Przymierzając się do tego wpisu przypomniało mi się pewne zdarzenie z pobytu mojej babci w szpitalu. Leżała na sali w bardzo rozmowną panią, która intensywnie krytykowała ówczesne zmiany w prawie karnym. Uważała się za kompetentną w tej sprawie, ponieważ już od początku lat pięćdziesiątych miała być prokuratorem. U autorów zmian dopatrywała się złej woli a nie niewiedzy, ponieważ z jej doświadczenia wynikało, że nawet dwuletnia nauka pozwala porządnie nauczyć się prawa. Wtedy zrozumiałem, że mam do czynienia z absolwentką Centralnej Szkoły Prawniczej, czyli tzw. duraczówki. Był to dwuletni kurs prawniczy dla osób, które nie posiadały studiów prawniczych, ale ze względu na zaufanie jakim obdarzył je stalinowski wymiar sprawiedliwości, miały stać się jego elementem. Oskarżać lubi wydawać wyroki bez zbędnego zadawania pytań. Choć z punktu widzenia obecnych procedur doboru sędziów i prokuratorów wydaje się to pogwałceniem wszelkich gwarancji praworządności, to w latach czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku, aż tak bardzo nie dziwiło. Między innymi dlatego, że w wojskowym wymiarze sprawiedliwości poprzeczka była ustawiona jeszcze niżej.
Jak to możliwe? Otóż zdarzało się, że funkcje prokuratorów i sędziów wojskowych pełniły osoby bez jakiegokolwiek wykształcenia wyższego. Nie mówiąc już o wykształceniu prawniczym. Były to osoby gotowe na wszelkie ustępstwa w zamian za otrzymane stanowisko. Ich sylwetki doskonale nakreślił prof. Krzysztof Szwagrzyk w książce “Prawnicy czasu bezprawia. Sędziowie i prokuratorzy wojskowi w Polsce 1944-1956“.
Doskonałą ilustracją takiej kariery jest akademicki dowód osobisty, który jest przedmiotem tego wpisu. Został wydany 15 października 1946 roku dla prokuratora Wojskowego Prokuratury Rejonowej w Krakowie i jednocześnie studenta Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jej właściciel, w chwili wydania dokumentu miał 39 lat. Co ciekawe, miał za sobą także służbę w przedwojennym wojsku polskim lub administracji. Świadczy o tym widoczny na mundurze Medal Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości. Przedwojenna kariera nie zawsze była przeszkodą w otrzymaniu nomenklaturowego stanowiska po wojnie. W wojskowym wymiarze sprawiedliwości okresu stalinizmu było szereg przedwojennych oficerów sądowych lub aplikantów.
Ciekawostkę stanowią dalsze symbole widoczne na zdjęciu wklejonym do akademickiego dowodu osobistego. Student – prokurator nosi koalicyjkę z odznaką strzelecką i państwową odznaką sportową. Z jednej strony są to odznaki, które formalnie nie świadczą o niczym więcej jak tylko sprawności sportowej. Z drugiej strony stanowią one element pewnej tożsamości, która była budowana przed wojną, a której po wojnie starano się wszelkimi sposobami zaprzeczyć. Dlatego afiszowanie się nimi mogło być źle odczytywane.
Ostatnią, być może największą ciekawostką tego dokumentu i wklejonego do niego zdjęcia, jest medal za ratowanie ginących, widoczny na piersi stalinowskiego prokuratora wojskowego. Był to medal ustanowiony rozporządzeniem prezydenta Rzeczpospolitej z 22 marca 1928 roku. Nagradzano nim osoby, które uratowały kogoś od utonięcia lub katastrofy żywiołowej. Medal nadawał Minister Spraw Wewnętrznych, a nadania nie mogły być pochopne, o czym świadczy stosunkowo niewielka liczba odznaczonych. Na rewersie medalu umieszczona była dewiza będąca jego nazwą: ZA RATOWANIE GINĄCYCH. Patrząc na nią w kontekście świadomego wnioskowania przez stalinowskich prokuratorów wojskowych o kary śmierci dla osób niewinnych, brzmi jak ponury żart.