziej specjalizowane przykłady tematów kolekcjonerskich to np. odznaki pułków danego Okręgu Korpusu, danej Dywizji, danego garnizonu, czy też stacjonujących w danym mieście. Każdy z tak obranych tematów jest ciekawy i warty opracowania. Uważam nawet, że im bardziej specjalizowana jest kolekcja odznak, tym jest ciekawsza. Nawet jeśli ostatecznie ma się składać z niewielkiej ilości egzemplarzy. Kilkanaście czy dwadzieścia parę odznak na jednej tablicy prezentuje się już doskonale. Jeśli są to odznaki przypadkowe, zbierane bez żadnego klucza, raczej na nikim nie zrobią wrażenia. Jeśli będzie to kilkanaście odznak tworzących zwartą całość, z pewnością urzeknie każdego kolekcjonera.

Wracając jednak do meritum tego wpisu. Zbierając odznaki, kolekcjonerzy często patrzą na nie jako na wspomniane wyżej odznaki kawalerii, czy odznaki garnizonu Warszawskiego. Nie zwracają jednak uwagi na to, że odznaki stanowią często małe dzieła jubilerskie i wyraz działalności artystycznej grawerów, którzy je wykonali. Z moich obserwacji wynika, że jest przynajmniej kilku przedwojennych grawerów, którym można przypisać określony styl lub cechy charakterystyczne. Jeśli chodzi o wyróżniający się styl, moją uwagę zwracają szczególnie odznaki pochodzące z zakładu Adama Nagalskiego w Warszawie, które można określić jako ciężkie, masywne, solidne. Zupełnie odmiennie scharakteryzował bym odznaki pochodzące z pracowni Józefa Michrowskiego. W mojej ocenie cechują się one dużą lekkością i umiejętnym wyczuciem proporcji. Często są to jednej z piękniejszych przedwojennych wykonań. Szczególnie jeśli do porównania ma się taką samą odznakę innego producenta. Przypuszczalnie ktoś kto śledzi temat odznak dokładniej niż ja, będzie w stanie lepiej scharakteryzować także innych grawerów. Postawienie przed sobą takiego zadania kolekcjonerskiego może zaowocować wspaniałym i nowatorskim zbiorem.

Innym ciekawym pomysłem może być budowanie kolekcji w oparciu o styl w jakim zaprojektowana i wykonana została odznaka. Mam tu na myśli przede wszystkim świetne projekty modernistyczne z lat trzydziestych, w których niejako specjalizował się zakład Jana Knedlera z Warszawy. Wiele z tych odznak związanych było z przedwojennym lotnictwem. W tamtym czasie była to jednak z najnowocześniejszych broni, wymagająca osób otwartych na nowe technologie, a więc być może także na nowe prądy artystyczne. Pokazana obok odznaka pamiątkowa Szkoły Podchorążych Lotnictwa przedstawia uskrzydlony szyszak.W ten sposób projekt nawiązuje do tradycji oręża polskiego i symboliki właściwej dla danego rodzaju broni. Symbolizujące szkołę inicjały nakreślone są lekko, co przyjemnie kontrastuje z wrażeniem masywności całej odznaki. Poszukiwanie i delektowanie się takimi perełkami może być doskonałą zabawą kolekcjonerską. Dlatego zachęcam do poszukiwania takich nowych tematów. Może to być wskazane także o tyle, że współczesne kolekcjonerstwo dąży w stronę modną wśród numizmatyków. W przypadku egzemplarzy anonimowych, poszukuje się odznak w jak najlepszych stanach zachowania. Tak więc w pewnym sensie traktuje się już jako wyroby jubilerskie-grawerskie. Skoro tak, to dlaczego nie pójść o krok dalej i nie zbierać odznak z uwzględnieniem tego kto je wykonał lub stylu w jakim je wykonano?

Published 19 April 2019

4 Aukcja Militariów SDA

Order Orła Białego ok. 1900 r.
SDA 4 Aukcja Militariów

W zeszłym tygodniu – 13 kwietnia 2019 roku odbyła się 4 Aukcja Militariów Sopockiego Domu Aukcyjnego. Pomimo uczestnictwa w trzech poprzednich edycjach tej aukcji, tym razem nie byłem w stanie znaleźć w sobie dostatecznie dużo samozaparcia, żeby pojechać na Gdańską starówkę. Pomysł zorganizowania w trójmieście aukcji militariów był, jeśli nie genialny, to na pewno bardzo dobry. Warszawski rynek antykwaryczny radzi sobie doskonale z wszelkimi potrzebami kolekcjonerskimi, a na południu aukcję odznaczeń i szeroko rozumianych militariów zapewnia krakowska DESA. Naturalnym uzupełnieniem powinna być podobna aukcja organizowana w trójmieście. Niszę tą postanowił uzupełnić najsilniejszy lokalny gracz, czyli właśnie Sopocki Dom Aukcyjny. Do tego momentu wszystko wydaje się być jasne, proste i skazane na sukces. Pierwsza aukcja miała swoje plusy i minusy. Plusem było zaangażowanie do przygotowania katalogu Pana Bogdana Pietruszki, który jest rozpoznawalny w środowisku kolekcjonerskim. Takie otworzenie się na środowisko potencjalnych klientów miało by sens, gdyby było konsekwentne. Niestety o aukcji dowiedziałem się jedynie przez przypadek i to dosłownie na kilka dni przed jej terminem. Na miejscu okazało się, że licytowane będą tylko pozycje wskazane przed aukcją przez potencjalnych zainteresowanych. Przyznam się, że czułem się z tym nieco niekomfortowo. Uważam, że licytując powinienem mieć prawo zachowania do ostatniej chwili w tajemnicy nie tylko wysokości oferowanego przeze mnie limitu, ale także pozycji które mnie interesują. Dodatkowo prowadząca licytację Pani wyraźnie nie miała sczytanego katalogu i zacinała się przy terminach fachowych. Efekt pierwszego wrażenia się nie udał. Trudno. Pierwsze koty za płoty, później będzie lepiej. W przypadku kolejnych aukcji otrzymałem już katalogi aukcyjne, ale za każdym razem w ostatniej chwili. Ponownie utrzymał się obyczaj licytowania tylko wybranych pozycji i można było odnieść wrażenie, że sprzedający nastawiony jest na klientów instytucjonalnych, czyli muzea.

W. Kossak, Szwoleżerowie pod Wagram.
SDA 4 Aukcja Militariów

Warto napisać także kilka słów na temat tego jak wygląda oferta aukcyjna. O sile aukcji przesądzają doskonałe pozycje z zakresu malarstwa batalistycznego i tematycznie powiązanego z historią wojskowości. Widać, że dom aukcyjny specjalizujący się w malarstwie ma w tym temacie sporą umiejętność generowania bardzo ciekawych komisów. Jednym z hitów ostatniej aukcji był obraz autorstwa Wojciecha Kossaka, przedstawiający szwoleżerów pod Wagram. Obraz z ceną wywoławczą 320.000 zł. został sprzedany za 360.000 zł. z adnotacją, że jest to sprzedaż warunkowa. Zerknąłem więc do regulaminu aukcji, żeby sprawdzić co to oznacza. Okazało się, że dom aukcyjny może zastrzec na korzyść sprzedającego cenę minimalną. To, że nie ujawnia jej wysokości jeszcze mogę zrozumieć. Zaskoczyło mnie natomiast, że w tajemnicy może pozostać także fakt objęcia konkretnego przedmiotu mechanizmem takiej ceny minimalnej. Oznacza to, że po wylicytowaniu jakiegoś obiektu możemy się dowiedzieć, że wcale nie stanie są naszą własnością i dopiero możemy przystąpić do negocjacji ze sprzedającym, w celu ustalenia ostatecznej ceny. Uważam, że zastrzeżenie ceny minimalnej powinno być ujawnione przed przystąpieniem do licytacji konkretnego obiektu, najlepiej w katalogu aukcyjnym. Z drugiej strony jest to i tak uczciwsze rozwiązanie od stosowanej przez wiele domów aukcyjnych metody “cichej” ceny minimalnej. Czyli podstawienia fikcyjnego nabywcy, który licytuje obiekt do ustalonej ceny minimalnej ale nie jest jego rzeczywistym nabywcą. W tym kontekście praktyka Sopockiego Domu Aukcyjnego oceniam jako niedogodną dla kupującego, ale na pewno uczciwą.

Wreszcie należy powiedzieć, że oferta aukcji militariów skupia się poza malarstwem na broni białej. Jej oferta jest bardzo bogata i wpisuje się w kontekst tematu aukcji. To czego mi brakuje, to szersza oferta orderów i odznaczeń. Wyraźnie widać, że organizatorowi brakuje kontaktów pozwalających zdobyć w tym temacie szerszą ofertę i chyba specjalnie o to nie zabiega. Pozycją która zasłużyła na okładkę katalogu 4 aukcji militariów był zrusyfikowany Order Orła Białego. Pozycja co do zasady ciekawa. Niestety w tym wypadku w dość ubogim wykonaniu i z licznymi uszkodzeniami. Najprawdopodobniej dlatego nie znalazła nabywcy za wygórowaną cenę wywoławczą 60.000 zł.

Na koniec pozwolę sobie jeszcze zwrócić uwagę, że wśród licytowanych pozycji pojawia się wiele obiektów, które opisać można jako pamiątki narodowe, czy historyczne. Dlatego można się zastanowić czy nie warto rozszerzyć tematu aukcji.

Published 12 April 2019

Dziurawe medale

Medal diligentiae z aukcja on-line WCN (poz. 142957).

Tytuł dzisiejszego wpisu jest bezpośrednim nawiązaniem do opublikowanego wczoraj filmiku Damiana Marciniaka, który wklejam na końcu tego akapitu i do obejrzenia którego zachęcam przed przeczytaniem dalszej części tego wpisu. W nawiązaniu do grupy monet oferowanych na swojej aukcji, Damian Marciniak opowiada o powodach dziurawienia monet i tym jak kolekcjoner powinien patrzeć na takie obiekty. W tym co mówi jest wiele prawdy, ale diabeł jak zawsze tkwi w szczegółach i pozwala czepiać się tym, których najbardziej interesują wyjątki. W moim przekonaniu twierdzenia zawarte w filmiku są całkowicie prawidłowe i poprawne chyba tylko dla monet przedziurawionych bezmyślnie. Nieważne czy w epoce, czy później. Ważne, że bezmyślnie. Co mam przez to na myśli? Uważam, że monety przedziurawione jako element islamskiej sukni są doskonałym świadectwem swojej epoki i kręgu kulturowego. Nie można zapominać, że monety poza funkcją płatniczą, pełniły także funkcję tezauryzacyjną, czyli sposobu na gromadzenie oszczędności. Przedziurawienie monety świadczyło o nietypowej przewadze drugiej z wymienionych funkcji. Poza tym monetę taką można wpisać w określony kontekst kulturowy i historyczny. Czy to nie są doskonałe powody dla włączenia takiej monety do własnej kolekcji. Jeśli ktoś chce dokumentować historię trojaków, to niech ma w swoim zbiorze przykład tego, jak z nich korzystano.

W filmie pada stwierdzenie: “ciężko sobie wyobrazić, żeby stan był gorszy niż dziurawy“. Dokonam tutaj pewnego nadużycia, za co mam nadzieję pan Damian się na mnie nie obrazi i rozszerzę to twierdzenie z monet na szeroko rozumiane numizmaty, a więc także medale. Robię to dlatego, że obserwuję u numizmatyków fetysz stanu zachowania, który często prowadzi do mniej lub bardziej udolnych prób jego poprawiania. Przykład takiej poprawki widoczny jest na załączonym wyżej zdjęciu. Jest to nagrodowy medalik szkolny z czasów panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego. W dniu 22 czerwca 2017 roku został sprzedany na tygodniowej aukcji WCN za stosunkowo niewielką kwotę 410 zł. Stan zachowania oceniono na III-, a w opisie zawarto informację, że medal został “przedziurawiony i zanitowany“. Można się oczywiście domyślać, że został zanitowany żeby poprawić złe wrażenie jakie na przeciętnym numizmatyku wywołuje dziura. Pomijając jakość tej naprawy, która sama w sobie może budzić pewne zastrzeżenia natury estetycznej uważam, że musiała być wykonana przez kogoś bez rzeczywistych ambicji numizmatycznych i bez odpowiedniej wiedzy. Jeśli przyjrzeć się bliżej źródłom dotyczącym medalu okaże się bowiem, że Stanisław August Poniatowski w zamówieniach do Mennicy Warszawskiej wskazywał wyraźnie aby część medali diligentiae była dziurowana. Tym samym okazuje się, że w imię walki o ulepszenie numizmatu doszło do jego faktycznego zdewastowania. Jednocześnie okazuje się, że okaz z dziurą jest tak samo wartościowy jak okaz bez dziury, a jego stan zachowania może być określony jako stan pierwszy. W szerszej perspektywie okazuje się także, co w sumie dość oczywiste, że tej samej miary nie można przykładać do monet i medali, choć wszystkie są numizmatami.

Medal Merentibus z 19 aukcji Antykwariatu Michała Niemczyka (poz. 351).

Czy w takim razie każdy medal z dziurą zasługuje na zainteresowani na równi z medalami takiej dziury pozbawionymi? Oczywiście, że nie. Świetnym tego przykładem może być złoty medal Merentibus z czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego oferowany na 19 aukcji Antykwariatu Michała Niemczyka pod pozycją 351. Z dziurą czy bez dziury, złote medale z czasów przedrozbiorowych to ogromna rzadkość. Tutaj w dodatku z bardzo dobrą proweniencją. Przedmiot broni się sam dlatego uważam, że zupełnie niepotrzebnie dom aukcyjny opatrzył go nieco przesadzonym opisem. Wskazał w nim, że “wystawiony [medal] zasługuje na szczególną uwagę. Ma bowiem otwór na gadzinie 12:00 przez który przechodziła oryginalna wstęga do noszenia w formie medalionu na piersi, niestety wstęga nie dotrwała do dziś w zbiorze“. Wedle mojej najlepszej wiedzy katalog ANMN jest pierwszym miejsce, w którym pojawia się koncepcja wieszania medali Merentibus z czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego na wstędze. Pogląd ten nie był dotychczas prezentowany ani w literaturze, ani w nie znam takiej relacji historycznej. Poza tym otwór jest za mały do przewleczenia wstęgi i w najlepszym wypadku mógł służyć do przewleczenia koluszka dla wstęgi. Takie koluszko mogło jeszcze jakoś wyglądać przy małym medaliku diligentiae (który w epoce nazywano wręcz żetonem), ale w tak pięknym medalu było by estetyczną zbrodnią. Wreszcie stan zachowania rewersu medalu nie wskazuje aby miał się on ocierać na o czyjeś ubranie, zawieszony wcześniej na wstędze. Dlatego koncepcję medalu na wstędze uważam za nieudaną próbę uratowania tego egzemplarza przed porażką wizerunkową, wynikającą z wykonanej w nim dziury. Dlaczego renomowany dom aukcyjny podjął się takiej próby? Ponieważ wie jak przedziurawione numizmaty postrzegane są przez numizmatyków.

Dlatego zachęcam wszystkich do samodzielnego myślenia i samodzielnego oceniania każdego z numizmatów, niezależnie od tego czy są to monety, czy medale. Szukania odpowiedzi na pytanie czy wykonana w nich dziura jest umotywowana historycznie i kulturowo. Czy mówi nam coś o monecie, historii pieniądza, relacji gospodarczych lub innych wydarzeniach. Może się bowiem okazać, że dzięki odkryciu takiego kontekstu wzbogacimy nasz zbiór o bardzo ciekawą i dzięki niewiedzy innych niedrogą pamiątkę. Jak bowiem mówi Damian Marciniak – w numizmatyce widzisz tyle, ile wiesz. I tej dewizy należy się konsekwentnie trzymać.

Published 5 April 2019

Medal nagrodowy VI Zjazdu Lekarzy i Przyrodników w Krakowie w 1891 roku

Medal nagrodowy VI Zjazdu Lekarzy Polskich i Przyrodników w Krakowie w ofercie WDA MiM (marzec 2019).

Dzisiejszy i kolejny wpis będą poruszały kwestie stanów zachowania i ich znaczenia dla budowania własnego zbioru. Pretekstem do tego konkretnego wpisu jest medal nagrodowy wydany z okazji VI Zjazdu Lekarzy Polskich i Przyrodników w Krakowie w 1891 roku, który oferowany był na aukcji Warszawskiego Domu Aukcyjnego Mariusza Walendzika i antykwariatu Monety i Medale Romualda Sawicza. Pierwszy ze wskazanych antykwariuszy znany jest z oferty numizmatów w możliwie najlepszych stanach zachowania. Dominująca część pozycji na jego aukcjach jest po gradingu. Z opisów poszczególnych monet wynika, że celuje w klientów poszukujących pamiątek z maksymalnymi notami. Powód dla którego podkreślam tą okoliczność wyjaśni się później. Drugiego z antykwariuszy kojarzę z ciekawej oferty medali jaką regularnie prezentował na allegro, aż do czasu przejścia na onebid. Być może jest to wrażenie subiektywne, ale marka Monety i Medale od zawsze dobrze mi się kojarzy. Dobrym pomysłem wydaje mi się także połączenie sił dwóch niezależnych podmiotów w celu zaprezentowania jednej dobrej oferty, niż robienie dwóch aukcji średniej jakości. Widząc jak wielu jest indywidualistów w branży antykwarycznej miło jest zobaczyć, że panowie potrafią zgodnie współpracować przy kolejnej już aukcji.

Medal nagrodowy VI Zjazdu Lekarzy Polskich i Przyrodników w Krakowie w ofercie WCN (luty 2018).

Wracając jednak do oferowanego medalu, zwrócił on moją uwagę, ponieważ pamiętam go z aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatycznego, która skończyła się w dniu 1 lutego 2018 roku. Był to dokładnie ten sam medal w dokładnie tym samym pudełku. Podkreślam to dlatego, że bez przyglądania się szczegółom pośpieszny czytelnik może się poważnie zdziwić. Podczas kiedy rok temu medal pokryty był elegancką naturalną patyną, dziś błyszczy się na wszystkie strony. Różnica jest także w cenie. Rok temu medal został sprzedany za 330 zł. Obecnie za 750 zł. Muszę przyznać, że w mojej subiektywnej ocenie pierwsza z osiągniętych cen była oczywiście okazyjna. Uważam tak nie tylko ze względu na doskonały stan zachowania monety, ale także ze względu na fakt dołączenia do niego oryginalnego pudełka z epoki. Takie przyjemne zestawy nie zdarzają się często. Osiągnięto niedawno cenę 750 zł. uważam za odpowiadającą wartości tego zestawu. Myślę, że rynek wycenił go prawidłowo. Warto na marginesie zwrócić uwagę, że estymacja domu aukcyjnego sięgała nawet kwoty 1.800 zł. Jak się okazało mocno przeszacowanej. Dlatego warto zauważyć, że rynek nie dał premii za “nabłyszczenie” monety. Posłużyłem tym terminem w cudzysłowie, ponieważ mam wrażenie, że moneta została poddana nie tylko ingerencji chemicznej, ale także graficznej. W moim odczuciu zdjęcie zostało rozjaśnione tak, aby sprawiało wrażenie, że moneta się błyszczy pięknym srebrem. Uzyskany w efekcie tego zabiegu kolor jest nienaturalny i w moim przekonaniu wygląda kiepsko. Tak więc być może właśnie to dążenie do nienaturalnej perfekcji skutkowało sprzedażą monety poniżej estymacji domu aukcyjnego?

Published 29 March 2019

oznaka sądów na 4 Aukcji Antykwariatu Dawida Janasa

Oznaka sądów Rzeczpospolitej Polskiej z 4 aukcji Antykwariatu Dawida Janasa i jego aukcji allego.pl

W zeszłą sobotę odbyła się 4 aukcja Antykwariatu Dawida Janasa. Jest to jeden z tych antykwariatów, którym warto się przyglądać ze względu na przyjęty przez właściciela model funkcjonowania. Oparł się on na współpracy z młodymi, aktywnymi w blogosferze numizmatykami, którymi są Krzysztof Jurko i Tomasz Poniewierka. Dzięki temu antykwariat jest ciągle “widoczny” w sieci. Jednocześnie antykwariat nie zamyka się wyłącznie na numizmatykę, oferując pamiątki z całego spektrum kolekcjonerskich zainteresowań. Niestety można odnieść wrażenie, że ta dodatkowa oferta jest nieco przypadkowa. Nie oznacza to jednak, że jest ona kiepska. Tego na pewno powiedzieć nie można. Na wszystkich poprzednich aukcjach nieliczne pozycje oferowane w działach poza numizmatycznych i wśród medali, uzupełnione były naprawdę ciekawymi przedmiotami.

Doskonałym tego przykładem jest oferta z 4 aukcji tego antykwariatu. W kategorii odznak i odznaczeń druga pozycja to: “II RP Odznaka Sądy Rzeczypospolitej – rzadka KRÓLESTWO POLSKIE”. Analizując tą ofertę należy po pierwsze zwrócić uwagę, że nie jest to odznaka tylko oznaka. Po drugie nie jest to pozycja w żadnej mierze rzadka. Regularnie pojawia się na allegro.pl i na aukcjach różnych domów aukcyjnych. Tutaj oferowana jest w wersji zdekompletowanej – bez szarfy. Proponowana cena wywoławcza, pomimo całej sympatii do oferującego jest całkowitym nieporozumieniem. Oznaka warta jest w tym stanie zachowania raptem kilkaset złotych, natomiast cena wywoławcza wynosi 3.000 zł., a estymacja 3.500-4.000 zł. Podanie takiej wyceny nie usprawiedliwia nawet fakt, że dokładnie ta sama oznaka oferowana była na aukcji allegro.pl antykwariatu Dawida Janasa, zakończonej w dniu 13 września 2018 roku. Aukcja miała się zakończyć ceną 4.010,90 zł. Jeśli wynik ten został rzeczywiście zrealizowany, to antykwariat nie powinien ulegać presji nowego właściciela który chce po pół roku odzyskać pieniądze i mimo wszystko realnie wycenić przedmiot.

Dlaczego uważam, że oznaka warta jest zaledwie kilkaset złotych? Po pierwsze dlatego, że właśnie taką cenę uzyskują oznaki sądów rzeczpospolitej bez szarfy. Trzeba jednak przyznać, że niekiedy zdarzało się, że ich cena wykraczała nieco ponad tysiąc złotych. Dlatego w tym konkretnym przypadku chciałem się odnieść do dwóch cech szczególnych, które w mojej ocenie zdecydowanie obniżają wartość oznaki. Po pierwsze została ona mechanicznie uszkodzona przez obcięcie drobnych fragmentów. Widać to wyraźnie na jedynym z piór orła i dalszym nacięciu powierzchni oznaki. Dlaczego ktoś zadał sobie trud takiego osobliwego okaleczenia oznaki? Nie mam pojęcia, ale trzeba przyznać, że uszkodzenie jest zupełnie nietypowe i nieprzyjemnie rzuca się w oczy.

Drugi ważny mankament tej oznaki to wtórnie położony czerwony lakier. Każdy kto widział przynajmniej kilka takich oznak z łatwością zauważy, że pierwotna czerwona farba na oznace została wykruszona i w jej miejsce położono nowy, zupełnie nie pasujący lakier. Poza tym został on położony w dość nieprofesjonalny sposób. Wychodzi poza obręb promieni w tle orła, a w jednym miejscu nad koroną orła został nałożony nawet na liście dębowe. Widać to na detalu umieszczonym na początku poprzedniego akapitu. Trzeba uczciwie przyznać, że farba nakładana przez Lipczyńskiego była do niczego i nawet na zdjęciach z epoki widać, że bywała częściowo wykruszona. Nigdy jednak nie widziałem oznaki na której farba była by źle położona. Z drugiej strony parokrotnie widziałem już przykłady takich domorosłych prób poprawienia oznaki przez nałożenie nowego lakieru. Zawsze kończyły się one oszpeceniem, a nie poprawą.

O wtórnie położonym lakierze i obcięciu poinformowałem Antykwariat Dawida Janasa wiadomością przesłaną przez onebid.pl w dniu 17 marca 2019 roku wieczorem. Reakcja była natychmiastowa i już następnego ranka Tomasz Poniewierka poprosił mnie o podanie podstaw moich twierdzeń. Wydaje się, że jest to podejście nawet lepsze niż ślepe reagowanie na uwagi anonimowych klientów. Po bliższym wyjaśnieniu sprawy Antykwariat przyjął zgłoszone spostrzeżenia i nieco zmienił opis aukcji. Wskazano na obcięcie fragmentu oznaki i dodano, że czerwony lakier był “prawdopodobnie odświeżany“. W konsekwencji obniżono ocenę stanu zachowania z bardzo dobrego na dobry lecz nie wpłynęło to na obniżenie estymacji. Dlatego reakcję domu aukcyjnego oceniam raczej pozytywnie, acz z pewnym niedosytem. Odniosłem wrażenie, że chcieli uwzględnić konieczne uwagi ale tak, żeby możliwie najmniej wpłynęło to na ewentualny wysoki wynik licytacji. Ostatecznie na stronie onebid.pl figuruje informacja, że oznaka została sprzedana za 3.000 zł. + prowizja domu aukcyjnego.

Drażnią wreszcie nie do końca profesjonalne opisy. Nie chodzi tyle o jakieś konkretne błędy, ale niezrozumiałe niedociągnięcia. Po co w tytule omawianej oferty zaakcentowano wersalikami zwrot KRÓLESTWO POLSKIE? Oznaka była wykonana już w okresie międzywojennym. Tyle tylko, że dla oszczędności przy jej wykonaniu posłużono się matrycą z 1917 roku, do której jak słusznie zwraca uwagę opis, dołożono tabliczkę z napisem Sądy Rzeczypospolitej Polskiej. Tak wykonane są wszystkie takie oznaki, więc nie do końca zrozumiałe wydaje się akcentowanie tej okoliczności, jak gdyby miało to być coś szczególnego. Inną nieścisłością jest akcentowanie “odmiany z niesygnowaną nakrętką“. Rzeczywiście Stanisław Lipczyński posługiwał się przy tych oznakach różnymi nakrętkami. W tym typową dla niego nakrętką bez oznaczenia firmy, jaka dołączona jest do oferowanej oznaki. Nie jest to jednak żadna odmiana. Po prostu taka, a nie inna nakrętka. Dlatego trzymam kciuki za Antykwariat Dawida Janasa i jego załogę będąc przekonanym, że wraz z upływem czasu takich niedociągnięć będzie coraz mniej.

Published 22 February 2019

Ile warte są odznaczenia PRL?

Legitymacja odznaki Zasłużony Działacz Kultury dla Włodzimierza Sokorskiego (7 aukcja GNDM)

Jeśli przyjrzeć się wynikom wyszukiwarek, na podstawie których czytelnicy trafiają na tą stronę, można wyróżnić grupę pytań rozpoczynających się od zwrotu “ile warta jest odznaka…”. Ponieważ nie ma nic złego w próbie ustalenia materialnej wartości pamiątek znalezionych gdzieś na dnie domowej szuflady, spróbujmy sobie powiedzieć dwa słowa o wartości odznaczeń nadawanych w okresie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Bezpośrednim impulsem do napisania tego postu była 7 aukcja Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka, na której oferowana była odznaka Zasłużony Działacz Kultury dla Włodzimierza Sokorskiego. Do odznaki dołączona była legitymacja potwierdzająca to nadanie, która widoczna jest na sąsiednim zdjęciu. Uzupełnieniem zestawu było pudełko do odznaki. Można więc powiedzieć, że z punktu widzenia kolekcjonerskiego niewiele więcej da się wymyślić.

Sam Włodzimierz Sokorski, jak by go nie oceniać, dla kultury okresu PRL nie był postacią anonimową. W latach 1952-1956 pełnił funkcję Ministra Kultury, a następnie do 1973 roku był przewodniczącym Komitetu do spraw Radia i Telewizji. Można więc przyjąć, że jeśli ktoś już potrzebuje do kolekcji odznakę Zasłużonego Działacza Kultury to bardziej warto posiadać egzemplarz po Włodzimierzu Sokorskim, niż po kierowniku biblioteki w szkole podstawowej. Jak w takim razie rynek wycenił omawiany zestaw? Na pełne 70 zł.

Dlaczego tak tanio? Na legitymacji po Sokorskim łatwo zauważyć numer 11.678. Odznaka została ustanowiona w marcu 1962 roku, a były Minister Kultury otrzymał ją dopiero we wrześniu 1974 roku. To oznacza, że w tym okresie odznakę otrzymywały średnio niecałe trzy osoby dziennie! Podaż odznak jest więc niesamowita. Przy liczbie nadań idącej w dziesiątki tysięcy egzemplarzy ciężko będzie zaspokoić rynek i nawet egzemplarz szczególny, kompletny pod względem kolekcjonerskim i po znanej osobie nie osiągnie wysokiej ceny. Z drugiej strony może tak się zdarzyć, że rzadko spotykana odznaka z okresu PRL będzie droga, choćby była anonimowa. Przykładem mogą być inne odznaczenia resortowe PRL licytowane w jednym czasie, także na aukcjach u Damiana Marciniaka w 2014 roku. Odznaka zasłużony dla wymiaru sprawiedliwości (58 nadań) osiągnęła cenę 1.342 zł., odznaka zasłużony dla kultury narodu (77 nadań) osiągnęła cenę 910 zł., a odznaka zasłużony dla zdrowia narodu (1.645 nadań) osiągnęła już tylko cenę 261,57 zł.


Published 13 December 2018

Nie pisałem, ale nie próżnowałem

Przez pierwsze pół roku całkiem nieźle wywiązywałem się z postanowienia noworocznego, żeby umieszczać na stronie jeden wpis tygodniowo. Może nie w stu procentach, ale wyjątków od reguły było naprawdę niewiele. Od końcówki lipca nie pojawił się na stronie żaden wpis co nie znaczy, że zmieniłem zainteresowania. Wręcz przeciwnie. Było co najmniej kilka ciekawych wydarzeń, które chciałem tu opisać dając sobie pretekst do powrotu. Wreszcie postanowiłem wrócić bez wyraźnego pretekstu, trochę dlatego że mam wolny wieczór. Wznawiam postanowienie umieszczania na stronie jednego postu w tygodniu – dokładnie w każdy piątek w samo południe. Zobaczymy czy tym razem uda się utrzymać ten rytm dłużej niż poprzednie pół roku. Mam w zanadrzu kilka zaległych tematów, więc być może się uda. Pierwszy merytoryczny wpis już jutro 🙂

Published 6 July 2018

J. Willaume, Fryderyk August jako książę warszawski (1807-1815)

W wakacje zawsze jest więcej czasu na lekturę, więc pozwoliłem sobie najnowszy wpis poświęcić biografii Fryderyka Augusta jako księcia warszawskiego. Wbrew nazwie nie jest to wyłącznie biografia polityczna. Autor przedstawia swój pogląd na charakter i osobowość głównego bohatera. Stara się wskazać na te wydarzenia z jego nie łatwego życia prywatnego, które wpłynęły na jego późniejszą postawę wobec dworu Saskiego, Napoleona i obcych mu kulturowo obywateli Księstwa. Oceny prof. Willaume sprawiają wrażenie wyważonych, ponieważ z książki nie przebija jego osobisty stosunek do portretowanego władcy. Chwali go za pracowitość i szczerą chęć rozwiązania problemów Księstwa i gani za nieumiejętność dostosowania się do wymogów chwili, zbytną uległość Napoleonowi i swojemu dworowi. Tym samym Fryderyk August jawi się jako postać wielowymiarowa, a jego biograf jako obiektywny obserwator.

Wrażenie to jest poparte szeroką kwerendą, opartą na częściowo zniszczonych już archiwach. Należy bowiem pamiętać, że prezentowana po lewej stronie okładka pochodzi z reprintu wydanego w 2013 roku w Oświęcimiu przez wydawnictwo Napoleon V. Pierwsze wydanie ukazało się w 1939 roku i w większości zostało zniszczone przez Niemców. Według ustaleń Marcina Baranowskiego zachowało się nie więcej jak sto egzemplarzy rozesłanych jeszcze przed wprowadzeniem książki do pełnej dystrybucji. Jest to niewątpliwie jedna z tych książek, które nie tylko warto przeczytać, ale także miło byłoby mieć w pierwodruku. Tym bardziej, że reprint wydany jest niedbale. Rażą oczywiste błędy edytorskie będące wynikiem kiepskiej korekty i amatorski skład tekstu. Szkoda, bo książka zasługiwała moim zdaniem na to aby wydać ją pięknie.

Posts navigation

Older posts
Search for:

Najnowsze wpisy

  • Tesaurariusz czyli skarbnik
  • Pieczęć Komisji Likwidacyjnej Pretensji do Skarbu J.K.M.
  • 16 aukcja Poznańskiego Domu Aukcyjnego
  • Medale polskie i z Polską związane z okresu Pierwszej Rzeczpospolitej
  • Pijmy więc!

Najnowsze komentarze

  • Mariusz Solecki on Kurs unitarny Szkoły Podchorążych Piechoty
  • 16 aukcja Poznańskiego Domu Aukcyjnego – skelnik.pl on Medal w podziękowaniu za ostatnią dekadę XVIII wieku
  • Julian Skelnik on Virtuti Militari Cross by Picchiani and Barlacchi
  • Enzo Calabresi on Virtuti Militari Cross by Picchiani and Barlacchi
  • NUMISMATICA CENTROEUROPAEA IV – skelnik.pl on Habánska šálka, czyli miseczka Habanów

Archiwum wpisów

  • November 2019 (1)
  • October 2019 (4)
  • September 2019 (4)
  • August 2019 (1)
  • July 2019 (2)
  • May 2019 (4)
  • April 2019 (4)
  • March 2019 (3)
  • February 2019 (2)
  • December 2018 (2)
  • July 2018 (3)
  • June 2018 (5)
  • May 2018 (4)
  • April 2018 (6)
  • March 2018 (5)
  • February 2018 (5)
  • January 2018 (5)
  • December 2017 (4)
  • November 2017 (5)
  • October 2017 (6)
  • September 2017 (7)
  • August 2017 (4)
  • July 2017 (3)
  • June 2017 (10)
  • May 2017 (1)
  • April 2017 (1)
  • February 2017 (1)
  • January 2017 (4)
  • December 2016 (7)
  • November 2016 (4)
  • October 2016 (1)
  • September 2016 (2)
  • August 2016 (1)
  • July 2016 (7)
  • May 2016 (6)
  • April 2016 (7)
  • March 2016 (12)
Copyright © 2019 Julian M. Skelnik. All rights reserved.