Skip to content
  • kolekcjonowanie
    • o kolekcjonowaniu
    • aktualności
    • książki
    • blogi
  • pamiątki
    • ordery i odznaczenia
    • odznaki i oznaki
    • medale
    • dokumenty
    • pozostałe
  • Słowacja
    • Kežmarok
    • Polska – Słowacja
    • XIX wiek
  • o mnie
    • o stronie
    • czego szukam?
skelnik.pl

pamiątki

historia ukryta w przedmiotach
Published 2 November 2016

Z twarzy podobny zupełnie do nikogo

medalW zeszłym tygodniu na jednej z aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatycznego pojawił się ciekawy medal wybity w srebrze. Zgodnie z opisem aukcji, na jednej stronie wyobrażony miał być Fryderyk August Król Saski i Książę Warszawski. Odwrotna strona miała przedstawiać księcia Adama Czartoryskiego. Patrząc na medal miałem minimalne wątpliwości co do Czartoryskiego, ale znając jego starczą fotografię wykonaną w Paryżu przez Feliksa Nadara uznałem, że to całkiem prawdopodobne wyobrażenie. Wątpliwości brały się bardziej z tego, że w okresie Księstwa Warszawskiego Czartoryski opowiadał się po stronie Rosji. Pomyślałem, że medal mógł być wyrazem jakiegoś sentymentu za politycznymi przywódcami Księstwa Warszawskiego i powstania listopadowego. Z tego względu wydał mi się ciekawy i nawet go zalicytowałem.

Ku mojemu zaskoczeniu otrzymałem dziś wiadomość, że WCN wycofał ofertę. Wszedłem na stronę aukcji i zobaczyłem, że medal ma już zmieniony opis i został całkowicie wycofany z licytacji. Zgodnie z nowym opisem medal miał być wybity w USA. Szybkie przeszukanie Google pozwoliło mi ustalić, że medal rzeczywiście został wybity w stanach i przedstawia prezydentów Lincolna Washingtona i Andrew Jacksona. Podobne medale w różnych konfiguracjach były wykonywane także z podobiznami prezydentów Abrahama Lincolna, Ulyssesa Granta i Jamesa Garfielda. Występowały w dwóch wielkościach w złocie, srebrze i srebrzonym mosiądzu. Ceny medali na aukcjach w USA wskazują, że jest to pamiątka stosunkowo popularna.

Z całej tej historii płynie dość prosta nauczka, żeby nie sugerować się tym co się samemu chce zobaczyć. Jak teraz myślę o medalu przedstawiającym Fryderyka Augusta i Adama Czartoryskiego, to wystąpienie takiej konfiguracji wydaje mi się mało prawdopodobne. Inna sprawa, że wyobrażenia są rzeczywiście podobne i nie dziwię się pracownikom WCN, że się pomylili. W końcu sam się też nabrałem. To pokazuje także, jak łatwo przy pewnym uproszczeniu profili o pomyłkę. Link do aukcji celowo zamieszczam na końcu, żeby nie psuć niespodzianki na początku czytania postu.

Published 1 November 2016

Powstaniec Śląski – barwa i znak

powstaniec-slaski-barwa-i-znakW trakcie długiego weekendu miałem przyjemność przeczytać książkę Jarosława Wrońskiego, Grzegorza Grześkowiaka i Wojciecha Czerwińskiego pod tytułem “Powstaniec Śląski – barwa i znak”. Prezentuje ona oznaki i odznaki związane w powstaniami śląskimi oraz organizacjami kombatanckimi. Ze względu na oddolny charakter powstań, barwa i znak tego okresu są bardzo skromne. Znalazło to swoje odzwierciedlenie w publikacji, która w większości poświęcona jest pamiątkom kombatanckim. Nie rzutuje to jednak w najmniejszym stopniu na atrakcyjność książki, ponieważ jej dominująca część dotyczy pamiątek z okresu poprzedzającego drugą wojnę światową. Autorzy nie zapomnieli także o powojennych organizacjach kombatanckich i pamiątkach z nimi związanych. Temat rzeczywiście ujęty jest całościowo, czasem nawet może za szeroko.

Książka cechuje się wysokim poziomem merytorycznym i obok opisu barwy i znaków przedstawia tło historyczne powstań śląskich, czy historię poszczególnych oddziałów i organizacji kombatanckich. Odznaczenia przyznawane powstańcom ale także innym żołnierzom przedstawiono w szerszym kontekście, nie ograniczając się jedynie do aspektu związanego z tematem publikacji. Całość przedstawiona jest w sposób przystępny dla początkującego czytelnika. Jak sądzę, zamysłem autorów było przedstawić treść w taki sposób, aby mógł ją zrozumieć nawet czytelnik nie znający historii powstań.

Książka wydana jest w formacie zbliżonym do A4 na kredowym papierze, co zapewnia dobrą jakość i wielkość reprodukowanych zdjęć. W publikacji jest ich naprawdę sporo. Są to zarówno reprodukcje fotografii z epoki, zdjęcia pamiątek, jak też ilustracje przygotowane specjalnie na potrzeby książki. Pod względem ilustracji i składu książka jest nienaganna. Miękka okładka ze skrzydełkami pozwala na wygodną lekturę. Jest to miła odmiana w stosunku do większości podobnych pozycji. Czasem mam wrażenie, że wydawcy lub autorzy pragnąć podnieść twardą oprawą prestiż swoich publikacji, zapominają o komforcie czytania. Jedynym zauważalnym minusem książki jest brak korekty językowej, W skutek czego major Feyler stał się na sąsiedniej stronie majorem Fyeler.

Książkę wydało Muzeum Powstań Śląskich w Świętochłowicach. Niestety w publikacji brak jest informacji o nakładzie. Jednocześnie nie znalazłem książki za pośrednictwem Googla w żadnej księgarni internetowej. Mam więc nadzieję, że nie będzie to jedna z niszowych publikacji dostępnych tylko w muzealnym sklepiku. Była by wielka szkoda, gdyby tak się stało.

Published 16 October 2016

Václav Měřička a sprawa polska

dsc_1975Jeden z zaprzyjaźnionych numizmatyków, który zbiera materiały do nowej publikacji zaproponował żebym wybrał się z nim w charakterze tłumacza do Muzeum Narodowego w Pradze. Zgodziłem się bez wahania uznając, że może to być dobra okazja żeby zobaczyć także coś z interesujących mnie tematów. Sukces był umiarkowany, ponieważ Praskie muzeum przechowuje inwentarze w stolicy, a zbiory numizmatyczne 270 km dalej w Kromieryżu. Dlatego poza zamówionymi wcześniej pamiątkami nie mogliśmy zobaczyć niczego więcej na miejscu. Udało mi się jednak przejrzeć inwentarze zespołu medali i orderów.

Jednym z nich był inwentarz kolekcji Václava Měřički. Jest on jednym z bardziej znanych kolekcjonerów orderów i odznaczeń w dawnym bloku komunistycznym. Uchodzi za autora pojęcia falerystyka, choć w książce Vladimira Považana pod tym samym tytułem znalazłem informację, że po raz pierwszy terminu tego użył Oldřich Pilc w 1937 roku. W Czechach cieszył się szerokim uznaniem, ale nie doczekał się swojej biografii na wikipedii. Po śmierci cały swój zbiór i bibliotekę przekazał Muzeum Narodowemu. Choć minęło już piętnaście lat od tego momentu zbiór i biblioteka nie zostały jeszcze opracowane w całości. Szczególnie zaskakujące jest to, że bibliotekarze muzeum nie tylko nie opracowali notatek Měřički, ale nawet nie wiedzą co się w nich znajduje.

Na szczęście zespół pamiątek związanych z Polską, jakie zgromadził Měřička jest już opracowany i kustosz potwierdził jego kompletność. Kwiatem tego zespołu jest medal Virtuti Militari z 1792 roku. Do zbioru Měřički trafił on w 1963 roku z innego zbioru budowanego w Pradze. W latach osiemdziesiątych XX wieku właściciel wycenił go na 5.000 koron Czechosłowackich. Trudno jest mi dzisiaj ocenić jaka była wtedy wartość nabywcza korony, ale w 1985 roku najwyższy drukowany nominał banknotu wynosił 1.000 koron, a krzyże Virtuti Militari z okresu międzywojennego wyceniał na 3.000 koron. To daje mi pewność, że przedstawiona wycena musiała być zaniżona. Co ciekawe, poza oryginalnym medalem Virtuti Militari w zbiorze znajduje się także kopia medalu, która została zakupiona w 1981 roku.

Drugim obiektem z kolekcji Měřički którego żałowałem, że nie miałem okazji zobaczyć, był niezidentyfikowany krzyż, którego opis wskazuje na order św. Stanisława z okresu Królestwa Polskiego przed powstaniem listopadowym. Ewentualnie może być to także jakieś dystynktorium kanoniczne. Zaskoczyło mnie, że Měřička nie poradził sobie z jego identyfikacją. Podzieliłem się tą uwagą z kustoszem który stwierdził, że w inwentarzu Měřički znajduje się wiele błędów wskazujących na to, że jego wiedza poszerzała się wraz z upływem czasu. Zaskoczyło mnie to, ponieważ inwentarz był wykonany z całą pewnością po 1981 roku, kiedy Měřička miał już 65 lat i sporo publikacji za sobą.

Potwierdzeniem powierzchowności jego wiedzy jest informacja w inwentarzu wskazująca, że krzyże orderu Virtuti Militari w okresie międzywojennym wykonywała Mennica Warszawska. Jeden z takich krzyży otrzymał w prezencie od mjr Mieczysława Wełny w 1954 roku razem z Krzyżem Walecznych oraz brązowym medalem Zasłużonym na polu chwały.

Łącznie obiektów pochodzących sprzed 1939 roku w kolekcji Měřički było około 15%, Sympatyczną ciekawostką jest order Odrodzenia Polski I klasy nadany w 1927 roku dla dr Františka Peroutka, ministra przemysłu, handlu i przedsiębiorczości – znów przez Měřičkę błędnie opisanego jako ministra finansów.

Reszta to pamiątki z okresu PRL i to w większości nie najwyższych lotów. Na ich tle wybija się pozłacany order budowniczego Polski ludowej. Około połowy wszystkich obiektów pochodzi z zakupów dokonywanych od jednej osoby z północnych Czech. Przewijają się także cztery nazwiska z Polski. Jedno z nich identyfikuję jako zbieracza, inny opisany jest jako pracownik ambasady Polskiej w Pradze. Jeden obiekt pozyskany był przez Měřičkę w 1977 roku w sklepie numizmatycznym w Warszawie.

Nawet medal Virtuti Militari z 1792 roku nie jest w stanie zatrzeć ogólnego wrażenia przypadkowości tego zbioru, komponowanego bez większej refleksji. Jestem przekonany, że Měřička brał to, co akurat było pod ręką i w dobrej cenie. Kustosz zespołu medali i orderów ma marzenie żeby ukazała się wielotomowa publikacja ze zbiorem Měřički. Jeśli zespoły dotyczące innych państw wyglądają podobnie do Polskiego, to nie wróżę tej serii wielkiego powodzenia.

* Ponieważ obiektów z kolekcji Měřički nie udało mi się zobaczyć, a tym bardziej uwiecznić na zdjęciach, ilustracją do wpisu jest zdjęcie korytarza z drzwiami do biur działu numizmatycznego.

Published 30 September 2016

Pieczęć herbowa na monecie z powstania listopadowego

pieczecOstatnio na jednej z aukcji Warszawskiego Domu Aukcyjnego pojawiła się pieczęć herbowa. Pewną ciekawostkę stanowi fakt, że była ona rytowana na monecie o nominale 2 złotych z powstania listopadowego. Stanowi ona jednocześnie przyczynek do oceny oryginalności nietypowych pamiątek historycznych.

Monety rządu powstaniowego stanowiły przez długi czas po jego stłumieniu pamiątkę zrywu narodowego. Wśród pamiątek narodowych funkcjonowały pamiątkowe pudełka z zestawami monet powstańczych. Pojedyncze monety wstawiano do den pamiątkowych kubków lub jako ozdobę tabakier. Nie może więc dziwić pojawienie się także innych pamiątek z motywem tych monet.

Jednak wykorzystanie monety jako podstawy do wykonania pieczęci stanowi zupełnie inny przypadek. Nawet jeśli monety w pamiątkowych kubkach wtopione były w ich dno i nie były widoczne na pierwszy rzut oka, to jednak istota tej pamiątki polegała na tym, żeby monetę zachować. W przypadku pieczęci jedna strona monety musiała być całkowicie zeszlifowana, a druga musiała być przysłonięta tłokiem pieczętnym.

Oznacza to, że moneta została wykorzystana jako destrukt. Oczywiście nie można wykluczyć takiej sytuacji. Nie ma nawet gwarancji, że jest to pieczęć wykonana w Polsce. Być może moneta trafiła za granicę, gdzie nikt nie miał do niej sentymentu i była ona zwykłym krążkiem metalu. To by mogło bardzo dobrze tłumaczyć dlaczego wykorzystano ją w taki sposób.

pieczec2Powstaje jednak szereg pytań. Dlaczego do wykonania pieczęci wykorzystano stosunkowo cienki i miękki kawałek metalu jakim jest srebrna moneta? Do wykonywania pieczęci najczęściej wykorzystywano mosiądz. Był on nie tylko twardszy ale także i tańszy. Dodatkowo jedną stronę monety trzeba było zeszlifować żeby rytować w niej wzór pieczęci. Wydaje się to mało rozsądne i prawdopodobne, ale nie niemożliwe.

Zastanawia także wzór pieczęci nawiązujący do tematyki artyleryjskiej. W swojej stylistyce bardziej podobny jest do pieczęci XVIII niż XIX wiecznych, podczas kiedy powinien być wykonany przynajmniej po 1831 roku. Oczywiście stylistyka pieczęci nie przesądza o momencie jej wykonania, ale stanowi ważny element przy ocenie oryginalności przedmiotu.

Ostatnim nietypowym elementem jest sposób mocowania pieczęci. Na zachowanej stronie monety wyraźnie widać ślad po mocowaniu które było przyczepione dwoma poziomymi elementami połączonymi z tłokiem, a nie z pieczęcią. Znów jest to rozwiązanie nietypowe. Zazwyczaj pieczęcie posiadały własny trzpień lub śrubę za pomocą których mocowano je do tłoku. Takie rozwiązanie było podyktowane względami praktycznymi. Trzpień mocowany na pieczęci za każdym dociśnięciem lub uderzeniem mocniej wbijał się w tłok. W przypadku mocowanie widocznego na załączonym zdjęciu każde uderzenie osłabiało mocowanie. Znów należy podkreślić, że pieczęć nie była przeznaczona do uderzania, ale odciskania.

Reasumując należy podnieść, że nietypowe wykonanie nie musi świadczyć o nieoryginalności przedmiotu. Każe się jednak zastanowić nad tym czy pamiątka jest oryginalna. Można bowiem wskazać na wiele przykładów gdzie zbieracze odrzucali bardzo interesujące i oryginalne pamiątki jako falsyfikaty, tylko dlatego że sposób ich wykonania był nietypowy. Jak jest w przypadku tej pieczęci nie potrafię ocenić. Nie mniej jednak mam zaufanie do doświadczonego sprzedawcy, który miał go w ręku. Ta ostatnia metoda weryfikacji jest nie do przecenienia i nie zastąpi ją nawet najlepsze zdjęcie z internetu.

Published 4 September 2016

Kopia medalu Jana Regemanna w Muzeum Historii Torunia

falsyfikat medalu Jana RegemannaPodczas niedawnej wizyty w Muzeum Historii Torunia, zlokalizowanym w Domu Eskenów odwiedziliśmy wystawę czasową zatytułowaną “Od Hipokratesa do Rydygiera“. Prezentowała ona w dość skrótowy, ale i ciekawy sposób historię medycyny i aptekarstwa na terenie Torunia. Pomimo dalszej treści wpisu muszę przyznać, że zarówno wystawa czasowa, jak też ekspozycja stała warte są odwiedzenia. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie kolekcja pieczęci z okresu Księstwa Warszawskiego.

Wracając jednak do przedmiotu tego wpisu. Jednym z eksponatów prezentowanych na wystawie czasowej był medal wybity na cześć Jana Ludwika Regemanna. Jak głosiła dewiza umieszczona na rewersie medali dedykowany był Mężowi w nauce lekarskiej szczęśliwemu, bez szukania korzyści od trzydziestu pięciu wstecz lat nieustannie dobrze się u narodu polskiego zasługującemu, obyczajów nieskażonych, zaszczytem wielce zaleconemu wdzięczności pamiątkę po uleczonej od niego rany orężem złoczyńców dnia 3-go Listopada roku 1771 zadanej Stanisław August król ofiarował. [1]

Jan Regemann urodził się w Bremie ale jego kariera lekarska związana była z Polską. Pracował w Toruniu, był lekarzem Augusta Czartoryskiego i króla Stanisława Augusta. Ten ostatni, jak zostało to wspomniane w dedykacji medalu, miał być porwany w dniu 3 listopada 1771 roku przez członków konfederacji Barskiej. Zamierzali oni uprowadzić króla do Częstochowy, lecz ich zamysł się nie powiódł. W trakcie próby porwania król został ranny w głowę, a pomocy udzielili mu lekarze Jan Regemann oraz Jan Bekler, Karol Lagen i Wilhelm Riets. Ponieważ Regemann był pierwszy zasłużył na swój medal.

Był on wybity w Mennicy Warszawskiej z matrycy autorstwa Jana Filipa Holzhaeussera. Jego średnica była relatywnie duża i wynosiła 60 mm. Być może właśnie dlatego medal dość szybko pękł i konieczne było przygotowanie nowego stempla. Ślad tego pęknięcia doskonale widoczny jest na egzemplarzu z kolekcji Muzeum Zamku Królewskiego. Autorem drugiego stempla był ten sam wybitny artysta. Tym razem nadał mu nieco mniejszą formę i medal posiadał 43 mm średnicy, przy nie zmienionej kompozycji. Pierwszy (większy) medal znany jest obecnie w odbitkach ze srebra, jednak hr. Raczyński wspomina, że odbity był także medal złoty o wadze 45 dukatów. Drugi medal (mniejszy) znany jest obecnie z odbitek w srebrze i brązie. Jednak hr. Raczyński podobnie wspomina o egzemplarzach złotych wagi 18 dukatów.

Tak czy owak medale były bite. Wskazują na to nie tylko zachowane egzemplarze, ale także praktyka epoki i Mennicy Warszawskiej. Posiadając tą łatwo dostępną wiedzę jest się już tylko o krok od stwierdzenia, że medal prezentowany na wystawie w Muzeum Historii Torunia to falsyfikat. Dlaczego? Ponieważ sam opis medalu z wystawy stwierdza, że został on odlany z miedzi.

Wydaje się, że w mieście które posiada tak długą i znakomitą tradycję menniczą umiejętność odsiania oczywistych falsyfikatów powinna być wśród opiekunów zbiorów numizmatycznych oczywista. Pozostaje mieć nadzieję, że była to jedyna gablota w której, w przeciwieństwie do pozostałych gdzie było to konieczne, zapomniano dodać adnotację: reprodukcja współczesna.

[1] E. Raczyński, Gabinet medalów Polskich, Wrocław 1842, s. 170.

Published 1 August 2016

Za ratowanie ginących i skazywanie niewinnych

Akademicki dowód osobisty prokuratora wojskowegoPrzymierzając się do tego wpisu przypomniało mi się pewne zdarzenie z pobytu mojej babci w szpitalu. Leżała na sali w bardzo rozmowną panią, która intensywnie krytykowała ówczesne zmiany w prawie karnym. Uważała się za kompetentną w tej sprawie, ponieważ już od początku lat pięćdziesiątych miała być prokuratorem. U autorów zmian dopatrywała się złej woli a nie niewiedzy, ponieważ z jej doświadczenia wynikało, że nawet dwuletnia nauka pozwala porządnie nauczyć się prawa. Wtedy zrozumiałem, że mam do czynienia z absolwentką Centralnej Szkoły Prawniczej, czyli tzw. duraczówki. Był to dwuletni kurs prawniczy dla osób, które nie posiadały studiów prawniczych, ale ze względu na zaufanie jakim obdarzył je stalinowski wymiar sprawiedliwości, miały stać się jego elementem. Oskarżać lubi wydawać wyroki bez zbędnego zadawania pytań. Choć z punktu widzenia obecnych procedur doboru sędziów i prokuratorów wydaje się to pogwałceniem wszelkich gwarancji praworządności, to w latach czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku, aż tak bardzo nie dziwiło. Między innymi dlatego, że w wojskowym wymiarze sprawiedliwości poprzeczka była ustawiona jeszcze niżej.

Jak to możliwe? Otóż zdarzało się, że funkcje prokuratorów i sędziów wojskowych pełniły osoby bez jakiegokolwiek wykształcenia wyższego. Nie mówiąc już o wykształceniu prawniczym. Były to osoby gotowe na wszelkie ustępstwa w zamian za otrzymane stanowisko. Ich sylwetki doskonale nakreślił prof. Krzysztof Szwagrzyk w książce “Prawnicy czasu bezprawia. Sędziowie i prokuratorzy wojskowi w Polsce 1944-1956“.

Doskonałą ilustracją takiej kariery jest akademicki dowód osobisty, który jest przedmiotem tego wpisu. Został wydany 15 października 1946 roku dla prokuratora Wojskowego Prokuratury Rejonowej w Krakowie i jednocześnie studenta Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jej właściciel, w chwili wydania dokumentu miał 39 lat. Co ciekawe, miał za sobą także służbę w przedwojennym wojsku polskim lub administracji. Świadczy o tym widoczny na mundurze Medal Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości. Przedwojenna kariera nie zawsze była przeszkodą w otrzymaniu nomenklaturowego stanowiska po wojnie. W wojskowym wymiarze sprawiedliwości okresu stalinizmu było szereg przedwojennych oficerów sądowych lub aplikantów.

Józef Jastrzębski - zdjęcieCiekawostkę stanowią dalsze symbole widoczne na zdjęciu wklejonym do akademickiego dowodu osobistego. Student – prokurator nosi koalicyjkę z odznaką strzelecką i państwową odznaką sportową. Z jednej strony są to odznaki, które formalnie nie świadczą o niczym więcej jak tylko sprawności sportowej. Z drugiej strony stanowią one element pewnej tożsamości, która była budowana przed wojną, a której po wojnie starano się wszelkimi sposobami zaprzeczyć. Dlatego afiszowanie się nimi mogło być źle odczytywane.

Ostatnią, być może największą ciekawostką tego dokumentu i wklejonego do niego zdjęcia, jest medal za ratowanie ginących, widoczny na piersi stalinowskiego prokuratora wojskowego. Był to medal ustanowiony rozporządzeniem prezydenta Rzeczpospolitej z 22 marca 1928 roku. Nagradzano nim osoby, które uratowały kogoś od utonięcia lub katastrofy żywiołowej. Medal nadawał Minister Spraw Wewnętrznych, a nadania nie mogły być pochopne, o czym świadczy stosunkowo niewielka liczba odznaczonych. Na rewersie medalu umieszczona była dewiza będąca jego nazwą: ZA RATOWANIE GINĄCYCH. Patrząc na nią w kontekście świadomego wnioskowania przez stalinowskich prokuratorów wojskowych o kary śmierci dla osób niewinnych, brzmi jak ponury żart.

Published 27 July 2016

Drugie życie orzełka oficerów dyplomowanych

kotylion z orzełkiem oficerów dyplomowanychOficerami dyplomowanymi w okresie międzywojennym oraz w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie byli Ci oficerowie, którzy ukończyli wyższe studia wojskowego. Kryterium to często utożsamiane jest z ukończeniem Wyższej Szkoły Wojskowej. Nic bardziej mylnego. W okresie międzywojennym funkcjonowało w Polsce przynajmniej kilka wyższych uczelni wojskowych. Poza wspomnianą już szkołą była to Wyższa Szkoła Intendentury, Wyższa Szkoła Lotnicza i Wyższa Szkoła Inżynierii. Tytułem oficera dyplomowanego mogli się posługiwać także absolwenci odpowiednich uczelni państw zaborczych i kursów legionowych. Nosili go także Polacy, absolwenci takich elitarnych szkół wojskowych zaprzyjaźnionych państw. Doskonałym przykładem jest liczne grono słuchaczy francuskiej École Supérieure de Guerre. Wreszcie otrzymali go także oficerowie po prostu wskazani odpowiednim rozkazem Ministra Spraw Wojskowych. Łatwo się domyślić, że ta intelektualna elita wojska wyróżniała się nie tylko swoją wiedzą, ale także oznakami.

Rozkazem Ministra Spraw Wojskowych z grudnia 1928 roku przyznano oficerom dyplomowanym prawo noszenia następujących oznak: znaku ukończenia wyższej szkoły wojennej, orzełka na patkach kołnierza i podwójnego sznura naramiennego. Jako ciekawostkę można dodać, że treść rozkazu była wydrukowana z błędem i zamiast słowa orzełki w Dzienniku Rozkazów MSWojsk. pojawiły się rozełki. Jedną z różnic w oznaczeniu oficerów dyplomowanych w stosunku do poprzednich przepisów z 1923 roku, było wprowadzenie orzełków jako oznak kołnierzowych. Przepis ten zachował swoją aktualność także w Polskich Siłach Zbrojnych na Zachodzie.

Na załączonym zdjęciu widać orzełka oficerów dyplomowanych wykonanego na zamówienie Ministerstwa Spraw Wojskowych w Londynie. Ilość zamówionych orzełków musiała znacznie przekraczać potrzeby wojska, ponieważ orzełki te zachowały się w znacznej ilości i niemal wszystkie są idealnych stanach zachowania. O nadprodukcji tych orzełków świadczy także prezentowany egzemplarz. Łącznie z rozetą na której jest umieszczony, przypuszczalnie wykorzystany był jako kotylion na balu środowisk polonijnych albo element patriotycznej dekoracji stroju. W ten sposób zyskał swoje drugie – cywilne życie.

Published 25 July 2016

Figielki Czeskie na Spiszu i Orawie

Figielki Czeskie - ulotka propagandowaTrafiła ostatnio w moje ręce ulotka propagandowa z 1919 roku. Na pierwszej karcie znajduje się ramka z datą „3 sierpnia 1919” i dwoma napisami „Nie damy ziemi – szczytów Tatr, ni Spisza ni Orawy”. Dość czytelna parafraza Bogurodzicy sugeruje, że ulotka musiała powstać w szerokim kontekście plebiscytu o przynależność Spisza, Orawy i Śląska Cieszyńskiego po pierwszej wojnie światowej. Niestety data nie kojarzyła mi się z żadnym szczególnym wydarzeniem, zmierzającym do plebiscytu. Brakowało także odniesienia do Śląska Cieszyńskiego.

Dopiero szczegółowe poszukiwania pozwoliły ustalić, że tego dnia odbyły się równolegle w Myślenicach „Dni Orawy i Spisza”, a w Nowym Targu „Dni Spisza i Orawy”. Podkreślam tą różnicę, ponieważ Myślenice są blisko Orawy, a Nowy Targ rzut beretem od Spisza. Tak więc najwyraźniej różnica nie była przypadkowa. Jednocześnie tego samego dnia w Zakopanem odbył się ogólny zjazd Komitetów Spisko-Orawskich, lokalnych organizacji których celem było zabieganie o propagowanie polskości Spisza i Orawy oraz pozytywny wynik przyszłego plebiscytu. Przypuszczalnie ulotka musiała być związana z którymś z tych wydarzeń.

Poza stroną tytułową ulotka składa się z trzech rysunków ilustrujących rzekomą podłość Czechów. Pod każdym z rysunków znajduje się rymowany wierszyk, który do niego nawiązuje. Bardzo zaciekawiło mnie to, że są one wydrukowane w jakiejś dziwnej mieszance języka polskiego, słowackiego i czeskiego. Być może miała to być imitacja narzecza góralskiego? Pierwszy z nich brzmi następująco:

Figielki Czeskie - ulotka propagandowa„Tlsty baran bude żrani,
Pro mne, jak tież pro kompani
Lepśi był ten kocur farski –
Byl to gulaś elegnacki”
Rzikal Cech, barana łapi.
Juz go góral nie ułapi

 

W wolnym tłumaczeniu oznacza to tyle co: „Tłusty baran będzie żarcie, dla mnie i dla kompanii. Lepszy był kocur z plebanii – był to gulasz elegancki”. Mówiąc to, Czech złapał barana. Już go góral nie złapie. Tak więc celem tego propagandowego wierszyka i rysunku było pokazanie uczestnikom przyszłego plebiscytu, że wybór przynależności do Czech, godził będzie w ich prawa majątkowe.

Figielki Czeskie - ulotka propagandowa„Sakra! Ide wojsko od Dunajca
Ne strilajme, poddajme sa”.
Tak zrobili, jak rzikali,
Rence w górę wyginali.
Komedyja opisana,
że to były kopki siana.

 

Tym wierszykiem autor przekonuje nas do stereotypu Czecha tchórza: „Cholera! Idzie wojsko od strony Dunaju. Nie strzelajmy, poddajmy się”. Tak zrobili, jak powiedzieli. Ręce w górę wyginali. Komedia opisana, bo to były kopce siana.

Figielki Czeskie - ulotka propagandowa„Trafit hlavu Marie
To nie velki cud
Ale trafit hlavićku
Jezisovu tvaricku
Sakra to je zuch”.
Bezpożnicy tak gadali.
Figurę nam roztrzaskali.
Pockoj, Cechu, przijdzie sond,
Bendzies jencoł za twój błond.

Rymowanka odwołuje się do laickości Czechów, która ma rzekomo przeradzać się w nienawiść do Marki Boskiej i Jezusa: „Trafić głowę Marii to nie jest wielki cud, ale trafić główkę – Jezuskową buźkę, cholera to jest zuch!” Bezbożnicy tak gadali. Figurę nam roztrzaskali. Poczekaj Czechu przyjdzie sąd, będziesz jęczał za swój błąd.

Całość sprawia wrażenie dość płytkiej propagandy, na którą dzisiaj raczej nikt by się nie nabrał. Przypuszczam jednak, że 1919 roku mogło to wyglądać nieco inaczej. Czesi przedstawieni jako złodzieje, tchórze i bezbożnicy nie mogli być tak atrakcyjnie jak smukły orzeł biały który swobodnie szybuje nad Tatrami.

Published 22 July 2016

Oznaki szkół podoficerskich – jest pytanie, jest odpowiedź

Oznaka szkół podoficerskich wz. 1919Statystyki udostępniane przez Google pozwalają się dowiedzieć wielu ciekawych informacji na temat użytkowników strony internetowej. Jedną z nich są wyniki wyszukiwania, które doprowadziły czytelnika na stronę. Część pytań wpisywanych do przeglądarki jest bardzo ogólna, a część szczegółowa. Dlatego postanowiłem spróbować udzielić odpowiedzi na jedno z pytań skierowanych do wujka Googla. Być może osoba, które je zadała trafi jeszcze raz na moją stronę.

Które jednostki wojskowe w 1930 r. posiadały na zielonych pagonach oznaki skrzyżowanych karabinów?

Odpowiadając żartem – żadna. Dlatego, że oznaki przedstawiające skrzyżowane karabiny były noszone na kołnierzach, a nie naramiennikach.

Opis historii oznak szkół podoficerskich – bo o nich mowa – tradycyjnie rozpoczyna się od oznaki wprowadzonej rozkazem z dnia 1 listopada 1919 roku. Okazuje się jednak, że inicjatywę w kierunku ustanowienia oznaki dla szkół podoficerskich podjęto nieco wcześniej. Podczas kwerendy w Centralnym Archiwum Wojskowym natrafiłem na zespół dokumentów związanych z inicjatywą ustanowienia oddzielnego umundurowania i oznaczenia dla uczniów Obozu Szkół Podoficerskich w Dęblinie. Projekt wysunięty w pierwszej połowie kwietnia przez komendanta Obozu, majora Włodzimierza Maksymowicz-Raczyńskiego zakładał wprowadzenie osobnych czapek i oznaczeń na kołnierzach dla kursantów Obozu. Oznaczenia składać się miały z liter SP lub SPd wykonanych w złotym metalu. Ich wysokość określona była na 15-20 mm. Trudno dziś jednoznacznie określić jak dokładnie miały wyglądać wspomniane inicjały, ponieważ zachowała się większa liczba projektów proponowanych przez osoby związane z Obozem. Pomysłu nie udało się przeforsować, a to zapewne ze względu na podobieństwo proponowanych oznak z oznaczeniami używanymi przez szkoły podchorążych.

Dopiero później pojawia się, zatwierdzona we wspomnianym rozkazie zatytułowanym „Przepisy ubioru polowego Wojska Polskiego”, oznaka szkół podoficerskich. Wizerunek oznaki stanowi wieniec laurowy z dwoma skrzyżowanymi karabinami. Czyli coś więcej, niż w pytaniu. Myślę jednak, że jego autorowi chodziło właśnie o ten symbol. Kolby karabinów schowane są pod wieńcem, natomiast lufy wyeksponowane nad nim. Oznaki noszone miały być na kołnierzach kurtek mundurowych i płaszczy. Na podstawie przedstawienia oznaki w rozkazie ją ustanawiającym i zachowanego materiału ikonograficznego można przyjąć iż oznaka powinna być pochylona w prawo pod kątem 45 stopni względem dolnej krawędzi kołnierza.

Najpowszechniej oznaki szkół podoficerskich wykonywane były z białego metalu i mocowane na dwa wąsy przylutowane do jej rewersu. Spotyka się jednak oznaki wykonane bajorkiem. Stanowią one w moim przekonaniu wyjątek od zasady. Jedną z takich oznak prezentuje załączone zdjęcie. Warto zwrócić uwagę iż utrudnienia wynikające ze specyfiki szycia nicią bajorkową nie pozwoliły na prawidłowe odwzorowanie oznaki i kolby karabinów znalazły się nad wieńcem.

Skoro wiemy już o czym mówimy, przejdźmy do odpowiedzi na zasadniczą część pytania. Które jednostki nosiły taką oznakę?

oznaka szkół podoficerskich szyta bajorkiemkompanie szkolne
Omawiane oznaki były noszone przez uczniów kompanii szkolnych, potocznie nazywanych pułkowymi szkołami podoficerskimi. Określenie to nie jest do końca prawidłowe, bowiem mogła to być np. „szkoła podoficerska 12 Pułku Piechoty”, jak i „szkoła podoficerska 3 Dywizjonu Żandarmerii”. Bardziej prawidłowe wydaje się być więc określenie iż były to szkoły podoficerskie, zorganizowane w kompanie szkolne danych jednostek. Należy koniecznie zaznaczyć, że nie we wszystkich kompaniach szkolnych noszono takie oznaki. Najpopularniejsze były w piechocie, gdzie organizowano największą ilość tego typu szkół podoficerskich. Od początku lat trzydziestych przyjęła się tam praktyka iż kurs trwał od września do marca roku następnego.

baterie szkolne
oznaka szkół podoficerskich artyleriiW pułkach artylerii, artylerii przeciwlotniczej i dywizjonach artylerii konnej, odpowiednikiem kompanii szkolnych były baterie szkolne. Stanowiły one szkoły podoficerskie tych formacji. Noszono w nich oznaki szkół podoficerskich według omówionego wzoru, ale także oznaki nieregulaminowe nawiązujące do symboliki oznaki szkół podoficerskich. Z tego też względu spotkać można oznaki w postaci wieńca z liści laurowych (po lewej) i dębowych (po prawej) zwieńczonego orłem w koronie. Wewnątrz wieńca zamiast skrzyżowanych luf karabinowych można zobaczyć nawiązujące do symboliki artyleryjskiej dwie skrzyżowane lufy armatnie, a pod nimi gorejący granat. Takie oznaki były bite w blasze i mocowana na dwa wąsy. Pewien problem w mocowaniu oznaki stanowiły proporczyki noszone na kołnierzach uczniów szkół podoficerskich dywizjonów artylerii konnej. Dostępny materiał ikonograficzny dowodzi, iż oznakę mocowano w tych szkołach na proporczyku lub w rancie kołnierza – na wężyku. Przypuszczalnie wybór sposobu mocowania zależał od zwyczaju przyjętego w danej jednostce. W 1 Pułku Artylerii Górskiej, który posiadał własną oznakę kołnierzową, uczniowie szkoły podoficerskiej nosili oznakę pułkową lub pozostawali bez oznaczeń.

oznaka szkół podoficerskich kawaleriiszwadrony szkolne
W pułkach kawalerii, strzelców konnych i szwoleżerów odpowiednikiem kompanii szkolnych były szwadrony szkolne. W tych formacjach poza regulaminową oznaką stosowano aż dwa typy nieregulaminowe. Typ pierwszy był zdecydowanie popularniejszy. Składał się na niego wieniec z liści laurowych i dębowych, zwieńczony orłem w koronie, niemal identycznym jak w przypadku nieregulaminowych oznak baterii szkolnych. Z tą jednak różnicą, iż wewnątrz wieńca uwidoczniono skrzyżowane szablę i włócznię. Być może miała to być lanca, jednak szeroki grot przypomina w moim przekonaniu bardziej włócznię. Oznaka bita była w blasze i mocowana na dwa wąsy. Wzór ten spotyka się często na zdjęciach archiwalnych. Na ich podstawie można przypuszczać, że najczęściej noszony był na proporczyku pułkowym, w dolnej jego części.

oznaka szkół podoficerskich - kawaleriaZnacznie rzadziej noszony był typ drugi, przedstawiający dwie skrzyżowane szable otoczone wieńcem laurowym. Pomimo intensywnego zainteresowania tematem nie udało mi się dotrzeć do zachowanego egzemplarza tej oznaki, o którym był bym przekonany, że z pewnością jest oryginalny. Na rynku kolekcjonerskim pojawiają się jedynie prefabrykaty. Są to najczęściej wytłoczki w blasze, przed wycięciem. Jedynie ze względu na zachowany materiał ikonograficzny nie ulega wątpliwości, iż oznaka taka była noszona. Nieregulaminowa oznaka typu drugiego noszona była na kołnierzu zarówno na proporczykach pułkowych, jak i bez nich.

Poza tym funkcjonowały oznaki szkół podoficerskich dla małoletnich, które mam nadzieję uczynić przedmiotem odrębnego wpisu.

 

Published 19 July 2016

Szkoła Automobilowa POW

wojska automobilowe

Dzisiejszy wpis dość nietypowo, nie będzie związany z żadną konkretną pamiątką historyczną. Znalazłem notatki z kwerendy w CAW, które dotyczą szkoły o której informacji nie znalazłem nigdzie indziej. Szkoda by było zagubić tą wiedzę na kolejne lata, więc wrzucam ją tutaj, do kategorii o kolekcjonowaniu. Dlaczego właśnie do tej? Bo nie da się kolekcjonować bez rzetelnej wiedzy. Każda dodatkowa informacja pozwala jeszcze bardziej cieszyć się pozyskanymi pamiątkami i łatwiej je wyszukiwać. Przejdźmy jednak do rzeczy.

Szkoła Automobilowa została zorganizowana przy Naczelnej Komendzie Polskiej Organizacji Wojskowej na początku 1918 roku. Pierwsze plany jej utworzenia pojawiły się już 3 marca 1917 roku. Prawdopodobnym autorem i inicjatorem pomysłu jej powołania był znany automobilista, inż. Czesław Zbierański. Nie można tego jednak stwierdzić z całą pewnością, ponieważ dokument zawierający propozycję utworzenia szkoły jest niepodpisany. Jego autor postulował aby uruchomić trzy kursy szkoły, której celem było by wyszkolenie kierowców i mechaników samochodowych na potrzeby POW. Przewidywał także możliwość przedłużenia nauki o dodatkowy siedem do dziesięciu dni, które miały być przeznaczone na naukę obsługi motocykli. W ten sposób planowano doszkalać jedynie część kursantów i nie ma potwierdzenia, czy takie dodatkowe zajęcia w praktyce zrealizowano.

Zasadniczy czas nauki w szkole miał trwać sześć tygodni. Zdając sobie sprawę z wojennych realiów autor projektu utworzenia szkoły przewidywał potencjalną konieczność skrócenia czasu nauki do czterech tygodni. Zaznaczał jednocześnie, że w krótszym czasie nie uda się zrealizować prawidłowo zamierzonego programu i czas nauki nie może ulegać dalszemu ograniczaniu.

Pierwszy kurs rozpoczął się najprawdopodobniej w pierwszej połowie lutego 1918 roku. Początkowo zakładano iż zostaną otwarte w szkole równolegle trzy kursy. Okazało się to jednak niemożliwe ze względu na braki sprzętowe i ograniczone możliwości wykładowców. Kursantów podzielono na dwie grupy. Grupa A składała się uczniów nie posiadających żadnego przygotowania. Natomiast grupa B gromadziła osoby z praktyką lub przygotowaniem. Planowano powołać także grupę C, którą mieli zasilić uczniowie znający co prawda silniki, ale w niedostatecznym stopniu. Rozwiązanie takie okazało się najwyraźniej niepraktyczne i ostatecznie z niego zrezygnowano. Nauka na kursie nie była zbyt wymagająca i można ją było połączyć śmiało z innymi obowiązkami codziennymi. Przez pierwsze trzy tygodnie prowadzone były wykłady teoretyczne po dwie godziny dziennie. Pozostały czas poświęcono na ćwiczenia praktyczne. Z grona dziewiętnastu osób powołanych na pierwszy kurs w grupie A, egzamin końcowy zdało jedenaście. Nieco lepszy wynik osiągnęła grupa B, w której pozytywnie zweryfikowano piętnastu spośród dwudziestu jeden słuchaczy. Pierwszy kurs szkoły zakończył się 10 marca 1918 roku.

Doświadczenia zebrane na pierwszym kursie przekonały Naczelną Komendę POW do pewnej modyfikacji założeń szkolenia. W pierwszej kolejności zlikwidowano grupy szkoleniowe. Poszczególni słuchacze posiadali zróżnicowany poziom wiedzy i w konsekwencji mieszali się w grupach podczas wykładów. W drugiej kolejności zdecydowano się oprzeć, za radą Czesława Zbierańskiego, na czynniku społecznym w celu pozyskania większej ilości sprzętu i wykładowców. Prowadzący dotychczas zajęcia dwaj wykładowcy Ehrlich i Zbierański nie byli w stanie sami efektywnie prowadzić zajęć. Poszukiwano więc dodatkowych wykładowców. Mieli to być inżynierowie technicy. Śmiały plan rozwoju szkoły zakładał, że będzie potrzeba zatrudnienia aż jedenastu nowych osób. Część z nich miała wykładać na kursach Szkoły Automobilowej, a pozostałych od czterech do sześciu prowadzić warsztat samochodowy. W dalszej kolejności liczono na sześciu lub siedmiu mechaników i od siedmiu do nawet dwunastu mechaników-monterów. Dodatkowo planowano zatrzymać wszystkich absolwentów pierwszego kursu w charakterze kierowców-mechaników lub instruktorów etapowych.

Niewątpliwie liczono na zdecydowany i szybki rozwój szkoły. Wydaje się jednak, że planów tych nie udało się zrealizować. Nie jest nawet pewne czy udało się otworzyć drugi kurs szkoły, który miał ruszyć 13 marca 1918 roku. Ponieważ listy absolwentów, zarówno w grupie A jak i B, obejmują wyłącznie nazwiska, trudno jest dziś ustalić kim konkretnie byli absolwenci kursu i jakie były ich dalsze kariery.

Published 17 July 2016

kawalerowie Orderu Orła Białego

Order Orła BiałegoOrder Orła Białego jest naszym najwyższym i najstarszym orderem, co daje mu niewątpliwy prestiż. Innym sposobem na podniesienie rangi orderu jest staranny dobór jego kawalerów. Czy dotyczy to także osób wyróżnionych Orderem Orła Białego? Warto sprawdzić jak kształtowało się to na przestrzeni przeszło trzystuletniej historii tego orderu.

Według książki “Kawalerowie i statuty Orderu Orła Białego 1705-2008” we wspomnianym okresie order otrzymało ok. 1450 osób. Biorąc pod uwagę kilkusetletnią historię orderu wychodzi niecałe pięciu kawalerów na rok, a więc stosunkowo niedużo. Dlatego warto przyjrzeć się bardziej szczegółowym zestawieniom.

August II (1703-1733) – ok. 155 nadań

Za swego panowania Augusta II wręczał od kilku do kilkunastu orderów rocznie. W większości otrzymywały je osoby rzeczywiście zasłużone dla Rzeczpospolitej. Wśród nadań zagranicznych uwagę zwraca cały szereg współpracowników Piotra I, na których przypada ok. 10% nadań Augusta II. Sam Car otrzymał order dopiero w 1712 roku w podziękowaniu za wręczenie Augustowi II Orderu św Andrzeja. Po 1714 nadania dla dworu Rosyjskiego nie były już tak powszechne. Większą część nadań zagranicznych otrzymywali książęta i urzędnicy związani z księstwami Niemieckimi i Danią. Biorąc pod uwagę realia epoki można uznać politykę orderową Augusta II za wyważoną i w miarę oszczędną.

August III (1734-1763) – ok. 345 nadań

August III otrzymał order za panowania swego ojca i sam nadał go Stanisławowi Augustowi Poniatowskiemu, o którym nie było wtedy jeszcze wiadomo, że będzie jego następcą. Średnia nadań za jego panowania wzrosła przeszło dwukrotnie. Nadal wśród kawalerów dominowali Polacy ze znaczniejszych rodów. Kawalerami zagranicznymi były w większości osoby związane z domami panującymi księstw Niemieckich, w tym w szczególności z dworem Saskim. Nominacje dla dworu Rosyjskiego można policzyć na palcach obu rąk. W przypadku tego króla można mówić o hojnym, ale nieprzesadnym rozdawnictwie.

Stanisław August (1764-1795) – ok. 573 nadań

Jak widać Stanisław August w podobnym okresie co poprzedni dwaj królowie nadał blisko cztery razy więcej orderów niż August II. Warto zwrócić uwagę, że w pierwszych dwudziestu latach liczba nadań była bardzo rozsądna i wynosiła od 2 do 16 nadań rocznie. Kolejne trzy lata to średnio 25 nadań rocznie. W 1789 i 1790 król uhonorował odpowiednio 36 i 38 osób. W roku uchwalenia konstytucji 3 maja już 77 osoby. Tyle samo w roku wojny polsko-rosyjskiej. Nie ulega wątpliwości, że Stanisław August traktował Order Orła Białego jako walutę, za którą kupował sobie poparcie.

Księstwo Warszawskie (1807-1815) – 12 nadań

Niewielka liczba i daty nadań wskazują na to, że Fryderyk August raczej o orderze zapomniał, niż go cenił. Po raz pierwszy Order Orła Białego nadano w roku ustanowienia Księstwa Warszawskiego. Pierwszym kawalerem był Józef Wybicki, osoba która niewątpliwie na to zasłużyła. Drugim był szef intendentury Wielkiej Armii Pierre Daru. Co ciekawe, jedyny kawaler Francuz z tego okresu. W 1809 roku miało miejsce kolejnych pięć nadań. Ostatnie nominacje pochodzą z 1812 roku kiedy księstwo faktycznie chyliło się już ku upadkowi. Ostatnim i drugim zagranicznym kawalerem był minister spraw zagranicznych dworu saskiego.

Królestwo Polskie (1815-1831) – 70 nadań

Listę kawalerów tego okresu otwiera Aleksander I przed Adamem Czartoryskim. Tego samego dnia order otrzymali także Jan Henryk Dąbrowski, Stanisław Mokronowski, Tadeusz Mostowski, Karol Sierakowski, Józef Wielhorski i Józef Zajączek. Bardzo się myli ten kto sądzi, że Aleksander, a później Mikołaj chciał podtrzymać prestiż orderu. Poza nielicznymi wyjątkami wszystkie kolejne nadania przeznaczone były dla osób związanych z dworem Romanowów lub zagranicznych dyplomatów. Jednym z ostatnich kawalerów był Iwan Paskiewicz.

II Rzeczpospolita (1921-1939) – 112 nadań

Średnia liczba nadań w tym okresie jest niewielka i wiążą się z nią dwie tendencje. W pierwszym roku order otrzymało 20 osób, w drugim 17, a w kolejnych już nie więcej jak 6. Wśród kawalerów dominowały koronowane głowy, prezydenci, zagraniczni dyplomaci i przedstawiciele władz wojskowych. Order Orła Białego w okresie międzywojennym otrzymało jedynie 24 Polaków. Nazwiska dominującej większości z nich to naturalni kandydaci do tego orderu. Niestety wśród nominacji dla obywateli Państwo obcych kryteria nie zawsze były wyśrubowane. Część nadań miała charakter czysto kurtuazyjny. Wydaje się także, że order otrzymali chyba wszyscy ambasadorzy Francji w Polsce.

Rząd Polski na uchodźstwie (1939-1990) – 16 nadań

Order Orła Białego otrzymały w tym okresie czołowe postaci Polskiej emigracji w Londynie oraz obywatele innych państw, szczególnie zasłużeni dla sprawy Polskiej. To ciekawe, że w okresie kiedy potencjalnie najłatwiej było rozdawać order, najbardziej go szanowano.

III Rzeczpospolita (1990-XI.2008) – 128 nadań

Nadania z okresu po 1990 roku w zasadzie należało by opisać z podziałem na poszczególnych prezydentów. Pewną nowością było 12 nadań pośmiertnych przyznanych przez Lecha Wałęsę w dniach 11 i 29 listopada 1995 roku. Pośmiertnych kawalerów mianował także Lech Kaczyński. Inną nowością było to, że kolejni prezydenci doceniali osoby zasłużone nie tylko politycznie, ale także dla kultury, sztuki i sportu. Order przestał być także sposobem kupowania sobie poparcia politycznego.

:: appendix ::

Nie byłem w stanie znaleźć informacji na temat liczby nadań i nazwisk kawalerów Orderu Orła Białego włączonego do Rosyjskiego systemu orderowego po powstaniu listopadowym. Świadczy to dość dobrze o niskim prestiżu tego orderu. Co więcej, order ten choć bardzo kosztowny ze względu na jego walory jubilerskie, jest powszechnie dostępny na współczesnych aukcjach. Może go mieć każdy odpowiednio zasobny, czyli niewiele się zmieniło od XIX wieku.

Published 15 July 2016

Odznaka pamiątkowa Podoficerskiej Szkoły Jazdy

Odznaka Podoficerskiej Szkoły JazdyRównolegle z działaniami zmierzającymi do utworzenia w ramach Dowództwa Szkół Jazdy Wojska Polskiego Oficerskiej Szkoły Jazdy, starano się o otworzenie Podoficerskiej Szkoły Jazdy i Szkoły Podchorążych Jazdy. Starania o szkołę podoficerską rozpoczęto już w połowie stycznia 1919 roku i planowano ją otworzyć w połowie lutego. Niestety ze względu na obiektywne trudności, a w szczególności problemy lokalowe, nie udało się zrealizować tych zamiarów. Co więcej, pod koniec lutego zrezygnowano z planów utworzenia Szkoły Podchorążych Jazdy. Ostatecznie szkołę udało się zorganizować na przełomie kwietnia i maja. Do szkoły przyjmowanych miało być po 4 szeregowych z każdego pułku ułanów i po 1 szeregowym z samodzielnych szwadronów. Po przybyciu do szkoły mieli być zorganizowani w dwa szwadrony szkolne. Czas trwania kursu oznaczono na 6 miesięcy. Najwyraźniej efekty nauki nie były zbyt pomyśle, ponieważ w połowie września 1919 roku utworzono 6 tygodniowy kurs dla absolwentów Podoficerskiej Szkoły Jazdy.

Odznaka pamiątkowa szkoły jest bardzo rozbudowana graficznie. Jej podstawę stanowi podkowa z napisem „STARA · 1 · V · 19 19 · 1 · IX · WIEŚ”. Jest to oznaczenie miejsca i daty trwania kursu. Nad podkową umieszczone są inicjały „SPJ” zwieńczone koroną. Element ten w swej symbolice wyraźnie nawiązuje do inicjałów warszawskiej Szkoły Podchorążych i tak należy rozumieć nieprawidłową kolejność inicjałów. Stąd też biorą się powszechne nieporozumienia skutkujące błędnym odczytaniem inicjałów, jako „Szkoła Podoficerów Jazdy”. Pod inicjałami, a na powierzchni podkowy uwidoczniono cyfrę „I”. Z pewnością miała ona oznaczać kolejny kurs szkoły. Jako że odbył się tylko jeden kurs, nie ma odznak z innymi cyframi. W tle podkowy umieszczone są dwa białe proporczyki, z czerwonym paskiem pośrodku. W centralnym punkcie odznaki, wewnątrz podkowy uwidoczniona jest ułańską rogatywka.

Odznaka występuje w zasadniczej odmianie, wykonanej z białego metalu. Proporczyki emaliowane są na biało i czerwono. Mocowanie na słupek z zakrętką. Odznaki przeznaczone dla instruktorów posiadały nazwisko instruktora rytowane na rewersie. Co ciekawe, w obrocie kolekcjonerskim pojawiają się dość powszechnie odznaki z napisem INSTR OFIC na proporcach. W moim przekonaniu są to falsyfikaty wykonane na szkodę kolekcjonerów. Wobec nielicznej kadry Podoficerskiej Szkoły Jazdy można też wykluczyć aby pojawiały się tak powszechnie. Szacunkową ilość instruktorów w szkole oceniam na nie więcej jak pięciu oficerów. Czy w takich okolicznościach warto było tworzyć dla nich odrębny wzór odznaki?

Published 10 July 2016

Odznaka pamiątkowa Oficerskiej Szkoły Jazdy nr 1

Odznaka pamiątkowa Oficerskiej Szkoły Jazdy nr 1Oficerska Szkoła Jazdy nr 1 w Warszawie została zorganizowana na początku marca 1919 roku. Jej pierwszym dowódcą był powołany na to stanowisko od 10 marca, pułkownik Pożerski. Posiadał prawa przysługujące dowódcy pułku. Szkoła podlegała poprzez Dowództwo Szkół Jazdy Wojsk Polskich, Inspektoratowi Jazdy. Wszystkie decyzje personalne dotyczące kadry szkoły, ale także liczby uczniów, rozpoczęcia i zakończenia kursów należały więc do Inspektora Jazdy.

Zajęcia rozpoczęły się 20 marca 1919 roku. Do szkoły przyjmowano głównie młodych żołnierzy. Przedział wiekowy kandydatów musiał mieścić się między osiemnastym, a dwudziestym czwartym rokiem życia. Jednocześnie stawiano wysokie wymagania odnośnie cenzusu wykształcenia. Choć minimalne wymagania opiewały na sześć klas szkoły realnej, to preferowano kandydatów z ukończonymi studiami. Jednak nie to stanowiło istotną przeszkodę w podjęciu nauki na kursie Oficerskiej Szkoły Jazdy nr 1. Od kandydatów wymagano by posiadali własne spodnie, buty i konia. Uczeń musiał także samodzielnie pokrywać koszt utrzymania konia w wysokości 30 marek miesięcznie. Alternatywnie mógł wpłacić z góry 500 marek. Zdawało by się, że pokrywanie znaczącej części kosztów wyszkolenia powinno zwalniać słuchaczy z obowiązku odsłużenia tych nakładów po ukończeniu nauki. Niestety w tym przypadku tak nie było. Wszyscy słuchacze musieli się zobowiązać do odsłużenia czterech lat w służbie czynnej. Było to zapewne wynikiem wojennej atmosfery jaka w tym czasie nadal unosiła się w naszej części Europy. Na kurs, który trwał 9 miesięcy przyjęto jedynie 60 słuchaczy. Wśród wykładowców znalazły się takie postacie jak pułkownik Rudolf i major Grabowski. Siedziba szkoły mieściła się w Warszawie przy ul. Koszykowej.

Odznakę pamiątkową kursu stanowi stylizowana ośmioramienna gwiazda, złożona z 56 promieni. W jej centralnym punkcie umieszczony jest orzeł w koronie na czerwonym tle, wykonanym ze szklistej emalii. Pod emalią widoczne jest promieniste żłobkowanie. Pole z orłem otoczone jest białą, emaliowaną obwódką z napisem „I OFICERSKA SZKOŁA JAZDY”. Ta z kolei otoczona jest wieńcem laurowym. U spodu wieńca znajduje się zachodząca na czerwone pole podkowa. Wewnątrz skrzyżowane są dwie szable ze złoconymi rękojeściami. Piękna czteroczęściowa konstrukcja odznaki, składa się z następujących elementów: gwiazdy z wieńcem, czerwonego pola z obwódką, orła, oraz szabel z podkową. Odznaka ma wymiary 47 x 47 mm i mocowana jest na słupek z nakrętką.

Pierwotna wersja artykułu opublikowana była w magazynie „Odkrywca”, do lektury którego zachęcam.

Published 15 May 2016

Następny Rembrandt, czy Typowy Rembrandt

Znalazłem ostatnio informację na temat ciekawego projektu o nazwie “Nowy Rembrandt”, mającego na celu opracowanie programu komputerowego, który był by zdolny do namalowania obrazu Rembrandta van Rijn. Żeby zbędnie nie powtarzać informacji proponuję zobaczyć krótki film promocyjny na youtube.

Pomysł w zasadzie streszcza się do tego, żeby na podstawie dostępnych obrazów i przy wykorzystaniu nowoczesnych technologii stworzyć typowego Rembrandta. Projekt jest niewątpliwie ciekawy i doskonale promuje twórczość jednego z najlepszych holenderskich malarzy, a efekt dowodzi wysokiego kunsztu informatycznego pracowników Microsoft. Powstaje jednak zasadnicze pytanie – na ile możliwe jest odtworzenie stylu malarza?

Choć autorzy projektu nie zamierzali wprowadzać kogokolwiek w błąd, zadanie jakie sobie postawili można porównać z tym jakie stawiają sobie fałszerze obrazów.  Oni także pragną wykonać doskonałą kopię obrazu lub stworzyć nowy, oddając styl i charakter kogoś innego. W obu przypadkach chodzi o odtworzenie możliwie dużej ilości detali oddających charakter prac artysty. Technika, wypukłości, styl, temat, operowanie światłem itd. Najbardziej znanym fałszerzem malarstwa holenderskiego był Han van Meegeren. Choć jego fałszerstwa bywały niekiedy kwestionowane, to generalnie był na tyle skuteczny, że musiał zdemaskować sam siebie. Powszechnie nie wierzono, że można tak doskonale naśladować dzieła dawnych mistrzów. Można więc przyjąć, że da się stworzyć nowego Rembrandta, który dla ogółu (z wyłączeniem specjalistów) będzie nie do odróżnienia od oryginału.

Czy taki obraz będzie równie dobry, co oryginalna praca imitowanego artysty? Zależy dla kogo. Przypuszczam, że wiele osób jest usatysfakcjonowanych plakatowymi wydrukami zdjęć znanych obrazów, skoro tego typu produkt jest powszechnie dostępny. Tym bardziej satysfakcjonująca będzie dla nich dobra kopia lub imitacja w stylu rozpoznawalnego malarza. Z drugiej strony przypuszczam, że wiele osób nie będzie usatysfakcjonowane posiadaniem jakiejkolwiek pracy sygnowanej nazwiskiem ich ulubionego malarza. Każdy ma swój lepszy i gorszy dzień. Każdy malarz dochodzi do swojej szczytowej formy, a później ją traci. Dlatego też nie każdy obraz malarza uchodzącego za wybitnego musi być wybitny sam w sobie. Nie jest to twierdzenie w żaden sposób odkrywcze. Wystarczy prześledzić wyniki aukcyjne i zobaczyć jak bardzo potrafią się różnić ceny obrazów tego samego artysty, które pozornie są podobne (ze względu np. na wielkość i technikę) ale różnią się jakością.

Dlatego uważam, że tworzenie projektów takich jak Następny Rembrandt ma swoje uzasadnienie. Żałuję jedynie, że nie udostępniono bardziej szczegółowych danych, które udało się zebrać. Ustalenie, że statystycznie najczęstszym motywem Rembrandta był biały mężczyzna z zarostem, o twarzy pochylonej na prawo jest sporym uproszczeniem jego twórczości. Pokazuje to także, że wbrew tytułowi projektu, jego autorzy stworzyli nie tyle Następnego Rembrandta, co Typowego Rembrandta.

Published 12 May 2016

Miniatura rosyjska, czy polska?

portret szlachcicaNa jednej z ostatnich aukcji domu aukcyjnego Hargesheimer licytowana była miniatura opisana jako “portret mężczyzny z orderem i błękitną wstęgą orderową“. Wysoki na niecałe siedem centymetrów portrecik miał wyjść spod ręki “rosyjskiego miniaturzysty aktywnego około 1800 roku“. Pozwolę go sobie opisać, ponieważ jest bardzo wdzięcznym tematem z punktu widzenia kilku problemów jakie chciał bym poruszyć na tej stronie. Dlatego też podpiąłem ten post pod kilka tematów.

ordery

Atrybucja miniatury, jako dzieła rosyjskiego malarza z przełomu wieków jest całkiem możliwa. Wielu spośród odznaczonych orderem do końca XVIII wieku było Rosjanami. Jeszcze większa liczba kawalerów mieszkała po rozbiorach na ziemiach Rosji carskiej. Identyfikacja osoby sportretowanej nie będzie łatwa, ponieważ ostatnie dwadzieścia lat XVIII wieku to okres szczególnie hojnego nagradzania Orderem Orła Białego. W tym czasie otrzymało go przeszło 450 kawalerów. Dla porównania, wszystkich kawalerów od ustanowienia orderu do dnia dzisiejszego było ok. 1500. Tak więc blisko jedna trzecia odznaczonych przypada na zaledwie 20 lat z przeszło 300 letniej historii orderu. Daje to pewne pojęcie o lekkości z jaką Stanisław August podchodził do najwyższego wtedy i dziś orderu polskiego.

kolekcjonowanie

Niestety portret nie daje nam żadnych dodatkowych podpowiedzi mogących pomóc w identyfikacji odznaczonego. Reprodukcja miniatury publikowana była już na wyśmienitym blogu prof. Marka Klimka, poświęconym miniaturom, z prośbą o pomoc w identyfikacji. Zdaniem jednego z czytelników może to być Stanisław Kostka Potocki. Wydaje mi się niestety, że jest to atrybucja równie prawdopodobna jak wiele innych. Potrafię sobie jednak wyobrazić satysfakcję jaka płynęła by z zakupienia tej miniatury w umiarkowanej cenie i jednoznacznego zidentyfikowania widocznej na niej osoby. Możliwość samodzielnego odkrywania historii ukrytej za przedmiotami jest jedną z niekwestionowanych przyjemności kolekcjonowania.

Szukając pamiątek do kolekcji warto patrzeć szeroko, nie ograniczając się jedynie do wąsko wybranego zagadnienia. Szczególnym błędem wydaje mi się ograniczanie do przeglądania wyłącznie pamiątek polskich. Po pierwsze dlatego, że nie każdy musi posiadać taką wiedzę na temat historii polski jak osoba zainteresowana. Po drugie nie każdy musi postrzegać historię polski tak, jak widzimy ją my sami. Potrafię sobie wyobrazić przedmiot wykonany pod koniec XVIII wieku we Wilnie, który dla Litwina będzie litewski, dla Rosjanina rosyjski, a dla Polaka polski. Każdy będzie miał swoje racje i niezależnie od tego czy są one słuszne opisze przedmiot po swojemu.

 

 

Posts pagination

Prev 1 … 11 12 13 14 Next
Search for:

Najnowsze wpisy

  • Z twarzy podobny zupełnie do nikogo
  • W numizmatyce widzisz tyle, ile wiesz
  • Medal Towarzystwa Jabłonowskiego
  • Kartofel wrócił
  • Wszystko jest iluzją

Najnowsze komentarze

  • Lucyna on Wszystko jest iluzją
  • Sławek on Wszystko jest iluzją
  • Kartofel wrócił – skelnik.pl on Gorący kartofel za 160.000 PLN
  • Kartofel wrócił – skelnik.pl on Jak stracić 10.000 euro przez nieuwagę?
  • Na naszej Aukcji X – Falerystyka | on Odznaka pamiątkowa Szkoły Podchorążych Piechoty

Archiwum wpisów

  • June 2024 (1)
  • February 2024 (2)
  • August 2023 (1)
  • July 2023 (1)
  • June 2023 (1)
  • January 2023 (1)
  • September 2022 (2)
  • August 2022 (4)
  • July 2022 (3)
  • June 2022 (1)
  • February 2022 (2)
  • January 2022 (4)
  • December 2021 (3)
  • November 2021 (1)
  • April 2021 (3)
  • February 2021 (1)
  • January 2021 (3)
  • September 2020 (1)
  • June 2020 (4)
  • May 2020 (5)
  • April 2020 (6)
  • March 2020 (4)
  • February 2020 (1)
  • January 2020 (3)
  • December 2019 (1)
  • November 2019 (1)
  • October 2019 (3)
  • September 2019 (4)
  • August 2019 (1)
  • July 2019 (2)
  • May 2019 (4)
  • April 2019 (3)
  • March 2019 (2)
  • February 2019 (2)
  • December 2018 (2)
  • July 2018 (3)
  • June 2018 (3)
  • May 2018 (4)
  • April 2018 (6)
  • March 2018 (5)
  • February 2018 (5)
  • January 2018 (5)
  • December 2017 (4)
  • November 2017 (5)
  • October 2017 (6)
  • September 2017 (6)
  • August 2017 (4)
  • July 2017 (3)
  • June 2017 (9)
  • May 2017 (1)
  • April 2017 (1)
  • January 2017 (4)
  • December 2016 (6)
  • November 2016 (4)
  • October 2016 (1)
  • September 2016 (2)
  • August 2016 (1)
  • July 2016 (7)
  • May 2016 (6)
  • April 2016 (7)
  • March 2016 (12)
Copyright © 2025 Julian M. Skelnik. All rights reserved.