Skip to content
  • kolekcjonowanie
    • o kolekcjonowaniu
    • aktualności
    • książki
    • blogi
  • pamiątki
    • ordery i odznaczenia
    • odznaki i oznaki
    • medale
    • dokumenty
    • pozostałe
  • Słowacja
    • Kežmarok
    • Polska – Słowacja
    • XIX wiek
  • o mnie
    • o stronie
    • czego szukam?
skelnik.pl

pamiątki

historia ukryta w przedmiotach

pamiątki

Published 13 August 2019

Naśladownictwo XIX-wiecznego Virtuti Militari

Na przedostatniej aukcji internetowej Warszawskiego Centrum Numizmatycznego oferowany był “krzyż srebrny Orderu Wojskowego Virtuti Militari“. Jest to w mojej ocenie doskonały przykład podsumowujący stan wiedzy o XIX wiecznych krzyżach tego orderu. Celowo posłużyłem się takim nieprecyzyjnym zwrotem, ponieważ powszechnie przyjmuje się jedno określenie Order Virtuti Militari na kilka różnych XIX wiecznych orderów. Nie jestem temu szczególnie przeciwny i sam potocznie stosowałem taki skrót w wielu rozmowach. Dlatego w tym miejscu, jedynie dla porządku, pozwolę sobie przypomnieć, że formalnie nazwa Order Virtuti Militari pojawiła się dopiero w 1919 roku, wraz z jego przywróceniem przez sejm odrodzonej Rzeczpospolitej Polskiej. W okresie Księstwa Warszawskiego funkcjonował Order Wojskowy Księstwa Warszawskiego. Pod taką nazwą występował on w statucie i na patentach nadania. Nieco inaczej było w okresie powstania listopadowego, kiedy nazywano go Krzyżem Wojskowym Polskim. Dlatego zastanawiam się czy stworzony przez WCN krzyż orderu wojskowego Virtuti Militari jest przypadkowy, czy też jest to celowa hybryda wszystkich trzech nazw. Za drugim przypadkiem przemawia trudność jaką dom aukcyjny miał z datowaniem krzyża. Choć w opisie powołuje się na katalog Wojciecha Steli, to jednak częściowo odrzuca jego datowanie wskazujące na okres po 1831 roku i podaje “najprawdopodobniej I połowa XIX wieku“. Nie podaje jednak jakie argumenty przemawiają za tym prawdopodobieństwem.

Szkoda, że dom aukcyjny nie podaje argumentów na poparcie swojego opisu w przypadku tak nietypowego egzemplarza. W moim przekonaniu za takim datowaniem nie przemawia w zasadzie żaden argument. Być może tylko ręcznie malowany orzeł na medalionie awersu. Nie zapominajmy jednak, że takie orły występują także na krzyżach wykonanych w drugiej połowie XIX wieku, na prywatne zamówienie członków Wielkiej Emigracji we Francji. Medalion na rewersie także wykonany jest w starym stylu. Tak więc gdyby patrzeć się na same medaliony, można by najwyżej snuć przypuszczenia, że jest to być może wykonanie XIX wieczne. Nie było by to jednak tak atrakcyjne jak krzyż z pierwszej połowy XIX wieku. Nie sposób nie zauważyć, że zdjęcie krzyża na stronie WCN zostało obcięte dokładnie poniżej dziury na samym środku wstążki. Jeśli ktoś chce się o niej dowiedzieć, musi krzyż obejrzeć osobiście lub poszukać zdjęcia w katalogu Wojciecha Steli. Z drugiej strony nie ma to większego znaczenia, ponieważ wstążka jest współcześnie dobierana i można ją wymienić na inną podobną już za 5 zł. w opcji kup teraz na allegro.pl. Moja żartobliwa uwaga wynika oczywiście nie tylko z próby ukrycia oczywistego uszkodzenia wstążki, ale właśnie głównie z nieumiejętności zidentyfikowania jej wtórnego charakteru.

Przejdźmy jednak do esencji, czyli powodu dla którego uważam ten krzyż za naśladownictwo XIX wiecznego egzemplarza, a nie jak chciał tego WCN “pięknie zachowany i bardzo rzadki” krzyż najprawdopodobniej z pierwszej połowy XIX wieku. Najłatwiej rozpoznać to po rewersie. Jeśli przyjrzeć się detalom jego wykonania, przypomina się cytat z książki Grzegorza Krogulca “Uwagi o orderze wojskowym Virtuti Militari” (Warszawa, 1987, s. 67): “Podobnie niestarannie wykonany został rewers. Nie posiadał emalii w okalającym ramiona kanałku. Zamiast niej nieudolnie imitowano XIX wieczne rycie zygzakowe”. Przykład takiej imitacji widać na zbliżeniu ramienia, którego zdjęcie znajduje się po lewej stronie. Uważam, że dla stworzenia tego naśladownictwa fałszerz posłużył się krzyżem wybitym z XX wiecznej matrycy. Być może pogłębił ręcznie napis VIR TUTI MILI TARI na awersie, że nadać mu nieco nieregularny kształt i następnie wypełnił go emalią. Nie umiem jednak na podstawie załączonych do opisu aukcji zdjęć ocenić czy rzeczywiście tak było. Dodatkowo wyrył ręcznie na rewersie inicjały S A R P i wypełnił je emalią. Ponieważ taki krzyż wyglądałby naiwnie, ostatnim działaniem była w mojej ocenie wymiana medalionów na takie, które nadadzą krzyżowi XIX wieczny charakter. Tutaj widać o wiele większą staranność w technice wykonania. Fałszerz zapomniał jednak o detalach i pozbawił orła korony. Zabrakło mu także wyczucia epoki i dobrał nietypowe proporcje między wieńcem i jego wypełnieniem (z jednej strony orłem, a z drugiej pogonią). Dlatego całość po prostu źle się odbiera i dlatego uważam ją za naśladownictwo (falsyfikat) wykonane na szkodę kolekcjonerów. O swoich wątpliwościach napisałem domowi aukcyjnemu, który wskazał na fakt, że krzyż jest pusty w środku. Choć w wynikało to wprost z odpowiedzi, można było wnioskować, że właśnie na tej przesłance bazowali dwaj anonimowi “kolekcjonerzy i fascynaci” tematu na których oparł się WCN oferując ten krzyż. Ostatecznie po wskazaniu, że w XX wieku także wykonywano tzw. dmuchane krzyże otrzymałem od WCN informację, że podobne wątpliwości zgłosiła jeszcze jedna osoba. Wobec powyższego dom aukcyjny zdecydował się wycofać obiekt ze swojej aukcji. Zachowanie to uważam za w pełni profesjonalne i pozytywnie wyróżniające się na tle polskiego rynku antykwarycznego. Tym bardziej, że w momencie wycofania krzyża licytowała go już jedna osoba, oferując 7.200 zł. + opłatę aukcyjną. Kwota nie mała, choć wciąż i tak o blisko połowę niższa od kwoty za którą dokładnie ten sam krzyż został sprzedany w 2010 roku na aukcji we Wiedniu. Ówczesny nabywca zdecydował się wyłożyć za krzyż 3.250 euro (ok. 14.000 zł.).

Na co w tym przypadku nabrali się anonimowi “kolekcjonerzy i fascynaci” współpracujący z WCN? W moim przekonaniu głównie na puste ramiona krzyża, które rzeczywiście rzadko spotyka się w XX wiecznych krzyżach, a nawet rzadko w falsyfikatach. Zwodnicze mogły być także malowane medaliony i ręcznie wykańczane litery. Nadały one krzyżowi pewien element ręcznego wykonania, który odróżnia go od krzyży wykonywanych maszynowo. Niestety nie można zapominać, że samo ręczne wykonanie krzyża nie świadczy o jego autentyczności. Należy zwracać uwagę na wszystkie szczegóły, ponieważ często w przypadku tak ciekawych pamiątek jak XIX wieczne ordery, widzimy nie to co powinniśmy ale to co chcemy. Przypuszczalnie właśnie na takiej powierzchowności wiedzy i życzeniowym spojrzeniu na obiekty bazują fałszerze.

Published 27 May 2019

Kolejna odznaka Dywizjonu Huzarów Śmierci

Ponieważ post na temat odznak Dywizjonu Huzarów Śmierci jest jednym z częściej odwiedzanych na mojej stronie, poczułem się w obowiązku poinformować o kolejnym egzemplarzu, który oferowany był na wczorajszej aukcji Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka. Przy okazji pozwolę sobie na kilka słów komentarza na temat oferowanej odznaki. Po pierwsze należy wskazać, że jest ona tożsama pod względem wykonania z odznaką oferowaną przez Antykwariat Numizmatyczny Michała Niemczyka oraz odznaką po Stefanie Meyerze ps. “Larissa”. Skoro kreślę już podobieństwa to wypada zwrócić uwagę, że zarówno odznaka po S. Meyerze jak i odznaka z GNDM mają przetarcia srebrzenia na czaszce w tych samych miejscach. Wyraźnie wskazuje to, które miejsce były bardziej wyeksponowane na ocieranie się lub gorzej pokryte w procesie srebrzenia. Nie jest to jednak ten sam egzemplarz, co można z łatwością stwierdzić po lewym ramieniu krzyża, będącego podstawą odznaki. Widać na nim wyraźną nadlewkę białej emalii, wychodzącą poza przeznaczoną dla niej przestrzeń. To dobra wiadomość, świadcząca o pojawieniu się nowego egzemplarza odznaki na rynku kolekcjonerskim.

Oczywiście ciekawiło mnie jak pojawienie się takiego “nowego” egzemplarza wpłynie na osiągniętą przez niego na aukcji cenę. Szczególnie, że osób skłonnych płacić 8.000 – 12.000 zł. za odznakę nie ma w Polsce znów aż tak wiele. Trzeba przyznać, że oddział miał bardzo efektowną nazwę i był formacją kawaleryjską, ale jego sukcesy były delikatnie rzecz ujmując ograniczone. Odznaka zaprojektowana jest efektownie i musi działać na wyobraźnię, ale wykonanie już nie zachwyca. Wyraźnie widać, że środki zgromadzone przez nakładcę były niewielkie. Gustaw Sosnowski może nie należał go warszawskiej czołówki grawerów, ale z całą pewnością umiał wykonać odznaki o wiele lepsze niż ta. Nie było więc oczywiste ile osób zainteresuje się taką odznaką. Szczególnie, że rynek jest obecnie dość płytki i wszyscy zainteresowani i skłonni wydać większe pieniądze, już taką odznakę mają. Być może z tych powodów aukcja rozpoczęła się od złotówki. Przynajmniej tak mi się wydawało. Przygotowując ten post z ponad miesięcznym wyprzedzeniem obstawiłem, że aukcja zakończy się na poziomie 6.000 – 8.000 zł. + prowizja domu aukcyjnego. Poza wymienionymi wyżej argumentami brałem jeszcze pod uwagę czarną materiałową podkładkę, która dołączona jest do odznaki i wygląda na oryginalną z epoki. Jest to sympatyczny dodatek, który zawsze może skłonić do podniesienia ręki o jedno przebicie więcej niż się wcześniej planowało. Poza tym podkładka zachowała w doskonałym stanie srebrzenie na rewersie odznaki. Dodajmy, że dzięki dobremu zdjęciu zrobionemu pod kątem, dom aukcyjny pokazał pięknie wypukłość całej kompozycji. To także mogło w minimalnym stopniu wpłynąć na lepszą cenę. Z drugiej strony uważałem, że na ten moment odznaka nie ma potencjału. Okazało się jednak, że już na kilka dni przed aukcją było trzech licytujących, a najwyższa oferowana kwota przebiła moje szacunki i wynosiła 9.000 zł. Trzeba było się pogodzić z błędnością moich założeń. Na dwa dni przed aukcją ci sami licytujący podbili cenę już do 13.000 zł., by ostatecznie w dniu aukcji zakończyć ją kwotą 20.000 zł. + prowizja domu aukcyjnego, czyli łącznie 23.000 zł. To bardzo wysoka kwota jak na przedwojenną odznakę pamiątkową. W moim odczuciu, być może tak samo błędnym jak wcześniejsze dywagacje dotyczące ceny, przynajmniej dwie osoby poniosły emocje. Świadczy o tym fakt, że aukcja rozegrała się między trzeba, a być może faktycznie tylko dwoma licytującymi. Cena sprzedaży wyraźnie odstaje od poprzednich wyników i oparła się na psychologicznej granicy, jaką bez wątpienia jest okrągła kwota 20.000 zł. Pozostaje tylko pogratulować sprzedającemu. Kupującemu także, skoro tak bardzo mu zależało.

Published 17 May 2019

Medal nagrodowy na święto Orderu Orła Białego z 1749 roku tylko, że późniejszy.

W poprzednią sobotę 4 maja 2019 roku licytowany był pięknie zaprojektowany i doskonale zachowany medal nagrodowy ustanowiony na święto Orderu Orła Białego. Jak widać na sąsiednim zdjęciu medal miał pochodzić z 1749 roku. Jest to o tyle istotne, że co roku wykonywany był nowy stempel rewersu z nową datą. Projekt pozostał ten sam i jedyną zmienną była data pod dolnym odcinkiem. Jest to o tyle ciekawe, że medale tłoczono w średnim rocznym nakładzie ok. 70 sztuk. Tak więc można przyjąć, że stopień zniszczenia stempla nie usprawiedliwiał wykonywanie co roku nowego egzemplarza. Natomiast datę można było grawerować lub zwyczajnie pominąć. Tak by było taniej, ale w końcu król się bawi, złotem płaci. Właśnie. Skoro płaci złotem i jak w przypadku tego medalu także srebrem, to dlaczego prezentowany i licytowany jednocześnie medal, odbity był w brązie? Tym bardziej, że z zachowanej i cytowanej przez Annę Szczecinę-Berkan dokumentacji wynika, że w 1749 roku wybito w Dreźnie na zamówienie króla zaledwie 9 medali złotych i 56 srebrnych. Z jednej strony był to najniższy roczny nakład medali, a z drugiej strony nigdy oficjalne zamówienie nie opiewało na medale brązowe.

Odpowiedź na pytanie dotyczące medalu znajduje się także we wspomnianym tekście Anny Szczęsnej-Berkan pod niewiele mówiącym tytułem “Medale nagrodowe“, ale zamieszczonym w fundamentalnej pracy na temat orderu Orła Białego, czyli “Za Ojczyznę i Naród – 300 lat orderu Orła Białego“. Wśród wielu pięknych ilustracji umieszczonych w tej książce, pod pozycją 73 widnieje fotografia zachowanego w archiwum stempli gabinetu numizmatycznego Staatliche Kunstsammlungen w Dreźnie matryca awersu medalu z wizerunkiem Augusta III Sasa. Natomiast ilustracja numer 80 prezentuje rewers medalu dla rocznika 1749. Co w moim przekonaniu oznacza, że już późniejszych latach wykonano odbitki tego medalu w brązie. To także tłumaczy doskonały stan zachowania prezentowanego medalu, który przypuszczalnie wykonany był na potrzeby kolekcjonerskie, a w konsekwencji przechowywany w sposób ograniczający ryzyko jakiegokolwiek uszkodzenia. Choć medal jest późniejszą, przypuszczalnie XIX-wieczną odbitką z oryginalnych stempli, a nie oryginałem, osiągnął cenę 1.200 euro, która dopiero została powiększona o prowizję domu aukcyjnego w wysokości 23%. Czyli ostateczna cena to 1.476 euro, czyli wedle kursu średniego na dzień przygotowania postu ok. 6.350 zł. To więcej niż cena wywoławcza podobnego srebrnego medalu z 1752 roku, który nie znalazł zainteresowania na ostatniej aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatycznego. Bez pudła można przypuszczać, że brązowy medal licytowany był ostro ze względu na wyśmienity stan zachowania pomimo, że nie był egzemplarzem oryginalnym. Być może także licytujący nie mieli pojęcia, że walczą o egzemplarz wtórnie wybity i z braku znajomości odpowiedniej literatury przyjęli, że medale wręczano w klasycznej trójstopniowej skali.

Published 10 May 2019

Szwoleżer Gwardii Cesarza Napoleona na zdjęciu

Kilka lat temu nudząc się na lotnisku w Beauvais sięgnąłem po jeden z magazynów stojących na wystawie kiosku. Przewertowałem go i z zaskoczenia w pierwszym momencie nie uwierzyłem w to co zobaczyłem. W środku znajdowało się XIX wieczne zdjęcie Szwoleżera Gwardii i innych oficerów epoki napoleońskiej. Zdziwienie wynikało z oczywistego faktu, że w tamtym czasie nie było aparatów fotograficznych. Z drugiej strony mundury intuicyjnie nie wyglądały mi na kostiumy. Były zbyt dobrze dopracowane w szczegółach. Dopiero po chwili zaważyłem na piersiach kilku sportretowanych medal św. Heleny. Odznaczenie wręczane w weteranom wojen napoleońskich w latach 1791-1815. Z tym, że ustanowione dopiero w 1857 roku. To już porządkowało sytuację. W tamtym czasie aparaty fotograficzne już były. Pełnego rozwiązania zagadki nie przyniósł nawet artykuł, który inspirowany był tymi zdjęciami. Najprawdopodobniej były one wykonane w dniu 5 maja 1858 roku, a więc w rocznicę śmierci Napoleona Bonaparte. Rocznice śmierci Cesarza były dniem kiedy weterani zwyczajowo spotykali się, żeby uczcić jego pamięć. Najwyraźniej jedno z tych spotkań uwiecznione zostało przez anonimowego fotografa. Jeśli się nad tym zastanowić, to wydaj się aż dziwne dlaczego nikt inny nie wpadł na taki pomysł. Epoka napoleońska i pamięć o niej miały w XIX wiecznej Francji spor znaczenie. Mundury tamtego czasu były bardzo ciekawe i ze względu na liczebność armii bardzo różnorodne. Z drugiej strony pod koniec lat 50-tych XIX wieku weteranów wojen napoleońskich musiało być z roku na rok coraz mniej. Być może w tamtym czasie mundury i inne pamiątki militarne epoki I Cesarstwa były na tyle popularne, że nikt nie widział potrzeby ich dokumentowania i chęć uwiecznienia ich za pomocą nowego medium jakim była fotografia nie wydawała się tak naturalna jak dzisiaj. Całość zdjęć stanowi element kolekcji Anny S.K. Brown, które zostały ofiarowane Brown University w Rhode Island.

Z wszystkich zdjęć najbardziej zelektryzowało mnie oczywiście zdjęcie Szwoleżera Gwardii Napoleona. Niestety z opisu wynikało, że widać na nim oficera 2 Pułku Szwoleżerów Gwardii (czyli tzw. czerwonych szwoleżerów) o nazwisku Verlinde, a nie 1 Pułku Szwoleżerów Gwardii (czyli tzw. szwoleżerów polskich). Nie umniejsza to jednak wartości historycznej prezentowanego niżej materiału. Widać na nim nie tylko mundury, ale także elementy uzbrojenia i wyposażenia. Atutem zdjęć studyjnych jest właśnie doskonała widoczność detali. Poza tym jest to jedna z niewielu okazji żeby zobaczyć mundury kompletne, a nie tylko poszczególne ich elementy. Oczywiście można by sobie życzyć aby zdjęcia zostały udostępnione w lepszej rozdzielczości, ale za to już pewnie trzeba by zapłacić. Dlatego póki co pozwoliłem sobie zaprezentować skany widoczne poniżej.

Published 26 April 2019

Dlaczego by nie zbierać odznak grawerami lub stylem?

Początkiem zainteresowania odznakami pamiątkowymi formacji wojskowych (popularnie rzecz nazywając odznakami pułkowymi), najczęściej jest fascynacja historią wojskowości, garnizonu, określonej formacji wojskowej, czy też historią regionalną. Popularnymi tematami kolekcjonerskimi są odznaki pułkowe danego rodzaju broni, czyli np. piechoty. Innym kluczem może być, zależnie od zasobności portfela, poszukiwanie wyłącznie odznak oficerskich lub wyłącznie odznak żołnierskich. Bardziej specjalizowane przykłady tematów kolekcjonerskich to np. odznaki pułków danego Okręgu Korpusu, danej Dywizji, danego garnizonu, czy też stacjonujących w danym mieście. Każdy z tak obranych tematów jest ciekawy i warty opracowania. Uważam nawet, że im bardziej specjalizowana jest kolekcja odznak, tym jest ciekawsza. Nawet jeśli ostatecznie ma się składać z niewielkiej ilości egzemplarzy. Kilkanaście czy dwadzieścia parę odznak na jednej tablicy prezentuje się już doskonale. Jeśli są to odznaki przypadkowe, zbierane bez żadnego klucza, raczej na nikim nie zrobią wrażenia. Jeśli będzie to kilkanaście odznak tworzących zwartą całość, z pewnością urzeknie każdego kolekcjonera.

Wracając jednak do meritum tego wpisu. Zbierając odznaki, kolekcjonerzy często patrzą na nie jako na wspomniane wyżej odznaki kawalerii, czy odznaki garnizonu Warszawskiego. Nie zwracają jednak uwagi na to, że odznaki stanowią często małe dzieła jubilerskie i wyraz działalności artystycznej grawerów, którzy je wykonali. Z moich obserwacji wynika, że jest przynajmniej kilku przedwojennych grawerów, którym można przypisać określony styl lub cechy charakterystyczne. Jeśli chodzi o wyróżniający się styl, moją uwagę zwracają szczególnie odznaki pochodzące z zakładu Adama Nagalskiego w Warszawie, które można określić jako ciężkie, masywne, solidne. Zupełnie odmiennie scharakteryzował bym odznaki pochodzące z pracowni Józefa Michrowskiego. W mojej ocenie cechują się one dużą lekkością i umiejętnym wyczuciem proporcji. Często są to jednej z piękniejszych przedwojennych wykonań. Szczególnie jeśli do porównania ma się taką samą odznakę innego producenta. Przypuszczalnie ktoś kto śledzi temat odznak dokładniej niż ja, będzie w stanie lepiej scharakteryzować także innych grawerów. Postawienie przed sobą takiego zadania kolekcjonerskiego może zaowocować wspaniałym i nowatorskim zbiorem.

Innym ciekawym pomysłem może być budowanie kolekcji w oparciu o styl w jakim zaprojektowana i wykonana została odznaka. Mam tu na myśli przede wszystkim świetne projekty modernistyczne z lat trzydziestych, w których niejako specjalizował się zakład Jana Knedlera z Warszawy. Wiele z tych odznak związanych było z przedwojennym lotnictwem. W tamtym czasie była to jednak z najnowocześniejszych broni, wymagająca osób otwartych na nowe technologie, a więc być może także na nowe prądy artystyczne. Pokazana obok odznaka pamiątkowa Szkoły Podchorążych Lotnictwa przedstawia uskrzydlony szyszak.W ten sposób projekt nawiązuje do tradycji oręża polskiego i symboliki właściwej dla danego rodzaju broni. Symbolizujące szkołę inicjały nakreślone są lekko, co przyjemnie kontrastuje z wrażeniem masywności całej odznaki. Poszukiwanie i delektowanie się takimi perełkami może być doskonałą zabawą kolekcjonerską. Dlatego zachęcam do poszukiwania takich nowych tematów. Może to być wskazane także o tyle, że współczesne kolekcjonerstwo dąży w stronę modną wśród numizmatyków. W przypadku egzemplarzy anonimowych, poszukuje się odznak w jak najlepszych stanach zachowania. Tak więc w pewnym sensie traktuje się już jako wyroby jubilerskie-grawerskie. Skoro tak, to dlaczego nie pójść o krok dalej i nie zbierać odznak z uwzględnieniem tego kto je wykonał lub stylu w jakim je wykonano?

Published 12 April 2019

Dziurawe medale

Medal diligentiae z aukcja on-line WCN (poz. 142957).

Tytuł dzisiejszego wpisu jest bezpośrednim nawiązaniem do opublikowanego wczoraj filmiku Damiana Marciniaka, który wklejam na końcu tego akapitu i do obejrzenia którego zachęcam przed przeczytaniem dalszej części tego wpisu. W nawiązaniu do grupy monet oferowanych na swojej aukcji, Damian Marciniak opowiada o powodach dziurawienia monet i tym jak kolekcjoner powinien patrzeć na takie obiekty. W tym co mówi jest wiele prawdy, ale diabeł jak zawsze tkwi w szczegółach i pozwala czepiać się tym, których najbardziej interesują wyjątki. W moim przekonaniu twierdzenia zawarte w filmiku są całkowicie prawidłowe i poprawne chyba tylko dla monet przedziurawionych bezmyślnie. Nieważne czy w epoce, czy później. Ważne, że bezmyślnie. Co mam przez to na myśli? Uważam, że monety przedziurawione jako element islamskiej sukni są doskonałym świadectwem swojej epoki i kręgu kulturowego. Nie można zapominać, że monety poza funkcją płatniczą, pełniły także funkcję tezauryzacyjną, czyli sposobu na gromadzenie oszczędności. Przedziurawienie monety świadczyło o nietypowej przewadze drugiej z wymienionych funkcji. Poza tym monetę taką można wpisać w określony kontekst kulturowy i historyczny. Czy to nie są doskonałe powody dla włączenia takiej monety do własnej kolekcji. Jeśli ktoś chce dokumentować historię trojaków, to niech ma w swoim zbiorze przykład tego, jak z nich korzystano.

W filmie pada stwierdzenie: “ciężko sobie wyobrazić, żeby stan był gorszy niż dziurawy“. Dokonam tutaj pewnego nadużycia, za co mam nadzieję pan Damian się na mnie nie obrazi i rozszerzę to twierdzenie z monet na szeroko rozumiane numizmaty, a więc także medale. Robię to dlatego, że obserwuję u numizmatyków fetysz stanu zachowania, który często prowadzi do mniej lub bardziej udolnych prób jego poprawiania. Przykład takiej poprawki widoczny jest na załączonym wyżej zdjęciu. Jest to nagrodowy medalik szkolny z czasów panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego. W dniu 22 czerwca 2017 roku został sprzedany na tygodniowej aukcji WCN za stosunkowo niewielką kwotę 410 zł. Stan zachowania oceniono na III-, a w opisie zawarto informację, że medal został “przedziurawiony i zanitowany“. Można się oczywiście domyślać, że został zanitowany żeby poprawić złe wrażenie jakie na przeciętnym numizmatyku wywołuje dziura. Pomijając jakość tej naprawy, która sama w sobie może budzić pewne zastrzeżenia natury estetycznej uważam, że musiała być wykonana przez kogoś bez rzeczywistych ambicji numizmatycznych i bez odpowiedniej wiedzy. Jeśli przyjrzeć się bliżej źródłom dotyczącym medalu okaże się bowiem, że Stanisław August Poniatowski w zamówieniach do Mennicy Warszawskiej wskazywał wyraźnie aby część medali diligentiae była dziurowana. Tym samym okazuje się, że w imię walki o ulepszenie numizmatu doszło do jego faktycznego zdewastowania. Jednocześnie okazuje się, że okaz z dziurą jest tak samo wartościowy jak okaz bez dziury, a jego stan zachowania może być określony jako stan pierwszy. W szerszej perspektywie okazuje się także, co w sumie dość oczywiste, że tej samej miary nie można przykładać do monet i medali, choć wszystkie są numizmatami.

Medal Merentibus z 19 aukcji Antykwariatu Michała Niemczyka (poz. 351).

Czy w takim razie każdy medal z dziurą zasługuje na zainteresowani na równi z medalami takiej dziury pozbawionymi? Oczywiście, że nie. Świetnym tego przykładem może być złoty medal Merentibus z czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego oferowany na 19 aukcji Antykwariatu Michała Niemczyka pod pozycją 351. Z dziurą czy bez dziury, złote medale z czasów przedrozbiorowych to ogromna rzadkość. Tutaj w dodatku z bardzo dobrą proweniencją. Przedmiot broni się sam dlatego uważam, że zupełnie niepotrzebnie dom aukcyjny opatrzył go nieco przesadzonym opisem. Wskazał w nim, że “wystawiony [medal] zasługuje na szczególną uwagę. Ma bowiem otwór na gadzinie 12:00 przez który przechodziła oryginalna wstęga do noszenia w formie medalionu na piersi, niestety wstęga nie dotrwała do dziś w zbiorze“. Wedle mojej najlepszej wiedzy katalog ANMN jest pierwszym miejsce, w którym pojawia się koncepcja wieszania medali Merentibus z czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego na wstędze. Pogląd ten nie był dotychczas prezentowany ani w literaturze, ani w nie znam takiej relacji historycznej. Poza tym otwór jest za mały do przewleczenia wstęgi i w najlepszym wypadku mógł służyć do przewleczenia koluszka dla wstęgi. Takie koluszko mogło jeszcze jakoś wyglądać przy małym medaliku diligentiae (który w epoce nazywano wręcz żetonem), ale w tak pięknym medalu było by estetyczną zbrodnią. Wreszcie stan zachowania rewersu medalu nie wskazuje aby miał się on ocierać na o czyjeś ubranie, zawieszony wcześniej na wstędze. Dlatego koncepcję medalu na wstędze uważam za nieudaną próbę uratowania tego egzemplarza przed porażką wizerunkową, wynikającą z wykonanej w nim dziury. Dlaczego renomowany dom aukcyjny podjął się takiej próby? Ponieważ wie jak przedziurawione numizmaty postrzegane są przez numizmatyków.

Dlatego zachęcam wszystkich do samodzielnego myślenia i samodzielnego oceniania każdego z numizmatów, niezależnie od tego czy są to monety, czy medale. Szukania odpowiedzi na pytanie czy wykonana w nich dziura jest umotywowana historycznie i kulturowo. Czy mówi nam coś o monecie, historii pieniądza, relacji gospodarczych lub innych wydarzeniach. Może się bowiem okazać, że dzięki odkryciu takiego kontekstu wzbogacimy nasz zbiór o bardzo ciekawą i dzięki niewiedzy innych niedrogą pamiątkę. Jak bowiem mówi Damian Marciniak – w numizmatyce widzisz tyle, ile wiesz. I tej dewizy należy się konsekwentnie trzymać.

Published 5 April 2019

Medal nagrodowy VI Zjazdu Lekarzy i Przyrodników w Krakowie w 1891 roku

Medal nagrodowy VI Zjazdu Lekarzy Polskich i Przyrodników w Krakowie w ofercie WDA MiM (marzec 2019).

Dzisiejszy i kolejny wpis będą poruszały kwestie stanów zachowania i ich znaczenia dla budowania własnego zbioru. Pretekstem do tego konkretnego wpisu jest medal nagrodowy wydany z okazji VI Zjazdu Lekarzy Polskich i Przyrodników w Krakowie w 1891 roku, który oferowany był na aukcji Warszawskiego Domu Aukcyjnego Mariusza Walendzika i antykwariatu Monety i Medale Romualda Sawicza. Pierwszy ze wskazanych antykwariuszy znany jest z oferty numizmatów w możliwie najlepszych stanach zachowania. Dominująca część pozycji na jego aukcjach jest po gradingu. Z opisów poszczególnych monet wynika, że celuje w klientów poszukujących pamiątek z maksymalnymi notami. Powód dla którego podkreślam tą okoliczność wyjaśni się później. Drugiego z antykwariuszy kojarzę z ciekawej oferty medali jaką regularnie prezentował na allegro, aż do czasu przejścia na onebid. Być może jest to wrażenie subiektywne, ale marka Monety i Medale od zawsze dobrze mi się kojarzy. Dobrym pomysłem wydaje mi się także połączenie sił dwóch niezależnych podmiotów w celu zaprezentowania jednej dobrej oferty, niż robienie dwóch aukcji średniej jakości. Widząc jak wielu jest indywidualistów w branży antykwarycznej miło jest zobaczyć, że panowie potrafią zgodnie współpracować przy kolejnej już aukcji.

Medal nagrodowy VI Zjazdu Lekarzy Polskich i Przyrodników w Krakowie w ofercie WCN (luty 2018).

Wracając jednak do oferowanego medalu, zwrócił on moją uwagę, ponieważ pamiętam go z aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatycznego, która skończyła się w dniu 1 lutego 2018 roku. Był to dokładnie ten sam medal w dokładnie tym samym pudełku. Podkreślam to dlatego, że bez przyglądania się szczegółom pośpieszny czytelnik może się poważnie zdziwić. Podczas kiedy rok temu medal pokryty był elegancką naturalną patyną, dziś błyszczy się na wszystkie strony. Różnica jest także w cenie. Rok temu medal został sprzedany za 330 zł. Obecnie za 750 zł. Muszę przyznać, że w mojej subiektywnej ocenie pierwsza z osiągniętych cen była oczywiście okazyjna. Uważam tak nie tylko ze względu na doskonały stan zachowania monety, ale także ze względu na fakt dołączenia do niego oryginalnego pudełka z epoki. Takie przyjemne zestawy nie zdarzają się często. Osiągnięto niedawno cenę 750 zł. uważam za odpowiadającą wartości tego zestawu. Myślę, że rynek wycenił go prawidłowo. Warto na marginesie zwrócić uwagę, że estymacja domu aukcyjnego sięgała nawet kwoty 1.800 zł. Jak się okazało mocno przeszacowanej. Dlatego warto zauważyć, że rynek nie dał premii za “nabłyszczenie” monety. Posłużyłem tym terminem w cudzysłowie, ponieważ mam wrażenie, że moneta została poddana nie tylko ingerencji chemicznej, ale także graficznej. W moim odczuciu zdjęcie zostało rozjaśnione tak, aby sprawiało wrażenie, że moneta się błyszczy pięknym srebrem. Uzyskany w efekcie tego zabiegu kolor jest nienaturalny i w moim przekonaniu wygląda kiepsko. Tak więc być może właśnie to dążenie do nienaturalnej perfekcji skutkowało sprzedażą monety poniżej estymacji domu aukcyjnego?

Published 22 March 2019

Sąd Okręgowy w Gdyni – zdjęcie zagadka

Damian Marciniak lansuje hasło “w numizmatyce widzisz tyle ile wiesz“. W mojej ocenie jest to hasło uniwersalne i dotyczy nie tylko numizmatyki, ale także innych nauk pomocniczych historii i obszarów zainteresowań hobbystycznych. Na dowód powyższego przedstawiam obok zdjęcie oferowane ostatnio na allegro z opisem informującym, że jest to zdjęcie zbiorowe urzędników. Jedyna bliższa informacja wskazywała na to, że zostało wykonane przez zakład FOTO ELITE GDYNIA. Nic więcej. Reszta dostępna jest wyłącznie dla tych, którzy wiedzą więcej. Osoby zainteresowane historią wymiaru sprawiedliwości zwrócą uwagę na charakterystyczny układ sali z widocznymi na pierwszym planie ławami dla publiczności. Po prawej i lewej stronie widać fragmenty bariery oddzielającej stół składu orzekającego od reszty sali. Bardziej wnikliwi obserwatorzy, nakierowani siedzibą zakładu fotograficznego być może zorientują się, że jest to najbardziej reprezentacyjna sala Sądu Okręgowego w Gdyni. Była ona na tyle duża, że obecnie (już w Sądzie Rejonowym w Gdyni) została podzielona na dwie sale nr 3 i 3a, zlokalizowane dokładnie na wprost wejścia do sądu.

Zdjęcie jest w mojej ocenie bardzo ciekawe, ponieważ projekt budynku powstał dopiero 1934 roku. Jego autorami byli Tadeusz Sieczkowski, Zbigniew Karpiński i Roman Sołtyński. Budynek oddano do użytku stosunkowo szybko, bo już w maju 1936 roku. Tak więc do wybuchu wojny sąd działał niecałe trzy i pół roku. Powstaje jednak pytanie czy zdjęcie zostało wykonane przed wojną, czy po wojnie? W końcu zakład FOTO ELITE działa w Gdyni w tym samym miejscu do dnia dzisiejszego. W mojej ocenie nie ulega wątpliwości, że zdjęcie jest przedwojenne. Po pierwsze dlatego, że widoczny w tle orzeł posiada na głowie koronę. Po drugie dlatego, że stroje widocznych na zdjęciu sędziów są charakterystyczne dla końca lat trzydziestych. Podobnie jeden z sędziów posiada miniatury odznaczeń charakterystyczne dla lat trzydziestych.

Innym sposobem potwierdzenia atrybucji zdjęcia było zidentyfikowanie osób obecnych na zdjęciu. W tym celu sięgnąłem do wydawanego co roku Kalendarza – informatora sądowego. Zwróciłem uwagę na roczniki od 1936 do 1939 roku. W 1936 roku prezesem sądu był Józef Parczewski, a wiceprezesami Antoni Karczewski i Leon Kryczyński. W 1937 roku prezesem sądu w miejsce sędziego Parczewskiego został Jarosław Czarliński. Dopiero w 1939 roku sędziego Karczewskiego zastąpił na stanowisku wiceprezesa sądu dr Juliusz Pobłocki.

Na zdjęciu udało mi się zidentyfikować Leona Kryczyńskiego, który był nie tylko sędzią ale także historykiem i ważnym przedstawicielem społeczności tatarskiej w Polsce. Niedawno prezydent RP odznaczył go pośmiertnie orderem Orła Białego. Przypuszczalnie tylko ze względu na to, że był tak wybitną postacią udało mi się znaleźć w internecie jego zdjęcie. Wedle informatora sądowego na 1935 rok, w tym czasie sędzie Kryczyński nie pracował jeszcze w Sądzie Okręgowym w Gdyni. Potwierdza to, że zdjęcie wykonano w latach 1936-1939.

Inną osobą, którą udało mi się zidentyfikować na zdjęciu jest Franciszek Sokół, komisarz rządu w Gdyni. Jego obecność naprowadziła mnie na trop dotyczący okazji przy której wykonane było zdjęcie. Mogło to być oddanie do użytku nowego gmachu sądu w maju 1936 roku lub objęcie obowiązków przez nowego prezesa Sądu Okręgowego w Gdyni przez Jarosława Czarlińskiego w październiku 1937 roku. W tym kontekście trzeba zwrócić uwagę na intensywne słońce padające na podłogę sali sądowej. Jeśli przyjąć hipotezę, że wybór jest wyłącznie między tymi dwoma wydarzeniami, to padające słońce wydaje się być ewidentnie majowe. Oznaczało by to, że prezentowane zdjęcie zostało wykonane w maju 1936 roku, podczas uroczystości oddania do użytkowania budynku Sądu Okręgowego w Gdyni. Zdjęcie jest o tyle ciekawe, że dotychczas nie widziałem żadnego przedwojennego zdjęcia z wnętrza tego sądu. Satysfakcję daje także ustalenie prawdopodobnych okoliczności jego wykonania, pomimo całkowitego braku informacji w opisie aukcji.

Published 1 March 2019

Znaczek III Zjazdu Prawników Czechosłowackich w Bratysławie 1930

Chcąc być szczerym muszę przyznać, że zupełnie nie miałem pomysłu na ten wpis. Nie chciałem jednak znów przerywać rutyny cotygodniowej publikacji. Kiedy nie ma się treści, najlepiej uciec w stronę atrakcyjnej ilustracji. Dlatego zacząłem przeszukiwać pamięć komputera z zamiarem znalezienia czegoś, co będzie dobrze wyglądało. Zupełnie przypadkiem trafiłem na odznakę-znaczek, kupiony kilka lat temu na aukro.cz. Kupując go nie wiedziałem do końca w co inwestuję. Sprzedający tez nie wiedział co to jest, więc cena nie była wygórowana. Początkowo myślałem, że może to być znaczek pamiątkowy promocji Wydziału Prawa Uniwersytetu im. Jana Komenskiego w Bratysławie. Było to najprostsze skojarzenie, które wynikało z widocznych na znaczku paragrafów, jednoznacznie odsyłających do tematyki prawniczej. Z takim przeświadczeniem odłożyłem odznakę do pudełka gdzie spokojnie przeleżała sobie kilka lat. Teraz, kiedy postanowiłem ją opisać na stronie, coś mi w tej atrybucji intuicyjnie nie grało. Dlaczego znaczek przeznaczony dla absolwentów uniwersytetu wykonany został w formie flagi? Dlaczego wykonano go w zakładzie grawerskim w Pradze, a nie w bezpośrednio w Bratysławie? Dlaczego na fladze pojawia się nazwa miejscowości, a nie uniwersytetu? Wreszcie dlaczego jest to fantazyjna flaga posługująca się jedynie barwami właściwymi dla Czechosłowacji? Poza tym odznaka ma numer 127. W okresie międzywojennym rekordowy dla Wydziału Prawa Uniwersytetu im. Jana Komenskiego był 1936 rok. Tego lata ukończyło go 139 absolwentów z tytułem JUDr., który odpowiada obecnemu tytułowi magistra. Nie ma więc wcale pewności, czy w 1930 roku było ich aż 127.

Nie było wyjścia. Musiałem poszukać innego wydarzenia, które mogło być upamiętnione za pomocą takiego znaczka. Dość szybko udało mi się ustalić, że 1930 roku Bratysława gościła III Zjazd Prawników Czechosłowackich. To był strzał w dziesiątkę. Paragrafy na niebieskim tle potwierdzają prawniczą konotację wydarzenia. Nazwa miejscowości wskazuje na miasto gospodarza konferencji, a data na jej rok. III Zjazd Prawników Czechosłowackich był wydarzeniem nie tylko krajowym, ale także międzynarodowym. W tym kontekście wykonanie znaczka w największym zakładzie grawerskim Czechosłowacji okresu międzywojennego i wysoki numer na rewersie nie wydają się już nietypowe. Tak też można odczytywać nietypowe ułożenie barw na fladze. Biały, niebieski i czerwony są bowiem kolorami tradycyjnie nawiązującymi do idei panslawistycznych. Pokazanie ich w zestawieniu nie odpowiadającemu żadnej z państwowych flag, mogło stanowić próbę uniwersalizacji zjazdu z krajowego na ogólno-słowiański. Na marginesie można dodać, że trzy lata później w Bratysławie odbył się I Zjazd Prawników Państw Słowiańskich. Co świadczy o popularności myśli panslawistycznych wśród prawników Europy wschodniej i środkowej okresu międzywojennego.

Dlaczego ten wątek ma dla mnie takie znaczenie? Ponieważ tu następuje zwrot akcji w ramach moje wpisu i pojawia się nowe spojrzenie na opisywany znaczek. W takcie Zjazdu w Bratysławie w 1930 roku powołano Komisję Współpracy Międzynarodowej pod przewodnictwem prof. Kazimierza Władysława Kumanieckiego z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Komisja ta, w skład której wchodzili także prawnicy Jugosławii, Rumunii i Francji, na wniosek sekretarza prof. Tadeusza Hilarowicza podjęła uchwałę o zamiarze zorganizowania w Polsce międzynarodowej konferencji na temat prawa administracyjnego. Już w następnym roku prof. Hilarowicz powołał Komitet Organizacyjny Międzynarodowych Wykładów Nauk Administracyjnych, a w kolejnym roku zorganizowano w Gdyni Międzynarodowe Wykłady Nauk Administracyjnych i Gospodarczych. Konferencja odbyła się w dniach 16-30 lipca 1932 roku w Państwowej Szkole Morskiej. Omawiane były tematy dotyczące gospodarki morskiej, portów, emigracji, administracji przedsiębiorstwami państwowymi, czy współczesnej administracji państwowej. Na 250 słuchaczy, aż 150 przybyło z Czechosłowacji, Jugosławii, Bułgarii, Rumunii i Estonii. Tak oto przypadkowo kupiony i zapomniany na dnie szuflady znaczek stał się ciekawym obiektem w zbiorze pamiątek dotyczących relacji polsko-słowackich.

Published 22 February 2019

Ile warte są odznaczenia PRL?

Legitymacja odznaki Zasłużony Działacz Kultury dla Włodzimierza Sokorskiego (7 aukcja GNDM)

Jeśli przyjrzeć się wynikom wyszukiwarek, na podstawie których czytelnicy trafiają na tą stronę, można wyróżnić grupę pytań rozpoczynających się od zwrotu “ile warta jest odznaka…”. Ponieważ nie ma nic złego w próbie ustalenia materialnej wartości pamiątek znalezionych gdzieś na dnie domowej szuflady, spróbujmy sobie powiedzieć dwa słowa o wartości odznaczeń nadawanych w okresie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Bezpośrednim impulsem do napisania tego postu była 7 aukcja Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka, na której oferowana była odznaka Zasłużony Działacz Kultury dla Włodzimierza Sokorskiego. Do odznaki dołączona była legitymacja potwierdzająca to nadanie, która widoczna jest na sąsiednim zdjęciu. Uzupełnieniem zestawu było pudełko do odznaki. Można więc powiedzieć, że z punktu widzenia kolekcjonerskiego niewiele więcej da się wymyślić.

Sam Włodzimierz Sokorski, jak by go nie oceniać, dla kultury okresu PRL nie był postacią anonimową. W latach 1952-1956 pełnił funkcję Ministra Kultury, a następnie do 1973 roku był przewodniczącym Komitetu do spraw Radia i Telewizji. Można więc przyjąć, że jeśli ktoś już potrzebuje do kolekcji odznakę Zasłużonego Działacza Kultury to bardziej warto posiadać egzemplarz po Włodzimierzu Sokorskim, niż po kierowniku biblioteki w szkole podstawowej. Jak w takim razie rynek wycenił omawiany zestaw? Na pełne 70 zł.

Dlaczego tak tanio? Na legitymacji po Sokorskim łatwo zauważyć numer 11.678. Odznaka została ustanowiona w marcu 1962 roku, a były Minister Kultury otrzymał ją dopiero we wrześniu 1974 roku. To oznacza, że w tym okresie odznakę otrzymywały średnio niecałe trzy osoby dziennie! Podaż odznak jest więc niesamowita. Przy liczbie nadań idącej w dziesiątki tysięcy egzemplarzy ciężko będzie zaspokoić rynek i nawet egzemplarz szczególny, kompletny pod względem kolekcjonerskim i po znanej osobie nie osiągnie wysokiej ceny. Z drugiej strony może tak się zdarzyć, że rzadko spotykana odznaka z okresu PRL będzie droga, choćby była anonimowa. Przykładem mogą być inne odznaczenia resortowe PRL licytowane w jednym czasie, także na aukcjach u Damiana Marciniaka w 2014 roku. Odznaka zasłużony dla wymiaru sprawiedliwości (58 nadań) osiągnęła cenę 1.342 zł., odznaka zasłużony dla kultury narodu (77 nadań) osiągnęła cenę 910 zł., a odznaka zasłużony dla zdrowia narodu (1.645 nadań) osiągnęła już tylko cenę 261,57 zł.


Published 15 February 2019

Sąd Pokoju Okręgu Lubelskiego: Wydział Sporny

Pod koniec 2017 roku odbyła się we Wiedniu aukcja militariów zawierająca szereg polskich pamiątek. W tym dwa większe zestawy tłoków i odcisków pieczęci. Wbrew nazwie aukcji były wśród nich nie tylko pieczęci wojskowe, ale także trzy związane z cywilnym wymiarem sprawiedliwości. Pierwsza z nich i jednocześnie najłatwiejsza do datowania jest pieczęć komornicza z okresu międzywojennego. Najprawdopodobniej powstała na przełomie 1928 i 1929 roku, a następnie była używana aż do wybuchu II Wojny Światowej. Druga to pieczęć C. i K. Sądu Powiatowego w Ulanowie. Można ją w miarę łatwo datować na drugą połowę XIX wieku lub początek XX. Datowanie zawężone do kilkudziesięciu lat nie jest szczególnie precyzyjne dla obiektów tak (relatywnie) młodych. Niestety w moim przekonaniu dalsze ograniczanie przedziału czasowego w którym mogła powstać pieczęć byłoby możliwe tylko w oparciu o styl lub sposób wykonania samej pieczęci. Na tym się niestety nie znam. Nie mam też odpowiedniej literatury ani materiałów porównawczych. W konsekwencji ten wpis poświęcony będzie wyłącznie trzeciemu tłokowi pieczętnemu, którego zdjęcie widać po lewej stronie. Ustalenie daty jego powstania i wykorzystania było dla mnie miłą zagadką historyczną, którą chciał bym się podzielić.

Zacznijmy od treści pieczęci. W tym celu wykonałem jej wirtualny odcisk, widoczny po lewej stronie. Pieczęć używana była w Wydziale Spornym Sądu Pokoju Okręgu Lubelskiego. Oznacza to, że wykonano ją przed 1876 rokiem, kiedy na terenach byłego Królestwa Polskiego weszła w życie reforma sądowa Aleksandra II. Razem z nią wprowadzono w Guberni Lubelskiej organizację sądów pokoju analogiczną do tej jaka funkcjonowała w Rosji. Wykonanie pieczęci po tej dacie wyklucza nie tylko zmiana organizacji sądownictwa, ale także wyeliminowanie z pieczęci języka polskiego. Wszystkich zainteresowanych bliżej tym tematem odsyłam do doskonałej książki prof. Artura Korobowicza pod tytułem “Sądownictwo Królestwa Polskiego 1876-1915“. Dla zachęty dodam, że znaleźć tam można nie tylko informacje o organizacji wymiaru sprawiedliwości, ale także inne ciekawostki, ja ta dotycząca pieczęci Sądu Okręgowego w Lublinie, które na początku 1914 roku zostały na polecenie rosyjskiego Sztabu Generalnego wywiezione do Rosji.

Skoro wiemy już kiedy najpóźniej mogła powstać omawiana pieczęć, spróbujmy odpowiedzieć na pytanie kiedy mogła powstać najwcześniej. Najdalszą perspektywę wyznacza oczywiście rok 1810, kiedy na wzór rozwiązań duńskich wprowadzono w Księstwie Warszawskim sądy pokoju. Jest to data oczywiście zbyt daleka na co wskazuje nie tylko szczególna nazwa sądu, ale przede wszystkim herb umieszczony na pieczęci. Ten ostatni może pochodzić najwcześniej z 1842 roku. Wtedy herbem Królestwa Polskiego został dwugłowy czarny orzeł z Orłem Białym na tarczy sercowej. W tym samym roku wprowadzono nową jednostkę administracyjną, jaką był okręg sądowy. Wikipedia podaje informację bez źródła, że godło to miało być zmienione w 1858 roku. Jednak banknoty 1 rublowe Królestwa Polskiego z 1864 i 1866 roku nadal posiadały taki sam herb jak banknoty emitowane w latach 1847-1858. Tak więc jeśli nawet informacja z Wikipedii jest prawdziwa, to rzekomej zmianie mogły się oprzeć nie tylko banknoty, ale także pieczęci sądowe.

Ponieważ przedział czasowy zamknięty w datach 1842-1876 jest nadal dość szeroki, raz jeszcze należy wrócić do napisu umieszczonego na pieczęci i jednocześnie sięgnąć do Organizacji sądownictwa nadanej postanowieniem Rady Administracyjnej Królestwa Polskiego z dnia 24 stycznia (5 lutego) 1867 roku (Dziennika Praw Królestwa Polskiego, tom. 66, s. 388-395). W związku ze zmianami administracyjnymi w Królestwie doszło na podstawie tego postanowienia także do przemianowania sądów. W konsekwencji Sąd Pokoju Okręgu Lubelskiego został przemianowany na Sąd Pokoju w Lublinie. Jednocześnie możliwy czas powstania pieczęci został ograniczony do 25 lat pomiędzy 1842 i 1867 rokiem. Niestety na chwilę obecną nie mam pomysłu jak jeszcze zawęzić ten okres. Można jedynie snuć przypuszczenia, że w związku z długą żywotnością tego typu pieczęci, powstała ona właśnie w pierwszym roku zakreślonym moim małym dochodzeniem. Z drugiej strony 25 lat to czas wystarczający aby zamienić wysłużoną pieczęć nowym egzemplarzem. Nie można wykluczyć, że miało to miejsce także w tym przypadku.

Published 20 July 2018

Pomóż mi mój stary przyjacielu

Tytuł dzisiejszego wpisu jest dla mojej strony nietypowy, ponieważ nie wyjaśnia co będzie przedmiotem wpisu. Próbowałem wymyślić coś konkretnego, co jednocześnie nie będzie zbyt długie i całkowicie poległem. Dlatego teraz pozostawię wszystkich w napięciu i puentę tytułu ujawnię dopiero na końcu wpisu. Punktem wyjścia, czy też przedmiotem dzisiejszej notki będzie medal zaprojektowany przez Władysława Oleszczyńskiego dla upamiętnienia ostatniego burbona na tronie francuskim, czyli Ludwika Filipa I. Oczywiście to nie przynależność do słynnego rodu była pretekstem do wybicia tego medalu. Był on formą podziękowania za pomoc i opiekę jakich król Francji udzielał polakom z Wielkiej Emigracji. Świadczy o tym projekt rewersu medalu, na którym personifikacja Francji wyciąga rękę do uciekających polaków. Dewiza umieszczona w górnej części kompozycji, stanowi w zasadzie wyjaśnienie tej sceny: “Przyjdźcie do mnie moi starzy przyjaciele”. Medalu nie dało się uczynić bardziej czytelnym. Na koniec dodam jedynie, że poniżej dolnej cięciwy umieszczona jest data wybicia medalu w 1838 roku. Będzie to miało znaczenie dla późniejszych spostrzeżeń.

Odwracając medal na stronę portretową, zobaczymy na niej króla Francji z tytulaturą w umieszczoną wokół postaci. Takie ujęcie nie może budzić najmniejszego zaskoczenia w medalu nawiązującym do wzorów klasycystycznych. Dlatego w zasadzie nie chce się mu poświęcać żadnej uwagi. Gdyby nie zbieg okoliczności, pewnie tak by było również w moim przypadku. Przeglądając w ostatni weekend zbiór numizmatów francuskich zauważyłem awers medalu o którym pomyślałem, że należy do omawianego wyżej medalu. Okazało się jednak, że ma odmienny rewers. Pomyślałem więc, że musi to być rewers wykonany do tego samego awersu. Dopiero kiedy sięgnąłem po medal upamiętniający pomoc Francji dla Wielkiej Emigracji zauważyłem, że awers tych medali nie jest do końca identyczny. Na pierwszym medalu król miał wieniec laurowo-dębowy, a na drugim wieniec wyłącznie dębowy. Inny detal to wstążka spinająca włosy, która spadając na ramię króla raz jest dłuższa, a raz krótsza. Żeby dobrze pokazać brak znaczenia różnic pomiędzy poszczególnymi medalami poniżej przedstawiłem zdjęcia awersów dwóch medali nie tożsamych z projektem Oleszczyńskiego. W takiej skali są nie do odróżnienia.

Powiem więcej. Jestem przekonany, że większość z czytelników pomyślała, że oba widoczne po lewej stronie medale są identyczne. Jednak one też różnią się między sobą drobnymi detalami choć w tym wypadku mają tego samego autora. którym nie był Władysław Oleszczyński. Oznacza to, że ktoś zapożyczył projekt od Oleszczyńskiego lub Oleszczyński od kogoś. Jak to rozstrzygnąć? Pierwszy z widocznych po lewej stronie medali stanowił nagrodę na wystawie malarstwa w 1842 roku. Drugi z tych medali był nagrodą na wystawie sztuk pięknych i przemysłu w 1836 roku. Oznacza to, że zapożyczającym był Władysław Oleszczyński. Kogo w takim razie kopiował? Był to Jacques-Jean Barre, generalny grawer monet Mennicy Paryskiej. Jednocześnie autor szeregu projektów medali wykonanych na zamówienie emigracji. Biorąc ówczesne stosunki musiał być także przyjacielem sprawy polskiej, a najpewniej także samego Oleszczyńskiego. Nie jest więc wykluczone, że autor projektu omawianego medalu popowstaniowego, nie mając własnego pomysłu na awers medalu z wizerunkiem Ludwika Filipa I, poprosił o pomoc swojego starego przyjaciela z Mennicy Paryskiej.

Published 13 July 2018

Paderewski pisze do Barthou

Dziś pozwolę sobie zaprezentować dwa listy Ignacego Jana Paderewskiego wysłane do Louisa Barthou, byłego premiera Francji, trzynastokrotnego ministra, adwokata, jednego z bardziej znaczących francuskich polityków pierwszej połowy XX wieku i wieloletniego przyjaciela Ignacego Paderewskiego. Z drugiej strony postaci zupełnie anonimowej dla naszej historii, o której sam wcześniej nigdy nie słyszałem. Co ciekawe, oba listy zostały napisane własnoręcznie przez naszego wybitnego kompozytora.

Znajomość obu polityków i miłośników muzyki doskonale oddaje ducha czasów w jakich przyszło im żyć. Początkowo ich relacja skupiała się wokół sprawy polskiej. W czasie pierwszej wojny światowej Ignacy Paderewski zabiegał u ówczesnego Ministra Spraw Zagranicznych Francji Louisa Barthou, o wsparcie dążeń niepodległościowych Polski oraz pomoc humanitarną dla obszarów objętych działaniami wojennymi.

W czasie pobytu Ignacego Paderewskiego w Szwajcarii znajomość koncentrowała się głównie wokół tematów związanych z muzyką. Louis Barthou oprócz działalności politycznej angażował się także w działalność Komitetu Narodowego dla Propagowania Muzyki (Comité national de propagande pour la musique). Nie można jednak wykluczyć, iż podtrzymywanie bliskich stosunków z tak ważnym politykiem, wiązało się w jakiejś mierze także z aspiracjami politycznymi przyszłego lidera Frontu Morges.

List I. J. Paderewskiego do L. Barthou z 16.VII.1932 roku
List na papierze firmowym Ignacego Paderewskiego, wykonanym z papieru czerpanego, z wypukle nałożonymi inicjałami “I.J.P.”. Cztery karty, z czego zapisana jest tylko pierwsza. Sławny kompozytor dziękuje w liście za zaproszenie i dyplom honorowy od Komitetu Narodowego dla Propagowania Muzyki. List pisany w całości odręcznie z podpisem. Wraz z listem zachowała się przednia strona koperty.

List I. J. Paderewskiego do L. Barthou z 30.XI.1933 roku
List na papierze firmowym Ignacego Paderewskiego, wykonanym z papieru czerpanego, z wypukle nałożonymi danymi kontaktowymi kompozytora. Obszerny trzy stronicowy list, w którym Ignacy Paderewski ujawnia swój osobisty stosunek do muzyki oraz jej roli społecznej. List pisany w całości odręcznie z podpisem. Wraz z listem zachowała się koperta stanowiąca komplet papeteryjny z papierem firmowym.

Published 29 June 2018

Medal pamiątkowy poświęcony Rusinom poległym na Podlasiu i w Lubelskiem

Na ostatniej 35 aukcji Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego pojawił się medal opisany “1874. Braciom Rusinom…“. Jest to opis co najmniej niesatysfakcjonujący jak na aukcję przeprowadzaną przez tego typu stowarzyszenie. Tym bardziej jeśli weźmiemy pod uwagę nazwiska osób wymienionych w katalogu jako odpowiedzialnych za jego opracowanie. Wiele z opisów przypomina niechlubną tradycję pięknoduchów z allegro, którzy lubią ograniczać się do prostych słów: to co na zdjęciu. Takie podejście do przygotowania aukcji zostało już słusznie skrytykowane na forum internetowym Towarzystwa Przeciwników Złomu Numizmatycznego im. T. Kałkowskiego.  Pozostaje jedynie liczyć, że na kolejnych aukcjach PTN poziom opisów i jakość organizacji wzrośnie. Biorąc pod uwagę wszystkie te okoliczności pomyślałem, że warto napisać o prezentowanym medalu dwa słowa. Nie bez znaczenia pozostał fakt, że przy tym w zasadzie nieopisanym medalu została podana w zasadzie tylko jedna konkretna informacja i to w dodatku błędnie. Medal został bowiem wybity rok później niż wskazuje na to opis PTN. Informację tą uzyskujemy dzięki wzmiance prasowej umieszczonej w “Tygodniu literackim, artystycznym, naukowym i społecznym” nr 27 z 4 lipca 1875 roku. Niech cytat z tego artykułu będzie wstępem do dalszej treści postu:

Nadeszły już pierwsze odbitki medalu poświęconego Rusinom poległym na Podlasiu i w Lubelskiem w r. 1874. Z jednej strony medalu jest krzyż z cierniowym wieńcem utkwionym w skałę, o który oparta jest tarcza z herbami Polski, Litwy i Rusi. U spodu skały rok 1874, a dookoła napis: „Braciom Rusinom pomordowanym przez carat Moskiewski, za wierność dla kościoła i Polski”. Na drugiej stronie medalu jest księga otwarta – to martyrologia polska, na której wypisane są nazwiska poległych włościan w następującym porządku: Andrzejuk Jan, Baczyłuk Wincenty, Bocian Teodor, Bojko Konstanty, Bojko Łukasz, Charytoniuk Andrzej, Charytoniuk Trochim, Franczak Ignacy, Franczuk Michał, Hawryluk Maksym, Hryciuk Nicety, Karmaszuk Daniel, Kiryluk Filip, Łukaszuk Konstanty, Osypiuk Bartłomiej, Pawluk Szymon, Romaniuk Jan, Tomaszak Onufry. U góry księgi jest gwiazda której promienie rozpościerają się ponad księgę; a u dołu dwie gałązki palmowe na krzyż związane. Dookoła napis: „Województwo Podlaskie i Lubelskie” – „Polubicze, Drelów, Pratulin”. Medal ten wielkości tej samej co medal Unii wykonany został przez tegoż samego rzeźbiarza-medaliera p. Tasseta w Paryżu, a wykonany został z tą samą poprawnością rysunku dokładnością i wdziękiem, który odznacza szkołę medalierską francuską i na długo daje jej pierwszeństwo przed innymi szkołami1. 

Jak wynika z prezentowanego opisu medal został wybity na pamiątkę masakry polskich unitów w Polubiczach, Pratulinie i Drelowie. Dlaczego do niej doszło? Kościół unicki został utworzony na mocy unii brzeskiej z 1596 roku. Był to tak zwany polski kościół unicki, czyli odłam prawosławia poddany na podstawie umowy jurysdykcji papieża. W XIX wieku unici traktowani byli przez kościół prawosławny, tak mocno związany z władzą carską, jak zdrajcy. Natomiast sam kościół był tępiony przez władze carskie. Z tego powodu w 1873 roku doszło do zamknięcia kilku parafii unickich. Między innymi właśnie w Polubiczach, Pratulinie i Drelowie. Wspólnoty miały być zlikwidowane a budynki kościelne przekazane kościołowi prawosławnemu. Już samo to było dotkliwą karą dla tych społeczności, ale władze carskie postanowiły podkręcić jeszcze atmosferę i przejęcia dokonały w trakcie prawosławnych świąt Bożego Narodzenia. Głęboko wierzący chłopi bronili swojej wiary i budynków kościelnych. Kozacka sotnia pod dowództwem płk Steina nie miała skrupułów. W konsekwencji szereg wiernych, w tym wymienionych na pamiątkowym medalu, przypłaciło tą obronę życiem. Ciała złożono w zbiorowej anonimowej mogile, żeby pamięć o prostych lecz dzielnych ludziach się zatarła. Szczęściem w nieszczęściu ta sztuczka się nie udała. Ich nazwiska zostały zapisane na wieczną rzeczy pamiątkę na prezentowanym medalu, a później także na lokalnych pomnikach. Niezależnie od tego 18 maja 1990 roku ciała męczenników pomordowanych w Pratulinie zostały ekshumowane, a sześć lat później Jan Paweł II trzynaścioro z nich ogłosił błogosławionymi (tzw. męczennicy z Pratulina lub męczennicy z Drelowa). Skoro historia o nich pamiętała, może warto żeby PTN też o nich pamiętało.

Sam medal zaprojektowany jest estetycznie i ze znajomością symboliki. Jego projekt przypisuje Cyprianowi Kamilowi Norwidowi, choć nie znalazłem na tą okoliczność wyraźnego potwierdzenia. Nakładcą medalu był Józef Barwiński, powstaniec styczniowy i znany działacz emigracyjny, który w licznych publikacjach stawał w obronie polskiego kościoła unickiego. Medal był bity wyłącznie w brązie, a jego nakład niestety nie jest znany. Sprostowania wymaga także powszechnie podawana data bicia medalu. Jak wynika z cytowanej wzmianki prasowej, nie miało ono miejsce w tym samym roku co upamiętnione wydarzenia, ale dopiero rok później.

1Medal pamiątkowy [w:] „Tydzień literacki, artystyczny naukowy i społeczny,” nr 27, R. II, Lwów 4 lipca 1875, s. 159.

Published 22 June 2018

Medal nagrodowy Uniwersytetu Wileńskiego

Trafiłem ostatnio na bardzo ciekawą wzmiankę w Kurierze Litewskim nr 148 z 16 grudnia 1825 roku. Było to zaproszenie do otwartego konkursu, ogłoszonego przez widocznego po lewej stronie prof. Wacława Pelikana, pełniącego obowiązki rektora Cesarskiego Uniwersytetu Wileńskiego. Przedmiotem konkursu było sporządzenie pracy pisemnej w języku rosyjskim, polskim, łacińskim, francuskim, niemieckim, angielskim lub włoskim. Praca mogła być ilustrowana lub opatrzona wykresami. Prace składano po ich uprzedniej anonimizacji. Oznaczało to, że każdą z prac należało opatrzyć dewizą. Analogiczna dewiza miała się znaleźć na zapieczętowanej kopercie, w której znajdowało się nazwisko autora. Taki komplet należało złożyć w biurze rektora Uniwersytetu. W konkursie nie mogli brać udziału profesorowie Rady Kolegialnej Uniwersytetu Wileńskiego, ponieważ jednocześnie mieli oni być jurorami konkursu. Praca zwycięzcy konkursu stawały się własnością Uniwersytetu i miały być ogłoszone drukiem. Możliwość taką przewidywano także w stosunku do innych prac, o ile autorzy by sobie tego życzyli. Jednak najważniejszą nagrodą dla pierwszego z proponowanych tematów było “rubli srebrnych trzysta lub tejże wartości medal“, a w przypadku drugiego z proponowanych tematów było “rubli dwieście lub tejże wartości medal“. Na napisanie prac wyznaczono sporo czasu, ponieważ może je było dostarczyć aż do 1 stycznia 1827 roku.

Pierwszym zadaniem było podanie środków przejścia z dawnego do nowego sposobu gospodarowania, przez co należało rozumieć zmianę uprawy (zboża). Należało uwzględnić to, żeby przy przejściu tym uprawa zboża miała ponieść jak najmniejszy uszczerbek. Na koniec miały być obliczone wszystkie koszty połączone z nowo wprowadzaną odmianą i wyliczeniem potencjalnych zysków. Całość miała być poparta doświadczeniem i praktyką. Drugim zadaniem było odpowiedzieć na pytanie: Jaki jest najważniejszy, najtańszy i najkrótszy, a przy tym stosowny do środków znajdujących się w kraju, sposób wyrabiania i bielenia lnu, konopi i płótna, w którym by się jednak nie nadwyrężała, ani moc, ani trwałość.

Jaki był wynik konkursu? Tego niestety nie udało mi się ustalić. Pomimo, iż wyniki konkursu miały być ogłoszone w prasie, nie udało mi się takiej wzmianki odnaleźć. Może to oznaczać, że słabo szukałem albo konkurs nie został rozstrzygnięty. W konsekwencji nie udało mi się także ustalić jak mógłby wyglądać hipotetyczny medal nagrodowy wręczany za najlepszą rozprawę, napisaną na któryś z tematów konkursowych. Czy miał to być jeden medal bity na krążkach różnej grubości, których wartość odpowiadałaby odpowiednio 300 lub 200 rublom? Czy może miały to być dwa różne medale? Jeśli tak, to czy medal taki funkcjonuje dziś w obrocie antykwarycznym lub którymś z muzeów; czy też wobec braku zwycięzcy nie przystąpiono nawet do jego projektowania? Być może ktoś z czytelników będzie znał odpowiedź.

 

Posts navigation

Older posts
Newer posts
Search for:

Najnowsze wpisy

  • Z twarzy podobny zupełnie do nikogo
  • W numizmatyce widzisz tyle, ile wiesz
  • Medal Towarzystwa Jabłonowskiego
  • Kartofel wrócił
  • Wszystko jest iluzją

Najnowsze komentarze

  • Lucyna on Wszystko jest iluzją
  • Sławek on Wszystko jest iluzją
  • Kartofel wrócił – skelnik.pl on Gorący kartofel za 160.000 PLN
  • Kartofel wrócił – skelnik.pl on Jak stracić 10.000 euro przez nieuwagę?
  • Na naszej Aukcji X – Falerystyka | on Odznaka pamiątkowa Szkoły Podchorążych Piechoty

Archiwum wpisów

  • June 2024 (1)
  • February 2024 (2)
  • August 2023 (1)
  • July 2023 (1)
  • June 2023 (1)
  • January 2023 (1)
  • September 2022 (2)
  • August 2022 (4)
  • July 2022 (3)
  • June 2022 (1)
  • February 2022 (2)
  • January 2022 (4)
  • December 2021 (3)
  • November 2021 (1)
  • April 2021 (3)
  • February 2021 (1)
  • January 2021 (3)
  • September 2020 (1)
  • June 2020 (4)
  • May 2020 (5)
  • April 2020 (6)
  • March 2020 (4)
  • February 2020 (1)
  • January 2020 (3)
  • December 2019 (1)
  • November 2019 (1)
  • October 2019 (3)
  • September 2019 (4)
  • August 2019 (1)
  • July 2019 (2)
  • May 2019 (4)
  • April 2019 (3)
  • March 2019 (2)
  • February 2019 (2)
  • December 2018 (2)
  • July 2018 (3)
  • June 2018 (3)
  • May 2018 (4)
  • April 2018 (6)
  • March 2018 (5)
  • February 2018 (5)
  • January 2018 (5)
  • December 2017 (4)
  • November 2017 (5)
  • October 2017 (6)
  • September 2017 (6)
  • August 2017 (4)
  • July 2017 (3)
  • June 2017 (9)
  • May 2017 (1)
  • April 2017 (1)
  • January 2017 (4)
  • December 2016 (6)
  • November 2016 (4)
  • October 2016 (1)
  • September 2016 (2)
  • August 2016 (1)
  • July 2016 (7)
  • May 2016 (6)
  • April 2016 (7)
  • March 2016 (12)
Copyright © 2025 Julian M. Skelnik. All rights reserved.