Skip to content
  • kolekcjonowanie
    • o kolekcjonowaniu
    • aktualności
    • książki
    • blogi
  • pamiątki
    • ordery i odznaczenia
    • odznaki i oznaki
    • medale
    • dokumenty
    • pozostałe
  • Słowacja
    • Kežmarok
    • Polska – Słowacja
    • XIX wiek
  • o mnie
    • o stronie
    • czego szukam?
skelnik.pl

pamiątki

historia ukryta w przedmiotach

Articles from November 2017

Published 29 November 2017

Zielone pudełko pamiątkowe z monetami powstańczymi 1831

W jednym z rosyjskich domów aukcyjnych zobaczyłem dziś kartkę z kalendarza, informującą o wybuchu powstania polskiego w 1830 roku, które “przyjęło ustawę o przywróceniu suwerenności i złożeniu z tronu Mikołaja I“. Ponieważ oferta tego domu składa się głównie z numizmatów, poinformowali także o tym, że Rząd Narodowy emitował własne monety. W Polsce tego typu informacja nie stanowi już szczególnej sensacji. Nie mniej jednak przy okazji dzisiejszej daty nie można zostać w tyle i warto wspomnieć o miłej ciekawostce, która pojawiła się na ostatniej 69 aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatycznego pod pozycją 480. Jest nią pamiątkowe pudełko z monetami z powstania listopadowego. Spośród wielu innych pudełek wyróżnia je zielona barwa i fakt, że umieszczone w środku monety najprawdopodobniej są tymi, które umieszczono w nim pierwotnie. Każda z nich oraz banknot o nominale 1 zł. są w doskonałym stanie zachowania. To już drugie takie pudełko które pojawiło się w ofercie antykwarycznej w ostatnim czasie.

Pierwsze klasycznie czerwone pudełko sprzedane było w jednym ze Szwajcarskich domów aukcyjnych i kupione przez Gabinet Numizmatyczny Damiana Marciniaka. Wyjął on monety z pudełka i sprzedał na swoich kolejnych aukcjach na sztuki, na koniec oferując osobno samo pudełko z monetą która w nim utknęła na zawsze. Osobiście uważam takie podejście za historycznie szkodliwe i liczę, że handlarze któregoś dnia zrozumieją, że jest granica zachowań która nie powinna być usprawiedliwiana maksymalizacją zysku. Przyczynkiem do tej nauki może być właśnie aukcja WCN. Za prezentowane pudełko uzyskali oni cenę 36.000 zł. + prowizja. Przy czym należy dodać, że w pudełku nie było najdroższej monety, czyli powstańczego złotego dukata. Ta aukcja pokazała, że prawdziwi kolekcjonerzy gotowi są zapłacić bonus za nienaruszoną substancję historyczną,

Podobny problem można było zaobserwować jeszcze kilka lat temu w przypadku albumów ze zdjęciami wojskowymi, które były nagminnie cięte przez handlarzy. Liczyli oni, że zdjęcia oferowane na sztuki przyniosą im większą korzyść niż cały album. Jeden z takich albumów miałem okazję widzieć na skanach jeszcze jako całość. Prosiłem ówczesnego właściciela żeby zaproponował mi go w komplecie. Jednak ten uparł się, że pocięty na sztuki przyniesie mu większy zysk. Nieco ponad dwadzieścia zdjęć wstawił na allegro z ceną wywoławczą po 15 zł. za sztukę. Wszystkie zdjęcia kupiłem w cenie wywoławczej i otrzymałem cały album. Niestety był już pocięty. Dziś tendencja się odwróciła i w dobrych domach aukcyjnych albumy osiągają ceny których nikt nie otrzymał by za poszczególne zdjęcia.

Published 20 November 2017

Plac Skelników w Gdyni

Prędzej czy później prywata musiała się zdarzyć. Skoro stronę robię dla swojej przyjemności, to w sumie dlaczego miał bym się od takiego wpisu powstrzymać. Ostatnio na stronie miłośnika historii Gdyni Marcina Scheibe pojawił się wpis na temat placu Skelników w Gdyni. Miejsce to było zlokalizowane na obecnym skrzyżowaniu ulic świętego Wojciecha i Stefana Żeromskiego. W domu który się tam znajdował, a który zaznaczony jest na sąsiednim zdjęciu niebieskim prostokątem, urodził się w 1927 roku mój dziadek ś.p. Leon Skelnik. Rodzina sprzedała tą nieruchomość jeszcze przed wojną i w miejscu dawnego domu Skelników stoi dziś nowa, choć jeszcze przedwojenna kamienica. Można ją zobaczyć na Google Street View. Kto jest lub będzie w Gdyni może się przejść i zobaczyć miejsce osobiście. Poza tym ciekawe jest samo zdjęcie do którego udało się dotrzeć autorowi wpisu. Nie dodając żadnego komentarza poprosiłem kolegę żeby wskazał na nim ulicę Świętojańską. Nie jest to zadanie łatwe, ze względu na intensywną zabudowę która miała miejsce w latach bezpośrednio następujących po wykonaniu fotografii. Takiej Gdyni już po prostu nie znamy.

Published 12 November 2017

Czy na numizmatyce można stracić?

Na dzisiejszej 3 aukcji Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka oferowany był doskonały wybór monet i banknotów, ale także trochę ciekawych medali i innych pamiątek. Wśród nich moją uwagę zwrócił żeton do gry projektu Jana Filipa Holzhaeussera. Choć tego typu żetony nie są tematem szczególnie poszukiwanym przez numizmatyków, ten egzemplarz cechuje się pięknym stanem zachowania i wyraźnym, centrycznym biciem. To już są cechy bardzo poszukiwane przez numizmatyków i osoby w numizmatykę inwestujące. Dlatego zastanawiało mnie za ile ten przedmiot zostanie sprzedany. Tym bardziej, że w opisie aukcji podano archiwalne notowania dokładnie tego samego egzemplarza z 32 i 41 aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatycznego. Pierwsza z nich odbyła się w dniu 11 czerwca 2005 roku i żeton oferowany w cenie 800 zł. nie znalazł swojego nabywcy. Następnie w dniu 14 listopada 2009 roku, licytowany był pod pozycją 981 i został sprzedany za 1.050 zł, czyli o jedno postąpienie ponad cenę wywoławczą. Wreszcie na wczorajszej aukcji GNDM został sprzedany za kwotę 2.025 zł., przy cenie wywoławczej 800 zł. Czyli przebicie było znaczne.

Gdyby przyjąć, że ceny uzyskane na wymienionych aukcjach odzwierciedlają prawdę o rynkowej wartości tego przedmiotu na dany moment, co przecież nie jest do końca prawdą, ale doskonale ułatwi nam analizę, to można postawić następujące tezy. W okresie od 2005 do 2009 roku wartość medalu wzrosła co najmniej o 31% czyli 250 zł. w liczbach bezwzględnych. W tym czasie inflacja zabrała łącznie 8% wartości pieniądza. Tak więc po potrąceniu inflacji, roczny wzrost wartości żetonu wyniósł nie mniej jak 5,75%. Od 2009 do 2017 roku wartość medalu wzrosła o 92,85%, czyli 975 zł. w liczbach bezwzględnych. Inflacja zabrała 20%, a po jej potrąceniu roczny wzrost wartości żetonu wyniósł dokładnie 9,1%. W całym badanym okresie od 2005 do 2017 roku wartość żetonu wzrosła o 225%, już po uwzględnieniu 28% spadku wartości pieniądza, wynikającego z inflacji. To już 18,75% rocznie. Niezależnie od tego czy skupić się na krótszym, czy na dłuższym okresie, wynik jest godny uwagi. Można więc powiedzieć, że pogląd o zasadności inwestowania w numizmatykę znajduje uzasadnienie. Przynajmniej w przypadku tego żeton.

Przykład tego żetonu jest istotny także z innego powodu. Poza wzrostem wartości ekonomicznej, jest on zwyczajnie ciekawy historycznie. W krótkiej biografii Jana Filipa Holzhaeussera autorstwa Adama Więcka, podaje on pod pozycjami 75 i 76 dwa srebrne żetony do gry o identyczny rewersie z napisem jetton au jeu. W moim przekonaniu mogą one być wynikiem jednego zamówienia na które składały się dwa rodzaje żetonów. Tak jak w warcabach mamy białe i czarne piony, tak tutaj mamy żetony z inicjałem i żetony z herbem. Wybicie dwóch awersów na jednym krążku może sugerować, że było to bicie mające na celu wypróbowanie matrycy. Tym bardziej, że krążek wykonany jest z innego metalu i wskazuje na dużą precyzję bicia. Ta hipoteza podważyła by także atrybucję Emeryka Hutten-Czapskiego, że żeton z herbem nałęcz zamówiony był przez Jacka Małachowskiego. W takim wypadku oba żetony musiały by powstać na zamówienie Adama Rzewuskiego.

Na marginesie można zwrócić uwagę na jeszcze jedną ciekawostkę związaną z tym żetonem. Na pierwszej aukcji WCN jego stan zachowania określony był na I-. Na drugiej aukcji WCN było to już I Uncirculated. Wreszcie na aukcji GNDM żeton był już w stanie I Mint State. Oczywiście można wątpić żeby medal wraz z upływem czasu poprawiał swoją jakość. To raczej domy aukcyjne zaniżają standardy, pragnąć oferować nam coraz więcej pięknych i idealnie zachowanych obiektów.

Published 11 November 2017

Kolekcja czy też zbiór Zygmunta Stankiewicza

Ten weekend obfituje w ciekawe aukcje z polskimi pamiątkami. Jedną z nich jest licytacja jaka miała dziś miejsce w niemieckim domu aukcyjnym Hermann Historica München. Na 75. aukcji oferowane było “Muzeum polskich walk o niepodległość – kolekcja Zygmunta Stankiewicza“. Pochodził on z Białegostoku i był uczestnikiem kampanii wrześniowej, a następnie II Wojny Światowej. internowany w Szwajcarii, po zakończeniu wojny ożenił się z córką zamożnego finansisty i osiadł w pałacu w miejscowości Muri koło Berna. Oznacza to, że należał do szczęśliwego grona ludzi którzy nie tylko mają pasję, ale mają także czas i środki finansowe, żeby ją realizować. W konsekwencji Zygmunt Stankiewicz w piwnicach pałacowej oranżerii założył prywatne muzeum historii Polski. Na pierwszy rzut oka lokalizacja może zastanawiać i z pewnością nie będzie się jawić jako szczególnie prestiżowa. Spotkałem się już z podobnym wykorzystaniem elementów przestrzeni dawnych siedzib rodowych na terenie Francji. Urządzenie w oranżerii czy innych budynkach przynależnych do rezydencji prywatnego muzeum pozwala na udostępnienie ogrodów, czy rodzinnych pamiątek, bez konieczności zapraszania szerokiej publiczności do prywatnych przestrzeni pałacu. W przeciwieństwie do polskich warunków, na zachodzie wciąż może on stanowić przestrzeń domową.

Moim pierwszym odruchem po otrzymaniu ulotki informującej o aukcji, było wypełnienie formularza zamówienia katalogu aukcyjnego. Wstrzymałem się jednak z jego wysłaniem uznając, że warto najpierw zobaczyć elektroniczną wersję katalogu, zawierającą zdjęcia i opis tego za co miał bym zapłacić 40€ + przesyłka. Kiedy dom aukcyjny ujawnił katalog moje rozczarowanie było wielkie, a decyzja o wstrzymaniu się z zakupem okazała się słuszna. Oferta aukcyjna obejmowała około 20-30% z tego co zostało zgromadzone przez Zygmunta Stankiewicza. Powstaje więc pytanie, co stało się z pozostałymi pamiątkami? Postaram się poszukać na nie odpowiedzi w dalszej części wpisu, ponieważ główna część rozczarowania dotyczyła jakości oferowanych przedmiotów. Oczywiście znalazły się wśród nich rzeczy wybitne, jak choćby trzy kirysy husarskie z XVII wieku w pięknych stanach zachowania. Moją szczególną uwagę zwróciły trzy rzeczy. Pierwszą z nich był portret Jana III Sobieskiego namalowany na dębowej desce. Drugą był ryngraf oficerski, złocony ogniowo i datowany na około 1700 rok. Trzecią był pałasz oficerski marynarki wojennej z okresu międzywojennego. Wszystkie trzy są pamiątkami pięknymi i rzadkimi a życie potwierdziło, że także kosztownymi. Wyniki poszły w dziesiątki tysięcy złotych. Rekord należał jednak do pozycji 4861 pod którą krył się kompletny kirys husarski z szyszakiem. Nowemu właścicielowi przyszło za niego zapłacić około 175 tys. złotych.

Pamiętajmy jednak, że nie wszystko złoto co się świeci. Zasada ta jest szczególnie ważna w kolekcjonerstwie. Dlatego chciał bym napisać dwa słowa o przedmiocie który mnie zauroczył, pomimo wartości nieporównanie niższej niż w przypadku wymienionych wcześniej obiektów. Jest nim kordzik marynarki wojennej wykonany na prywatne zamówienie w pracownik Gabriela Borowskiego w Warszawie. Przypominała o tym sympatyczna kotwica wytrawiona na głowni. To co jednak najmilsze w tej pamiątce, to krzyż harcerski posadowiony w rękojeści kordzika. Widywałem już różne próby upiększania broni białej odznakami i w moim przekonaniu nie jest to łatwa sztuka, a przekroczyć granicę kiczu jest bardzo łatwo. W tym wypadku odznaka została umiejscowiona z dużym smakiem i doskonale komponuje się w całym projekcie kordzika. Stanowi także piękny smaczek historyczny, który został doceniony przez licytujących. Jest to bardzo pocieszające. Pomimo wyraźnych śladów korozji na głowni i wygięcia jednego z ramion jelca, kordzik został sprzedany za blisko 11 tys. złotych. Jest to cena, która zdecydowanie przewyższa średnie ceny kordzików marynarki wojennej z pracowni Gabriela Borowskiego.

Wracając jednak do tytułu wpisu i samych pamiątek po Zygmuncie Stankiewiczu. Byłem nimi rozczarowany, ponieważ znacznie ponad połowa oferowanego na aukcji materiału była mierna lub kiepska. Znalazło się też sporo falsyfikatów broni białej, które sprzedane zostały za niemałe kwoty i jak przypuszczam niedługo zasilą rodzimy rynek kolekcjonerski. Osobliwy rekord stanowi cena przeszło 16 tys. złotych za kopię klucza szambelańskiego z pogonią, której zdjęcie widać po lewej stronie. W tym wypadku spodziewam się, że będzie ona oferowana któremuś z muzeów w Litwie lub Białorusi. Pamiątka tym cenniejsza, że herb Litwy nie został tradycyjnie uzupełniony herbem korony. Ciekaw jestem tylko czy będzie oferowany z zaznaczeniem, że to falsyfikat. Oczywiście potrafię sobie tłumaczyć, że Zygmunt Stankiewicz kupował do swojego przydomowego muzeum falsyfikaty, ponieważ dla Szwajcarskich gości miały one taki sam walor ekspozycyjny jak oryginały z tą jednak różnicą, że były tańsze. Obawiam się jednak, że sympatyczny Pan zadowalany był kolejnymi eksponatami za które uiszczał we frankach ceny odpowiadające oryginałom.

Kolejny powód mojego rozczarowania to stan zachowania oferowanych pamiątek. Większość obiektów metalowych pokryta jest rdzą. Zdjęcie pałasza marynarki wojennej celowo dobrałem tak, żeby pokazać jak pleśń zjadła istotny fragment temblaka. Wyraźnie widać, że obiekty były długotrwale narażone na działanie wilgoci. Przypuszczam, że tą zasługę można raczej przypisać spadkobiercom Zygmunta Stankiewicza. Czy jednak muzeum zdeponowane w piwnicy oranżerii było ogrzewane bez przerwy także za jego życia, tego nie wiem. Nie ulega jednak wątpliwości, że dopuszczono się w tym zakresie daleko idącego zaniedbania.

Wreszcie ostatnia sprawa to określenie całości mianem kolekcji. W moim przekonaniu nie jest to kolekcja, ale zwyczajny zbiór pamiątek gromadzonych raczej przypadkowo. Nie widać w nim żadnego bliższego klucza jak tylko szeroko rozumiane odniesienie do historii Polski. Pomiędzy pamiątkami wybitnymi znajdują się także obiekty kompletnie mierne, jak choćby medal X lecia PRL, czy odznaka zasłużonego pracownika handlu. Co łączy te obiekty z portretem króla Sobieskiego? W moim przekonaniu niewiele więcej jak to, że Zygmunt Stankiewicz na jakimś etapie swojego życia miał okazję kupić zarówno jedno jak i drugie.

Próbując w tym miejscu odpowiedzieć na postawione w drugim akapicie pytanie; być może aukcja obejmuje tylko część pamiątek ponieważ pozostałe nie były warte oferowania w domu o renomie Hermann Historica. Doceniając intencje i wysiłek jakie Zygmunt Stankiewicz włożył w budowanie swojego zbioru, tworzenie muzeum i upamiętnianie historii Polski mam wrażenie, że zmarnował swój potencjał. Proszę mnie w tym twierdzeniu źle nie zrozumieć. Nie wymieniam całej listy moich pozytywnych wrażeń i sympatii związanych z projektem Zygmunta Stankiewicza, ponieważ jest dla mnie oczywiste, że czytelnicy tej strony myślą podobnie jak ja i są one dla nas wspólne i oczywiste.

Published 3 November 2017

Odznaka pamiątkowa 12 Kompanii Geograficznej

Widziałem ostatnio ciekawy zestaw pamiątek po żołnierzu 12 Kompanii Geograficznej II Korpusu Polskiego, w skład którego wchodziła odznaka pamiątkowa wraz z legitymacją. Pomyślałem, że jest to dobry pretekst żeby przyjrzeć się tej odznace bliżej i uczynić ją tematem kolejnego wpisu. Odznaka ta została ustanowiona rozkazem Dowództwa II Korpusu Polskiego nr 96 pkt 557 z dnia 27 sierpnia 1946 roku. Tak więc podobnie do wielu innych odznak polskich sił zbrojnych na zachodzie, ustanowiona została już po zakończeniu II Wojny Światowej. Ta praktyka wydaje się jakoś zrozumiała, jeśli będziemy pamiętać, że są to odznaki pamiątkowe, a nie bojowe. Wojna się zakończyła, czas było wrócić do domu, ale nie należało zapominać ważnym w życiu każdego żołnierza epizodzie, jakim była walka w szeregach konkretnego oddziału. W konsekwencji w motywach podano, że odznakę ustanowiono “dla upamiętnienia wspólnej służby i przeżyć poprzez Irak, Palestynę, Egipt i kampanię Włoską oraz dla upamiętnienia przynależności żołnierskiej do tej Kompanii Geograficznej jako oddziału ewidencyjnego wszystkich jednostek Służby Geograficznej 2 Korpusu (dawniej Armii Polskiej na Wschodzie)“.

W moim przekonaniu projekt odznaki oparty został na odznace honorowej Oficerskiej Szkoły Mierniczej. Wskazuje na to krzyż maltański z czarnymi ramionami. Choć pierwowzór posiadał ramiona emaliowane na granatowo, to projekt zakładał, że miały być czarne. Dodać też należy, że czarna barwa była właściwa dla służby geograficznej. Globus został przekręcony o 45° w lewo. Pomiędzy ramionami krzyża zostały umieszczone promienie słoneczne. Po siedem między każdym ramieniem. Może to być odniesienie kampanii wojennej 12 Kompanii Geograficznej, która sformowana została w Iraku, a wojnę zakończyła we Włoszech. Te dwa miejsca wyjaśniają także napisy IRAK i ITALIA na poziomych ramionach krzyża. Syrenka na górnym ramieniu stanowi czytelne odniesienie do symbolu II Korpusu Polskiego. Liczba 12 to oczywiście numer kompanii. Odznaka wykonana została w tombaku i została cienko posrebrzona.

Mniej więcej miesiąc po ustanowieniu odznaki kompania została zaokrętowana w Neapolu na statek i popłynęła w drogę do Glasgow we Wielkiej Brytanii. Jest to informacja o tyle istotna, że odznaka została wykonana we Włoszech. Jej producentem był zakład Castelli e Gerosa S.A. z Mediolanu.Odpowiednia informacja została umieszczona na nakrętce odznaki. Jakość wykonania wskazuje, że nie była to firma prezentująca najwyższe umiejętności. Odznaka jest jednoczęściowa, relatywnie gruba i mało precyzyjnie wykonana. Jeśli porównać ją z odznaką honorową Oficerskiej Szkoły Mierniczej, na której w moim przekonaniu była wzorowana, to włoskie wykonanie można określić co najmniej jako prymitywne. Jeśli dodać, że miejsce zakwaterowania 12 Kompanii Geograficznej oddalone było od Mediolanu o blisko dwieście kilometrów to łatwo sobie wyobrazić, że decydującym argumentem za wyborem grawera mogła być niska cena oferowanych przez niego usług. Tym bardziej, że w Mediolanie i oddalonej mniej więcej tak samo daleko Florencji, działali w tym czasie bardzo dobrzy grawerzy. Nie wykluczone też, że Panowie Castelli i Gerota byli by w stanie sami wykonać lepsze odznaki w wyższej cenie. Wracając jednak do istoty sprawy można przyjąć, że odznaka została wykonana we wrześniu 1946 roku, ponieważ później 12 Kompania Geograficzna została odesłana do Wielkiej Brytanii.

Ponieważ wykonanie odznaki było prymitywne, a ilość egzemplarzy ograniczona, naturalnie można się spodziewać falsyfikatów na szkodę kolekcjonerów. Udało mi się w internecie znaleźć przynajmniej dwa wykonania takich falsyfikatów. Najłatwiej rozpoznać je po kroju liczby 12 na dolnym ramieniu. Po prawej stronie prezentuję zestawieni obejmujące krój oryginalnej liczby (w środku) oraz falsyfikatów (ilustracje skrajne). Oba falsyfikaty wyróżnia cieńszy krój cyfr i jedynka której daszek jest prosty, a nie zaoblony jak w oryginalne. Dodatkowe różnice widać w kroju cyfry dwa. Dolna kreska cyfry dwa w falsyfikacie widocznym po lewej stronie kończy się wyraźnie wcześniej niż biegła by linia wyprowadzona pionowo od rantu brzuszka. Z kolei cyfra dwa w falsyfikacie pokazanym na prawo jest wyraźnie cieńsza. Istotne różnice widać także w wykonaniu detali rewersu. Warto zwrócić uwagę na te niuanse, ponieważ prymitywne wykonanie powoduje, że fałszerstwa bardzo łatwo pomylić z oryginałami. Szczególnie jeśli mamy do czynienia wyłącznie ze zdjęciami odznak, a nie mamy pod ręką oryginału do porównania. W konsekwencji są one szczególnie niebezpieczne dla kolekcjonerów.

Legitymacje do odznak zaprojektowane zostały i wydrukowane bezpośrednio przez 12 Kompanię Geograficzną. Podobnie jak w przypadku odznak przypuszczam, że zostały wykonane we wrześniu 1946 roku we Włoszech. W tym czasie kompania dysponowała odpowiednim sprzętem drukarskim i bez wątpienia zaprzątnięta była kwestią wydania odznak. Legitymacja odznaki podzielona jest na dwie części. Okładka zawiera treści ściśle symboliczne. Na pierwszej stronie widać odwzorowanie odznaki oraz symbol II Korpusu Polskiego i 8. Armii. Całość przepasana jest polskimi barwami narodowymi i opatrzona nazwą jednostki. Poza nimi w dolnej części znajduje się odniesienie do szlaku bojowego: IRAK-PALESTYNA-EGIPT 1943 oraz ITALIA 1944-1946. Ostatnia strona okładki prezentuje oznakę kołnierzową 12 Kompanii Geograficznej.

Wewnętrzna strona legitymacji podzielona została na dwie części. Lewa stanowi generalną informację o odznace wraz z wyciągiem ze statutu. Prawa strona stanowi informację o odznaczonym i przy pewnej próbie statystycznej pozwalają wyciągnąć ciekawe informacje o samej odznace. Pierwsza z nich jest taka, że odznaka dzieliła się na pamiątkową i honorową. Dla każdej z nich zachowana była odrębna numeracja więc można przyjąć, że były to dwie różne odznaki o tożsamym wyglądzie. Ewentualnie, ze względu na wyraźnie położony akcent w formalnym rozkazie o ustanowieniu odznaki, który mówi o “odznace pamiątkowej“; można starać się przyjąć formułę, że druga z odznak też była pamiątkowa, lecz nadawana honorowo. W moim przekonaniu niewiele to zmienia, a próba jednoznacznego rozstrzygania tej kwestii stanowi dzielenie włosa na czworo. Na marginesie można tylko dodać, że nie było żadnej różnicy między odznakami wręczanymi oficerom, podoficerom i szeregowym. Różnice te nie występowały ani w nazewnictwie, ani w wyglądzie odznak i legitymacji. W ramach odznaki pamiątkowej zachowano też ciągłość numeracji.

Wszystkie odznaki, zarówno honorowe jak i pamiątkowe formalnie nadane były tylko raz, na podstawie rozkazu dowódcy 12 Kompanii Geograficznej nr 241 z dnia 22 października 1946 roku. Oznacza to, że nadanie odznak wyprodukowanych we Włoszech nastąpiło już w Glasgow na terenie Wielkiej Brytanii. Jest to o tyle zaskakujące, że porównując pismo ręczne na zachowanych egzemplarzach legitymacji można bez wątpienia stwierdzić, że były one wypisywane przez co najmniej trzy osoby. Przy czym jeden charakter pisma pojawia się na zdecydowanej większości legitymacji. Znane mi odstępstwa to po pierwsze legitymacja przedstawiona po lewej stronie. Jest ona wystawiona na tego samego żołnierza co legitymacja prezentowana przy poprzednim akapicie. Z tą jednak różnicą, że widnieje na niej inny numer nadania. Na pierwszej legitymacji jest to numer 116, a na drugiej 250. Druga istotna różnica to pieczątka Szefostwa Służby Geograficznej w dowództwie II Korpusu Polskiego obok podpisu majora Piesowicza. Jest to jedyna znana mi legitymacja, która posiada taką pieczątkę. Dokumenty pochodzą bezpośrednio ze spuścizny po zmarłym żołnierzu i ich autentyczność jest niekwestionowana. Dlatego wytłumaczenia zagadki podwójnej legitymacji należy szukać właśnie we wspomnianej pieczątce i odmiennym kroju pisma ręcznego. W moim przekonaniu druga z opisywanych legitymacji została wydana w późniejszym czasie, kiedy 12 Kompania Geograficzna została już rozformowana. Prawdopodobnie miał to być duplikat pierwotnego egzemplarza.

Wreszcie druga odmienność w czcionce pisanej ręcznie występuje na znanym mi egzemplarzu legitymacji odznaki honorowej. Jej skan widoczny jest po lewej stronie. Można sobie wytłumaczyć, że do wypisania legitymacji dla osób odznaczonych honorowo przeznaczono inną osobę. Kolejna różnica widoczna na legitymacji odznaki honorowej, to przydział podany pod nazwiskiem odznaczonego. W prezentowanym wypadku to szef oddziału operacyjnego dowództwa II Korpusu Polskiego. W tym kontekście warto się zastanowić nad ciągiem cyfr widocznym pod nazwiskami na legitymacjach osób odznaczonych odznakami pamiątkowymi. Pierwsze cztery cyfry to data urodzenia osoby odznaczonej. Po nich następuje ukośnik i ciąg dwóch lub trzech cyfr (być może także jednej), których znaczenia nie udało mi się ustalić. Później kolejny ukośnik i rzymska cyfra trzy lub arabska liczba sto jedenaście. Niepewność co do tej ostatniej kwestii wynika ze sposobu pisania cyfry 1 za pomocą prostej kreski. Można jedynie przypuszczać, że był to numer ewidencyjny osoby odznaczonej, który ujęty był w ramach dokumentacji 12 Kompanii Geograficznej.

Jak oszacować całkowitą liczbę nadań odznaki? Łączny etat 12 Kompanii Geograficznej wynosił ok. 150 osób. To wskazuje na pułap minimalnej liczby nadań. Najwyższy numer odznaki jak widziałem na legitymacji, to właśnie wspomniane 250 na opisywanym wyżej egzemplarzu. W katalogu Polskie Siły Zbrojne na Zachodzie 1939-1947 B. Wojciechowskiego i Z. Sawickiego opublikowana jest legitymacja z numerem 327. Na podstawie widocznych w katalogu zdjęć nie ma podstaw do kwestionowania jej autentyczności. Przy uwzględnieniu rotacji jaka musiała mieć miejsce w jednostce, kursów organizowanych przez jednostkę oraz nadań honorowych można przyjąć, że ogólna liczba nadań oscylowała wokół 350. W tym kontekście należy zwrócić uwagę, że częściej pojawiają się w obrocie legitymacje niż same odznaki. W omawianym wyżej przypadku na jedną odznakę przypadły dwie legitymacje. Powstaje więc pytanie ile takich przypadków podwójnego nadania miało miejsce. Wreszcie nie jest pewne czy liczba wykonanych egzemplarzy odpowiadała liczbie nadanych odznak. Populacja odznak pojawiających się na rynku kolekcjonerskim może sugerować, że wykonano ich zdecydowanie mniej niż 350 sztuk.

Search for:

Najnowsze wpisy

  • Z twarzy podobny zupełnie do nikogo
  • W numizmatyce widzisz tyle, ile wiesz
  • Medal Towarzystwa Jabłonowskiego
  • Kartofel wrócił
  • Wszystko jest iluzją

Najnowsze komentarze

  • Lucyna on Wszystko jest iluzją
  • Sławek on Wszystko jest iluzją
  • Kartofel wrócił – skelnik.pl on Gorący kartofel za 160.000 PLN
  • Kartofel wrócił – skelnik.pl on Jak stracić 10.000 euro przez nieuwagę?
  • Na naszej Aukcji X – Falerystyka | on Odznaka pamiątkowa Szkoły Podchorążych Piechoty

Archiwum wpisów

  • June 2024 (1)
  • February 2024 (2)
  • August 2023 (1)
  • July 2023 (1)
  • June 2023 (1)
  • January 2023 (1)
  • September 2022 (2)
  • August 2022 (4)
  • July 2022 (3)
  • June 2022 (1)
  • February 2022 (2)
  • January 2022 (4)
  • December 2021 (3)
  • November 2021 (1)
  • April 2021 (3)
  • February 2021 (1)
  • January 2021 (3)
  • September 2020 (1)
  • June 2020 (4)
  • May 2020 (5)
  • April 2020 (6)
  • March 2020 (4)
  • February 2020 (1)
  • January 2020 (3)
  • December 2019 (1)
  • November 2019 (1)
  • October 2019 (3)
  • September 2019 (4)
  • August 2019 (1)
  • July 2019 (2)
  • May 2019 (4)
  • April 2019 (3)
  • March 2019 (2)
  • February 2019 (2)
  • December 2018 (2)
  • July 2018 (3)
  • June 2018 (3)
  • May 2018 (4)
  • April 2018 (6)
  • March 2018 (5)
  • February 2018 (5)
  • January 2018 (5)
  • December 2017 (4)
  • November 2017 (5)
  • October 2017 (6)
  • September 2017 (6)
  • August 2017 (4)
  • July 2017 (3)
  • June 2017 (9)
  • May 2017 (1)
  • April 2017 (1)
  • January 2017 (4)
  • December 2016 (6)
  • November 2016 (4)
  • October 2016 (1)
  • September 2016 (2)
  • August 2016 (1)
  • July 2016 (7)
  • May 2016 (6)
  • April 2016 (7)
  • March 2016 (12)
Copyright © 2025 Julian M. Skelnik. All rights reserved.