Skip to content
  • kolekcjonowanie
    • o kolekcjonowaniu
    • aktualności
    • książki
    • blogi
  • pamiątki
    • ordery i odznaczenia
    • odznaki i oznaki
    • medale
    • dokumenty
    • pozostałe
  • Słowacja
    • Kežmarok
    • Polska – Słowacja
    • XIX wiek
  • o mnie
    • o stronie
    • czego szukam?
skelnik.pl

pamiątki

historia ukryta w przedmiotach
Published 18 May 2018

Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie

Do Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie wybraliśmy się przy okazji majówki. Jednak dopiero teraz miałem chwilę, żeby tą wizytę podsumować. Ekspozycja podzielona jest na trzy budynki i trzy tematy. W głównym gmachu dworku, należącego kiedyś do rodziny Wybickich, znajduje się ekspozycja poświęcona głównie Mazurkowi Dąbrowskiego. Chciało by się powiedzieć, że ta część ekspozycji jest dość skromna, ale chyba bardziej właściwe będzie stwierdzenie, że po prostu nie jest przeładowana. W muzeum znajdziemy część poświęconą historii legionów Dąbrowskiego, drogi życiowej Józefa Wybickiego i kopię rękopisu naszego hymnu. Uwagę poświęcono także samej treści hymnu i jego melodii, wraz z dostępnymi w wersji audio pieśniami innych narodów, powstałymi na tą samą melodię. Całość przepleciona jest ekspozycją pamiątek historycznych, związanych z rodziną Wybickich i historią walki o niepodległość Polski. Całość jest w miarę spójna. Jedyne co mnie zaskoczyło, to nieudana próba odtworzenia zestawu wyróżnień przyznanych Józefowi Wybickiemu. W gablocie złożony został Order Orła Białego w wersji jaka wykonywana jest współcześnie wraz z informacją o odznaczeniu autora pieśni legionów w 1807 roku. Do tego w gablocie wystawiono medal św. Heleny na błędnej wstążce i inne odznaczenia jakie miał otrzymać słynny Polak. Ten pomysł uważam za mocno nietrafiony.

Dwa kolejne pomieszczenia to elementy dawnych zabudowań gospodarczych. W jednym z nich zaprezentowano historię dworku ze szczególnym naciskiem na najlepiej udokumentowany okres XX wieku. W okresie międzywojennym należał on do jednej z niemieckich rodzin, które sympatyzowały z ideami narodowego socjalizmu. Osobliwie było patrzeć na zdjęcia budynku będącego dziś muzeum hymnu polskiego, obwieszonego flagami ze swastyką. Po wojnie w dworku mieściła się Szkoła Ludowa im. Józefa Wybickiego. Na kolejnych zdjęciach widać było jak budynek coraz bardziej popadał w ruinę. To także był znak swoich czasów.

Trzeci budyneczek i ekspozycja, poświęcone były polskim pamiątkom narodowym ze szczególnym nakierowaniem na historię polskiego godła i orła, jako symbolu państwowości polskiej. Tą ekspozycję także uważam za ciekawą, ze względu na swoją różnorodność. Dominowały pamiątki narodowe, orły czapkowe, sztandary itp. Pomimo pewnej przypadkowości zbioru miałem wrażenie, że ktoś nad tym panuje. Poszczególne gabloty poświęcone były różnym tematom. Swoją gablotę mieli na przykład strażacy, czy strażnicy graniczni. Oczywiście moją sympatię zdobyła gablota poświęcona wymiarowi sprawiedliwości, w której znalazły się ciekawe i reprezentatywne przykłady oznak urzędów. Można powiedzieć, że do pewnego stopnia zaimponowali mi autorzy tych gablot, którzy nie popełnili żadnego z powszechnych przy opisie tego typu pamiątek błędów. Jedynym zgrzytem była fantazyjna odznaka, wymyślona na szkodę kolekcjonerów, której zdjęcie widać obok. Jedynak i w tym wypadku prawidłowo opisano ją jako wyrób pochodzący z lat osiemdziesiątych. Nie wiem kto robił opisy tych przedmiotów, ale wykazał się naprawdę sporą rzetelnością. W grupie przedmiotów zgromadzonych na tej ostatniej ekspozycji moją szczególna uwagę przykuł puchar pamiątkowy z motywami i monetami z powstania listopadowego. Był to doprawdy wyróżniający się egzemplarz. Szkoda, że mogłem go oglądać tylko przez szybę.

Published 15 May 2018

Czy oznaka adwokata wróciła do WCN?

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, a dokładnie w lutym 2012 roku pojawiła się na 49. aukcji w Warszawskim Centrum Numizmatycznym oznaka adwokata. Egzemplarz ten widać na porównaniu po lewej stronie. Nie jest to wydarzenie szczególne, ponieważ oznaki te pojawiają się na aukcjach dość regularnie. Jeśli nie patrzeć na stan zachowania i nie przejmować się brakiem rozety, czy szarfy to myślę, że można ją pozyskać do kolekcji w ciągu kilku miesięcy. To co było nietypowe dla tej oferty to opis. Według WCN miała to być “odznaka sądownicza” z okresu Królestwa Polskiego. Zwróciłem się mailowo do WCN z informacją, że ich opis jest błędny i odznaka pochodzi z okresu międzywojennego. Pomimo wymiany korespondencji pracownik domu upierał się przy swoim opisie, który zresztą do dnia dzisiejszego widnieje na ich stronie. Trudno, w sumie to nie jest moja sprawa.

Do dzisiaj wydawało mi się, że zapomniałem o tamtej aukcji. Jednak jak co tydzień zajrzałem na stronę WCN, żeby sprawdzić aktualną ofertę na aukcji internetowej. Trzeba przyznać, że jest to chyba jedyny dom aukcyjny w Polsce który potrafi utrzymać tak przyzwoity i równy poziom oferty na aukcjach organizowanych w każdym tygodniu. Zauważyłem na niej oznakę adwokata, która miała nieścisły opis. Jego początek brzmiał dosłownie:

Polska – I wojna światowa 1914-1918, odznaka adwokacka, noszona w latach 1924 – 1929 jako element stroju adwokatów

Powstaje oczywiste pytanie, czy opis dotyczy oznaki noszonej w latach 1914-1918, czy też w latach 1924-1929? Te wątpliwości przypomniały mi o zapomnianym wcześniej opisie sprzed wielu lat. Dość szybko go odszukałem i ku swojemu zaskoczeniu zauważyłem, że najprawdopodobniej chodzi o dokładnie ten sam egzemplarz oznaki. Moje przypuszczenie wynikało z tego, że na rewersie odznaki widoczna była wykonana ręcznie litera S. Jest to oznaczenie jednostkowe, nie występujące na innych oznakach tego typu. Tak mi się przynajmniej wydawało. Różnicę w detalach rewersu przypisałem temu, że odznaka musiała być wyczyszczona i być może uszkodzona w trakcie amatorskiego reperowania. Jednak to właśnie ta z pozoru indywidualna litera S zasiała we mnie ziarno wątpliwości, czy rzeczywiście mamy do czynienia z tą samą, czy tylko taką samą oznaką.

Kiedy zacząłem je bliżej porównywać zauważyłem, że najprawdopodobniej to nie jest ta sama oznaka i literę odtworzono za pomocą rylca na dwóch oznakach z bardzo dużym podobieństwem. Niestety im więcej patrzę na to porównanie, tym bardziej tracę pewność czy mamy do czynienia z dwoma różnymi literami, czy też zdjęcia różni tylko kąt nachylenia i fakt oczyszczenia powierzchni rewersu. Percepcję zaburza także brzydki ślad lakieru zakrywający część litery na oznace widocznej po prawej stronie. Z tych powodów nie potrafię sobie wyrobić jednoznacznego zdania.

Przypomniało mi się jednak, że taka oznaka z literą S pojawiła się już kiedyś na allegro. Jak się okazało po sięgnięciu do notatek, oferował ją Skup Monet Wszystkich z Domu Handlowego Feniks we Wrocławiu w czerwcu 2015 roku. Aukcja zakończyła się sprzedażą oznaki w cenie 620 zł. Jednak wtedy nie była jeszcze upiększona czerwonym lakierem o niepasującym odcieniu. Dodajmy, że lakier ten został nałożony w tak nieprofesjonalny sposób, że jego ślady zachodzą nie tylko na orła, ale widoczne są nawet na rewersie oznaki. Ktokolwiek próbował ukryć mankamenty lakieru widocznego w tle, pogorszył tylko sytuację. Co ciekawe, reperacji poddano także białą emalię widoczną na szarfie z napisem. Jak widać z załączonego zdjęcia efekt jest wcale nie lepszy. Na górnym zdjęciu widać odznakę w stanie z 2015 roku, a na dolnym w obecnym stanie. Ubytki były uzupełniane z takim rozmachem, że nieudany artysta zamalował zagięcia szarf. Całość sprawia bardzo mizerne wrażenie, a w mojej ocenie oznaka została kompletnie zniszczona. Jeśli to ten sam egzemplarz, który oferowało WCN w 2012 roku, to pozbawiono go także rozety, która stanowiła ciekawe uzupełnienie.

 

Published 4 May 2018

Habánska šálka, czyli miseczka Habanów

Na kończącej się dziś aukcji w Hermann Historica oferowana była osobliwa miseczka z pierwszej połowy XVIII wieku. Wykonano ją ze złoconego mosiądzu, a na rancie umieszczono dewizę w języku niemieckim, która odnosi się do wspólnego biesiadowania z przyjaciółmi: “Es lebe der Edle Freund, der so treu und redlich meint – Ich will dies allzeit ehren so lang die becher wehren”, Postanowiłem poświęcić jej uwagę, ponieważ związana jest z Habanami. Stanowili oni jeden z odłamów anabaptyzmu, który zmuszony był uciekać z Europy zachodniej na tereny Moraw, a następnie dzisiejszej Słowacji. Funkcjonował tam stosunkowo długo. Pierwsze wzmianki o pojawieniu się Habanów na Spiszu pochodzą z 1529 roku. Dalsza wędrówka Habanów, tym razem do Siedmiogrodu, miała miejsce dopiero w XVIII wieku. Niestety po raz kolejny związana była z prześladowaniami religijnymi.

W trakcie pobytu na Spiszu oraz w południowo zachodniej części dzisiejszej Słowacji, Habani wywarli znaczny wpływ na kulturę ludową tych ziem. Wynikało to najprawdopodobniej ze stosunkowo dobrej asymilacji. Pomimo tego, że Habani mieszkali we własnych komunach, to jak na swoje czasy stosunkowo dobrze się asymilowali. Choć tradycyjnie posługiwali się językiem niemieckim, czego przykładem jest prezentowana miseczka, to pod koniec XVIII wieku niemal wszystkie komuny posługiwały się już językiem słowackim. Z drugiej strony Habani trudnili się rzemiosłem, a ich wyroby cieszyły się sporą popularnością. Dotyczyło to głównie ceramiki. Ślady ich wzornictwa z łatwością można odnaleźć także wśród przykładów Słowackiej ceramiki ludowej. Innymi przykładami twórczości typowej dla Habanów były ceglane domy pokryte dachem ze słomy, gliny i mchu.

Wreszcie bardzo ciekawą pamiątką pobyty Habanów na Słowacji są miseczki takie jak ta, oferowana na aukcji w Hermann Historica. Po raz pierwszy spotkałem się z nimi na ekspozycji w muzeum w Kremnicy, gdzie także funkcjonowała jedna ze wspólnot. Następnie na zamku w Bratysławie miałem okazję zobaczyć zbiorek kilku, może kilkunastu takich obiektów. Przy dobrym oświetleniu potrafią sprawić piękne wrażenie. Proste miseczki zdobione są punktowymi uderzeniami, które nadają powierzchni charakterystyczną fakturą. W górnej części wydzielony jest pasek, na którym najczęściej widniała dewiza lub przysłowie w języku niemieckim. Całość była pozłacana, co wskazuje na raczej niecodzienne przeznaczenie takiego przedmiotu.

Published 27 April 2018

Żeton Oddziału Kolarzy Sokoła Żywieckiego

W trakcie wczorajszej tygodniowej aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatycznego zakończyła się licytacja żetonu, który nie posiadał szerszego opisu. Już samo to stanowiło dostateczny powód do podjęcia się próby rozszyfrowania skrótu ·O·K·S·Ż·, umieszczonego w centralnym punkcie żetonu. Moją uwagę zwrócił także projekt, który jest charakterystyczny dla odznak Czechosłowackich. W szczególności moją uwagę zwróciły liście. Każdy kto miał do czynienia z odznakami Czechosłowackimi doskonale wie, że żeton projektował ktoś związany z tym krajem. Nie można też zapominać o widocznych na żetonie barwach. Jeśli pominąć zielone liście, to zostanie nam biała, niebieska i czerwona; czyli barwy Czechosłowacji. Tak więc tu nie mogło być szczególnego zaskoczenia. Rzeczywiście na rewersie widnieje sygnatura KARNET KYSELY PRAHA. Z drugiej strony słowo JUBILEUSZ bez cienia wątpliwości mogło pochodzić tylko z języka polskiego, a więc wykluczone jest aby była to odznaka Słowacka lub Czeska.

Dzięki wszechwiedzącemu wujkowi Google szybko udało mi się ustalić, że chodzi o Oddział Kolarzy Sokoła Żywieckiego. Jedyna pewna informacja jaką udało mi się w internecie zdobyć na temat tego oddziału to fakt, że wydał on w 1910 roku jednodniówkę z okazji zorganizowanych przez siebie wyścigów. Z treści żetonu wiemy, że oddział musiał przetrwać znacznie dłużej, skoro w 1921 roku świętował swoje 25-lecie. Żeton znalazł swojego nabywcę, co pozwala mieć nadzieję, że ktoś przyjrzy się bliżej historii tego niewielkiego klubu sportowego.

Pozostaje jeszcze pytanie, dlaczego odznakę wykonano w Pradze, a nie w jakimś zakładzie grawerskim na terenie Polski. Nawet jeśli kolarze z Żywca uznali, że mają za daleko do Warszawy, to przecież w Krakowie też było przynajmniej kilku grawerów, którzy poradzili by sobie z wykonaniem takiego żetonu. W moim przekonaniu odpowiedzi należy szukać w tradycjach sokolich na terenach Czechosłowacji, które były znacznie silniejsze niż w Polsce. Dodatkowo liczba odznak, oznak, żetonów i innych podobnych pamiątek sokolich w Czechosłowacji była nieporównywalnie większa niż w Polsce. Dlatego Oddział Kolaży Sokoła Żywieckiego mógł otrzymać rekomendację od zaprzyjaźnionych sokołów Czechosłowackich. Być może zakład Karnet Kysely oparł się na wzorze jakiejś innej odznaki sokolej, którą wykonywał wcześniej. W ten sposób mógłby zaoszczędzić na wykonaniu matrycy i stać się zwyczajnie bardziej konkurencyjny wobec grawerów z terenu Rzeczpospolitej. Było by to pragmatyczne i proste wytłumaczenie powodu dla którego zdecydowano się na usługi Praskich grawerów.

Published 25 April 2018

25 lecie Przeglądu Numizmatycznego

Zgodnie z zapowiedzią, od poniedziałku dostępny jest w dystrybucji setny numer Przeglądu Numizmatycznego. Jednocześnie jest to numer jubileuszowy, wydany z okazji 25-lecia tego magazynu. Zawiera bardzo ciekawy artykuł Borysa Paszkiewicza na temat książąt czeskich Jaromira i Ołdrzycha. Historia tych dwóch postaci została doskonale wpleciona w historię numizmatyki. Muszę przyznać, że pomimo powierzchownego zainteresowania numizmatyką, przeczytałem ten artykuł z dużym zainteresowaniem. Inny ciekawy artykuł wyszedł spod pióra Dariusza Jaska i opisuje medale Zygmunta III Wazy o wadze stu dukatów, z kolekcji rodziny Esterhazy, znajdujące się w zbiorach Węgierskiego Muzeum Narodowego. Wreszcie bardzo ważną, choć krótką notkę zamieścił w tym numerze Janusz Parchimowicz. To co w niej najistotniejsze, to podziękowania dla Jarosława Dutkowskiego za 25-letnią determinację w redagowaniu i faktycznym “ciągnięciu” Przeglądu Numizmatycznego. Nie będzie przesadą jeśli napiszę, że Przegląd to właśnie on. Za tą determinację i popularyzację wiedzy numizmatycznej należą mu się nie tylko podziękowania, ale też wielkie słowa uznania.

W zasadzie mogłaby to być doskonała puenta tego krótkiego wpisu, ale pominąłbym w ten sposób drugie przesłanie notki pana Parchimowicza. Jest nim refleksja nad kondycją polskiej numizmatyki i uczestnikami rynku numizmatycznego, którą ten wybitny numizmatyk podsumował żartobliwą definicją monety:

Moneta jest to blaszka o dowolnym kształcie, z dowolnego metalu, z dowolnym wizerunkiem, na której da się zarobić.

Tak oto przeciwstawił sobie sens numizmatyki polegające na badaniu historii, sensowi numizmatyki polegające na obracaniu monetami. Całość osadził w kontekście zarzutu wobec środowiska numizmatyków profesjonalnych, że nie potrafi ono utrzymać choćby jednego magazynu poświęconego numizmatyce. Uważam, że jest to zarzut przynajmniej częściowo słuszny. Jeśli dobrze rozumiem tekst Janusza Parchimowicza, to widzi on w profesjonalnych uczestnikach rynku numizmatycznego tych, którzy powinni współfinansować przedsięwzięcia takie jak Przegląd Numizmatyczny. Podzielam ten pogląd i chylę czoła przed jednym z kolekcjonerów, który zdecydował się finansowo wesprzeć Przegląd Numizmatyczny pomimo, że na swojej pasji nie zarabia.

Z drugiej strony widzę inny problem, którego pan Parchimowicz w swojej notatce nie wyraził, choć aluzyjnie do niego nawiązał. Problemem tym jest fakt, że środowisko numizmatyków profesjonalnych, z jednej strony mając o sobie jak najlepsze zdanie, z drugiej strony nie jest w stanie z siebie wykrzesać odpowiedniej liczby dobrych jakościowo artykułów. W konsekwencji nawet podwójnie jubileuszowy numer Przeglądu i zarazem ostatni papierowy, przypomina bardziej tablicę ogłoszeń i peanów na własną cześć, niż rzetelne czasopismo popularno-naukowe. Być może właśnie to jest powodem upadku który profesjonalna numizmatyka notuje wśród burzy oklasków jaką numizmatycy wzniecają nad samymi sobą.

Published 24 April 2018

Odznaka Sądy Rzeczypospolitej Polskiej?

Przygotowując ten wpis miałem problem z ustaleniem jaki powinien być jego tytuł. To co widać na sąsiednim zdjęciu jest destruktem oznaki, na bazie którego ktoś stworzył fantazyjną odznakę. W zasadzie to nawet nie wiadomo czy odznakę, skoro czegoś takiego nigdy nie było. W każdym razie na przygotowywanej przez Gabinet Numizmatyczny Damiana Marciniaka 5. aukcji miało się pojawić jako “odznaka Sądy Rzeczypospolitej Polskiej“. Dlatego pozwoliłem sobie zapożyczyć ten tytuł i opatrzyć go znakiem zapytania, żeby zaznaczyć swoje wątpliwości. Wstępnie przygotowany opis nie precyzował z czym mamy do czynienia tylko uściślał, że “Wstążka [jest] oryginalna, zamocowana jednak najpewniej do późniejszego kółka, z przebarwieniami i śladami użytkowania“. Do tego podane zostały jeszcze wymiary 32,4 x 42,4 mm bez wstążki i stop w jakim wykonano zasadniczy element. Czyli mniej więcej tyle ile można o tym przedmiocie powiedzieć na wyczucie, jeśli nie wie się co to właściwie jest. Zabrakło chyba tylko informacji na temat dziurki i odkształceniu po pinezce. Spróbujmy się zabrać za temat od samego początku i opisać co tu się wydarzyło i a jaka była reakcja domu aukcyjnego na wiadomość o kłopotach z opisem.

Zacznijmy od zasadniczego elementu rzekomej odznaki. Jest to ogniwo z łańcucha, który był oznaką komorników. Łańcuchy te były wykonywane przez zakład grawerski Stanisława Lipczyńskiego w Warszawie i swoim wyglądem nawiązywały do oznak sędziów, prokuratorów, sekretarzy i woźnych sądowych. Ten spójny system oznaczania funkcji w wymiarze sprawiedliwości miał swój sens. Łańcuch złożony był naprzemiennie z ogniw o dwóch zupełnie różnych rysunkach. Pierwsze przedstawiało kartusz z orłem w koronie, umieszczonym w centralnej części. Drugie wyglądało tak jak to oferowane na aukcji Damiana Marciniaka. Ogniwa były ze sobą łączone za pomocą dwóch łańcuszków złożonych z trzech koluszek każdy. Zdarza się, że ta misterna praca jest współcześnie dzielona przez dzikusów liczących na większy zysk ze sprzedaży każdego ogniwa osobno. Pozwalam sobie tak napisać, ponieważ jestem osobiście przekonany, że do GNDM ogniwo trafiło już w takim mizernym stanie. Chciał bym jednak tym wpisem uświadomić wszystkim, że w przeciwieństwie do kompletnego łańcucha, tak wyrwane z całości ogniwo jest nic nie wartym destruktem. Jestem wręcz przekonany, że gdyby Damian Marciniak zdawał sobie sprawę z czym ma do czynienia, to zapewne nie przyjął by tego obiektu do sprzedaży na aukcji.

Wróćmy jednak do samego obiektu. Jeśli przyjrzeć się jego dolnej części, to łatwo można zauważyć ślad po spiłowanym oczku do którego mocowane były opisane wyżej koluszka. Żeby uwiarygodnić obiekt, oszust dodał do niego rzeczywiście starą wstążkę. Na ten prosty trik dał się nabrać autor opisu na stronie Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka. Jego czujność powinno wzbudzić, jak słusznie zauważył, późniejsze kółko. Prawdę mówiąc jestem dość zaskoczony łatwowiernością tego domu aukcyjnego, który jawił mi się jako profesjonalny i doskonale rozwijający. Mistyfikacja jest na tyle łatwa do rozpoznania, że powinni sobie z nią bez trudu poradzić. Być może w pośpiechu przygotować ktoś się za bardzo pośpieszył. Ważne jest to, że po otrzymaniu powyższych informacji dom aukcyjny zareagował. Zostałem zapewniony, że obiekt zostanie wycofany z aukcji stacjonarnej i sprzedany na allegro. Najwyraźniej ocenili, że jest to mniej “szlachetny” kanał dystrybucji.

Published 13 April 2018

Dyplom medalu za stłumienie powstania styczniowego

Aleksander Masson był urzędnikiem carskim. Pochodził z rodziny francuskiego przemysłowca osiadłego w Warszawie. Zdobywając zaufanie przełożonych szybko piął się po szczeblach urzędniczej kariery, która w doskonały sposób odzwierciedla trudności życia polaków pod zaborem rosyjskim. W 1839 r., podczas półrocznej nieobecności Andrieja Storożenki, zastępował go na stanowisku prezesa stałej Komisji Wojenno-Śledczej w X Pawilonie Cytadeli Warszawskiej. Była to komisja, która zajmowała się ściganiem przestępstw o charakterze politycznym. Głównie były to wystąpienia patriotyczne, dzięki czemu Pawilon X stał się symbolem męczeństwa patriotów walczących o niepodległość pod zaborem rosyjskim. Jednocześnie w tym samym czasie był oficerem do specjalnych poruczeń w stopniu podpułkownika, przy namiestniku Królestwa Polskiego Iwanie Paskiewiczu. Później pełnił funkcję szefa tajnej policji w Warszawie, oraz naczelnika urzędu pocztowego w Warszawie. W latach 1859-1865 był dyrektorem generalnym poczty na cały okręg Królestwa Polskiego oraz szefem cenzury. Oznacza to, że funkcję tą pełnił także w trakcie powstania styczniowego.

Po powstaniu styczniowym w 1861 r. Aleksander II polecił zrusyfikować Radę Administracyjną. Był to organ władzy wykonawczej – rodzaj rządu w Królestwie Polskim. Sposobem rusyfikacji było włączenie w jej skład trzech zaufanych urzędników. Jednym z nich był Aleksander Masson. Kiedy utrzymanie kompetencji i składu Rady okazało się niemożliwe ze względu na protesty polaków, car powołał do życia Komitet Urządzający dla Królestwa Polskiego. Był to organ zarządzający w jego imieniu administracją Królestwa. Aleksander Masson wszedł w skład tego Komitetu i jako jego członek otrzymał medal za stłumienie powstania styczniowego. W czasie powstania jego główna aktywność polegała na szefowaniu urzędowi cenzury. W momencie otrzymania medalu posiadał
rangę tajnego radcy, co odpowiadało stopniowi generał lejtnanta i było trzecim najwyższym stopniem urzędniczym w cesarskiej tabeli rang.

Published 6 April 2018

Medal w podziękowaniu za ostatnią dekadę XVIII wieku

Przy okazji jednego z wpisów narzekałem, że dotychczas nikt nie sporządził spisu medali polskich z XIX wieku. Po jakimś czasie przypomniało mi się, że nie byłem dość precyzyjny. Przecież kiedyś wyłącznie dla takiego spisu kupiłem kilkanaście numerów Warszawskich Zeszytów Numizmatycznych. Anonimowy autor zaprezentował w nich “Rejestr XIX-wiecznych medali polskich i z Polską związanych“. Dość szybko udało mi się później ustalić nazwisko tego autora i jest nim osoba posiadająca ustaloną reputację w temacie polskiego medalierstwa. Dlatego też w pierwszym momencie byłem rozczarowany tym, że wspomniany rejestr stanowi w zasadzie spis pozycji wynotowanych z kilku podstawowych publikacji. Najwyraźniej autor też zdawał sobie sprawę z ograniczeń tego spisu i dlatego postanowił pozostać anonimowy. Jeśli spojrzeć na listę pozycji wymienionych w książce Witolda Garbczewskiego pod tytułem “Przemysł-Sztuka-Polityka. Wystawy gospodarcze na ziemiach polskich i z Polską związanych ok. 1850-1914“. Pierwszym medalem na liście anonimowego autora pochodzi z 1802 roku i poświęcony jest Karlowi Ludwikowi de Cocceji, radcy rządowemu i przewodniczącemu regencji w Głogowie. Związek tego medalu z Polską jest dość luźny i streszcza się do tego, że część udanej kariery urzędniczej de Cocceji związana była z Górnym Śląskiem. Z tego powodu można by dyskutować, czy rzeczywiście jest to pierwszym XIX-wieczny medal związany z Polską.

Ponieważ takie dyskusje zawsze pozostają nierozstrzygnięte może się okazać, że łatwiej będzie znaleźć inny starszy medal który spełniał będzie zadane kryterium. Wydaje się mało prawdopodobne aby przez dwa latach (1800-1802) nie ukazał się żaden medal nie związany z historią Polski. Tym bardziej, że rok 1800 był jubileuszowy. Rzeczywiście w tym roku wydano medal na upamiętnienie ostatniej dekady XVIII wieku. Na jego awersie widoczna była kobieca postać klęcząca przed ołtarzem z datą 1800. Jaki jest w takim razie związek medalu z Polską? Na rewersie medalu wymienionych jest szereg wydarzeń które zaważyły na historii Europy w latach 1791-1799. Jednym z nich było przyjęcie konstytucji 3 maja 1794 roku. Można przyznać, że było to wydarzenie bez precedensu nie tylko dla historii Polski, ale także całej Europy.

Medal wybity został w cynie i tylko w takim metalu notowany jest w znanych i opisanych kolekcjach XIX wiecznych. Jego średnica wynosi 43 mm. Tak więc z jednej strony temat i stop w jakim wykonano medal nie należą do szczególnie atrakcyjnych. Z drugiej strony ma on dość atrakcyjną z kolekcjonerskiego punktu widzenia wielkość. Dlatego w grudniu 2017 roku prezentowany na zdjęciach egzemplarz w wyraźnie widoczną skazą osiągnął na aukcji w Niemczech cenę ok. 450 zł.

Published 2 April 2018

Setny numer Przeglądu Numizmatycznego

Według zapowiedzi wydawcy, w drugiej połowie tego miesiąca ma się ukazać setny numer Przeglądu Numizmatycznego. W normalnych warunkach była by to doskonała okazja do świętowania. Niestety w tym przypadku radość z jubileuszu zmącona jest wiadomością, że jest to ostatni papierowy egzemplarz Przeglądu, który na dobre przenosi się do internetu. Przyznam szczerze, że pomimo całej sympatii dla inicjatywy i wydawcy, nie jestem przekonany, czy czasopismo internetowe przyjmie się na rynku. Wracając jednak do setnego numeru, ma on być obszerniejszy od poprzednich wydań i zawierać szereg szczególnych artykułów. Z tym większą satysfakcją przyjąłem wiadomość, że udało mi się zakwalifikować właśnie do tego wydania. Ukaże się w nim artykuł o medalu lenności cesarskiej Gniewkowskiej. Będzie to zarazem pierwszy krok do spełnienia mojego postanowienia noworocznego, dotyczącego tej strony. Was zachęcam do lektury setnego numeru przeglądu. Według zapewnień wydawcy będzie warto.

Published 30 March 2018

Kurs unitarny Szkoły Podchorążych Piechoty

Kurs unitarny zapewniał podstawowe wykształcenie niezbędne dla kandydatów do szkół podchorążych piechoty, kawalerii, artylerii i inżynierii. Nie oznacza to jednak, że wszyscy uczniowie szkół podchorążych przechodzili takie szkolenie. Zwolnieni byli z niego między innymi uczniowie szkoły podchorążych sanitarnych, czy saperów. Przechodzili oni kurs rekruckiego wyszkolenia piechoty w szkołach, w których później kontynuowali naukę. Z odbycia kursu unitarnego zwolnieni byli także absolwenci Korpusów Kadetów, o ile zdali egzamin na podchorążych. Niestety spora część kadetów miała z tym kłopoty. Zwolnienie dotyczyło także absolwentów dywizyjnych kursów podchorążych rezerwy, odbytych w ramach zasadniczej służby wojskowej. Początkowo dla tych dwóch grup przeprowadzano krótsze, miesięczne kursy unifikacyjne, jednak na początku lat trzydziestych zrezygnowano z nich.

Jako, że na kurs unitarny do Szkoły Podchorążych Piechoty przyjmowano kandydatów na podchorążych, kwalifikacje jakich od nich wymagano były były dosyć wysokie. Przede wszystkim byli to kawalerowie w wieku od 17 do 21 lat, którzy posiadali stosowne oświadczenie Wojskowego Szpitala Okręgowego. Od górnej granicy wieku istniały wyjątki dla osób posiadających określone wykształcenie fachowe lub studia wyższe. Mogli być oni niekiedy przyjmowani na kurs nawet do 25 roku życia. Kandydaci na kurs musieli posiadać maturę lub być absolwentami Państwowej Wyższej Szkoły Budowy Maszyn i Elektrotechniki w Warszawie, czy Poznaniu. Nie mogli być karani za niektóre typy przestępstw, a ich postawa musiała wskazywać na głęboki patriotyzm i silny kręgosłup moralny. Co ciekawe, wymagano także legitymowania się prawem do noszenia Państwowej Odznaki Sportowej.

Wśród kandydatów spełniających wyznaczone warunki przeprowadzano w drugiej połowie lipca egzamin wstępny. Składał się on z rozmowy kwalifikacyjnej, testu z matematyki, fizyki i wiedzy ogólnej, a także badań lekarskich i psychomotorycznych. Całość egzaminu trwała trzy dni. Zarówno koszt egzaminu, jak też utrzymania w czasie jego trwania ponosili kandydaci.

Ilość uczniów przyjmowanych na kurs określał corocznie minister spraw wojskowych, a ostateczną listę przyjętych zatwierdzał komendant Szkoły Podchorążych Piechoty. Zawiadomienie o przyjęciu na kurs rozsyłane było do 1 września, a nauka rozpoczynała się 1 października. Dodatkowym warunkiem jej rozpoczęcia była wpłata w wysokości 100 zł.

Początkowo uczniowie kursu stanowili osobne klasy SPP. Sytuacja ta zmieniła się 20 października 1929, od kiedy to kurs stanowił na stałe III Baon Szkoły Podchorążych Piechoty. Początkowo kurs umiejscowiony był w Ostrowi Mazowieckiej. Jednak ze względu na rozrastające się potrzeby lokalowe szkoły podjęto decyzję o przeniesieniu kursu unitarnego do Różana, gdzie stacjonował od 15 października 1929 roku

Kurs unitarny trwał 11 miesięcy i dzielił się na okres rekrucki, okres wyszkolenia ogólno-wojskowego i specjalnego oraz okres wyszkolenia taktycznego. Pierwszy z nich trwał cztery miesiące i obejmowały typowy program wyszkolenia rekruta piechoty. Wyszkolenie ogólno-wojskowe i specjalne trwało pięć miesięcy. W tym czasie uczniowie odbierali gruntowe wykształcenie teoretyczne, a także w zakresie uzbrojenia, łączności i służby saperskiej. Ostatni, dwumiesięczny okres wyszkolenia taktycznego, to także okres nauki praktycznej. W tym czasie odbywano ćwiczenia taktyczne i ostre strzelanie.

Absolwenci kursu unitarnego, którzy zdali egzamin końcowy z wynikiem pomyślnym przyjmowani byli do szkół podchorążych piechoty, kawalerii, artylerii lub inżynierii. W związku z podjętą w szkole podchorążych nauką, składali zobowiązanie o dalszym kontynuowaniu kariery w szeregach korpusu oficerskiego danej broni. Przydział do danej szkoły podchorążych nie zależał wyłącznie od woli kandydata, ale także od jego przydatności do służby i ilości wolnych miejsc. Ostateczne zdanie należało do komisji międzyszkolnej. Nie bez znaczenia musiały pozostawać także opłaty jakie nakładano na kandydatów do poszczególnych szkół podchorążych. Wynosiły one 150 zł. w przypadku Szkoły Podchorążych Piechoty, czy Inżynierii lub nawet 330 zł. w przypadku Szkoły Podchorążych Kawalerii lub Artylerii. Także dalsze pobieranie nauki w wymienionych szkołach było płatne.

Jako ciekawostkę obyczajową można dodać, że w wymaganiach wobec kandydatów umieszczono zapis: „nie ulegają zboczeniom płciowym”.

Published 23 March 2018

Przywilej lokacyjny Mariensztatu

Zgodnie z prawem obowiązującym w okresie Rzeczpospolitej szlacheckiej, fundowanie miast należało do prerogatyw królewskich. Niekiedy dla celów rozwoju handlu lub lepszej organizacji latyfundiów, król wydawał specjalny przywilej lokacyjny, pozwalający na tworzenie miast prywatnych. Począwszy od XVII wieku dostrzegalne stały się różnice w rozwoju miast królewskich i prywatnych. Te pierwsze napotykały na istotne trudności w rozwoju, przez co królowie zaczęli coraz chętniej popierać fundacje prywatne.

Stały się one także kołem zamachowym rozwoju większych miast królewskich. Na obrzeżach największych z nich tworzono tzw. jurydyki. Były to swego rodzaju dzielnice okalające miasto, które formalnie były administrowane jak odrębne miejscowości. Posiadały swoich burmistrzów, rajców i ławę. Fundowali je magnaci i znamienitsi przedstawiciele duchowieństwa, otrzymując przywileje na wykonywanie określonych prerogatyw królewskich. Targi, karczmy i rzemieślnicy pracujący w jurydykach stanowili konkurencję dla miasta, sprzyjając jego rozwojowi.

Efektywność powyższego rozwiązania doprowadziła do tego, że w XVIII wieku Warszawa posiadała już 14 jurydyk. Prezentowany dokument stanowi przywilej lokacyjny dla jednej z nich – Mariensztatu1. Zgodnie z nim August III Sas w 1762 roku zezwolił generałowi artylerii wojsk litewskich, Eustachemu Potockiemu i jego małżonce Marii z Kątskich Potockiej na założenie „jurydyki swojej przy Wiśle pod Warszawą”. To właśnie współfundatorce Mariensztat zawdzięcza swoją nazwę.

Dokument określa przywileje sądownicze, podatkowe i handlowe z których mogli korzystać fundatorzy. Zgodnie z nimi mieszkańcy przyszłego Mariensztatu mieli prawo trudnić się rzemiosłem, prowadzić wyszynk wina, piwa i gorzałki. Jako dzień targowy ustanowiony został wtorek. Całość opatrzona jest pieczęcią królewską i własnoręcznym podpisem króla.

Published 16 March 2018

100 lat niepodległej Litwy

Dzisiejszy wpis nie będzie poświęcony żadnej konkretnej pamiątce historycznej, ale setnej rocznicy odzyskania niepodległości przez Litwę. Tak się przypadkiem złożyło, że 11 marca 2018 roku miałem okazję być we Wilnie. Tego dnia odbywały się uroczyste obchody setnej rocznicy odzyskania niepodległości. Z punktu widzenia turysty o zainteresowaniach historycznych nie było to przedsięwzięcie szczególnie udane. Główną atrakcją był multimedialny dzwon na którym wyświetlane były animacje okolicznościowe i zdjęcia portretowe które każdy mógł sobie zrobić w specjalnej fotobudce. Była też defilada i uroczysta msza w katedrze Wileńskiej. Ciekawym pomysłem było zorganizowanie kilku wycieczek z przewodnikami. Oprowadzały one po mieście i jego głównych zabytkach. Niestety dla gości angielsko języcznych dostępne były tylko dwie wycieczki po starówce. Wydało mi się to dość osobliwe, ale w dzień święta zamknięta zostało większość, jeśli nie wszystkie muzea. Potrafię zrozumieć, że było to święto narodowe i dzień  wolny od pracy, ale ze względu na charakter tego święta można było zaproponować turystom coś szczególnego. Tym bardziej, że święto wypadło na niedzielę, a w poniedziałek muzea były zwyczajowo zamknięte. Tak więc ten szczególny dzień wypadł w mojej raczej jako jedna z kolejny, a nie okrągła rocznica.

Chcąc się bliżej zainteresować tym wydarzeniem sięgnąłem do informacji na temat historii Republiki Litewskiej z okresu międzywojennego. Niestety na próżno szukałem daty 11 marca. Republika została proklamowana 2 listopada 1918 roku. Jej poprzedniczką było zależne od Niemiec Królestwo Litwy. Była to forma państwowości funkcjonalnie (choć nie ustrojowo) podobna do tej jaką było Królestwo Polskie po akcie 5 listopada. Z tym, że Królestwo Litwy powstało 16 lutego 1918 roku. Oznacza to, że data dzienna święta oderwana jest od daty rocznej. Dlatego pozostaje mieć nadzieję, że większe uroczystości szykowane są na listopad i na razie mieliśmy do czynienia jedynie z ich przedsmakiem.

Published 9 March 2018

Medal za obronę Słowacji we wrześniu 1939 roku

Kiedy rozpocząłem pisać zdanie, że “ostatnio” na aukcji pojawił się medal pamiątkowy za obronę Słowacji we wrześniu 1939 roku zawahałem się, ponieważ od tego czasu minęło już kilka miesięcy. Obecnie, kiedy kończę ten wpis, być może już nawet rok. Z drugiem strony taka okazja nie trafia się często, więc może nie jest to szczególnie długi odcinek czasu. Tym bardziej, że oferta obejmowała medal w komplecie z dyplomem. Takiego zestawu nie pamiętam nawet z wystawy na zamku w Bratysławie, która prezentowała Słowackie ordery i odznaczenia z lat 1939-1945 oraz od 1992 roku do czasów współczesnych.

Medal został ustanowiony rozporządzeniem rządu z 8 maja 1939 roku o wyróżnieniu za bohaterstwo w walce o zabezpieczenie samodzielności narodu Słowackiego i medalu za zasługi w zdobyciu Słowackiej niepodległości. Przyznawany był żołnierzom, cywilom i członkom Gwardii Hlinki za udział w walkach obronnych przeciwko agresji Węgierskiej na Słowację w marcu 1939 roku. W takim wypadku jego nazwa, odnosząca się do obrony Słowacji, była w zupełności uzasadniona. Jednak po wrześniu 1939 roku rozdawanie medalu kontynuowano także osobom zaangażowanym w atak na Polskę. W tym wypadku zwrot obrona Słowacji był już użyty na wyrost. Mieścił się jednak w logice propagandy Republiki Słowackiej. Choć zaatakowała ona Polskę ze względu na sojusz militarny z hitlerowskimi Niemcami, to w propagandzie przedstawiała wejście do Polski jako akt sprawiedliwości dziejowej, który miał doprowadzić do odzyskania należących się Słowacji ziem Spisza.

W celu odróżnienia osób wyróżnionych za kampanię na Polskim Spiszu i Podhalu wprowadzone zostały pewne modyfikacje w wyglądzie odznaczenia. Osoby które posiadały już medal za obronę Słowacji w marcu 1939 roku, a przysługiwało im kolejne takie samo odznaczenie za kampanię wrześniową, otrzymywały brązową blaszkę do przyczepienia na wstążce. Widoczny pomiędzy dwoma gałązkami jodły napis JAVORINA był nawiązaniem do wsi Jaworzyna Tatrzańska. Na Łysej Polanie obok tej wsi znajdowało się przejście graniczne między ówczesną Słowacją a Polską. Było ono czynne także po wojnie i funkcjonowało aż do wejścia w życie obu krajach traktatu z Schengen.

Osobnym zagadnieniem pozostaje pytanie o wygląd medali dla osób, które otrzymały je po raz pierwszy w kampanii wrześniowej. Martin Karasek i Jaroslav Kozak w katalogu Slovenske vyznamenania a odznaky 1938-1945 stawiają tezę, że otrzymały one takie same medale jak odznaczeni wcześniej, wraz z blaszką JAVORINA na wstążce. Według nich wyjątek w tym względzie zrobiono dla żołnierzy armii niemieckiej, którym wręczano medal z odmiennym napisem na rewersie. O ile pierwszy medal nosił dewizę ZA OBRANU SLOVENSKA – V MARCI 1939, o tyle nowy wzór nosił napis ZA OBRANU SLOVENSKA – JAVORINA ORAVA. Pogląd ten uprawdopodabnia przywołana przez nich korespondencja z której wynika, że oba wzory medalu były zamawiane w Kremnickiej mennicy równolegle. Niestety hipoteza ta z pewnością nie jest ścisła, ponieważ znany jest mi medal w pierwszej wersji z blaszką JAVORINA pozyskany przez kolekcjonera wraz z dyplomem bezpośrednio od rodziny niemieckiego żołnierza. Z mojego doświadczenia wynika, że odmiana z napisem JAVORINA ORAVA jest wyraźnie rzadziej spotykana na rynku kolekcjonerskim od swojego pierwowzoru. Ma to swoje potwierdzenie w ilości medali wykonanych do końca października 1939 roku. W tym czasie ministerstwo obrony odebrało 900 medali pierwszego wzoru i zaledwie 100 medali drugiego. Co ciekawe, w tym samym czasie mennica zakończyła już pracę nad 4.000 blaszek JAVORINA, choć nie miała do nich jeszcze gotowych medali. Wstążki były wykonane odrębnie przez skład Fant. Kühmayer S.A. z Bratysławy, który specjalizował się w wyrobach drucianych i ozdobach choinkowych. Jeden z rachunków za wstążki do odznaczeń stanowi ilustrację następnego akapitu.

Ustalenie łącznego nakładu medali obu wzorów nie jest w moim przekonaniu łatwe. Pomimo iż zachowane źródła mówią o zamówieniu 15.000 sztuk w dniu 27 czerwca 1939 roku, to liczba ta nie musi odpowiadać ilości ostatecznie wykonanych egzemplarzy. Mennica oddawała zamówienie partiami, a nadawanie medalu zakończono ostatecznie w dniu 30 listopada 1941 roku. Może o tym świadczyć także relatywnie niska dostępność medalu na rynku kolekcjonerskim. Cena podstawowego wzoru bez blaszki JAVORINA w obecnej chwili nie spada poniżej 500 zł. Tak więc rynek wycenia ten medal znacznie wyżej niż inne obiekty rzeczywiście wykonane w nakładzie rzędu kilkunastu tysięcy sztuk. Z drugiej strony należy pamiętać, że wiele pamiątek związanych z okresem Republiki Słowackiej była niszczona w celu zatarcia niechlubnej przeszłości. Komunistyczne władze Czechosłowacji bardzo źle patrzały na osoby związane z poprzednim reżimem. Właśnie dlatego dyplomy do Słowackich odznaczeń z okresu II Wojny Światowej są rzadsze od nich samych.

 

Published 2 March 2018

karty katalogowe dla medali

Poza dbałością o sposób przechowania pamiątek należy także dbać o prawidłowe opracowanie własnej kolekcji. Przez dłuższy czas miałem problem jak to robić. W internecie funkcjonuje kilka programów komputerowych do archiwizowania zbiorów, ale żaden z nich nie odpowiadał w pełni moim indywidualnym potrzebom. Między innymi dlatego, że zazwyczaj były to programy dedykowane dla konkretnego rodzaju obiektu (np. monet) i dlatego nie odpowiadały wymogom opisu i archiwizacji innych pamiątek. Wreszcie uznałem, że nie ma sensu zamykać całej swojej pracy w programie który z dnia na dzień może przestać być rozwijany. Koronnym przykładem takiej ślepej uliczki jest format DjVu wykorzystywany przez wiele polskich bibliotek cyfrowych, który przestał być rozwijany w 2006 roku. Można przypuszczać, że za kilka a maksymalnie kilkanaście lat cała praca polskich bibliotekarzy i przeznaczone na to nasze środki publiczne okażą się być zmarnowane. W konsekwencji uznałem, że najlepiej będzie postawić na powszechnie stosowany i rozwijany format, który łatwo będzie można wydrukować w czytelnej formie, ale także przekształcić na inne formaty cyfrowe. Z tego względu wybrałem darmowy program OpenOffice i format zapisu plików w formacie ODT.

Jeśli coś jest do wszystkiego, to jest do niczego! Wychodząc z takiego założenia postanowiłem opracować karty katalogowe dla każdego typu obiektu jaki może się znaleźć w mojej kolekcji. Zadanie okazało się nie być takie proste jak początkowo sądziłem. Jako pierwsze udało mi się opracować karty katalogowe dla medali i dokumentów potwierdzających nadania wyróżnień. Poniżej załączam wzór pierwszej z nich. Może komuś z Państwa się przydadzą. Chętnie poznam też Państwa ewentualne spostrzeżenia i uwagi do tego wzoru karty katalogowej, jeśli można go jakoś poprawić.

karta katalogowa medalu – przykład wypełnienia

karta katalogowa medalu – wzór ODT

Published 23 February 2018

Medal Wzrostowi Rękodzieł plagiatem?

Opisywałem swego czasu falsyfikat medalu z dewizą Wzrostowi Rękodzieł, który został wykonany na wzór i podobieństwo pierwotnego medalu. Okazuje się jednak, że do pewnego stopnia można kwestionować także oryginalność artystyczną pierwowzoru. Na rewersie medalu widoczny jest kartusz z przywołaną wcześniej dewizą. Pod nim Polonia z rogiem obfitości oparta o tarczę na której widoczny jest orzeł. Prawą ręką wskazuje na słońce wschodzące za wzgórzem, pod którym posadowiony jest budynek. Na pierwszym planie widać różne przedmioty symbolizujące poszczególne rzemiosła. Dolna część pola rewersu odcięta jest cięciwą, poniżej której znajduje się data pierwszej wystawy. Ta strona medalu rytowana była przez medaliera Mennicy Warszawskiej Karola Baerenda, którego inicjał dyskretnie schowany jest nad prawnym końcu cięciwy dzielącej pole rewersu. Późniejsza wersja tej strony medalu, charakteryzująca się przede wszystkim brakiem daty pod cięciwą, rytowana była już przez Gotfryda Majnerta. Zmiana autora rewersu związana była prawdopodobnie ze śmiercią pierwszego z wymienionych medalierów.

Początkowo sądziłem, że wzór rewersu inspirowany był wcześniejszym medalem autorstwa Ksawerego Stuckharta wybitym na otwarcie huty Aleksandra I w Białogonach. Rewers tego medalu przedstawia kartusz z dewizą “I kruszcom Polski zajaśniało słońce”. Pod nim znajduje się słońce wschodzące za wzgórzem. Na pierwszym planie widoczny jest budynek huty, pod którym część pola odcięta jest cięciwą. W tym miejscu widoczny jest napis “Huta Aleksandra w Białogonach 1817”. Nawiązanie wydawało mi się bardzo czytelne.

Tak było aż do końca stycznia tego roku, kiedy na aukcji u Kuenkera zobaczyłem medal upamiętniający podpisanie deklaracji z Pilnitz w sierpniu 1791 roku. Co prawda znałem go wcześniej, ponieważ spotkanie w Pilnitz dotyczyło między innymi spraw polskich i w związku z tym medal włączany jest do kategorii medali związanych z Polską, ale nigdy wcześniej nie skojarzyłem go z trzydzieści lat późniejszym medalem dotyczącym wystaw rzemiosła i rękodzieła. Dopiero teraz zauważyłem uderzające podobieństwo. Kompozycja została przez Karola Baerenda niemal dosłownie przeniesiona z wcześniejszego medalu. Szczególnie uderzające jest podobieństwo pierwszoplanowej postaci. Swego czasu rozmawiałem z jednym ze znajomych kolekcjonerów na temat korony umieszczonej na głowie Polonii. Z rozmiaru i jakości rysunku korony wnioskował on, że być może był to element dodany na późniejszym etapie projektowanie kompozycji rewersu. Jeśli spojrzy się na pierwowzór medalu to wyraźnie widać, że korona od samego początku miała być mała. Jej nieporadność raczej należy wiązać z brakiem umiejętności warszawskiego medaliera. Na niedostatki w tym względzie wskazuje także twarz i przykrótka prawa ręka postaci. Reputację autora ratuje jedynie pięknie wykonany orzeł na tarczy.

 

 

 

Posts pagination

Prev 1 … 6 7 8 … 14 Next
Search for:

Najnowsze wpisy

  • Z twarzy podobny zupełnie do nikogo
  • W numizmatyce widzisz tyle, ile wiesz
  • Medal Towarzystwa Jabłonowskiego
  • Kartofel wrócił
  • Wszystko jest iluzją

Najnowsze komentarze

  • Lucyna on Wszystko jest iluzją
  • Sławek on Wszystko jest iluzją
  • Kartofel wrócił – skelnik.pl on Gorący kartofel za 160.000 PLN
  • Kartofel wrócił – skelnik.pl on Jak stracić 10.000 euro przez nieuwagę?
  • Na naszej Aukcji X – Falerystyka | on Odznaka pamiątkowa Szkoły Podchorążych Piechoty

Archiwum wpisów

  • June 2024 (1)
  • February 2024 (2)
  • August 2023 (1)
  • July 2023 (1)
  • June 2023 (1)
  • January 2023 (1)
  • September 2022 (2)
  • August 2022 (4)
  • July 2022 (3)
  • June 2022 (1)
  • February 2022 (2)
  • January 2022 (4)
  • December 2021 (3)
  • November 2021 (1)
  • April 2021 (3)
  • February 2021 (1)
  • January 2021 (3)
  • September 2020 (1)
  • June 2020 (4)
  • May 2020 (5)
  • April 2020 (6)
  • March 2020 (4)
  • February 2020 (1)
  • January 2020 (3)
  • December 2019 (1)
  • November 2019 (1)
  • October 2019 (3)
  • September 2019 (4)
  • August 2019 (1)
  • July 2019 (2)
  • May 2019 (4)
  • April 2019 (3)
  • March 2019 (2)
  • February 2019 (2)
  • December 2018 (2)
  • July 2018 (3)
  • June 2018 (3)
  • May 2018 (4)
  • April 2018 (6)
  • March 2018 (5)
  • February 2018 (5)
  • January 2018 (5)
  • December 2017 (4)
  • November 2017 (5)
  • October 2017 (6)
  • September 2017 (6)
  • August 2017 (4)
  • July 2017 (3)
  • June 2017 (9)
  • May 2017 (1)
  • April 2017 (1)
  • January 2017 (4)
  • December 2016 (6)
  • November 2016 (4)
  • October 2016 (1)
  • September 2016 (2)
  • August 2016 (1)
  • July 2016 (7)
  • May 2016 (6)
  • April 2016 (7)
  • March 2016 (12)
Copyright © 2025 Julian M. Skelnik. All rights reserved.