Jak powszechnie wiadomo, siedziba Giełdy Papierów Wartościowych znajdowała się przez wiele lat w budynku dawnego Komitetu Centralnego PZPR, co sprowokowało powstanie żartu o tym, że świątynia komunizmu zmieniła się w świątynię kapitalizmu. Być może tym topem myślowym podążał grafik magazynu Stock Market, przygotowując okładkę wydania specjalnego, poświęconego trzydziestoleciu warszawskiej giełdy. Wykorzystany tam motyw graficzny do złudzenia przypomina projekt srebrnej monety wydanej z okazji XXX lecia PRL. Kontury mapy i wykorzystana czcionka z szeryfami nie pozwalają pozbyć się złudzenia, że to właśnie słynna moneta była źródłem inspiracji dla projektanta.
Kiedy wczoraj przeczytałem informację o opisanej niżej petycji, byłem przekonany, że jest to nieudany żart o podłożu politycznym. Uprzedzam o tym, żeby nikt nie miał wątpliwości czy sam piszę prawdę. W październiku 2020 roku, z okazji Miesiąca Afrykańskiej Historii w Wielkiej Brytanii, organizacja o nazwie The African Or Black Question zainicjowała petycję, której skutkiem miała być zmiana w wykonaniu Orderu św. Michała i św. Jerzego. Dlaczego taką zmianę uznano za konieczną? Ponieważ wyobrażenie św. Michała strącającego Lucyfera do piekła, skojarzyło się autorom petycji z uduszeniem Georga Floyda. Rzeczywiście Archanioł Michał stoi nad diabłem. Skąd jednak takie skojarzenie? Zdaniem autorów petycji wyobrażenie ma podłoże rasowe. Św. Michał jest dobry, więc biały. Natomiast diabeł jest zły, więc został przedstawiony jako czarnoskóry. Czy takie były faktyczne powody przedstawienia obu postaci w historii sztuki i na omawianym orderze? Oczywiście nie. Mówiąc w największym uproszczeniu diabeł to ciemność, a Bóg to jasność. Jakim kolorem przedstawić ciemność, jeśli nie ciemnym właśnie? To rozróżnienie jest szczególnie istotne w przypadku przedstawienia sceny strącenia Lucyfera do piekła. Wcześniej był on aniołem, którego imię wywodziło się od łacińskich słów lux (światło) i ferre (nieść). Nie było to jednak światło pochodzące od niego, lecz światło odbite od jej prawdziwego źródła, od Boga. Dlatego gdyby przedstawić go zgodnie z życzeniem petycji, całe wyobrażenie straciło by swój teologiczny sens.
Inna niepokojąca kwestia to fakt, że autorzy petycji uważali klasyczne w historii sztuki przedstawienie Archanioła Michała za mistyfikację. Będące w ich dyspozycji zdjęcie orderu uważali za nieautentyczne. Projekt petycji wnieśli dopiero po upewnieniu się, że order faktycznie tak wygląda. Oczywiście świadczy to o staranności, ale nie na tyle daleko idącej aby zbadać dlaczego właśnie tak przedstawiono tą scenę. Ostatecznie petycji brakowało niecałe sto głosów do wymaganego progu 1.500 podpisów. To jednak nadal dość dużo jak na pomysł, który z początku wydawał się żartem.
Przeglądając ofertę aukcyjną natrafiłem na intrygujący żeton związany z Polską, który najpewniej pochodzi jeszcze z XVIII wieku, a wedle mojej wiedzy nie był jeszcze omawiany w polskiej literaturze numizmatycznej. Chodzi o żeton Towarzystwa Konstytucyjnego z Sheffield. Powstało ono w 1780 roku z inicjatywy Johna Cartwrighta. Miało za cel krzywienie postępowych idei demokracji parlamentarnej. W szczególności opowiadało się za rozszerzeniem kręgu wyborców o niższe klasy społeczne. Według opisu na stronie British Museum żeton o którym mowa został wybity w 1792 roku, a więc w rok po uchwaleniu Konstytucji 3 maja. Na jego rewersie widoczna jest tarcza z flagą Wielkiej Brytanii oraz cztery sztandary, na których wypisano nazwy państw posiadających konstytucję. Wśród nich wymieniona jest także Polska. Żeton znany jest także w odbitce z odmiennym awersem, na którym widnieje data 1797 i informacja PAYABLE IN MIDDLESEX. Oznacza to jakąś formę pieniądza zastępczego. W przeciwieństwie do pierwotnego żetonu, bity był w srebrze.
Pretekstem do dzisiejszego wpisu jest plakieta z wizerunkiem czeskiego kompozytora Bedřicha Smetany, oferowana na tygodniowej aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatycznego nr 220127 pod pozycją 338302. Plakieta została opisana przez WCN jako Czechosłowacja, plakieta pamiątkowa, 1895. Ponieważ w tym czasie nikt jeszcze nie słyszał o Czechosłowacji, plakieta mnie zaciekawiła. W istocie nie była to wystawa Czechosłowacka tylko Czechosłowiańska. Odbyła się w 1895 roku w Pradze i prezentowała stroje i sztukę ludową państw słowiańskich. Towarzyszył jej też duży zlot sokolstwa. Całość wpisywała się w popularny w końcu XIX wieku ruch wszechsłowiański i ludowy.
Nagroda została udzielona dla braci Franciszka i Jarosława Čermáków z Hořovic, którzy byli właścicielami odlewni. Nagrodę otrzymali za popiersie Jerzego z Podebradów, które także stanowiło jedną z nagród na tej samej wystawie. Co ciekawe jakiś czas temu wspomniane popiersie było oferowane na jednek z aukcji w Czechach w dniu 7 grudnia 2019 roku. Tym samym możliwe było skompletowanie nagrody i pracy za którą była udzielona. Tym bardziej, że ta sama plakieta która oferowana jest dziś przez WCN w 2019 roku dostępna była w serwisie aukro.cz
Na 460 aukcji domu aukcyjnego Spink and Son, która odbyła się 16 stycznia 2022 roku w Nowym Jorku oferowano 58 monet i medali “oferowanych przez bezpośrednich spadkobierców kolekcji hrabiego Emeryka Hutten-Czapskiego“. Taki opis oczywiście przywodzi na myśl słynną kolekcję, będącą obecnie pod kuratelą Muzeum Narodowego w Krakowie. W tym przypadku zapewne chodzi jednak o spadkobierców Emeryka Augusta Hutten-Czapskiego, urodzonego w 1897 roku wnuka słynnego kolekcjonera o tym samym imieniu. Emeryk junior, podobnie jak dziadek gromadził numizmaty, choć oczywiście na zdecydowanie mniejszą skalę. Po jego śmierci na przestrzeni wielu lat kolekcja była sukcesywnie sprzedawana. To co znalazło się w ofercie Spink and Son wygląda na ostatnie jej pozostałości.
W grupie pięćdziesięciu dziewięciu monet i medali z całego świata (w tym dwudziestu dziewięciu związanych z Polską), oferowanych jako pozostałość wspomnianej kolekcji, aż pięć pozycji posiadało dziurę. Wiele monet było w naprawdę kiepskim stanie zachowania, a większość medali stanowiły późniejsze odlewy. To w moim przekonaniu świadczy o fakcie, że mamy do czynienia z zupełnymi resztkami tej kolekcji. Z drugiej strony, aż trzydzieści dziewięć z oferowanych monet i medali to egzemplarze wybite w złocie. W tej liczbie dwanaście pozycji związanych jest z Polską. Dzisiaj taki zbiór stanowił by powód do satysfakcji. Pokazuje to jak dalece ograniczyła się podaż pamiątek historycznych.
Przeglądając ofertę eBay zauważyłem aukcję osobliwej pamiątki. Zgodnie z opisem miał to być pierścień Orderu Wojennego Virtuti Militari z okresu drugiej wojny światowej. Oczywiście każdy kto ma minimalne pojęcie o polskich orderach i odznaczeniach wie doskonale, że widoczny obiekt nie nawiązuj wyglądem do najwyższego polskiego wyróżnienia wojskowego, tylko do medalu “Zasłużony na polu chwały”. Pierścień został wykonany przez dolutowanie do obrączki miniatury wspomnianego medalu, po wcześniejszym pozbawieniu jej mocowania wstążki. Potwierdza to zdjęcie odwrotnej strony pierścienia, na którym widać rewers miniatury. Bardzo wątpliwa jest podana przez sprzedającego informacja, że całość wykonana jest ze srebra. Nie świadczy o tym ani wiedza na temat miniatur tego pospolitego medalu, ani nawet załączone do aukcji zdjęcia. Nie przekonuje wreszcie kategoryczne twierdzenie, że jest to obiekt z okresu drugiej wojny światowej.
W styczniu 2021 roku opisałem przypadek późniejszego wykonania medalu Virtuti Militari z przerobionych stempli, który został sprzedany w Niemczech za 10.500 euro. Medal był błędnie opisany jako pierwotne wykonanie, więc cena sprawiała wrażenie okazyjnej, w stosunku do 270.000 złotych którą osiągnął oryginalny medal na aukcji Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka. Ktoś postanowił zaryzykować. Kupił prezentowany medal na kilka tygodni przed aukcją GNDM i zaraz po ustaleniu wysokiego wyniku, zaoferował go na aukcję jednego z polskich domów aukcyjnych. Został jednak odesłany z kwitkiem, ponieważ medal w rzeczywistości nie okazał się tym, czym miał być. Ostatecznie według niepotwierdzonej informacji nabywca odstąpił od umowy zakupu w niemieckim domu aukcyjnym, który nie zdecydował się aby ponownie oferować go na aukcji.
Jednak życie nie znosi próżni i medal pojawił się w ofercie czeskiego domu aukcyjnego AUREA Numismatika na 102 aukcji w dniu 4 grudnia 2021 roku, pod pozycją 524. Medal ponownie został opisany jako pierwotne wykonanie (původní ražba). Jeszcze 18 listopada 2021 roku napisałem do domu aukcyjnego e-mail z wiadomością, że nie jest to pierwotne wykonanie. Podałem informację, że został sprzedany kilka lat temu u Kunkera jako późniejsze wykonanie za 4.000 euro. Napisałem też o późniejszej sprzedaży w innym domu aukcyjnym i odrzuceniu przed polski dom aukcyjny. Nie dość, że nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, to medal został ostatecznie sprzedany bez uwag za 750.00 koron czeskich, co stanowi równowartość ok. 140.000 złotych. Do tego należy doliczyć opłatę aukcyjną. Cierpliwie czekam co nabywca zrobi z tym gorącym kartoflem, kiedy już dowie się co kupił. Jeśli trafił do zagranicznej kolekcji, to może się okazać, że długo nie dowie się o tym w jakich okolicznościach nabył obiekt. Jeśli kolejny raz podjęta będzie próba sprzedaży w Polsce być może kolejny raz dojdzie do zwrotu.
Pamiątki w pięknych stanach zachowania poszukiwane były zawsze. Można jednak odnieść wrażenie, że tendencja do poszukiwania wyśmienitych stanów zachowania zamyka dziś wielu osobom oczy na rzeczy ciekawe, ale niekoniecznie piękne. Zapewne nie inaczej było w przypadku pokazanego wyżej medalu. Do niewielu numizmatów słowo wycieruch pasuje lepiej. Dlaczego więc zwracać na niego uwagę? W mojej ocenie wytarcie na rewersie jest intencjonalne. Wyraźnie widać, że miało usunąć napis, pozostawiając wieniec laurowy.
Jaki mógł być cel takiego usunięcia napisu? Trudno to dzisiaj stwierdzić. Być może miało to być pole przygotowane pod pamiątkową dedykację. Może ktoś z czytelników będzie miał jakiś pomysł. W każdym wypadku uważam, że takie drobiazgi należy pozostawiać w zbiorze, ponieważ stanowią ciekawe świadectwo epoki. Zazwyczaj kosztują niewiele (ten egzemplarz miał cenę wywoławczą na poziomie 5 zł.) a być może kiedyś dadzą satysfakcję rozwiązania zagadki wytartego tła.
Two weeks ago I was looking on Nagyhazi auction house offer of XIX centrury pictures. My attention cought one picture, offered on the auction under lot 50 and presenting black dog. I was sure I knew this picture from somewhere, so I checked the author in description to find connection in my memory. The description stated only that it was XIX century hungarian painting. I was surprised since I was sure that last time I saw this painting, it was attributed to one of XIX century Slovak painters. Unfortunatelly I couldn’t remember which one. I zoomed the picture, looking for a signature, but there wasn’t any. I thought the painting must have been attributed to the painter in the past, but later it was veryfied as an anonimous piece of art. So I did a Google resaerch, to find this previous offer, hoping to get information on previous attribution.
Compilation of Parisi Galeria catalogue from 2013 and Nagyhazi picture from 2021
It didn’t took much time to find that the painting was offered by Parisi Galeria in Budapest. Auction took place on 16th May 2013, and the picture was offered under lot 21. But then it was not only attributed, but undoubtfully described as a picture of Dominik Skutecky. Slovakian painter of Jewish ancestry. Why Parisi Galeria was so sure about the author? Because the painting was signed in left down corner! It would be an obvious fraud, but it wouldn’t be surprising, if the picture without signature in 2013, had one in 2021. But why oposit? I guess that someone put a false signature on a fairly good painting from XIX century, that was in an artistic manner of Skutecky, but no one got fooled. After some time he removed the signature and offered the painting without any personal attribution.
I guess the offerer assumed that no one will remember this painting from the auction in 2013. He was wrong. Eight days ago I wrote an e-mail to Nagyhazi describing the situation and asking if there is any sign of manipulation on the painting in left down corner, where previously one could see the signature, but since this day I received no answer. Please take this history as a lesson for you, that nothing is sure even in reputable auction houses.
Generał Józef Bem jest powszechnie znany jako uczestnik Wiosny Ludów na Węgrzech w 1848 roku. Być może dlatego mniej zapisał się w społecznej świadomości jego udział w powstaniu listopadowym. Jednak to właśnie powstanie przyniosło mu awans od stopnia majora do generała. Późniejszy bohater Polski i Węgier zasłużył się nie tylko odwagą, ale także wysokimi kompetencjami w dowodzeniu artylerią. W uznaniu tych działań Naczelny Wódz wyróżnił go w dniu 1 lipca 1931 roku złotym Krzyżem Wojskowym Polskim. Wydawać by się mogło, że takie wyróżnienie było dostatecznym zaszczytem. Jednak po upadku Warszawy, kiedy los powstania był już właściwie przesądzony, rozdawnictwo krzyży wzrosło. W sposób oczywisty zdewaluowało to wartość nadania. Ostatecznie krzyż złoty otrzymały 1794 osoby. Było ich niemal tyle samo co kawalerów krzyża srebrnego, który wręczono 1963 razy. W zupełnym oderwaniu od spraw powstańczych i samego orderu, po zakończeniu insurekcji znacząco wzrosła rola generała Bema. Stał się on bohaterem rozpoznawanym nie tylko w środowiskach Wielkiej Emigracji, ale także jedną z centralnych postaci Wiosny Ludów na Węgrzech. Nie mogą więc dziwić próby idealizacji takiej postaci. Jedną z nich jest pokazana po lewej stronie francuska grafika, przedstawiająca generała. Przed Orderem Legii Honorowej widoczny jest Krzyż Wojskowy Polski. Tyle tylko, że nie jest to krzyż złoty, jaki otrzymał Józef Bem, ale krzyż kawalerski z czarnymi ramionami. Oczywiście można to potraktować jako błąd zagranicznego grafika. Tym bardziej, że nie jest to jedyna grafika na której występuje on z krzyżem wyższej klasy.
Jak jednak potraktować widoczną na zdjęciu po lewej pamiątkę. Jest to rękopis dzieła Józefa Bema pod tytułem “O powstaniu narodowym w Polsce”. Pod nim znajduje się szkatuła z ziemią pobraną z pola bitwy pod Ostrołęką. Wreszcie ostatni element widoczny na fotografii to epolety należące do kapitana, a późniejszego generała. Mimo tak wspaniałych pamiątek osobistych po Bemie, centralnym punktem ekspozycji, którą można było oglądać w 1927 roku w Pałacu Sztuki w Krakowie, na wystawie “Generał Bem i jego epoka”, jest wspomniana wcześniej szkatuła. Poza informacją o zawartości, umieszczono na niej wieniec laurowy i gwiazdę Orderu Wojennego Virtuti Militari. Przeciętny odbiorca może to odebrać jako sugestię wyróżnienia generała Bema jeszcze wyższą klasą orderu niż nawet krzyż kawalerski. To oczywiście nie jedyne niedopowiedzenie, ponieważ bitwa pod Ostrołęką była przez stronę polską przegrana. Tym czasem wieniec laurowy może sugerować coś zupełnie odmiennego. Zdjęcie ciekawe jest także z innego powodu. Dowodzi, że gwiazdy Orderu Wojennego Virtuti Militari były wykonywane w okresie międzywojennym nie tylko na potrzeby osób nim wyróżnionych, ale także do innych celów. W tym wypadku o charakterze pamiątkowym.
Dzisiejszy wpis będzie nieco luźniejszy. Zupełnie przypadkiem widziałem ostatnio teledysk Czesława Niemena do “Bema pamięci rapsodu żałobnego”. Moją uwagę zwrócił oczywiście urzędniczy lub sądowy łańcuch zawieszony na szyi wokalisty. Teledysk realizowany był przez Wytwórnię Filmów Dokumentalnych na zlecenie Telewizji Polskiej. Można więc przypuszczać, że łańcuch znajdował się wśród rekwizytów będących w zasobach wytwórni, a Niemenowi wpadł w oko, w jakimś zespole przedmiotów związanych z XIX wiekiem. Tego się już pewnie dokładnie nie dowiemy, ale trzeba przyznać, że łańcuch w nowej funkcji też nie wygląda najgorzej. Podobny los spotykało wiele innych pamiątek. Elementy umundurowania, szable i inne pamiątki wielokrotnie trafiały do teatrów (jak pokazuje doświadczenie zapewne także wytwórni filmowych) i służyły tam jako rekwizyty.
W związku ze zbiorem oznak urzędniczych oferowanym na aukcji Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka nagrałem filmik, który pobieżnie omawia genezę tego typu pamiątek. Ze względu na ich zakres, główny akcent położony został na oznaki stosowane w guberniach leżących na terenach dawnego Królestwa Polskiego. Zapraszam do obejrzenia.
Ponieważ moja uwaga przez ostatnie kilka miesięcy skupiona była na medalu Virtuti Militari, pewnie jeszcze przez chwilę wpisy na stronie mogą pozostawać w kręgu tego ciekawego tematu. We wrześniu zeszłego roku jeden z domów aukcyjnych w Niemczech oferował srebrny medal Virtuti Militari. Wedle opisu miał to być rzadki przykład oryginału wykonanego między 15 czerwca, a 30 sierpnia 1792 roku. Dom aukcyjny identyfikował to na podstawie książki Wojciecha Steli. Zgodnie z podanym tam przykładem – notabene za książką G. Krogulca, Uwagi o Orderze Wojskowym Virtuti Militari z 1987 roku – identyfikacji dokonano na podstawie detali korony. Wojciech Stela pokazuje zdjęcie oryginału z zaznaczeniem, że jabłko królewskie jest widoczne w całości. Następnie pokazuje zdjęcie wykonane z późniejszego stempla, na którym jabłko królewskie jest częściowo zasłonięte przez naniesioną kropkę. Czy taka identyfikacja jest prawidłowa? Gdyby brać pod uwagę tylko ten element, to tak. Jeśli spojrzeć na cały medal, to wyraźnie widać szereg różnic między medalem oferowanym, a medalem oryginalnym. Rzeczoznawców domu aukcyjnego zgubił pośpiech. W konsekwencji późniejsze, najprawdopodobniej już XIX wieczne wykonanie, zostało po uwzględnieniu opłat aukcyjnych sprzedane za cenę 10.500 euro. W moim przekonaniu właściwa cena tego egzemplarza powinna oscylować raczej w granicach 500 euro.
Kilka miesięcy temu oferowana była miniatura przedstawiająca urzędnika w surducie. Wedle opisu miał to być Antoni Erazm Moharewicz – konsul w Gdańsku. Jednak nie to było ciekawe w tej miniaturze. Przedstawiony na niej urzędnik nosi na szyi Order Świętego Stanisława III klasy, który dość wiernie oddaje szczegóły charakterystyczna dla krzyży tego orderu z okresu Królestwa Polskiego przed 1828 rokiem. Poza nim na miniaturowym portrecie widać także Order Świętego Włodzimierza, a może nawet mocno uproszczony Order Świętej Anny. Autorem małego dzieła był niejaki Milot w 1825 roku. Moją próbę zaspokojenia ciekawości rozpocząłem od poszukiwania informacji o konsulu Moharewiczu. Okazało się, że w rzeczywistości nazywał się Antoni Makarowicz (Макарович Антон Константинович) i w dniu 6 września 1818 roku otrzymał Order Świętego Stanisława trzeciej klasy. Był w tym czasie sekretarzem konsulatu rosyjskiego w Gdańsku. Dlaczego to relatywnie wysokie wyróżnienie otrzymał rosyjski urzędnik konsularny w zagranicznym wtedy mieście? Odpowiedź przynosi opublikowana 1909 roku korespondencja Franciszka Ksawerego Druckiego-Lubeckiego. Wynika z niej, że w początku lat dwudziestych XIX wieku, ks. Konstanty powierzał Makarowiczowi wożenie do Petersburga dokumentów Rady Administracyjnej Królestwa Polskiego. Powierzenie tego zadania było co najmniej świadectwem dużego zaufania jakim był obdarzany.
W tym czasie konsulem rosyjskim w Gdańsku był Karl von Heydeken. Kiedy w 1824 roku objął placówkę w Genui, jego miejsce na stanowisku konsula objął Makarowicz. Ten ostatni zmarł przed 7 marca 1828 roku, a więc ostatecznie nie sprawował urzędu zbyt długo.
Co ciekawe, syn Antoniego Makarowicza, Ksawery Aleksander Makarowicz osiadł w Królestwie Kongresowym i na podstawie stanowiska zajmowanego przez jego ojca otrzymał w 1845 roku szlachectwo. Przyjął herb własny Makarowicz. Córka Antoniego Makarowicza – Klementyna, po ślubie przyjęła nazwisko Le Brun.