Punktem wyjścia do napisania tego wpisu był dyplom oferowany przez Dom Aukcyjny Artissima. Stanowił on potwierdzenie uzyskania przez Zygmunta Kamińskiego medalu srebrnego na międzynarodowej wystawie sztuki dekoracyjnej i wzornictwa w Paryżu w 1925 roku. Była to wystawa szczególna, ponieważ stanowiła podsumowanie nowego trendu w sztuce. Wziął on zresztą swoją nazwę od skrótu francuskiej nazwy tej ekspozycji i do dziś znany jest na całym świecie jako art deco (arts decoratifes). Dyplom wykonany był w technice litografii, a miejsce na nazwisko laureata i podpisy uzupełniane tuszem. Zaskakująca jest wielkość dyplomu, którego wysokość przekracza pół metra. Jest to rozmiar zupełnie nietypowy dla grafiki, a nawet nieco większy od standardowego wymiaru obrazów olejnych. Patrząc jednak na jego bogactwo graficzne, można śmiało powiedzieć, że sam w sobie stanowi odrębne dzieło sztuki. Jego twórcą był Gustave Louis Jaulmes, urodzony w 1873 roku szwajcarski artysta i architekt. Jego prace cieszyły się sporym uznaniem jeszcze za życia i był zaproszony do wielu ważnych projektów artystycznych. Tak prywatnych jak i publicznych. Do jednej z ciekawszych jego prac można zaliczyć dekorację sali dla Muzeum Augusta Rodin w której eksponowana była rzeźba Pocałunek oraz dekoracje dla liniowca oceanicznego Île de France. Gustava Jaulmes poruszał się swobodnie nie tylko grafice i projektowaniu wnętrz, ale także w malarstwie, tkactwie i projektowaniu mebli. Bez wątpienia można powiedzieć, że był artystą wszechstronnym.
W przeciwieństwie dla wielu innych medali nagrodowych z wystaw sztuk pięknych czy rzemiosła, te z wystawy paryskiej były anonimowe. Nazwisko zwycięzcy widoczne było tylko na dyplomie. Wysokość, jak też szerokość ośmioboku wynosiła 6 cm. Tak więc podobnie do dyplomu, nie należał do najmniejszych w swojej kategorii. Ponieważ medal bity był w srebrze, jego waga wynosiła przeszło 100 gram. Autorem nagrody był medalier Pierre Turin. Jako ciekawostkę można dodać, że Turin był nie tylko autorem medalu na wystawę w 1925 roku, ale także jego laureatem. Jego najsłynniejszymi pracami były wzory monet 10 i 20 frankowych z nowym modelem głowy Marianny.
Wróćmy jednak do medalu dla Zygmunta Kamińskiego. Otrzymał go za projekty dwóch banknotów. Pierwszy z nich o nominale 50 złotych został wprowadzony do obiegu już w 1925 roku. Drugi o nominalne 20 złotych wprowadzono do obiegu w roku następnym. Choć oba projekty utrzymane są w identycznej stylistyce i na obu przedstawiono żniwiarkę i Merkurego w identycznych pozach, to nie trudno znaleźć także przysłowiowe pięć szczegółów którymi się różnią. Najważniejszy z nich to kolorystyka. Ta którą można zobaczyć na załączonych zdjęciach nie odpowiada kolorystyce jaką banknoty posiadały w druku. Wynika to z faktu, że przedstawione ilustracje stanowią wydruki próbne banknotów. Potwierdza to między innymi brak podpisów Prezesa, Naczelnego Dyrektora i Skarbnika Narodowego Banku Polskiego. Warto też zwrócić uwagę na fakt, że projekt banknotu 20-złotowego nosi datę planowanej emisji “1 marca 1926 r.”, choć nie ulega najmniejszej wątpliwości, że powstał jeszcze w 1925 roku.
Poza tym przedstawione wydruki próbne banknotów 20 i 50 złotych, które licytowane były na 2 aukcji Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka, posiadają jeszcze jedną cechę, która odróżnia je od późniejszych emisji obiegowych. Jest nią podpis autora projektu umieszczony poniżej prawej strony dolnej krawędzi. Na wydruku próbnym banknotu 50-złotowego widoczne jest jeszcze oznaczenie drukarni E. Gaspé w Paryżu. Kryła się za nią drukarnia Eugèna Gasperiniego, który jako przydomka używał skróconej formy nazwiska. Jego atelier wykonywało próbne wydruki banknotów także dla innych krajów. W tym oczywiście dla Francji i jej kolonii oraz dla zaprzyjaźnionej z Polską w tamtym czasie Rumunii, czy nieco egzotycznego Libanu. W zasadzie można by poprzestać na tym opisie, gdyby nie jedno intrygujące pytanie. Po co na wydruku próbnym oznaczenie autora, które nie miało się znaleźć na ostatecznej wersji banknotu? Być może te albo analogiczne próby kolorystyczne były wykonane przez Zygmunta Kamińskiego nie tylko po to aby ustalić ostateczny wygląd nowych nominałów, ale także po to aby posłużyć się najciekawszymi wydrukami na wystawie, za którą otrzymał omawiany medal.
Kiedy zastanawiałem się nad rzeczami, które powstały i zaniknęły za mojego krótkiego na razie życia, przyszły mi do głowy karty telefonicznej i kasety VHS. Dla osób żyjących w drugiej połowie XIX wieku takim przedmiotem mogły by być medale ofiarowane na pamiątkę chrztu świętego. Jeśli się nad tym zastanowić głębiej to obyczaj ten ma głęboki sens. Jest on skrzyżowaniem funkcji tezauryzacyjnej i medalu pamiątkowego. Co oznacza, że dla obdarowanego któremu powiedzie się w życiu będzie miłym wspomnieniem np. od rodziców chrzestnych. Natomiast dla obdarowanego, który napotka w życiu na trudności będzie jakimś minimalnym zabezpieczeniem w postaci kruszcu możliwego do spieniężenia. Do pewnego stopnia medale na pamiątkę chrztu zostały zastąpione przez srebrne łyżeczki lub złote monety. Dlaczego wyparły one medale na pamiątkę chrztu? W moim przekonaniu można wskazać na co najmniej dwie przyczyny takiego stanu rzeczy. Złote monety są bardziej anonimowe niż imienne medale, a przez to łatwiejsze do upłynnienia. Po drugie mniejsza jest dostępność usług grawerskich i popularność medali. Po prostu zmieniły się czasy i obyczaje. Nie ma dziś społecznego zapotrzebowania na eksponowanie w domu pamiątkowych medali.
Przy okazji jednego z wpisów narzekałem, że dotychczas nikt nie sporządził spisu medali polskich z XIX wieku. Po jakimś czasie przypomniało mi się, że nie byłem dość precyzyjny. W końcu kiedyś kupiłem wyłącznie dla tego spisu kilkanaście numerów Warszawskich Zeszytów Numizmatycznych. Anonimowy autor zaprezentował w nich “Rejestr XIX-wiecznych medali polskich i z Polską związanych“. Co prawda ustalenie rzeczywistego autora tego rejestru nie było ani trudne, ani długotrwałe; nie podaję jego nazwiska, szanując prawo do anonimowości. Szczególnie, że do spisu mam kilka zastrzeżeń. Być może autor zdawał sobie sprawę ze słabości swojego rejestru i dlatego postanowił pozostać anonimowy. Tym bardziej, że jest osobą w numizmatyce powszechnie szanowaną. Znów samo słowo rejestr stanowi podpowiedź, że nie miał to być katalog, czyli dzieło pełne. Niestety nie są to w moim przekonaniu źródła wystarczające dla pełnego wyczerpania tego tematu.
Na dzisiejszej 3 aukcji Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka oferowany był doskonały wybór monet i banknotów, ale także trochę ciekawych medali i innych pamiątek. Wśród nich moją uwagę zwrócił
Gdyby przyjąć, że ceny uzyskane na wymienionych aukcjach odzwierciedlają prawdę o rynkowej wartości tego przedmiotu na dany moment, co przecież nie jest do końca prawdą, ale doskonale ułatwi nam analizę, to można postawić następujące tezy. W okresie od 2005 do 2009 roku wartość medalu wzrosła co najmniej o 31% czyli 250 zł. w liczbach bezwzględnych. W tym czasie inflacja zabrała łącznie 8% wartości pieniądza. Tak więc po potrąceniu inflacji, roczny wzrost wartości żetonu wyniósł nie mniej jak 5,75%. Od 2009 do 2017 roku wartość medalu wzrosła o 92,85%, czyli 975 zł. w liczbach bezwzględnych. Inflacja zabrała 20%, a po jej potrąceniu roczny wzrost wartości żetonu wyniósł dokładnie 9,1%. W całym badanym okresie od 2005 do 2017 roku wartość żetonu wzrosła o 225%, już po uwzględnieniu 28% spadku wartości pieniądza, wynikającego z inflacji. To już 18,75% rocznie. Niezależnie od tego czy skupić się na krótszym, czy na dłuższym okresie, wynik jest godny uwagi. Można więc powiedzieć, że pogląd o zasadności inwestowania w numizmatykę znajduje uzasadnienie. Przynajmniej w przypadku tego żeton.
Zainteresował mnie ostatnio medal zakładu urszulanek w Poznaniu za pilność i wychowanie, który we wrześniu wystawił w swojej ofercie sklep
Szczęśliwie okazało się, że informacja o omawianym medalu pojawiła się w “Berliner Blätter für Münz-, Siegel- und Wappenkunde“, w tomie drugim, wydanym w Berlinie w 1865 roku. Zaprezentowano go w kategorii nowe medaliony (neueste schaumünzen) pod pozycją 130. Informacja ta wskazuje, że najprawdopodobniej medal został wybity po raz pierwszy w 1865 roku. Nic nie wskazuje aby medal zakończono nadawać wcześniej niż nastąpiło przeniesienie zakładu do Krakowa. Tym bardziej, że przez cały okres jego działalności, dyrektorowała mu matka Bernarda Morawska. Była ona osobą o silnym charakterze i można przypuszczać, że nie zrezygnowała by z pomysłu nadawania medalu bez wyraźnej potrzeby. Dlatego można przyjąć założenie, że medal nadawany był przez dziesięć lat. Niestety, nawet gdyby przyjąć tą hipotezę za pewnik, nie można z całą pewnością powiedzieć, że wybito dokładnie dziesięć medali. Przede wszystkim dlatego, że pierwotne zamówienie mogło opiewać na większą ilość egzemplarzy. Nie wiadomo także, czy medal udzielany był co roku, czy też nieregularnie. Wreszcie nie wiadomo czy medal mogła otrzymać tylko jedna uczennica w danym roku, czy kilka z nich. Można jedynie przypuszczać, że ze względu na skromną sytuację finansową zakładu i wykonanie medalu w srebrze, jego nakład był niewielki.
Są książki, które należy
To co umknęło uwadze Jacka Strzałkowskiego, to odmiana medalu polegająca na odmiennym rysunku rewersu. Widnieje na niej napis “AKADEMIA SZTUK PIĘKNYCH W KRAKOWIE ZASŁUŻONEMU”. Podobnie jak w pierwszym przypadku, w dalszej kolejności grawerowane było imię i nazwisko wyróżnionego oraz rok nadania. Ponieważ znany jest mi medal pierwszego wzoru z 1906 roku oraz medal nowego wzoru z 1908 roku należy stwierdzić, że zmiana w wyglądzie medalu nastąpiła w 1907 lub 1908 roku. Jednocześnie zmiany te nie zostały odnotowane w opisywanym katalogu. Najprawdopodobniej dlatego, że późniejszy medal nie by notowany w żadnym zbiorze publicznym, na podstawie których przygotowywany był katalog. Wreszcie nie mogę wykluczyć, że Jacek Strzałkowski tej różnicy nie zauważył, ponieważ sam jej początkowo nie zauważyłem. Być może zasugerowałem się katalogiem Strzałkowskiego. Po co miałem szukać różnic, skoro ktoś za mnie wcześniej dokonał kwerendę. Dlatego bądźmy czujni i nie polegajmy tylko na tym co przeczytamy.
Dzisiejszy wpis jest o tym, co w kolekcjonowaniu jest najprzyjemniejsze, a więc o odkrywaniu historii. Rok temu kolega podesłał mi zdjęcie medalu, o którym przypuszczał że jest nieznany. Taka deklaracja w sposób oczywisty pobudza wyobraźnię i motywuje do szukania informacji na temat obiektu. Szybko okazało się, że medal jednak znajdował się w kolekcji Hutten-Czapskiego, w tomie drugim pod pozycją 3545. Udało się także znaleźć dwa notowania w Warszawskim Centrum Numizmatycznym. Pomimo tego, że medal jest wykonany w formie żeliwnego odlewu osiągał dość wysokie ceny. Pierwszy egzemplarz w ładnym stanie został sprzedany w 2008 roku za
Starając się zinterpretować rewers medalu przyjąłem, że karta papieru z datą wskazuje na jakiś dokument, który został wydany w 1820 roku. W moim przekonaniu słuszność miał Hutten-Czapski uznając, że jest to punkt wyjściowy do interpretacji znaczenia całości. Dlatego też uznałem, że chodzi o medal upamiętniają jakiś dokument wydany w związku z górnictwem. Wstęga mogła sugerować, że chodzi o otwarcie czegoś – np. budynku lub instytucji.
Kiedy dotarłem do tej informacji wszystko ułożyło się w logiczną całość. Widoczny na rewersie medalu dokument, to symboliczne przedstawienie ukazu powołującego do życia Dozorstwo Białogońskie. Co oczywiste podlegała pod nie huta w Białogonie, ale także odległa o niecałe 10 km. huta w Niewachlowie. To wyjaśnia także powód dla którego medal wykonany był właśnie w Białogonie, a nie w Mennicy Warszawskiej. W momencie wykonania nakładu inspektorem Dozorstwa był radca hutniczy Gotthold Klemm, a zawiadowcami huty w Bialogonie Franciszek Protschkar i Ernst Kaden. Przypuszczalnie ktoś z tej trójki był inicjatorem powstania medalu. Projekt medalu z pewnością należy przypisać rysownikowi Głównej Dyrekcji Górniczej w Kielcach Augustowi Chartron, czego potwierdzeniem jest adnotacja na awersie: Chartron f.(ecit – przyp. J.S.)
Mając nadzieję, że udało mi się prawidłowo rozszyfrować zagadkę medalu, chciał bym jeszcze na chwilę wróci do opisu Hutten-Czapskiego. Moją uwagę zwrócił fakt, że nie podał on widocznego na awersie nazwiska rysownika, jako autora medalu. Biorąc pod uwagę skrupulatność w relacjonowaniu treści medalu wydało mi się to dziwne. Zerknąłem więc z ciekawości na planszę prezentującą medal, żeby odkryć rysunek awersu różniący się od tego, który widziałem na medalu. Popiersie rozciągnięte jest na całej wysokości i rzeczywiście brakuje sygnatury rysownika. Rewers oddany jest wiernie i nie różni się od tego który widziałem na zachowanym medalu oraz zdjęciach z Warszawskiego Centrum Numizmatycznego. Oznacza to, że prawdopodobnie mamy do czynienia z dwoma różnymi wersjami awersu tego medalu. Pewnym potwierdzeniem tej okoliczności może być detal w postaci zapięcia szaty na ramieniu cara i króla Polski. Na rysunku w katalogu Hutten-Czapskiego zapięcie zdobione jest rozetą. Na prezentowanych wyżej zdjęciach widać jedną pionową kreskę. Być może jest to subtelne nawiązanie do cyfry przy imieniu Aleksander, a być może niepotrzebnie doszukuję się dodatkowych znaczeń tam, gdzie ich nie ma.
Myślę, że się nie pomylę jeśli napiszę, że
Blisko jedenaście lat temu środowiska muzealne i kolekcjonerskie obiegła wiadomość o kradzieży cennych pamiątek z Muzeum Wojska Polskiego, wśród których znajdowała się między innymi gwiazda orderu Virtuti Militari po księciu Józefie Poniatowskim. Przedmioty te znalazły się szczęśliwie
Wręcz przeciwnie, z punktu widzenia kolekcjonerskiego bardziej ceni się medal (czy inną pamiątkę) nie tylko z proweniencją po osobie której go wręczono, ale nawet z oznaczeniem poprzednich kolekcji w których był przechowywany i eksponowany. Znaczenie może mieć choćby miejsce nabycia, jeśli jest to renomowany dom aukcyjny lub szczególna aukcja. W tym kontekście zastąpienie egzemplarza medalu wybitego dla Stanisława Konarskiego i jemu osobiście ofiarowanego, dowolnym innym egzemplarzem tego medalu jest absolutnie niedopuszczalne.
Pomiar medali, odznak, oznak i innych pamiątek po ich obrysie jest łatwy do wykonania i powszechnie wiadomo, że stosuje się do niego suwmiarkę. Kłopot powstaje wtedy, gdy trzeba zmierzyć grubość obiektu. Dlaczego może to być trudne? W przypadku odznak, orzełków i wielu innych obiektów kłopotem może być ich obły kształt.i dość duża powierzchnia “szczypiec” suwmiarki. Inny typowy kłopot, to różna grubość obiektu w różnych miejscach.
W zeszły piątek zakończyła się I Konferencja Medalierska organizowana wspólnie przez Muzeum Narodowe w Krakowie, w ramach którego działa Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego oraz Polskie Towarzystwo Numizmatyczne i Instytut Historii Sztuki UJ. Zainteresowanie było spore. Łącznie zgłoszonych zostało 37 referatów i tylko pojedyncze nie zostały wygłoszone. Jeszcze bardziej cieszy fakt, że słuchaczami byli nie tylko sami prelegenci.
Na początku marca opisywałem
Wracając jednak do wstążki omawianego medaliku trzeba się odnieść do wyobrażenia herbu z 1906 roku. W tamtym czasie elementy czarne były już białe. Jeśli pominąć właśnie tą barwę i barwę złotą (która widoczna jest na koronie, detalach mieczy i w centrum kwiatu), to pozostają tylko kolory niebieski i czerwony. Dokładnie takie jak na wstążce pierwszego z opisywanych medalików.
W zeszłym tygodniu na jednej z aukcji
Podczas niedawnej wizyty w Muzeum Historii Torunia, zlokalizowanym w