
Początkiem zainteresowania odznakami pamiątkowymi formacji wojskowych (popularnie rzecz nazywając odznakami pułkowymi), najczęściej jest fascynacja historią wojskowości, garnizonu, określonej formacji wojskowej, czy też historią regionalną. Popularnymi tematami kolekcjonerskimi są odznaki pułkowe danego rodzaju broni, czyli np. piechoty. Innym kluczem może być, zależnie od zasobności portfela, poszukiwanie wyłącznie odznak oficerskich lub wyłącznie odznak żołnierskich. Bardziej specjalizowane przykłady tematów kolekcjonerskich to np. odznaki pułków danego Okręgu Korpusu, danej Dywizji, danego garnizonu, czy też stacjonujących w danym mieście. Każdy z tak obranych tematów jest ciekawy i warty opracowania. Uważam nawet, że im bardziej specjalizowana jest kolekcja odznak, tym jest ciekawsza. Nawet jeśli ostatecznie ma się składać z niewielkiej ilości egzemplarzy. Kilkanaście czy dwadzieścia parę odznak na jednej tablicy prezentuje się już doskonale. Jeśli są to odznaki przypadkowe, zbierane bez żadnego klucza, raczej na nikim nie zrobią wrażenia. Jeśli będzie to kilkanaście odznak tworzących zwartą całość, z pewnością urzeknie każdego kolekcjonera.

Wracając jednak do meritum tego wpisu. Zbierając odznaki, kolekcjonerzy często patrzą na nie jako na wspomniane wyżej odznaki kawalerii, czy odznaki garnizonu Warszawskiego. Nie zwracają jednak uwagi na to, że odznaki stanowią często małe dzieła jubilerskie i wyraz działalności artystycznej grawerów, którzy je wykonali. Z moich obserwacji wynika, że jest przynajmniej kilku przedwojennych grawerów, którym można przypisać określony styl lub cechy charakterystyczne. Jeśli chodzi o wyróżniający się styl, moją uwagę zwracają szczególnie odznaki pochodzące z zakładu Adama Nagalskiego w Warszawie, które można określić jako ciężkie, masywne, solidne. Zupełnie odmiennie scharakteryzował bym odznaki pochodzące z pracowni Józefa Michrowskiego. W mojej ocenie cechują się one dużą lekkością i umiejętnym wyczuciem proporcji. Często są to jednej z piękniejszych przedwojennych wykonań. Szczególnie jeśli do porównania ma się taką samą odznakę innego producenta. Przypuszczalnie ktoś kto śledzi temat odznak dokładniej niż ja, będzie w stanie lepiej scharakteryzować także innych grawerów. Postawienie przed sobą takiego zadania kolekcjonerskiego może zaowocować wspaniałym i nowatorskim zbiorem.

Innym ciekawym pomysłem może być budowanie kolekcji w oparciu o styl w jakim zaprojektowana i wykonana została odznaka. Mam tu na myśli przede wszystkim świetne projekty modernistyczne z lat trzydziestych, w których niejako specjalizował się zakład Jana Knedlera z Warszawy. Wiele z tych odznak związanych było z przedwojennym lotnictwem. W tamtym czasie była to jednak z najnowocześniejszych broni, wymagająca osób otwartych na nowe technologie, a więc być może także na nowe prądy artystyczne. Pokazana obok odznaka pamiątkowa Szkoły Podchorążych Lotnictwa przedstawia uskrzydlony szyszak.W ten sposób projekt nawiązuje do tradycji oręża polskiego i symboliki właściwej dla danego rodzaju broni. Symbolizujące szkołę inicjały nakreślone są lekko, co przyjemnie kontrastuje z wrażeniem masywności całej odznaki. Poszukiwanie i delektowanie się takimi perełkami może być doskonałą zabawą kolekcjonerską. Dlatego zachęcam do poszukiwania takich nowych tematów. Może to być wskazane także o tyle, że współczesne kolekcjonerstwo dąży w stronę modną wśród numizmatyków. W przypadku egzemplarzy anonimowych, poszukuje się odznak w jak najlepszych stanach zachowania. Tak więc w pewnym sensie traktuje się już jako wyroby jubilerskie-grawerskie. Skoro tak, to dlaczego nie pójść o krok dalej i nie zbierać odznak z uwzględnieniem tego kto je wykonał lub stylu w jakim je wykonano?





W wakacje zawsze jest więcej czasu na lekturę, więc pozwoliłem sobie najnowszy wpis poświęcić biografii Fryderyka Augusta jako księcia warszawskiego. Wbrew nazwie nie jest to wyłącznie biografia polityczna. Autor przedstawia swój pogląd na charakter i osobowość głównego bohatera. Stara się wskazać na te wydarzenia z jego nie łatwego życia prywatnego, które wpłynęły na jego późniejszą postawę wobec dworu Saskiego, Napoleona i obcych mu kulturowo obywateli Księstwa. Oceny prof. Willaume sprawiają wrażenie wyważonych, ponieważ z książki nie przebija jego osobisty stosunek do portretowanego władcy. Chwali go za pracowitość i szczerą chęć rozwiązania problemów Księstwa i gani za nieumiejętność dostosowania się do wymogów chwili, zbytną uległość Napoleonowi i swojemu dworowi. Tym samym Fryderyk August jawi się jako postać wielowymiarowa, a jego biograf jako obiektywny obserwator.
Do Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie wybraliśmy się przy okazji majówki. Jednak dopiero teraz miałem chwilę, żeby tą wizytę podsumować. Ekspozycja podzielona jest na trzy budynki i trzy tematy. W głównym gmachu dworku, należącego kiedyś do rodziny Wybickich, znajduje się ekspozycja poświęcona głównie Mazurkowi Dąbrowskiego. Chciało by się powiedzieć, że ta część ekspozycji jest dość skromna, ale chyba bardziej właściwe będzie stwierdzenie, że po prostu nie jest przeładowana. W muzeum znajdziemy część poświęconą historii legionów Dąbrowskiego, drogi życiowej Józefa Wybickiego i kopię rękopisu naszego hymnu. Uwagę poświęcono także samej treści hymnu i jego melodii, wraz z dostępnymi w wersji audio pieśniami innych narodów, powstałymi na tą samą melodię. Całość przepleciona jest ekspozycją pamiątek historycznych, związanych z rodziną Wybickich i historią walki o niepodległość Polski. Całość jest w miarę spójna. Jedyne co mnie zaskoczyło, to nieudana próba odtworzenia zestawu wyróżnień przyznanych Józefowi Wybickiemu. W gablocie złożony został Order Orła Białego w wersji jaka wykonywana jest współcześnie wraz z informacją o odznaczeniu autora pieśni legionów w 1807 roku. Do tego w gablocie wystawiono medal św. Heleny na błędnej wstążce i inne odznaczenia jakie miał otrzymać słynny Polak. Ten pomysł uważam za mocno nietrafiony.
Trzeci budyneczek i ekspozycja, poświęcone były polskim pamiątkom narodowym ze szczególnym nakierowaniem na historię polskiego godła i orła, jako symbolu państwowości polskiej. Tą ekspozycję także uważam za ciekawą, ze względu na swoją różnorodność. Dominowały pamiątki narodowe, orły czapkowe, sztandary itp. Pomimo pewnej przypadkowości zbioru miałem wrażenie, że ktoś nad tym panuje. Poszczególne gabloty poświęcone były różnym tematom. Swoją gablotę mieli na przykład strażacy, czy strażnicy graniczni. Oczywiście moją sympatię zdobyła gablota poświęcona wymiarowi sprawiedliwości, w której znalazły się ciekawe i reprezentatywne przykłady oznak urzędów. Można powiedzieć, że do pewnego stopnia zaimponowali mi autorzy tych gablot, którzy nie popełnili żadnego z powszechnych przy opisie tego typu pamiątek błędów. Jedynym zgrzytem była fantazyjna odznaka, wymyślona na szkodę kolekcjonerów, której zdjęcie widać obok. Jedynak i w tym wypadku prawidłowo opisano ją jako wyrób pochodzący z lat osiemdziesiątych. Nie wiem kto robił opisy tych przedmiotów, ale wykazał się naprawdę sporą rzetelnością. W grupie przedmiotów zgromadzonych na tej ostatniej ekspozycji moją szczególna uwagę przykuł puchar pamiątkowy z motywami i monetami z powstania listopadowego. Był to doprawdy wyróżniający się egzemplarz. Szkoda, że mogłem go oglądać tylko przez szybę.
Zgodnie z zapowiedzią, od poniedziałku dostępny jest w dystrybucji setny numer Przeglądu Numizmatycznego. Jednocześnie jest to numer jubileuszowy, wydany z okazji 25-lecia tego magazynu. Zawiera bardzo ciekawy artykuł Borysa Paszkiewicza na temat książąt czeskich Jaromira i Ołdrzycha. Historia tych dwóch postaci została doskonale wpleciona w historię numizmatyki. Muszę przyznać, że pomimo powierzchownego zainteresowania numizmatyką, przeczytałem ten artykuł z dużym zainteresowaniem. Inny ciekawy artykuł wyszedł spod pióra Dariusza Jaska i opisuje medale Zygmunta III Wazy o wadze stu dukatów, z kolekcji rodziny Esterhazy, znajdujące się w zbiorach Węgierskiego Muzeum Narodowego. Wreszcie bardzo ważną, choć krótką notkę zamieścił w tym numerze Janusz Parchimowicz. To co w niej najistotniejsze, to podziękowania dla Jarosława Dutkowskiego za 25-letnią determinację w redagowaniu i faktycznym “ciągnięciu” Przeglądu Numizmatycznego. Nie będzie przesadą jeśli napiszę, że Przegląd to właśnie on. Za tą determinację i popularyzację wiedzy numizmatycznej należą mu się nie tylko podziękowania, ale też wielkie słowa uznania.
Według zapowiedzi wydawcy, w drugiej połowie tego miesiąca ma się ukazać setny numer Przeglądu Numizmatycznego. W normalnych warunkach była by to doskonała okazja do świętowania. Niestety w tym przypadku radość z jubileuszu zmącona jest wiadomością, że jest to ostatni papierowy egzemplarz Przeglądu, który na dobre przenosi się do internetu. Przyznam szczerze, że pomimo całej sympatii dla inicjatywy i wydawcy, nie jestem przekonany, czy czasopismo internetowe przyjmie się na rynku. Wracając jednak do setnego numeru, ma on być obszerniejszy od poprzednich wydań i zawierać szereg szczególnych artykułów. Z tym większą satysfakcją przyjąłem wiadomość, że udało mi się zakwalifikować właśnie do tego wydania. Ukaże się w nim artykuł o medalu lenności cesarskiej Gniewkowskiej. Będzie to zarazem pierwszy krok do spełnienia mojego
Dzisiejszy wpis nie będzie poświęcony żadnej konkretnej pamiątce historycznej, ale setnej rocznicy odzyskania niepodległości przez Litwę. Tak się przypadkiem złożyło, że 11 marca 2018 roku miałem okazję być we Wilnie. Tego dnia odbywały się uroczyste obchody setnej rocznicy odzyskania niepodległości. Z punktu widzenia turysty o zainteresowaniach historycznych nie było to przedsięwzięcie szczególnie udane. Główną atrakcją był multimedialny dzwon na którym wyświetlane były animacje okolicznościowe i zdjęcia portretowe które każdy mógł sobie zrobić w specjalnej fotobudce. Była też defilada i uroczysta msza w katedrze Wileńskiej. Ciekawym pomysłem było zorganizowanie kilku wycieczek z przewodnikami. Oprowadzały one po mieście i jego głównych zabytkach. Niestety dla gości angielsko języcznych dostępne były tylko dwie wycieczki po starówce. Wydało mi się to dość osobliwe, ale w dzień święta zamknięta zostało większość, jeśli nie wszystkie muzea. Potrafię zrozumieć, że było to święto narodowe i dzień wolny od pracy, ale ze względu na charakter tego święta można było zaproponować turystom coś szczególnego. Tym bardziej, że święto wypadło na niedzielę, a w poniedziałek muzea były zwyczajowo zamknięte. Tak więc ten szczególny dzień wypadł w mojej raczej jako jedna z kolejny, a nie okrągła rocznica.
Poza dbałością o sposób przechowania pamiątek należy także dbać o prawidłowe opracowanie własnej kolekcji. Przez dłuższy czas miałem problem jak to robić. W internecie funkcjonuje kilka programów komputerowych do archiwizowania zbiorów, ale żaden z nich nie odpowiadał w pełni moim indywidualnym potrzebom. Między innymi dlatego, że zazwyczaj były to programy dedykowane dla konkretnego rodzaju obiektu (np. monet) i dlatego nie odpowiadały wymogom opisu i archiwizacji innych pamiątek. Wreszcie uznałem, że nie ma sensu zamykać całej swojej pracy w programie który z dnia na dzień może przestać być rozwijany. Koronnym przykładem takiej ślepej uliczki jest format DjVu wykorzystywany przez wiele polskich bibliotek cyfrowych, który przestał być rozwijany w 2006 roku. Można przypuszczać, że za kilka a maksymalnie kilkanaście lat cała praca polskich bibliotekarzy i przeznaczone na to nasze środki publiczne okażą się być zmarnowane. W konsekwencji uznałem, że najlepiej będzie postawić na powszechnie stosowany i rozwijany format, który łatwo będzie można wydrukować w czytelnej formie, ale także przekształcić na inne formaty cyfrowe. Z tego względu wybrałem darmowy program OpenOffice i format zapisu plików w formacie ODT.
Na początku roku otrzymałem e-mail od
Już za kilka dni na
Od sprawy minęło już kilka miesięcy i zastanawiałem się dłuższy czas czy w ogóle publikować ten post. W końcu uznałem, że sprawę jednak warto opisać i każdy może ocenić ją sam, wedle swojego uznania. W marcu tego roku udało mi się kupić na licytacji w domu aukcyjnym Katz odznakę 50-lecia reformy sądowej Aleksandra II z 1864 roku. Sama reforma jest tematem niezwykle ciekawy i ma znaczenie także dla historii Polski, ponieważ jej skutki od pewnego momentu rozciągały się także na nasze tereny. Pewnie jest to dobry temat, żeby uczynić go przedmiotem osobnego wpisu. W tym momencie mogę jedynie na szybko zaznaczyć, że w 1814 roku wprowadzono odznakę dla upamiętnienia reformy. Jak to w imperium rosyjskim bywało, otrzymywały ją osoby które z reformą nie miały nic wspólnego, a nawet w momencie jej wprowadzenia mogły się jeszcze nie urodzić. To wszystko nie miało znaczenia. Ważne, że odznaka była piękna i dobrze się prezentowała na mundurze lub choćby na stroju cywilnym.
Czym był by nowy rok, bez podsumowań i postanowień. Strona w tej odsłonie prowadzona jest od marca 2016 roku. Do końca pierwszego roku oswajałem się z nową formułą i sprawdzałem sam siebie, czy będę miał zapał do jej prowadzenia. W kolejnym 2017 roku starałem się utrzymać w miarę regularne tempo wpisów, co okazało się nie być dla mnie łatwe w pierwszej połowie roku. Później pojawiło się wiele ciekawych ofert na rynku aukcyjnym, które postanowiłem skomentować na stronie. Część z nich czeka jeszcze na swoją kolej. Równolegle pozyskałem kilka innych ciekawych informacji, z którymi chciałem się podzielić lub które chciałem sobie zanotować w tym miejscu. To dało mi poczucie, że mogę spróbować narzucić sobie kolejny próg starań o ulepszenie strony. Jest on jednocześnie moim postanowieniem noworocznym.