Skip to content
  • kolekcjonowanie
    • o kolekcjonowaniu
    • aktualności
    • książki
    • blogi
  • pamiątki
    • ordery i odznaczenia
    • odznaki i oznaki
    • medale
    • dokumenty
    • pozostałe
  • Słowacja
    • Kežmarok
    • Polska – Słowacja
    • XIX wiek
  • o mnie
    • o stronie
    • czego szukam?
skelnik.pl

pamiątki

historia ukryta w przedmiotach

pamiątki

Published 12 April 2019

Dziurawe medale

Medal diligentiae z aukcja on-line WCN (poz. 142957).

Tytuł dzisiejszego wpisu jest bezpośrednim nawiązaniem do opublikowanego wczoraj filmiku Damiana Marciniaka, który wklejam na końcu tego akapitu i do obejrzenia którego zachęcam przed przeczytaniem dalszej części tego wpisu. W nawiązaniu do grupy monet oferowanych na swojej aukcji, Damian Marciniak opowiada o powodach dziurawienia monet i tym jak kolekcjoner powinien patrzeć na takie obiekty. W tym co mówi jest wiele prawdy, ale diabeł jak zawsze tkwi w szczegółach i pozwala czepiać się tym, których najbardziej interesują wyjątki. W moim przekonaniu twierdzenia zawarte w filmiku są całkowicie prawidłowe i poprawne chyba tylko dla monet przedziurawionych bezmyślnie. Nieważne czy w epoce, czy później. Ważne, że bezmyślnie. Co mam przez to na myśli? Uważam, że monety przedziurawione jako element islamskiej sukni są doskonałym świadectwem swojej epoki i kręgu kulturowego. Nie można zapominać, że monety poza funkcją płatniczą, pełniły także funkcję tezauryzacyjną, czyli sposobu na gromadzenie oszczędności. Przedziurawienie monety świadczyło o nietypowej przewadze drugiej z wymienionych funkcji. Poza tym monetę taką można wpisać w określony kontekst kulturowy i historyczny. Czy to nie są doskonałe powody dla włączenia takiej monety do własnej kolekcji. Jeśli ktoś chce dokumentować historię trojaków, to niech ma w swoim zbiorze przykład tego, jak z nich korzystano.

W filmie pada stwierdzenie: “ciężko sobie wyobrazić, żeby stan był gorszy niż dziurawy“. Dokonam tutaj pewnego nadużycia, za co mam nadzieję pan Damian się na mnie nie obrazi i rozszerzę to twierdzenie z monet na szeroko rozumiane numizmaty, a więc także medale. Robię to dlatego, że obserwuję u numizmatyków fetysz stanu zachowania, który często prowadzi do mniej lub bardziej udolnych prób jego poprawiania. Przykład takiej poprawki widoczny jest na załączonym wyżej zdjęciu. Jest to nagrodowy medalik szkolny z czasów panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego. W dniu 22 czerwca 2017 roku został sprzedany na tygodniowej aukcji WCN za stosunkowo niewielką kwotę 410 zł. Stan zachowania oceniono na III-, a w opisie zawarto informację, że medal został “przedziurawiony i zanitowany“. Można się oczywiście domyślać, że został zanitowany żeby poprawić złe wrażenie jakie na przeciętnym numizmatyku wywołuje dziura. Pomijając jakość tej naprawy, która sama w sobie może budzić pewne zastrzeżenia natury estetycznej uważam, że musiała być wykonana przez kogoś bez rzeczywistych ambicji numizmatycznych i bez odpowiedniej wiedzy. Jeśli przyjrzeć się bliżej źródłom dotyczącym medalu okaże się bowiem, że Stanisław August Poniatowski w zamówieniach do Mennicy Warszawskiej wskazywał wyraźnie aby część medali diligentiae była dziurowana. Tym samym okazuje się, że w imię walki o ulepszenie numizmatu doszło do jego faktycznego zdewastowania. Jednocześnie okazuje się, że okaz z dziurą jest tak samo wartościowy jak okaz bez dziury, a jego stan zachowania może być określony jako stan pierwszy. W szerszej perspektywie okazuje się także, co w sumie dość oczywiste, że tej samej miary nie można przykładać do monet i medali, choć wszystkie są numizmatami.

Medal Merentibus z 19 aukcji Antykwariatu Michała Niemczyka (poz. 351).

Czy w takim razie każdy medal z dziurą zasługuje na zainteresowani na równi z medalami takiej dziury pozbawionymi? Oczywiście, że nie. Świetnym tego przykładem może być złoty medal Merentibus z czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego oferowany na 19 aukcji Antykwariatu Michała Niemczyka pod pozycją 351. Z dziurą czy bez dziury, złote medale z czasów przedrozbiorowych to ogromna rzadkość. Tutaj w dodatku z bardzo dobrą proweniencją. Przedmiot broni się sam dlatego uważam, że zupełnie niepotrzebnie dom aukcyjny opatrzył go nieco przesadzonym opisem. Wskazał w nim, że “wystawiony [medal] zasługuje na szczególną uwagę. Ma bowiem otwór na gadzinie 12:00 przez który przechodziła oryginalna wstęga do noszenia w formie medalionu na piersi, niestety wstęga nie dotrwała do dziś w zbiorze“. Wedle mojej najlepszej wiedzy katalog ANMN jest pierwszym miejsce, w którym pojawia się koncepcja wieszania medali Merentibus z czasów Stanisława Augusta Poniatowskiego na wstędze. Pogląd ten nie był dotychczas prezentowany ani w literaturze, ani w nie znam takiej relacji historycznej. Poza tym otwór jest za mały do przewleczenia wstęgi i w najlepszym wypadku mógł służyć do przewleczenia koluszka dla wstęgi. Takie koluszko mogło jeszcze jakoś wyglądać przy małym medaliku diligentiae (który w epoce nazywano wręcz żetonem), ale w tak pięknym medalu było by estetyczną zbrodnią. Wreszcie stan zachowania rewersu medalu nie wskazuje aby miał się on ocierać na o czyjeś ubranie, zawieszony wcześniej na wstędze. Dlatego koncepcję medalu na wstędze uważam za nieudaną próbę uratowania tego egzemplarza przed porażką wizerunkową, wynikającą z wykonanej w nim dziury. Dlaczego renomowany dom aukcyjny podjął się takiej próby? Ponieważ wie jak przedziurawione numizmaty postrzegane są przez numizmatyków.

Dlatego zachęcam wszystkich do samodzielnego myślenia i samodzielnego oceniania każdego z numizmatów, niezależnie od tego czy są to monety, czy medale. Szukania odpowiedzi na pytanie czy wykonana w nich dziura jest umotywowana historycznie i kulturowo. Czy mówi nam coś o monecie, historii pieniądza, relacji gospodarczych lub innych wydarzeniach. Może się bowiem okazać, że dzięki odkryciu takiego kontekstu wzbogacimy nasz zbiór o bardzo ciekawą i dzięki niewiedzy innych niedrogą pamiątkę. Jak bowiem mówi Damian Marciniak – w numizmatyce widzisz tyle, ile wiesz. I tej dewizy należy się konsekwentnie trzymać.

Published 5 April 2019

Medal nagrodowy VI Zjazdu Lekarzy i Przyrodników w Krakowie w 1891 roku

Medal nagrodowy VI Zjazdu Lekarzy Polskich i Przyrodników w Krakowie w ofercie WDA MiM (marzec 2019).

Dzisiejszy i kolejny wpis będą poruszały kwestie stanów zachowania i ich znaczenia dla budowania własnego zbioru. Pretekstem do tego konkretnego wpisu jest medal nagrodowy wydany z okazji VI Zjazdu Lekarzy Polskich i Przyrodników w Krakowie w 1891 roku, który oferowany był na aukcji Warszawskiego Domu Aukcyjnego Mariusza Walendzika i antykwariatu Monety i Medale Romualda Sawicza. Pierwszy ze wskazanych antykwariuszy znany jest z oferty numizmatów w możliwie najlepszych stanach zachowania. Dominująca część pozycji na jego aukcjach jest po gradingu. Z opisów poszczególnych monet wynika, że celuje w klientów poszukujących pamiątek z maksymalnymi notami. Powód dla którego podkreślam tą okoliczność wyjaśni się później. Drugiego z antykwariuszy kojarzę z ciekawej oferty medali jaką regularnie prezentował na allegro, aż do czasu przejścia na onebid. Być może jest to wrażenie subiektywne, ale marka Monety i Medale od zawsze dobrze mi się kojarzy. Dobrym pomysłem wydaje mi się także połączenie sił dwóch niezależnych podmiotów w celu zaprezentowania jednej dobrej oferty, niż robienie dwóch aukcji średniej jakości. Widząc jak wielu jest indywidualistów w branży antykwarycznej miło jest zobaczyć, że panowie potrafią zgodnie współpracować przy kolejnej już aukcji.

Medal nagrodowy VI Zjazdu Lekarzy Polskich i Przyrodników w Krakowie w ofercie WCN (luty 2018).

Wracając jednak do oferowanego medalu, zwrócił on moją uwagę, ponieważ pamiętam go z aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatycznego, która skończyła się w dniu 1 lutego 2018 roku. Był to dokładnie ten sam medal w dokładnie tym samym pudełku. Podkreślam to dlatego, że bez przyglądania się szczegółom pośpieszny czytelnik może się poważnie zdziwić. Podczas kiedy rok temu medal pokryty był elegancką naturalną patyną, dziś błyszczy się na wszystkie strony. Różnica jest także w cenie. Rok temu medal został sprzedany za 330 zł. Obecnie za 750 zł. Muszę przyznać, że w mojej subiektywnej ocenie pierwsza z osiągniętych cen była oczywiście okazyjna. Uważam tak nie tylko ze względu na doskonały stan zachowania monety, ale także ze względu na fakt dołączenia do niego oryginalnego pudełka z epoki. Takie przyjemne zestawy nie zdarzają się często. Osiągnięto niedawno cenę 750 zł. uważam za odpowiadającą wartości tego zestawu. Myślę, że rynek wycenił go prawidłowo. Warto na marginesie zwrócić uwagę, że estymacja domu aukcyjnego sięgała nawet kwoty 1.800 zł. Jak się okazało mocno przeszacowanej. Dlatego warto zauważyć, że rynek nie dał premii za “nabłyszczenie” monety. Posłużyłem tym terminem w cudzysłowie, ponieważ mam wrażenie, że moneta została poddana nie tylko ingerencji chemicznej, ale także graficznej. W moim odczuciu zdjęcie zostało rozjaśnione tak, aby sprawiało wrażenie, że moneta się błyszczy pięknym srebrem. Uzyskany w efekcie tego zabiegu kolor jest nienaturalny i w moim przekonaniu wygląda kiepsko. Tak więc być może właśnie to dążenie do nienaturalnej perfekcji skutkowało sprzedażą monety poniżej estymacji domu aukcyjnego?

Published 22 March 2019

Sąd Okręgowy w Gdyni – zdjęcie zagadka

Damian Marciniak lansuje hasło “w numizmatyce widzisz tyle ile wiesz“. W mojej ocenie jest to hasło uniwersalne i dotyczy nie tylko numizmatyki, ale także innych nauk pomocniczych historii i obszarów zainteresowań hobbystycznych. Na dowód powyższego przedstawiam obok zdjęcie oferowane ostatnio na allegro z opisem informującym, że jest to zdjęcie zbiorowe urzędników. Jedyna bliższa informacja wskazywała na to, że zostało wykonane przez zakład FOTO ELITE GDYNIA. Nic więcej. Reszta dostępna jest wyłącznie dla tych, którzy wiedzą więcej. Osoby zainteresowane historią wymiaru sprawiedliwości zwrócą uwagę na charakterystyczny układ sali z widocznymi na pierwszym planie ławami dla publiczności. Po prawej i lewej stronie widać fragmenty bariery oddzielającej stół składu orzekającego od reszty sali. Bardziej wnikliwi obserwatorzy, nakierowani siedzibą zakładu fotograficznego być może zorientują się, że jest to najbardziej reprezentacyjna sala Sądu Okręgowego w Gdyni. Była ona na tyle duża, że obecnie (już w Sądzie Rejonowym w Gdyni) została podzielona na dwie sale nr 3 i 3a, zlokalizowane dokładnie na wprost wejścia do sądu.

Zdjęcie jest w mojej ocenie bardzo ciekawe, ponieważ projekt budynku powstał dopiero 1934 roku. Jego autorami byli Tadeusz Sieczkowski, Zbigniew Karpiński i Roman Sołtyński. Budynek oddano do użytku stosunkowo szybko, bo już w maju 1936 roku. Tak więc do wybuchu wojny sąd działał niecałe trzy i pół roku. Powstaje jednak pytanie czy zdjęcie zostało wykonane przed wojną, czy po wojnie? W końcu zakład FOTO ELITE działa w Gdyni w tym samym miejscu do dnia dzisiejszego. W mojej ocenie nie ulega wątpliwości, że zdjęcie jest przedwojenne. Po pierwsze dlatego, że widoczny w tle orzeł posiada na głowie koronę. Po drugie dlatego, że stroje widocznych na zdjęciu sędziów są charakterystyczne dla końca lat trzydziestych. Podobnie jeden z sędziów posiada miniatury odznaczeń charakterystyczne dla lat trzydziestych.

Innym sposobem potwierdzenia atrybucji zdjęcia było zidentyfikowanie osób obecnych na zdjęciu. W tym celu sięgnąłem do wydawanego co roku Kalendarza – informatora sądowego. Zwróciłem uwagę na roczniki od 1936 do 1939 roku. W 1936 roku prezesem sądu był Józef Parczewski, a wiceprezesami Antoni Karczewski i Leon Kryczyński. W 1937 roku prezesem sądu w miejsce sędziego Parczewskiego został Jarosław Czarliński. Dopiero w 1939 roku sędziego Karczewskiego zastąpił na stanowisku wiceprezesa sądu dr Juliusz Pobłocki.

Na zdjęciu udało mi się zidentyfikować Leona Kryczyńskiego, który był nie tylko sędzią ale także historykiem i ważnym przedstawicielem społeczności tatarskiej w Polsce. Niedawno prezydent RP odznaczył go pośmiertnie orderem Orła Białego. Przypuszczalnie tylko ze względu na to, że był tak wybitną postacią udało mi się znaleźć w internecie jego zdjęcie. Wedle informatora sądowego na 1935 rok, w tym czasie sędzie Kryczyński nie pracował jeszcze w Sądzie Okręgowym w Gdyni. Potwierdza to, że zdjęcie wykonano w latach 1936-1939.

Inną osobą, którą udało mi się zidentyfikować na zdjęciu jest Franciszek Sokół, komisarz rządu w Gdyni. Jego obecność naprowadziła mnie na trop dotyczący okazji przy której wykonane było zdjęcie. Mogło to być oddanie do użytku nowego gmachu sądu w maju 1936 roku lub objęcie obowiązków przez nowego prezesa Sądu Okręgowego w Gdyni przez Jarosława Czarlińskiego w październiku 1937 roku. W tym kontekście trzeba zwrócić uwagę na intensywne słońce padające na podłogę sali sądowej. Jeśli przyjąć hipotezę, że wybór jest wyłącznie między tymi dwoma wydarzeniami, to padające słońce wydaje się być ewidentnie majowe. Oznaczało by to, że prezentowane zdjęcie zostało wykonane w maju 1936 roku, podczas uroczystości oddania do użytkowania budynku Sądu Okręgowego w Gdyni. Zdjęcie jest o tyle ciekawe, że dotychczas nie widziałem żadnego przedwojennego zdjęcia z wnętrza tego sądu. Satysfakcję daje także ustalenie prawdopodobnych okoliczności jego wykonania, pomimo całkowitego braku informacji w opisie aukcji.

Published 1 March 2019

Znaczek III Zjazdu Prawników Czechosłowackich w Bratysławie 1930

Chcąc być szczerym muszę przyznać, że zupełnie nie miałem pomysłu na ten wpis. Nie chciałem jednak znów przerywać rutyny cotygodniowej publikacji. Kiedy nie ma się treści, najlepiej uciec w stronę atrakcyjnej ilustracji. Dlatego zacząłem przeszukiwać pamięć komputera z zamiarem znalezienia czegoś, co będzie dobrze wyglądało. Zupełnie przypadkiem trafiłem na odznakę-znaczek, kupiony kilka lat temu na aukro.cz. Kupując go nie wiedziałem do końca w co inwestuję. Sprzedający tez nie wiedział co to jest, więc cena nie była wygórowana. Początkowo myślałem, że może to być znaczek pamiątkowy promocji Wydziału Prawa Uniwersytetu im. Jana Komenskiego w Bratysławie. Było to najprostsze skojarzenie, które wynikało z widocznych na znaczku paragrafów, jednoznacznie odsyłających do tematyki prawniczej. Z takim przeświadczeniem odłożyłem odznakę do pudełka gdzie spokojnie przeleżała sobie kilka lat. Teraz, kiedy postanowiłem ją opisać na stronie, coś mi w tej atrybucji intuicyjnie nie grało. Dlaczego znaczek przeznaczony dla absolwentów uniwersytetu wykonany został w formie flagi? Dlaczego wykonano go w zakładzie grawerskim w Pradze, a nie w bezpośrednio w Bratysławie? Dlaczego na fladze pojawia się nazwa miejscowości, a nie uniwersytetu? Wreszcie dlaczego jest to fantazyjna flaga posługująca się jedynie barwami właściwymi dla Czechosłowacji? Poza tym odznaka ma numer 127. W okresie międzywojennym rekordowy dla Wydziału Prawa Uniwersytetu im. Jana Komenskiego był 1936 rok. Tego lata ukończyło go 139 absolwentów z tytułem JUDr., który odpowiada obecnemu tytułowi magistra. Nie ma więc wcale pewności, czy w 1930 roku było ich aż 127.

Nie było wyjścia. Musiałem poszukać innego wydarzenia, które mogło być upamiętnione za pomocą takiego znaczka. Dość szybko udało mi się ustalić, że 1930 roku Bratysława gościła III Zjazd Prawników Czechosłowackich. To był strzał w dziesiątkę. Paragrafy na niebieskim tle potwierdzają prawniczą konotację wydarzenia. Nazwa miejscowości wskazuje na miasto gospodarza konferencji, a data na jej rok. III Zjazd Prawników Czechosłowackich był wydarzeniem nie tylko krajowym, ale także międzynarodowym. W tym kontekście wykonanie znaczka w największym zakładzie grawerskim Czechosłowacji okresu międzywojennego i wysoki numer na rewersie nie wydają się już nietypowe. Tak też można odczytywać nietypowe ułożenie barw na fladze. Biały, niebieski i czerwony są bowiem kolorami tradycyjnie nawiązującymi do idei panslawistycznych. Pokazanie ich w zestawieniu nie odpowiadającemu żadnej z państwowych flag, mogło stanowić próbę uniwersalizacji zjazdu z krajowego na ogólno-słowiański. Na marginesie można dodać, że trzy lata później w Bratysławie odbył się I Zjazd Prawników Państw Słowiańskich. Co świadczy o popularności myśli panslawistycznych wśród prawników Europy wschodniej i środkowej okresu międzywojennego.

Dlaczego ten wątek ma dla mnie takie znaczenie? Ponieważ tu następuje zwrot akcji w ramach moje wpisu i pojawia się nowe spojrzenie na opisywany znaczek. W takcie Zjazdu w Bratysławie w 1930 roku powołano Komisję Współpracy Międzynarodowej pod przewodnictwem prof. Kazimierza Władysława Kumanieckiego z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Komisja ta, w skład której wchodzili także prawnicy Jugosławii, Rumunii i Francji, na wniosek sekretarza prof. Tadeusza Hilarowicza podjęła uchwałę o zamiarze zorganizowania w Polsce międzynarodowej konferencji na temat prawa administracyjnego. Już w następnym roku prof. Hilarowicz powołał Komitet Organizacyjny Międzynarodowych Wykładów Nauk Administracyjnych, a w kolejnym roku zorganizowano w Gdyni Międzynarodowe Wykłady Nauk Administracyjnych i Gospodarczych. Konferencja odbyła się w dniach 16-30 lipca 1932 roku w Państwowej Szkole Morskiej. Omawiane były tematy dotyczące gospodarki morskiej, portów, emigracji, administracji przedsiębiorstwami państwowymi, czy współczesnej administracji państwowej. Na 250 słuchaczy, aż 150 przybyło z Czechosłowacji, Jugosławii, Bułgarii, Rumunii i Estonii. Tak oto przypadkowo kupiony i zapomniany na dnie szuflady znaczek stał się ciekawym obiektem w zbiorze pamiątek dotyczących relacji polsko-słowackich.

Published 22 February 2019

Ile warte są odznaczenia PRL?

Legitymacja odznaki Zasłużony Działacz Kultury dla Włodzimierza Sokorskiego (7 aukcja GNDM)

Jeśli przyjrzeć się wynikom wyszukiwarek, na podstawie których czytelnicy trafiają na tą stronę, można wyróżnić grupę pytań rozpoczynających się od zwrotu “ile warta jest odznaka…”. Ponieważ nie ma nic złego w próbie ustalenia materialnej wartości pamiątek znalezionych gdzieś na dnie domowej szuflady, spróbujmy sobie powiedzieć dwa słowa o wartości odznaczeń nadawanych w okresie Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Bezpośrednim impulsem do napisania tego postu była 7 aukcja Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka, na której oferowana była odznaka Zasłużony Działacz Kultury dla Włodzimierza Sokorskiego. Do odznaki dołączona była legitymacja potwierdzająca to nadanie, która widoczna jest na sąsiednim zdjęciu. Uzupełnieniem zestawu było pudełko do odznaki. Można więc powiedzieć, że z punktu widzenia kolekcjonerskiego niewiele więcej da się wymyślić.

Sam Włodzimierz Sokorski, jak by go nie oceniać, dla kultury okresu PRL nie był postacią anonimową. W latach 1952-1956 pełnił funkcję Ministra Kultury, a następnie do 1973 roku był przewodniczącym Komitetu do spraw Radia i Telewizji. Można więc przyjąć, że jeśli ktoś już potrzebuje do kolekcji odznakę Zasłużonego Działacza Kultury to bardziej warto posiadać egzemplarz po Włodzimierzu Sokorskim, niż po kierowniku biblioteki w szkole podstawowej. Jak w takim razie rynek wycenił omawiany zestaw? Na pełne 70 zł.

Dlaczego tak tanio? Na legitymacji po Sokorskim łatwo zauważyć numer 11.678. Odznaka została ustanowiona w marcu 1962 roku, a były Minister Kultury otrzymał ją dopiero we wrześniu 1974 roku. To oznacza, że w tym okresie odznakę otrzymywały średnio niecałe trzy osoby dziennie! Podaż odznak jest więc niesamowita. Przy liczbie nadań idącej w dziesiątki tysięcy egzemplarzy ciężko będzie zaspokoić rynek i nawet egzemplarz szczególny, kompletny pod względem kolekcjonerskim i po znanej osobie nie osiągnie wysokiej ceny. Z drugiej strony może tak się zdarzyć, że rzadko spotykana odznaka z okresu PRL będzie droga, choćby była anonimowa. Przykładem mogą być inne odznaczenia resortowe PRL licytowane w jednym czasie, także na aukcjach u Damiana Marciniaka w 2014 roku. Odznaka zasłużony dla wymiaru sprawiedliwości (58 nadań) osiągnęła cenę 1.342 zł., odznaka zasłużony dla kultury narodu (77 nadań) osiągnęła cenę 910 zł., a odznaka zasłużony dla zdrowia narodu (1.645 nadań) osiągnęła już tylko cenę 261,57 zł.


Published 15 February 2019

Sąd Pokoju Okręgu Lubelskiego: Wydział Sporny

Pod koniec 2017 roku odbyła się we Wiedniu aukcja militariów zawierająca szereg polskich pamiątek. W tym dwa większe zestawy tłoków i odcisków pieczęci. Wbrew nazwie aukcji były wśród nich nie tylko pieczęci wojskowe, ale także trzy związane z cywilnym wymiarem sprawiedliwości. Pierwsza z nich i jednocześnie najłatwiejsza do datowania jest pieczęć komornicza z okresu międzywojennego. Najprawdopodobniej powstała na przełomie 1928 i 1929 roku, a następnie była używana aż do wybuchu II Wojny Światowej. Druga to pieczęć C. i K. Sądu Powiatowego w Ulanowie. Można ją w miarę łatwo datować na drugą połowę XIX wieku lub początek XX. Datowanie zawężone do kilkudziesięciu lat nie jest szczególnie precyzyjne dla obiektów tak (relatywnie) młodych. Niestety w moim przekonaniu dalsze ograniczanie przedziału czasowego w którym mogła powstać pieczęć byłoby możliwe tylko w oparciu o styl lub sposób wykonania samej pieczęci. Na tym się niestety nie znam. Nie mam też odpowiedniej literatury ani materiałów porównawczych. W konsekwencji ten wpis poświęcony będzie wyłącznie trzeciemu tłokowi pieczętnemu, którego zdjęcie widać po lewej stronie. Ustalenie daty jego powstania i wykorzystania było dla mnie miłą zagadką historyczną, którą chciał bym się podzielić.

Zacznijmy od treści pieczęci. W tym celu wykonałem jej wirtualny odcisk, widoczny po lewej stronie. Pieczęć używana była w Wydziale Spornym Sądu Pokoju Okręgu Lubelskiego. Oznacza to, że wykonano ją przed 1876 rokiem, kiedy na terenach byłego Królestwa Polskiego weszła w życie reforma sądowa Aleksandra II. Razem z nią wprowadzono w Guberni Lubelskiej organizację sądów pokoju analogiczną do tej jaka funkcjonowała w Rosji. Wykonanie pieczęci po tej dacie wyklucza nie tylko zmiana organizacji sądownictwa, ale także wyeliminowanie z pieczęci języka polskiego. Wszystkich zainteresowanych bliżej tym tematem odsyłam do doskonałej książki prof. Artura Korobowicza pod tytułem “Sądownictwo Królestwa Polskiego 1876-1915“. Dla zachęty dodam, że znaleźć tam można nie tylko informacje o organizacji wymiaru sprawiedliwości, ale także inne ciekawostki, ja ta dotycząca pieczęci Sądu Okręgowego w Lublinie, które na początku 1914 roku zostały na polecenie rosyjskiego Sztabu Generalnego wywiezione do Rosji.

Skoro wiemy już kiedy najpóźniej mogła powstać omawiana pieczęć, spróbujmy odpowiedzieć na pytanie kiedy mogła powstać najwcześniej. Najdalszą perspektywę wyznacza oczywiście rok 1810, kiedy na wzór rozwiązań duńskich wprowadzono w Księstwie Warszawskim sądy pokoju. Jest to data oczywiście zbyt daleka na co wskazuje nie tylko szczególna nazwa sądu, ale przede wszystkim herb umieszczony na pieczęci. Ten ostatni może pochodzić najwcześniej z 1842 roku. Wtedy herbem Królestwa Polskiego został dwugłowy czarny orzeł z Orłem Białym na tarczy sercowej. W tym samym roku wprowadzono nową jednostkę administracyjną, jaką był okręg sądowy. Wikipedia podaje informację bez źródła, że godło to miało być zmienione w 1858 roku. Jednak banknoty 1 rublowe Królestwa Polskiego z 1864 i 1866 roku nadal posiadały taki sam herb jak banknoty emitowane w latach 1847-1858. Tak więc jeśli nawet informacja z Wikipedii jest prawdziwa, to rzekomej zmianie mogły się oprzeć nie tylko banknoty, ale także pieczęci sądowe.

Ponieważ przedział czasowy zamknięty w datach 1842-1876 jest nadal dość szeroki, raz jeszcze należy wrócić do napisu umieszczonego na pieczęci i jednocześnie sięgnąć do Organizacji sądownictwa nadanej postanowieniem Rady Administracyjnej Królestwa Polskiego z dnia 24 stycznia (5 lutego) 1867 roku (Dziennika Praw Królestwa Polskiego, tom. 66, s. 388-395). W związku ze zmianami administracyjnymi w Królestwie doszło na podstawie tego postanowienia także do przemianowania sądów. W konsekwencji Sąd Pokoju Okręgu Lubelskiego został przemianowany na Sąd Pokoju w Lublinie. Jednocześnie możliwy czas powstania pieczęci został ograniczony do 25 lat pomiędzy 1842 i 1867 rokiem. Niestety na chwilę obecną nie mam pomysłu jak jeszcze zawęzić ten okres. Można jedynie snuć przypuszczenia, że w związku z długą żywotnością tego typu pieczęci, powstała ona właśnie w pierwszym roku zakreślonym moim małym dochodzeniem. Z drugiej strony 25 lat to czas wystarczający aby zamienić wysłużoną pieczęć nowym egzemplarzem. Nie można wykluczyć, że miało to miejsce także w tym przypadku.

Published 20 July 2018

Pomóż mi mój stary przyjacielu

Tytuł dzisiejszego wpisu jest dla mojej strony nietypowy, ponieważ nie wyjaśnia co będzie przedmiotem wpisu. Próbowałem wymyślić coś konkretnego, co jednocześnie nie będzie zbyt długie i całkowicie poległem. Dlatego teraz pozostawię wszystkich w napięciu i puentę tytułu ujawnię dopiero na końcu wpisu. Punktem wyjścia, czy też przedmiotem dzisiejszej notki będzie medal zaprojektowany przez Władysława Oleszczyńskiego dla upamiętnienia ostatniego burbona na tronie francuskim, czyli Ludwika Filipa I. Oczywiście to nie przynależność do słynnego rodu była pretekstem do wybicia tego medalu. Był on formą podziękowania za pomoc i opiekę jakich król Francji udzielał polakom z Wielkiej Emigracji. Świadczy o tym projekt rewersu medalu, na którym personifikacja Francji wyciąga rękę do uciekających polaków. Dewiza umieszczona w górnej części kompozycji, stanowi w zasadzie wyjaśnienie tej sceny: “Przyjdźcie do mnie moi starzy przyjaciele”. Medalu nie dało się uczynić bardziej czytelnym. Na koniec dodam jedynie, że poniżej dolnej cięciwy umieszczona jest data wybicia medalu w 1838 roku. Będzie to miało znaczenie dla późniejszych spostrzeżeń.

Odwracając medal na stronę portretową, zobaczymy na niej króla Francji z tytulaturą w umieszczoną wokół postaci. Takie ujęcie nie może budzić najmniejszego zaskoczenia w medalu nawiązującym do wzorów klasycystycznych. Dlatego w zasadzie nie chce się mu poświęcać żadnej uwagi. Gdyby nie zbieg okoliczności, pewnie tak by było również w moim przypadku. Przeglądając w ostatni weekend zbiór numizmatów francuskich zauważyłem awers medalu o którym pomyślałem, że należy do omawianego wyżej medalu. Okazało się jednak, że ma odmienny rewers. Pomyślałem więc, że musi to być rewers wykonany do tego samego awersu. Dopiero kiedy sięgnąłem po medal upamiętniający pomoc Francji dla Wielkiej Emigracji zauważyłem, że awers tych medali nie jest do końca identyczny. Na pierwszym medalu król miał wieniec laurowo-dębowy, a na drugim wieniec wyłącznie dębowy. Inny detal to wstążka spinająca włosy, która spadając na ramię króla raz jest dłuższa, a raz krótsza. Żeby dobrze pokazać brak znaczenia różnic pomiędzy poszczególnymi medalami poniżej przedstawiłem zdjęcia awersów dwóch medali nie tożsamych z projektem Oleszczyńskiego. W takiej skali są nie do odróżnienia.

Powiem więcej. Jestem przekonany, że większość z czytelników pomyślała, że oba widoczne po lewej stronie medale są identyczne. Jednak one też różnią się między sobą drobnymi detalami choć w tym wypadku mają tego samego autora. którym nie był Władysław Oleszczyński. Oznacza to, że ktoś zapożyczył projekt od Oleszczyńskiego lub Oleszczyński od kogoś. Jak to rozstrzygnąć? Pierwszy z widocznych po lewej stronie medali stanowił nagrodę na wystawie malarstwa w 1842 roku. Drugi z tych medali był nagrodą na wystawie sztuk pięknych i przemysłu w 1836 roku. Oznacza to, że zapożyczającym był Władysław Oleszczyński. Kogo w takim razie kopiował? Był to Jacques-Jean Barre, generalny grawer monet Mennicy Paryskiej. Jednocześnie autor szeregu projektów medali wykonanych na zamówienie emigracji. Biorąc ówczesne stosunki musiał być także przyjacielem sprawy polskiej, a najpewniej także samego Oleszczyńskiego. Nie jest więc wykluczone, że autor projektu omawianego medalu popowstaniowego, nie mając własnego pomysłu na awers medalu z wizerunkiem Ludwika Filipa I, poprosił o pomoc swojego starego przyjaciela z Mennicy Paryskiej.

Published 13 July 2018

Paderewski pisze do Barthou

Dziś pozwolę sobie zaprezentować dwa listy Ignacego Jana Paderewskiego wysłane do Louisa Barthou, byłego premiera Francji, trzynastokrotnego ministra, adwokata, jednego z bardziej znaczących francuskich polityków pierwszej połowy XX wieku i wieloletniego przyjaciela Ignacego Paderewskiego. Z drugiej strony postaci zupełnie anonimowej dla naszej historii, o której sam wcześniej nigdy nie słyszałem. Co ciekawe, oba listy zostały napisane własnoręcznie przez naszego wybitnego kompozytora.

Znajomość obu polityków i miłośników muzyki doskonale oddaje ducha czasów w jakich przyszło im żyć. Początkowo ich relacja skupiała się wokół sprawy polskiej. W czasie pierwszej wojny światowej Ignacy Paderewski zabiegał u ówczesnego Ministra Spraw Zagranicznych Francji Louisa Barthou, o wsparcie dążeń niepodległościowych Polski oraz pomoc humanitarną dla obszarów objętych działaniami wojennymi.

W czasie pobytu Ignacego Paderewskiego w Szwajcarii znajomość koncentrowała się głównie wokół tematów związanych z muzyką. Louis Barthou oprócz działalności politycznej angażował się także w działalność Komitetu Narodowego dla Propagowania Muzyki (Comité national de propagande pour la musique). Nie można jednak wykluczyć, iż podtrzymywanie bliskich stosunków z tak ważnym politykiem, wiązało się w jakiejś mierze także z aspiracjami politycznymi przyszłego lidera Frontu Morges.

List I. J. Paderewskiego do L. Barthou z 16.VII.1932 roku
List na papierze firmowym Ignacego Paderewskiego, wykonanym z papieru czerpanego, z wypukle nałożonymi inicjałami “I.J.P.”. Cztery karty, z czego zapisana jest tylko pierwsza. Sławny kompozytor dziękuje w liście za zaproszenie i dyplom honorowy od Komitetu Narodowego dla Propagowania Muzyki. List pisany w całości odręcznie z podpisem. Wraz z listem zachowała się przednia strona koperty.

List I. J. Paderewskiego do L. Barthou z 30.XI.1933 roku
List na papierze firmowym Ignacego Paderewskiego, wykonanym z papieru czerpanego, z wypukle nałożonymi danymi kontaktowymi kompozytora. Obszerny trzy stronicowy list, w którym Ignacy Paderewski ujawnia swój osobisty stosunek do muzyki oraz jej roli społecznej. List pisany w całości odręcznie z podpisem. Wraz z listem zachowała się koperta stanowiąca komplet papeteryjny z papierem firmowym.

Published 29 June 2018

Medal pamiątkowy poświęcony Rusinom poległym na Podlasiu i w Lubelskiem

Na ostatniej 35 aukcji Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego pojawił się medal opisany “1874. Braciom Rusinom…“. Jest to opis co najmniej niesatysfakcjonujący jak na aukcję przeprowadzaną przez tego typu stowarzyszenie. Tym bardziej jeśli weźmiemy pod uwagę nazwiska osób wymienionych w katalogu jako odpowiedzialnych za jego opracowanie. Wiele z opisów przypomina niechlubną tradycję pięknoduchów z allegro, którzy lubią ograniczać się do prostych słów: to co na zdjęciu. Takie podejście do przygotowania aukcji zostało już słusznie skrytykowane na forum internetowym Towarzystwa Przeciwników Złomu Numizmatycznego im. T. Kałkowskiego.  Pozostaje jedynie liczyć, że na kolejnych aukcjach PTN poziom opisów i jakość organizacji wzrośnie. Biorąc pod uwagę wszystkie te okoliczności pomyślałem, że warto napisać o prezentowanym medalu dwa słowa. Nie bez znaczenia pozostał fakt, że przy tym w zasadzie nieopisanym medalu została podana w zasadzie tylko jedna konkretna informacja i to w dodatku błędnie. Medal został bowiem wybity rok później niż wskazuje na to opis PTN. Informację tą uzyskujemy dzięki wzmiance prasowej umieszczonej w “Tygodniu literackim, artystycznym, naukowym i społecznym” nr 27 z 4 lipca 1875 roku. Niech cytat z tego artykułu będzie wstępem do dalszej treści postu:

Nadeszły już pierwsze odbitki medalu poświęconego Rusinom poległym na Podlasiu i w Lubelskiem w r. 1874. Z jednej strony medalu jest krzyż z cierniowym wieńcem utkwionym w skałę, o który oparta jest tarcza z herbami Polski, Litwy i Rusi. U spodu skały rok 1874, a dookoła napis: „Braciom Rusinom pomordowanym przez carat Moskiewski, za wierność dla kościoła i Polski”. Na drugiej stronie medalu jest księga otwarta – to martyrologia polska, na której wypisane są nazwiska poległych włościan w następującym porządku: Andrzejuk Jan, Baczyłuk Wincenty, Bocian Teodor, Bojko Konstanty, Bojko Łukasz, Charytoniuk Andrzej, Charytoniuk Trochim, Franczak Ignacy, Franczuk Michał, Hawryluk Maksym, Hryciuk Nicety, Karmaszuk Daniel, Kiryluk Filip, Łukaszuk Konstanty, Osypiuk Bartłomiej, Pawluk Szymon, Romaniuk Jan, Tomaszak Onufry. U góry księgi jest gwiazda której promienie rozpościerają się ponad księgę; a u dołu dwie gałązki palmowe na krzyż związane. Dookoła napis: „Województwo Podlaskie i Lubelskie” – „Polubicze, Drelów, Pratulin”. Medal ten wielkości tej samej co medal Unii wykonany został przez tegoż samego rzeźbiarza-medaliera p. Tasseta w Paryżu, a wykonany został z tą samą poprawnością rysunku dokładnością i wdziękiem, który odznacza szkołę medalierską francuską i na długo daje jej pierwszeństwo przed innymi szkołami1. 

Jak wynika z prezentowanego opisu medal został wybity na pamiątkę masakry polskich unitów w Polubiczach, Pratulinie i Drelowie. Dlaczego do niej doszło? Kościół unicki został utworzony na mocy unii brzeskiej z 1596 roku. Był to tak zwany polski kościół unicki, czyli odłam prawosławia poddany na podstawie umowy jurysdykcji papieża. W XIX wieku unici traktowani byli przez kościół prawosławny, tak mocno związany z władzą carską, jak zdrajcy. Natomiast sam kościół był tępiony przez władze carskie. Z tego powodu w 1873 roku doszło do zamknięcia kilku parafii unickich. Między innymi właśnie w Polubiczach, Pratulinie i Drelowie. Wspólnoty miały być zlikwidowane a budynki kościelne przekazane kościołowi prawosławnemu. Już samo to było dotkliwą karą dla tych społeczności, ale władze carskie postanowiły podkręcić jeszcze atmosferę i przejęcia dokonały w trakcie prawosławnych świąt Bożego Narodzenia. Głęboko wierzący chłopi bronili swojej wiary i budynków kościelnych. Kozacka sotnia pod dowództwem płk Steina nie miała skrupułów. W konsekwencji szereg wiernych, w tym wymienionych na pamiątkowym medalu, przypłaciło tą obronę życiem. Ciała złożono w zbiorowej anonimowej mogile, żeby pamięć o prostych lecz dzielnych ludziach się zatarła. Szczęściem w nieszczęściu ta sztuczka się nie udała. Ich nazwiska zostały zapisane na wieczną rzeczy pamiątkę na prezentowanym medalu, a później także na lokalnych pomnikach. Niezależnie od tego 18 maja 1990 roku ciała męczenników pomordowanych w Pratulinie zostały ekshumowane, a sześć lat później Jan Paweł II trzynaścioro z nich ogłosił błogosławionymi (tzw. męczennicy z Pratulina lub męczennicy z Drelowa). Skoro historia o nich pamiętała, może warto żeby PTN też o nich pamiętało.

Sam medal zaprojektowany jest estetycznie i ze znajomością symboliki. Jego projekt przypisuje Cyprianowi Kamilowi Norwidowi, choć nie znalazłem na tą okoliczność wyraźnego potwierdzenia. Nakładcą medalu był Józef Barwiński, powstaniec styczniowy i znany działacz emigracyjny, który w licznych publikacjach stawał w obronie polskiego kościoła unickiego. Medal był bity wyłącznie w brązie, a jego nakład niestety nie jest znany. Sprostowania wymaga także powszechnie podawana data bicia medalu. Jak wynika z cytowanej wzmianki prasowej, nie miało ono miejsce w tym samym roku co upamiętnione wydarzenia, ale dopiero rok później.

1Medal pamiątkowy [w:] „Tydzień literacki, artystyczny naukowy i społeczny,” nr 27, R. II, Lwów 4 lipca 1875, s. 159.

Published 22 June 2018

Medal nagrodowy Uniwersytetu Wileńskiego

Trafiłem ostatnio na bardzo ciekawą wzmiankę w Kurierze Litewskim nr 148 z 16 grudnia 1825 roku. Było to zaproszenie do otwartego konkursu, ogłoszonego przez widocznego po lewej stronie prof. Wacława Pelikana, pełniącego obowiązki rektora Cesarskiego Uniwersytetu Wileńskiego. Przedmiotem konkursu było sporządzenie pracy pisemnej w języku rosyjskim, polskim, łacińskim, francuskim, niemieckim, angielskim lub włoskim. Praca mogła być ilustrowana lub opatrzona wykresami. Prace składano po ich uprzedniej anonimizacji. Oznaczało to, że każdą z prac należało opatrzyć dewizą. Analogiczna dewiza miała się znaleźć na zapieczętowanej kopercie, w której znajdowało się nazwisko autora. Taki komplet należało złożyć w biurze rektora Uniwersytetu. W konkursie nie mogli brać udziału profesorowie Rady Kolegialnej Uniwersytetu Wileńskiego, ponieważ jednocześnie mieli oni być jurorami konkursu. Praca zwycięzcy konkursu stawały się własnością Uniwersytetu i miały być ogłoszone drukiem. Możliwość taką przewidywano także w stosunku do innych prac, o ile autorzy by sobie tego życzyli. Jednak najważniejszą nagrodą dla pierwszego z proponowanych tematów było “rubli srebrnych trzysta lub tejże wartości medal“, a w przypadku drugiego z proponowanych tematów było “rubli dwieście lub tejże wartości medal“. Na napisanie prac wyznaczono sporo czasu, ponieważ może je było dostarczyć aż do 1 stycznia 1827 roku.

Pierwszym zadaniem było podanie środków przejścia z dawnego do nowego sposobu gospodarowania, przez co należało rozumieć zmianę uprawy (zboża). Należało uwzględnić to, żeby przy przejściu tym uprawa zboża miała ponieść jak najmniejszy uszczerbek. Na koniec miały być obliczone wszystkie koszty połączone z nowo wprowadzaną odmianą i wyliczeniem potencjalnych zysków. Całość miała być poparta doświadczeniem i praktyką. Drugim zadaniem było odpowiedzieć na pytanie: Jaki jest najważniejszy, najtańszy i najkrótszy, a przy tym stosowny do środków znajdujących się w kraju, sposób wyrabiania i bielenia lnu, konopi i płótna, w którym by się jednak nie nadwyrężała, ani moc, ani trwałość.

Jaki był wynik konkursu? Tego niestety nie udało mi się ustalić. Pomimo, iż wyniki konkursu miały być ogłoszone w prasie, nie udało mi się takiej wzmianki odnaleźć. Może to oznaczać, że słabo szukałem albo konkurs nie został rozstrzygnięty. W konsekwencji nie udało mi się także ustalić jak mógłby wyglądać hipotetyczny medal nagrodowy wręczany za najlepszą rozprawę, napisaną na któryś z tematów konkursowych. Czy miał to być jeden medal bity na krążkach różnej grubości, których wartość odpowiadałaby odpowiednio 300 lub 200 rublom? Czy może miały to być dwa różne medale? Jeśli tak, to czy medal taki funkcjonuje dziś w obrocie antykwarycznym lub którymś z muzeów; czy też wobec braku zwycięzcy nie przystąpiono nawet do jego projektowania? Być może ktoś z czytelników będzie znał odpowiedź.

 

Published 8 June 2018

Odznaka X lecia Związku Niższych Funkcjonariuszy Państwowych w Łodzi

Inspiracją do tego wpisu stała się kolejna tygodniowa aukcja Warszawskiego Centrum Numizmatycznego, czyli wydarzenie zdecydowanie mniej spektakularne niż opisana tydzień temu aukcja Michała Niemczyka. Przedmiotem wpisu będzie oferowana na niej odznaka, wykonana w zakładzie F. Szczepańskiego w Łodzi. Za pomocą skromnych środków udało mu się osiągnąć całkiem przyjemny efekt estetyczny. Choć odznaka tłoczona jest w jednym kawałku metalu, to widoczna w centrum rzymska cyfra X została pokryta szklistą emalią. Łącznie z biało-czerwoną wstążeczką umieszczoną między odznaką i nakrętką można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z o wiele bardziej złożoną konstrukcją. Moje uznanie budzi także fakt, że całość udało się skomponować na stosunkowo niewielkiej powierzchni jeśli przyjąć, że odznaka ma zaledwie 22 milimetry.

Odznaka została opisana jako pochodząca z X Zjazdu Niższych Funkcjonariuszy Państwowych w Łodzi. Przypuszczalnie tak rozszyfrowano skrót Z.N.F.P. Ponieważ nic nie wiedziałem o niższych funkcjonariuszach państwowych, postanowiłem poświęcić im kilka chwil w Google. Okazało się, że ustawa z dnia 17 lutego 1922 roku o państwowej służbie cywilnej wprowadziła rozróżnienie osób zatrudnionych w służbie cywilnej na urzędników państwowych i niższych funkcjonariuszy państwowych. Choć ustawa nie wprowadzała abstrakcyjnej granicy między jedną a drugą kategorią, w pewnym uproszczeniu można określić urzędników jako pracowników wyższej kategorii, a funkcjonariuszy jako pracowników niższej kategorii. Każde z nich miało swój związek zawodowy. W tym przypadku interesował będzie nas Związek Niższych Funkcjonariuszy Państwowych. Tak też w moim przekonaniu należy odczytać skrót widoczny na zwieńczeniu odznaki. Powstaje oczywiście pytanie jak to możliwe, że związek powstał w 1921 roku, podczas kiedy omawiana ustawa została wydana dopiero w lutym roku następnego. Sięgnąłem więc do wcześniejszych przepisów regulujących służbę cywilną. Były to Tymczasowe Przepisy Służbowe dla Urzędników Państwowych z 11 czerwca 1918 roku. Nie wspominały one o innej kategorii jak urzędnik państwowy. Jedynie dołączona do nich tabela płac urzędników państwowych wspomina o tym, że ustanowione w niej warunki wynagrodzenia nie dotyczą praktykantów, aplikantów, pomocniczego personelu kancelaryjnego i technicznego “tudzież służby niższej“. Nie można więc wykluczyć, że jakiś akt rangi podustawowej wprowadzał kategorię niższych funkcjonariuszy wcześniej niż ustawa 1922 roku.

Dlaczego uważam, że jest to odznaka rocznicowa, a nie zjazdowa? Po pierwsze ze względu na daty 1921-1931 w połączeniu z rzymską cyfrą X, które jednoznacznie sugerują dziesiątą rocznicę. Po drugie dlatego, że w zbiorach Narodowego Archiwum Cyfrowego znajduje się relacja fotograficzna z IX zjazdu Związku Niższych Funkcjonariuszy Państwowych. Miał on miejsce w 1934 roku w Warszawie. Jedno z takich zdjęć umieściłem po lewej stronie. W innym źródle znalazłem informację, że pierwszy taki zjazd miał miejsce 1927 roku. Jest więc niemożliwe aby X zjazd miał miejsce w 1931 roku w Łodzi. Nie jest też nieprawdopodobne aby oddział Łódzki związku wykonał sobie odznakę na dziesięciolecie. W szczytowym momencie związek miał w całym kraju 5.000 członków. Można więc przyjąć, że liczebność łódzkiego oddziału była na tyle duża, że pozwalała na zamówienie rocznicowej odznaki.

Published 25 May 2018

Tłoki orderu sztandaru pracy

Ordery PRL szczególnie mnie nie bawią. Jeśli to możliwe, staram się zwracać większą uwagę na osoby wyróżnione, niż na same wyróżnienia. Ponieważ bohaterowie PRL nie są moimi bohaterami, to też ordery i odznaczenia tego okresu nie zwracają mojej szczególnej uwagi. Trochę inaczej było, kiedy na ostatniej aukcji Hermann Historica pojawiły się tłoki do orderu Sztandaru Pracy. Wedle opisu miały one pochodzić z zasobów Niemieckiego producenta tego orderu. Oczywiście można żałować, że dom aukcyjny nie sprecyzował źródła pochodzenia tych tłoków, czyli konkretnej mennicy. Można się jedynie domyślać, że ze względu na bratnią przyjaźń między socjalistycznymi państwami była to mennica ulokowana w DDR. Jeśli tak, to musiała nią być Mennica Muldenhütten lub Mennica w Berlinie.

Pierwsza z nich została zamknięta rozporządzeniem Ministra Finansów z dniem 31 grudnia 1961 roku, a pracownicy i majątek zostali przejęci przez Górniczo-Hutniczy Kombinat “Albert Funk” we Freibergu. W 1990 roku kombinat został sprywatyzowany.i włączony w skład Saxonia AG. W późniejszych latach poszczególne zakłady kombinatu zostały podzielone i sprzedane innym spółkom. W takich warunkach wypłynięcie na rynek kolekcjonerski stempli do zagranicznego orderu z mennicy zamkniętej przeszło trzydzieści lat wcześniej, nie wydaje się niczym zaskakującym. Zupełnie odmienna jest historia Mennicy w Berlinie, która działa do dnia dzisiejszego.

Zobaczmy teraz czy uda nam się ustalić które egzemplarze orderu były bite omawianych stempli. Z całą pewnością wiemy, że chodzi o krzyże wykonywane po 1952 roku kiedy inicjały na rewersie zmieniono z RP na PRL. Wojciech Stela w katalogu Polskie Ordery i Odznaczenia 1946-1989 wyróżnia dla tego typu trzy wykonania Orderu Sztandaru Pracy II klasy, co jest w literaturze przedmiotu chyba najdalej posuniętym ustaleniem. Wykonanie A cechuje się gładkim polem za inicjałami. Na zdjęciu poglądowym wydaje się być niemal lustrzane. Zdaniem autora są to najwcześniejsze egzemplarze z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku. Wykonanie B charakteryzuje się w jego ocenie groszkowanym polem za inicjałami. Mają to być krzyże pochodzące z lat siedemdziesiątych i późniejsze. Wreszcie wykonanie C, w którym tło za inicjałami nie jest groszkowane, ale nie jest też zupełnie gładkie. Według autora każde kolejne wykonanie powinno być tańsze od poprzedniego niemal o połowę. Tak więc za ładny egzemplarz wykonania A można jego zdaniem dostać cztery ładne wykonania C. Przy czym wszystkie z nich miała wykonać Mennica Państwowa.

Już na tym etapie widać słabość opisu. Autor pominął egzemplarze tłoczone (najprawdopodobniej) w Muldenhütten lub błędnie przypisał wszystkie egzemplarze do Mennicy Państwowej w Warszawie. Nie jest też wykluczone, że popełnił oba te błędy na raz. Jeśli przyjrzeć się bliżej omawianym stemplom to widać, że tło inicjałów jest w nich groszkowane. Oznacza to, że mogły być wykorzystane do wykonania egzemplarza opisanego w książce Wojciecha Steli jako wykonanie B. Mogły lecz nie musiały. Niestety zdjęcie z domu aukcyjnego nie jest na tyle precyzyjne, żeby połączyć je z konkretnym egzemplarzem orderu. Do tego trzeba by wziąć do ręki stemple i order. Należy też pamiętać, że łączne nadanie orderu przekroczyło ćwierć miliona. Tak więc nawet trzy pary stempli mogły się okazać niewystarczające. Egzemplarze z groszkowanym tłem mogły być z powodzeniem wykonywane tak samo w Niemczech jak i w Polsce. W takim wypadku należałoby uzupełnić zestawienie W. Steli o kolejne wykonania.

Wydaje się także, że sprostowania wymaga przypuszczenie postawione przez W. Stelę, że egzemplarze z groszkowanym tłem inicjałów pochodzą z lat siedemdziesiątych. Jeśli przyjąć hipotezę, że omawiane stemple faktycznie pochodzą z Mennicy Muldenhütten, to czas ich wykonania i wykorzystania można oszacować na lata 1952-1961. W takim wypadku byłyby to jedne ze starszych Orderów Sztandaru Pracy. W połączeniu ze świadomością zagranicznego wykonania, ordery bite z tych stempli powinny być sympatycznymi ciekawostkami w każdym zbiorze orderów PRL.

Published 18 May 2018

Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie

Do Muzeum Hymnu Narodowego w Będominie wybraliśmy się przy okazji majówki. Jednak dopiero teraz miałem chwilę, żeby tą wizytę podsumować. Ekspozycja podzielona jest na trzy budynki i trzy tematy. W głównym gmachu dworku, należącego kiedyś do rodziny Wybickich, znajduje się ekspozycja poświęcona głównie Mazurkowi Dąbrowskiego. Chciało by się powiedzieć, że ta część ekspozycji jest dość skromna, ale chyba bardziej właściwe będzie stwierdzenie, że po prostu nie jest przeładowana. W muzeum znajdziemy część poświęconą historii legionów Dąbrowskiego, drogi życiowej Józefa Wybickiego i kopię rękopisu naszego hymnu. Uwagę poświęcono także samej treści hymnu i jego melodii, wraz z dostępnymi w wersji audio pieśniami innych narodów, powstałymi na tą samą melodię. Całość przepleciona jest ekspozycją pamiątek historycznych, związanych z rodziną Wybickich i historią walki o niepodległość Polski. Całość jest w miarę spójna. Jedyne co mnie zaskoczyło, to nieudana próba odtworzenia zestawu wyróżnień przyznanych Józefowi Wybickiemu. W gablocie złożony został Order Orła Białego w wersji jaka wykonywana jest współcześnie wraz z informacją o odznaczeniu autora pieśni legionów w 1807 roku. Do tego w gablocie wystawiono medal św. Heleny na błędnej wstążce i inne odznaczenia jakie miał otrzymać słynny Polak. Ten pomysł uważam za mocno nietrafiony.

Dwa kolejne pomieszczenia to elementy dawnych zabudowań gospodarczych. W jednym z nich zaprezentowano historię dworku ze szczególnym naciskiem na najlepiej udokumentowany okres XX wieku. W okresie międzywojennym należał on do jednej z niemieckich rodzin, które sympatyzowały z ideami narodowego socjalizmu. Osobliwie było patrzeć na zdjęcia budynku będącego dziś muzeum hymnu polskiego, obwieszonego flagami ze swastyką. Po wojnie w dworku mieściła się Szkoła Ludowa im. Józefa Wybickiego. Na kolejnych zdjęciach widać było jak budynek coraz bardziej popadał w ruinę. To także był znak swoich czasów.

Trzeci budyneczek i ekspozycja, poświęcone były polskim pamiątkom narodowym ze szczególnym nakierowaniem na historię polskiego godła i orła, jako symbolu państwowości polskiej. Tą ekspozycję także uważam za ciekawą, ze względu na swoją różnorodność. Dominowały pamiątki narodowe, orły czapkowe, sztandary itp. Pomimo pewnej przypadkowości zbioru miałem wrażenie, że ktoś nad tym panuje. Poszczególne gabloty poświęcone były różnym tematom. Swoją gablotę mieli na przykład strażacy, czy strażnicy graniczni. Oczywiście moją sympatię zdobyła gablota poświęcona wymiarowi sprawiedliwości, w której znalazły się ciekawe i reprezentatywne przykłady oznak urzędów. Można powiedzieć, że do pewnego stopnia zaimponowali mi autorzy tych gablot, którzy nie popełnili żadnego z powszechnych przy opisie tego typu pamiątek błędów. Jedynym zgrzytem była fantazyjna odznaka, wymyślona na szkodę kolekcjonerów, której zdjęcie widać obok. Jedynak i w tym wypadku prawidłowo opisano ją jako wyrób pochodzący z lat osiemdziesiątych. Nie wiem kto robił opisy tych przedmiotów, ale wykazał się naprawdę sporą rzetelnością. W grupie przedmiotów zgromadzonych na tej ostatniej ekspozycji moją szczególna uwagę przykuł puchar pamiątkowy z motywami i monetami z powstania listopadowego. Był to doprawdy wyróżniający się egzemplarz. Szkoda, że mogłem go oglądać tylko przez szybę.

Published 15 May 2018

Czy oznaka adwokata wróciła do WCN?

Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami, a dokładnie w lutym 2012 roku pojawiła się na 49. aukcji w Warszawskim Centrum Numizmatycznym oznaka adwokata. Egzemplarz ten widać na porównaniu po lewej stronie. Nie jest to wydarzenie szczególne, ponieważ oznaki te pojawiają się na aukcjach dość regularnie. Jeśli nie patrzeć na stan zachowania i nie przejmować się brakiem rozety, czy szarfy to myślę, że można ją pozyskać do kolekcji w ciągu kilku miesięcy. To co było nietypowe dla tej oferty to opis. Według WCN miała to być “odznaka sądownicza” z okresu Królestwa Polskiego. Zwróciłem się mailowo do WCN z informacją, że ich opis jest błędny i odznaka pochodzi z okresu międzywojennego. Pomimo wymiany korespondencji pracownik domu upierał się przy swoim opisie, który zresztą do dnia dzisiejszego widnieje na ich stronie. Trudno, w sumie to nie jest moja sprawa.

Do dzisiaj wydawało mi się, że zapomniałem o tamtej aukcji. Jednak jak co tydzień zajrzałem na stronę WCN, żeby sprawdzić aktualną ofertę na aukcji internetowej. Trzeba przyznać, że jest to chyba jedyny dom aukcyjny w Polsce który potrafi utrzymać tak przyzwoity i równy poziom oferty na aukcjach organizowanych w każdym tygodniu. Zauważyłem na niej oznakę adwokata, która miała nieścisły opis. Jego początek brzmiał dosłownie:

Polska – I wojna światowa 1914-1918, odznaka adwokacka, noszona w latach 1924 – 1929 jako element stroju adwokatów

Powstaje oczywiste pytanie, czy opis dotyczy oznaki noszonej w latach 1914-1918, czy też w latach 1924-1929? Te wątpliwości przypomniały mi o zapomnianym wcześniej opisie sprzed wielu lat. Dość szybko go odszukałem i ku swojemu zaskoczeniu zauważyłem, że najprawdopodobniej chodzi o dokładnie ten sam egzemplarz oznaki. Moje przypuszczenie wynikało z tego, że na rewersie odznaki widoczna była wykonana ręcznie litera S. Jest to oznaczenie jednostkowe, nie występujące na innych oznakach tego typu. Tak mi się przynajmniej wydawało. Różnicę w detalach rewersu przypisałem temu, że odznaka musiała być wyczyszczona i być może uszkodzona w trakcie amatorskiego reperowania. Jednak to właśnie ta z pozoru indywidualna litera S zasiała we mnie ziarno wątpliwości, czy rzeczywiście mamy do czynienia z tą samą, czy tylko taką samą oznaką.

Kiedy zacząłem je bliżej porównywać zauważyłem, że najprawdopodobniej to nie jest ta sama oznaka i literę odtworzono za pomocą rylca na dwóch oznakach z bardzo dużym podobieństwem. Niestety im więcej patrzę na to porównanie, tym bardziej tracę pewność czy mamy do czynienia z dwoma różnymi literami, czy też zdjęcia różni tylko kąt nachylenia i fakt oczyszczenia powierzchni rewersu. Percepcję zaburza także brzydki ślad lakieru zakrywający część litery na oznace widocznej po prawej stronie. Z tych powodów nie potrafię sobie wyrobić jednoznacznego zdania.

Przypomniało mi się jednak, że taka oznaka z literą S pojawiła się już kiedyś na allegro. Jak się okazało po sięgnięciu do notatek, oferował ją Skup Monet Wszystkich z Domu Handlowego Feniks we Wrocławiu w czerwcu 2015 roku. Aukcja zakończyła się sprzedażą oznaki w cenie 620 zł. Jednak wtedy nie była jeszcze upiększona czerwonym lakierem o niepasującym odcieniu. Dodajmy, że lakier ten został nałożony w tak nieprofesjonalny sposób, że jego ślady zachodzą nie tylko na orła, ale widoczne są nawet na rewersie oznaki. Ktokolwiek próbował ukryć mankamenty lakieru widocznego w tle, pogorszył tylko sytuację. Co ciekawe, reperacji poddano także białą emalię widoczną na szarfie z napisem. Jak widać z załączonego zdjęcia efekt jest wcale nie lepszy. Na górnym zdjęciu widać odznakę w stanie z 2015 roku, a na dolnym w obecnym stanie. Ubytki były uzupełniane z takim rozmachem, że nieudany artysta zamalował zagięcia szarf. Całość sprawia bardzo mizerne wrażenie, a w mojej ocenie oznaka została kompletnie zniszczona. Jeśli to ten sam egzemplarz, który oferowało WCN w 2012 roku, to pozbawiono go także rozety, która stanowiła ciekawe uzupełnienie.

 

Published 27 April 2018

Żeton Oddziału Kolarzy Sokoła Żywieckiego

W trakcie wczorajszej tygodniowej aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatycznego zakończyła się licytacja żetonu, który nie posiadał szerszego opisu. Już samo to stanowiło dostateczny powód do podjęcia się próby rozszyfrowania skrótu ·O·K·S·Ż·, umieszczonego w centralnym punkcie żetonu. Moją uwagę zwrócił także projekt, który jest charakterystyczny dla odznak Czechosłowackich. W szczególności moją uwagę zwróciły liście. Każdy kto miał do czynienia z odznakami Czechosłowackimi doskonale wie, że żeton projektował ktoś związany z tym krajem. Nie można też zapominać o widocznych na żetonie barwach. Jeśli pominąć zielone liście, to zostanie nam biała, niebieska i czerwona; czyli barwy Czechosłowacji. Tak więc tu nie mogło być szczególnego zaskoczenia. Rzeczywiście na rewersie widnieje sygnatura KARNET KYSELY PRAHA. Z drugiej strony słowo JUBILEUSZ bez cienia wątpliwości mogło pochodzić tylko z języka polskiego, a więc wykluczone jest aby była to odznaka Słowacka lub Czeska.

Dzięki wszechwiedzącemu wujkowi Google szybko udało mi się ustalić, że chodzi o Oddział Kolarzy Sokoła Żywieckiego. Jedyna pewna informacja jaką udało mi się w internecie zdobyć na temat tego oddziału to fakt, że wydał on w 1910 roku jednodniówkę z okazji zorganizowanych przez siebie wyścigów. Z treści żetonu wiemy, że oddział musiał przetrwać znacznie dłużej, skoro w 1921 roku świętował swoje 25-lecie. Żeton znalazł swojego nabywcę, co pozwala mieć nadzieję, że ktoś przyjrzy się bliżej historii tego niewielkiego klubu sportowego.

Pozostaje jeszcze pytanie, dlaczego odznakę wykonano w Pradze, a nie w jakimś zakładzie grawerskim na terenie Polski. Nawet jeśli kolarze z Żywca uznali, że mają za daleko do Warszawy, to przecież w Krakowie też było przynajmniej kilku grawerów, którzy poradzili by sobie z wykonaniem takiego żetonu. W moim przekonaniu odpowiedzi należy szukać w tradycjach sokolich na terenach Czechosłowacji, które były znacznie silniejsze niż w Polsce. Dodatkowo liczba odznak, oznak, żetonów i innych podobnych pamiątek sokolich w Czechosłowacji była nieporównywalnie większa niż w Polsce. Dlatego Oddział Kolaży Sokoła Żywieckiego mógł otrzymać rekomendację od zaprzyjaźnionych sokołów Czechosłowackich. Być może zakład Karnet Kysely oparł się na wzorze jakiejś innej odznaki sokolej, którą wykonywał wcześniej. W ten sposób mógłby zaoszczędzić na wykonaniu matrycy i stać się zwyczajnie bardziej konkurencyjny wobec grawerów z terenu Rzeczpospolitej. Było by to pragmatyczne i proste wytłumaczenie powodu dla którego zdecydowano się na usługi Praskich grawerów.

Posts navigation

Older posts
Newer posts
Search for:

Najnowsze wpisy

  • Brzydkie kaczątko
  • Szczęśliwy numerek
  • Virtuti Militari Spink and Son – skoro mleko już się rozlało
  • Wystawa w 230. rocznicę ustanowienia orderu Virtuti Militari
  • Oznaka funkcjonariuszy więzienia w Barczewie

Najnowsze komentarze

  • Wąsowicz Ireneusz on Kolekcja czy też zbiór Zygmunta Stankiewicza
  • Na naszej Aukcji X – Falerystyka | on Odznaka pamiątkowa Szkoły Podchorążych Piechoty
  • Jakub on Znaczek III Zjazdu Prawników Czechosłowackich w Bratysławie 1930
  • Homepage on Virtuti Militari Cross by Picchiani and Barlacchi
  • My Homepage on medal Konarskiego – historia kołem się toczy

Archiwum wpisów

  • January 2023 (1)
  • September 2022 (2)
  • August 2022 (4)
  • July 2022 (3)
  • June 2022 (1)
  • February 2022 (2)
  • January 2022 (4)
  • December 2021 (3)
  • November 2021 (1)
  • April 2021 (3)
  • February 2021 (1)
  • January 2021 (3)
  • September 2020 (1)
  • June 2020 (4)
  • May 2020 (5)
  • April 2020 (6)
  • March 2020 (4)
  • February 2020 (1)
  • January 2020 (3)
  • December 2019 (1)
  • November 2019 (1)
  • October 2019 (3)
  • September 2019 (4)
  • August 2019 (1)
  • July 2019 (2)
  • May 2019 (4)
  • April 2019 (3)
  • March 2019 (2)
  • February 2019 (2)
  • December 2018 (2)
  • July 2018 (3)
  • June 2018 (3)
  • May 2018 (4)
  • April 2018 (6)
  • March 2018 (5)
  • February 2018 (5)
  • January 2018 (5)
  • December 2017 (4)
  • November 2017 (5)
  • October 2017 (6)
  • September 2017 (6)
  • August 2017 (4)
  • July 2017 (3)
  • June 2017 (9)
  • May 2017 (1)
  • April 2017 (1)
  • January 2017 (4)
  • December 2016 (6)
  • November 2016 (4)
  • October 2016 (1)
  • September 2016 (2)
  • August 2016 (1)
  • July 2016 (7)
  • May 2016 (6)
  • April 2016 (7)
  • March 2016 (12)
Copyright © 2023 Julian M. Skelnik. All rights reserved.