Ten weekend obfituje w ciekawe aukcje z polskimi pamiątkami. Jedną z nich jest licytacja jaka miała dziś miejsce w niemieckim domu aukcyjnym Hermann Historica München. Na 75. aukcji oferowane było “Muzeum polskich walk o niepodległość – kolekcja Zygmunta Stankiewicza“. Pochodził on z Białegostoku i był uczestnikiem kampanii wrześniowej, a następnie II Wojny Światowej. internowany w Szwajcarii, po zakończeniu wojny ożenił się z córką zamożnego finansisty i osiadł w pałacu w miejscowości Muri koło Berna. Oznacza to, że należał do szczęśliwego grona ludzi którzy nie tylko mają pasję, ale mają także czas i środki finansowe, żeby ją realizować. W konsekwencji Zygmunt Stankiewicz w piwnicach pałacowej oranżerii założył prywatne muzeum historii Polski. Na pierwszy rzut oka lokalizacja może zastanawiać i z pewnością nie będzie się jawić jako szczególnie prestiżowa. Spotkałem się już z podobnym wykorzystaniem elementów przestrzeni dawnych siedzib rodowych na terenie Francji. Urządzenie w oranżerii czy innych budynkach przynależnych do rezydencji prywatnego muzeum pozwala na udostępnienie ogrodów, czy rodzinnych pamiątek, bez konieczności zapraszania szerokiej publiczności do prywatnych przestrzeni pałacu. W przeciwieństwie do polskich warunków, na zachodzie wciąż może on stanowić przestrzeń domową.
Moim pierwszym odruchem po otrzymaniu ulotki informującej o aukcji, było wypełnienie formularza zamówienia katalogu aukcyjnego. Wstrzymałem się jednak z jego wysłaniem uznając, że warto najpierw zobaczyć elektroniczną wersję katalogu, zawierającą zdjęcia i opis tego za co miał bym zapłacić 40€ + przesyłka. Kiedy dom aukcyjny ujawnił katalog moje rozczarowanie było wielkie, a decyzja o wstrzymaniu się z zakupem okazała się słuszna. Oferta aukcyjna obejmowała około 20-30% z tego co zostało zgromadzone przez Zygmunta Stankiewicza. Powstaje więc pytanie, co stało się z pozostałymi pamiątkami? Postaram się poszukać na nie odpowiedzi w dalszej części wpisu, ponieważ główna część rozczarowania dotyczyła jakości oferowanych przedmiotów. Oczywiście znalazły się wśród nich rzeczy wybitne, jak choćby trzy kirysy husarskie z XVII wieku w pięknych stanach zachowania. Moją szczególną uwagę zwróciły trzy rzeczy. Pierwszą z nich był portret Jana III Sobieskiego namalowany na dębowej desce. Drugą był ryngraf oficerski, złocony ogniowo i datowany na około 1700 rok. Trzecią był pałasz oficerski marynarki wojennej z okresu międzywojennego. Wszystkie trzy są pamiątkami pięknymi i rzadkimi a życie potwierdziło, że także kosztownymi. Wyniki poszły w dziesiątki tysięcy złotych. Rekord należał jednak do pozycji 4861 pod którą krył się kompletny kirys husarski z szyszakiem. Nowemu właścicielowi przyszło za niego zapłacić około 175 tys. złotych.
Pamiętajmy jednak, że nie wszystko złoto co się świeci. Zasada ta jest szczególnie ważna w kolekcjonerstwie. Dlatego chciał bym napisać dwa słowa o przedmiocie który mnie zauroczył, pomimo wartości nieporównanie niższej niż w przypadku wymienionych wcześniej obiektów. Jest nim kordzik marynarki wojennej wykonany na prywatne zamówienie w pracownik Gabriela Borowskiego w Warszawie. Przypominała o tym sympatyczna kotwica wytrawiona na głowni. To co jednak najmilsze w tej pamiątce, to krzyż harcerski posadowiony w rękojeści kordzika. Widywałem już różne próby upiększania broni białej odznakami i w moim przekonaniu nie jest to łatwa sztuka, a przekroczyć granicę kiczu jest bardzo łatwo. W tym wypadku odznaka została umiejscowiona z dużym smakiem i doskonale komponuje się w całym projekcie kordzika. Stanowi także piękny smaczek historyczny, który został doceniony przez licytujących. Jest to bardzo pocieszające. Pomimo wyraźnych śladów korozji na głowni i wygięcia jednego z ramion jelca, kordzik został sprzedany za blisko 11 tys. złotych. Jest to cena, która zdecydowanie przewyższa średnie ceny kordzików marynarki wojennej z pracowni Gabriela Borowskiego.
Wracając jednak do tytułu wpisu i samych pamiątek po Zygmuncie Stankiewiczu. Byłem nimi rozczarowany, ponieważ znacznie ponad połowa oferowanego na aukcji materiału była mierna lub kiepska. Znalazło się też sporo falsyfikatów broni białej, które sprzedane zostały za niemałe kwoty i jak przypuszczam niedługo zasilą rodzimy rynek kolekcjonerski. Osobliwy rekord stanowi cena przeszło 16 tys. złotych za kopię klucza szambelańskiego z pogonią, której zdjęcie widać po lewej stronie. W tym wypadku spodziewam się, że będzie ona oferowana któremuś z muzeów w Litwie lub Białorusi. Pamiątka tym cenniejsza, że herb Litwy nie został tradycyjnie uzupełniony herbem korony. Ciekaw jestem tylko czy będzie oferowany z zaznaczeniem, że to falsyfikat. Oczywiście potrafię sobie tłumaczyć, że Zygmunt Stankiewicz kupował do swojego przydomowego muzeum falsyfikaty, ponieważ dla Szwajcarskich gości miały one taki sam walor ekspozycyjny jak oryginały z tą jednak różnicą, że były tańsze. Obawiam się jednak, że sympatyczny Pan zadowalany był kolejnymi eksponatami za które uiszczał we frankach ceny odpowiadające oryginałom.
Kolejny powód mojego rozczarowania to stan zachowania oferowanych pamiątek. Większość obiektów metalowych pokryta jest rdzą. Zdjęcie pałasza marynarki wojennej celowo dobrałem tak, żeby pokazać jak pleśń zjadła istotny fragment temblaka. Wyraźnie widać, że obiekty były długotrwale narażone na działanie wilgoci. Przypuszczam, że tą zasługę można raczej przypisać spadkobiercom Zygmunta Stankiewicza. Czy jednak muzeum zdeponowane w piwnicy oranżerii było ogrzewane bez przerwy także za jego życia, tego nie wiem. Nie ulega jednak wątpliwości, że dopuszczono się w tym zakresie daleko idącego zaniedbania.
Wreszcie ostatnia sprawa to określenie całości mianem kolekcji. W moim przekonaniu nie jest to kolekcja, ale zwyczajny zbiór pamiątek gromadzonych raczej przypadkowo. Nie widać w nim żadnego bliższego klucza jak tylko szeroko rozumiane odniesienie do historii Polski. Pomiędzy pamiątkami wybitnymi znajdują się także obiekty kompletnie mierne, jak choćby medal X lecia PRL, czy odznaka zasłużonego pracownika handlu. Co łączy te obiekty z portretem króla Sobieskiego? W moim przekonaniu niewiele więcej jak to, że Zygmunt Stankiewicz na jakimś etapie swojego życia miał okazję kupić zarówno jedno jak i drugie.
Próbując w tym miejscu odpowiedzieć na postawione w drugim akapicie pytanie; być może aukcja obejmuje tylko część pamiątek ponieważ pozostałe nie były warte oferowania w domu o renomie Hermann Historica. Doceniając intencje i wysiłek jakie Zygmunt Stankiewicz włożył w budowanie swojego zbioru, tworzenie muzeum i upamiętnianie historii Polski mam wrażenie, że zmarnował swój potencjał. Proszę mnie w tym twierdzeniu źle nie zrozumieć. Nie wymieniam całej listy moich pozytywnych wrażeń i sympatii związanych z projektem Zygmunta Stankiewicza, ponieważ jest dla mnie oczywiste, że czytelnicy tej strony myślą podobnie jak ja i są one dla nas wspólne i oczywiste.