W trakcie wczorajszej tygodniowej aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatycznego zakończyła się licytacja żetonu, który nie posiadał szerszego opisu. Już samo to stanowiło dostateczny powód do podjęcia się próby rozszyfrowania skrótu ·O·K·S·Ż·, umieszczonego w centralnym punkcie żetonu. Moją uwagę zwrócił także projekt, który jest charakterystyczny dla odznak Czechosłowackich. W szczególności moją uwagę zwróciły liście. Każdy kto miał do czynienia z odznakami Czechosłowackimi doskonale wie, że żeton projektował ktoś związany z tym krajem. Nie można też zapominać o widocznych na żetonie barwach. Jeśli pominąć zielone liście, to zostanie nam biała, niebieska i czerwona; czyli barwy Czechosłowacji. Tak więc tu nie mogło być szczególnego zaskoczenia. Rzeczywiście na rewersie widnieje sygnatura KARNET KYSELY PRAHA. Z drugiej strony słowo JUBILEUSZ bez cienia wątpliwości mogło pochodzić tylko z języka polskiego, a więc wykluczone jest aby była to odznaka Słowacka lub Czeska.
Dzięki wszechwiedzącemu wujkowi Google szybko udało mi się ustalić, że chodzi o Oddział Kolarzy Sokoła Żywieckiego. Jedyna pewna informacja jaką udało mi się w internecie zdobyć na temat tego oddziału to fakt, że wydał on w 1910 roku jednodniówkę z okazji zorganizowanych przez siebie wyścigów. Z treści żetonu wiemy, że oddział musiał przetrwać znacznie dłużej, skoro w 1921 roku świętował swoje 25-lecie. Żeton znalazł swojego nabywcę, co pozwala mieć nadzieję, że ktoś przyjrzy się bliżej historii tego niewielkiego klubu sportowego.
Pozostaje jeszcze pytanie, dlaczego odznakę wykonano w Pradze, a nie w jakimś zakładzie grawerskim na terenie Polski. Nawet jeśli kolarze z Żywca uznali, że mają za daleko do Warszawy, to przecież w Krakowie też było przynajmniej kilku grawerów, którzy poradzili by sobie z wykonaniem takiego żetonu. W moim przekonaniu odpowiedzi należy szukać w tradycjach sokolich na terenach Czechosłowacji, które były znacznie silniejsze niż w Polsce. Dodatkowo liczba odznak, oznak, żetonów i innych podobnych pamiątek sokolich w Czechosłowacji była nieporównywalnie większa niż w Polsce. Dlatego Oddział Kolaży Sokoła Żywieckiego mógł otrzymać rekomendację od zaprzyjaźnionych sokołów Czechosłowackich. Być może zakład Karnet Kysely oparł się na wzorze jakiejś innej odznaki sokolej, którą wykonywał wcześniej. W ten sposób mógłby zaoszczędzić na wykonaniu matrycy i stać się zwyczajnie bardziej konkurencyjny wobec grawerów z terenu Rzeczpospolitej. Było by to pragmatyczne i proste wytłumaczenie powodu dla którego zdecydowano się na usługi Praskich grawerów.
Zgodnie z zapowiedzią, od poniedziałku dostępny jest w dystrybucji setny numer Przeglądu Numizmatycznego. Jednocześnie jest to numer jubileuszowy, wydany z okazji 25-lecia tego magazynu. Zawiera bardzo ciekawy artykuł Borysa Paszkiewicza na temat książąt czeskich Jaromira i Ołdrzycha. Historia tych dwóch postaci została doskonale wpleciona w historię numizmatyki. Muszę przyznać, że pomimo powierzchownego zainteresowania numizmatyką, przeczytałem ten artykuł z dużym zainteresowaniem. Inny ciekawy artykuł wyszedł spod pióra Dariusza Jaska i opisuje medale Zygmunta III Wazy o wadze stu dukatów, z kolekcji rodziny Esterhazy, znajdujące się w zbiorach Węgierskiego Muzeum Narodowego. Wreszcie bardzo ważną, choć krótką notkę zamieścił w tym numerze Janusz Parchimowicz. To co w niej najistotniejsze, to podziękowania dla Jarosława Dutkowskiego za 25-letnią determinację w redagowaniu i faktycznym “ciągnięciu” Przeglądu Numizmatycznego. Nie będzie przesadą jeśli napiszę, że Przegląd to właśnie on. Za tą determinację i popularyzację wiedzy numizmatycznej należą mu się nie tylko podziękowania, ale też wielkie słowa uznania.
Przygotowując ten wpis miałem problem z ustaleniem jaki powinien być jego tytuł. To co widać na sąsiednim zdjęciu jest destruktem oznaki, na bazie którego ktoś stworzył fantazyjną odznakę. W zasadzie to nawet nie wiadomo czy odznakę, skoro czegoś takiego nigdy nie było. W każdym razie na przygotowywanej przez Gabinet Numizmatyczny Damiana Marciniaka 5. aukcji miało się pojawić jako “odznaka Sądy Rzeczypospolitej Polskiej“. Dlatego pozwoliłem sobie zapożyczyć ten tytuł i opatrzyć go znakiem zapytania, żeby zaznaczyć swoje wątpliwości. Wstępnie przygotowany opis nie precyzował z czym mamy do czynienia tylko uściślał, że “Wstążka [jest] oryginalna, zamocowana jednak najpewniej do późniejszego kółka, z przebarwieniami i śladami użytkowania“. Do tego podane zostały jeszcze wymiary 32,4 x 42,4 mm bez wstążki i stop w jakim wykonano zasadniczy element. Czyli mniej więcej tyle ile można o tym przedmiocie powiedzieć na wyczucie, jeśli nie wie się co to właściwie jest. Zabrakło chyba tylko informacji na temat dziurki i odkształceniu po pinezce. Spróbujmy się zabrać za temat od samego początku i opisać co tu się wydarzyło i a jaka była reakcja domu aukcyjnego na wiadomość o kłopotach z opisem.
Zacznijmy od zasadniczego elementu rzekomej odznaki. Jest to ogniwo z łańcucha, który był oznaką komorników. Łańcuchy te były wykonywane przez zakład grawerski Stanisława Lipczyńskiego w Warszawie i swoim wyglądem nawiązywały do oznak sędziów, prokuratorów, sekretarzy i woźnych sądowych. Ten spójny system oznaczania funkcji w wymiarze sprawiedliwości miał swój sens. Łańcuch złożony był naprzemiennie z ogniw o dwóch zupełnie różnych rysunkach. Pierwsze przedstawiało kartusz z orłem w koronie, umieszczonym w centralnej części. Drugie wyglądało tak jak to oferowane na aukcji Damiana Marciniaka. Ogniwa były ze sobą łączone za pomocą dwóch łańcuszków złożonych z trzech koluszek każdy. Zdarza się, że ta misterna praca jest współcześnie dzielona przez dzikusów liczących na większy zysk ze sprzedaży każdego ogniwa osobno. Pozwalam sobie tak napisać, ponieważ jestem osobiście przekonany, że do GNDM ogniwo trafiło już w takim mizernym stanie. Chciał bym jednak tym wpisem uświadomić wszystkim, że w przeciwieństwie do kompletnego łańcucha, tak wyrwane z całości ogniwo jest nic nie wartym destruktem. Jestem wręcz przekonany, że gdyby Damian Marciniak zdawał sobie sprawę z czym ma do czynienia, to zapewne nie przyjął by tego obiektu do sprzedaży na aukcji.
Aleksander Masson był urzędnikiem carskim. Pochodził z rodziny francuskiego przemysłowca osiadłego w Warszawie. Zdobywając zaufanie przełożonych szybko piął się po szczeblach urzędniczej kariery, która w doskonały sposób odzwierciedla trudności życia polaków pod zaborem rosyjskim. W 1839 r., podczas półrocznej nieobecności Andrieja Storożenki, zastępował go na stanowisku prezesa stałej Komisji Wojenno-Śledczej w X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej. Była to komisja, która zajmowała się ściganiem przestępstw o charakterze politycznym. Głównie były to wystąpienia patriotyczne, dzięki czemu Pawilon X stał się symbolem męczeństwa patriotów walczących o niepodległość pod zaborem rosyjskim. Jednocześnie w tym samym czasie był oficerem do specjalnych poruczeń w stopniu podpułkownika, przy namiestniku Królestwa Polskiego Iwanie Paskiewiczu. Później pełnił funkcję szefa tajnej policji w Warszawie, oraz naczelnika urzędu pocztowego w Warszawie. W latach 1859-1865 był dyrektorem generalnym poczty na cały okręg Królestwa Polskiego oraz szefem cenzury. Oznacza to, że funkcję tą pełnił także w trakcie powstania styczniowego.
Przy okazji jednego z wpisów narzekałem, że dotychczas nikt nie sporządził spisu medali polskich z XIX wieku. Po jakimś czasie przypomniało mi się, że nie byłem dość precyzyjny. Przecież kiedyś wyłącznie dla takiego spisu kupiłem kilkanaście numerów Warszawskich Zeszytów Numizmatycznych. Anonimowy autor zaprezentował w nich “Rejestr XIX-wiecznych medali polskich i z Polską związanych“. Dość szybko udało mi się później ustalić nazwisko tego autora i jest nim osoba posiadająca ustaloną reputację w temacie polskiego medalierstwa. Dlatego też w pierwszym momencie byłem rozczarowany tym, że wspomniany rejestr stanowi w zasadzie spis pozycji wynotowanych z kilku podstawowych publikacji. Najwyraźniej autor też zdawał sobie sprawę z ograniczeń tego spisu i dlatego postanowił pozostać anonimowy. Jeśli spojrzeć na listę pozycji wymienionych w książce Witolda Garbczewskiego pod tytułem “
Ponieważ takie dyskusje zawsze pozostają nierozstrzygnięte może się okazać, że łatwiej będzie znaleźć inny starszy medal który spełniał będzie zadane kryterium. Wydaje się mało prawdopodobne aby przez dwa latach (1800-1802) nie ukazał się żaden medal nie związany z historią Polski. Tym bardziej, że rok 1800 był jubileuszowy. Rzeczywiście w tym roku wydano medal na upamiętnienie ostatniej dekady XVIII wieku. Na jego awersie widoczna była kobieca postać klęcząca przed ołtarzem z datą 1800. Jaki jest w takim razie związek medalu z Polską? Na rewersie medalu wymienionych jest szereg wydarzeń które zaważyły na historii Europy w latach 1791-1799. Jednym z nich było przyjęcie konstytucji 3 maja 1794 roku. Można przyznać, że było to wydarzenie bez precedensu nie tylko dla historii Polski, ale także całej Europy.
Według zapowiedzi wydawcy, w drugiej połowie tego miesiąca ma się ukazać setny numer Przeglądu Numizmatycznego. W normalnych warunkach była by to doskonała okazja do świętowania. Niestety w tym przypadku radość z jubileuszu zmącona jest wiadomością, że jest to ostatni papierowy egzemplarz Przeglądu, który na dobre przenosi się do internetu. Przyznam szczerze, że pomimo całej sympatii dla inicjatywy i wydawcy, nie jestem przekonany, czy czasopismo internetowe przyjmie się na rynku. Wracając jednak do setnego numeru, ma on być obszerniejszy od poprzednich wydań i zawierać szereg szczególnych artykułów. Z tym większą satysfakcją przyjąłem wiadomość, że udało mi się zakwalifikować właśnie do tego wydania. Ukaże się w nim artykuł o medalu lenności cesarskiej Gniewkowskiej. Będzie to zarazem pierwszy krok do spełnienia mojego