
Śmiało można powiedzieć, że dzisiejszy dzień upłynął pod znakiem emocji związanych z odznaką pamiątkową Dywizjonu Huzarów Śmierci. Jest to jednak z rzadszych i na pewno bardzo poszukiwana odznaka z okresu wojny polsko-bolszewickiej. Na aukcjach pojawia się sporadycznie. Pierwsze notowanie jakie udało mi się znaleźć pochodzi z aukcji krakowskiej DESY nr 136 z 28 czerwca 2014 roku. O ile dobrze pamiętam, stanowiło ozdobę tamtej aukcji. Cena sprzedaży osiągnęła zaś zawrotną sumę 21.000 zł. Niezależnie od tego czy do sumy tej była doliczana opłata aukcyjna, czy też mieści się już ona w podanym wyniku, przekroczenie progu 20 tys. za jedną odznakę jest czymś co zasługuje na uwagę.
Kolejna odznaka Dywizjonu Huzarów Śmierci została sprzedana w dniu 2 marca 2015 roku na aukcji antykwariatu Niemczyk, oferowanej za pośrednictwem serwisu allegro.pl. Już na pierwszy rzut oka widać istotną różnicę w wykonaniu czaszek obu odznak. Najbardziej charakterystyczna różnica to szerokość zębów. Na odznace oferowanej przez DESĘ, są one wąskie, a na odznace oferowanej przez Niemczyka szerokie. Odznaka została sprzedana za 8.478 zł.
Po raz trzeci odznaka oferowana była właśnie dzisiaj, czyli 30 września 2017 roku. Co szczególne, dzisiaj można było wylicytować aż dwie odznaki Dywizjonu Huzarów Śmierci. Pierwsza z nich oferowana była na 163 aukcji w krakowskiej DESIE. Był to dokładnie ten sam egzemplarz, który pojawił się na aukcji DESY nieco ponad 3 lata temu. Jednak tym razem cena sprzedaży była o wiele niższa i opiewała na kwotę 12.000 zł, która była jednocześnie ceną wywoławczą.
Drugi, o wiele ciekawszy egzemplarz, oferowany był na aukcji niemieckiego domu aukcyjnego Oberursel. Pochodził on z zespołu pamiątek po Stefanie Meyerze (ps. “Larissa”), co pozwalało przypisać odznakę do konkretnej osoby. Jednocześnie, elementem zestawu oferowanych pamiątek było zdjęcie portretowe z odznaką Dywizjonu Huzarów Śmierci. Ciekawych i rzadkich pamiątek w oferowanym zespole było więcej. Moją sympatię zdobyła strażacka odznaka “Za ratowanie ginących”, ale uwadze kolekcjonerów nie mogły ujść także inne pamiątki takie jak Krzyż Śląski I stopnia z miniaturą, Gwiazda Śląska w rzadkim wykonaniu, krzyż Litwy Środkowej z numerem, krzyż pamiątkowy gen. Bułak-Bałachowicza, czy zwarty i spójny zespół odznaczeń strażackich. Jednak największym atutem tego zestawu był fakt, że pochodził od jednej osoby. (Na marginesie można tylko zaznaczyć, że z pewnością był uzupełniony także o kilka innych pamiątek nie związanych ze Stefanem Meyerem). Całość osiągnęła cenę 3.600 euro, co po dodaniu prowizji domu aukcyjnego daje ok. 19.000 zł. Jeśli przyjąć, że wartość rynkowa pamiątek wchodzących z skład tego zestawy, po wyłączeniu odznaki Dywizjonu Huzarów Śmierci, wynosi ok. 10.000 zł., to można pogratulować zwycięzcy. Za ok. 9 tys. nabył on moim zdaniem najlepszą z oferowanych odznak, bo posiadającą ustaloną i pewną proweniencję po konkretnej osobie. Dodatkowo pozyskał do kolekcji piękny zestaw po jednej osobie.
Odznaka po Stefanie Meyerze zbieżna jest wykonaniem z odznaką oferowaną przez antykwariat Niemczyk. Jednak obie odznaki miały różne nakrętki. Ta od Niemczyka posiadała nakrętkę Gustawa Sosnowskiego z Warszawy, a odznaka ze spuścizny po Stefanie Meyerze posiadała nakrętkę Jana Walenty z Krakowa. Dodatkowo na rewersie odznaki z domu Oberursel widniała cyfra “5”. Jeśli był to kolejny numer odznaki, to musiał go nanieść najwyżej sam odznaczony. Tym bardziej, że cyfra została umieszczona na górnym ramieniu – do góry nogami. Tytułem uzupełnienia można dodać, że odznaka z aukcji DESY oferowana była z nakrętką Zjednoczonych Grawerów z Warszawy.
Odznaka z DESY jest także przyczynkiem do dyskusji nad twierdzeniem, że na najlepszych rzeczach nigdy się nie traci. Co do zasady podzielam ten pogląd. Jeśli jednak odznaka była wystawiona przez tego samego człowiek, który kupił ją w 2014 roku, to przy uwzględnieniu prowizji domu aukcyjnego za sprzedaż, musiał na niej stracić przeszło 10.000 zł., a w konsekwencji połowę zapłaconej przez siebie ceny. To już przekracza granicę dopuszczalnego błędu. Dlatego można by dodać, że na najlepszych rzeczach nigdy się nie traci, o ile kupuje się je z głową.






Ponoć jedna z zasad netykiety głosi, że tytuł wpisu może być zwodzący, ale nie może być mylący. Zgodnie z tą regułą pozwoliłem sobie ogłosić sensacyjną wiadomość, że na aukcji w Polsce licytowany będzie obraz Jana Kupeckiego. Kto o nim nie słyszał, wiedzieć powinien, że to czołowy przedstawiciel środkowoeuropejskiego malarstwa późno barokowego, który dodatkowo specjalizował się w portretach. Z wyjątkowym wdziękiem posługiwał się on światłem, pozostawiając zazwyczaj swoje postacie w półmroku i eksponując ich twarze. Przypomina mi w tym względzie twórczość Caravaggia. Jednym z tego przykładów może być widoczny po lewej stronie autoportret sławnego malarza.
Jak by nie było, na 245 Aukcji Dzieł Sztuki i Antyków domu aukcyjnego Rempex pojawił się pod pozycją
Na aukcji
Jeszcze inne ciekawostki, kryją się na rewersie pocztówki. Jest to dość nietypowe i obszerne wyjaśnienie tego, jak powstała. Po pierwsze została wydana przez wydawnictwo dzieł sztuki “STELLA” w Bochni. Prowadził je Ludwik Stasiak, który był także artystą malarzem i uczeniem Jana Matejki. Być może jego wrażliwość kazała mu wybrać na temat pocztówki obraz ciekawszy niż typowe przedstawienie zamku, ratusza, czy któregoś z historycznych kościołów. Druga nietypowa dla mnie informacja to fakt, że wydana w Polsce pocztówka, przedstawiająca miejscowość w ówczesnej Czechosłowacji, drukowana była w Nancy we Francji. Dlaczego Ludwik Stasiak zdecydował się skorzystać z usług zakładu “Imprimeries Réunies”? Przypuszczalnie dlatego, że cenił jakość ich pracy. Ogromnie ciekawi mnie jak się o niej dowiedział. Czy korzystanie z tak odległej drukarni mogło się opłacać?
Napisał do mnie Pan Andrzej Woszczyk, przesyłając zdjęcie odznaki z napisem: PAŃSTWOWE KURSY MIERNICZE ● 1919 R. ● Według opisu właściciela wymiary odznaki wynoszą 24×34 mm. Ze zdjęcia wynika jeszcze, że odznaka jest wykonana w białym metalu lub posrebrzana i mocowana na słupek. Tyle widać na pierwszy rzut oka. Pytanie, czy z odznaki można wyczytać coś jeszcze? W szczególności Pana Andrzeja interesowało, komu i w jakich okolicznościach mogła być wręczana, a także czy mogła należeć do oficera 2 Dywizjonu Pomiarów Artyleryjskii z Torunia? Spróbujmy poszukać odpowiedzi na te pytania.
Andrzej Środek w książce pod tytułem “Historia Nauki Polskiej – Wiek XX”, Tom II Nauki Ścisłe wskazuje, że Państwową Szkołę Mierniczą w Łomży założono dokładnie w dniu 4 listopada 1919 roku, a zamknięto dziesięć lat później. W jej miejsce w dniu 16 maja 1928 roku miał powstać Wydział Mierniczy przy Państwowej Szkole Technicznej we Wilnie. Przypuszczam, że nie jest to informacja ścisła, ponieważ Zarządzenie Ministra Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego w sprawie zmiany nazwy Państwowej Szkoły Mierniczej i Przemysłowo-Leśnej im. Marszałka Józefa Piłsudskiego w Łomży pochodzi dopiero z 16 kwietnia 1934 roku i było wydane właśnie w związku z likwidacją wydziału mierniczego. (Wcześniej w 1923 roku szkoła zmieniła nazwę na
Do napisania tego artykułu zainspirował mnie zestaw dokumentów po sędzim Władysławie Świąteckim, który udało mi się kupić w tym roku na Jarmarku Dominikańskim. Był on absolwentem wydziału prawno-ekonomicznego Uniwersytetu Poznańskiego, oficerem rezerwy i przedwojennym sędzią. Zestaw dokumentów zawiera szereg nominacji z kolejnych lat jego kariery. Z czasu wojny nie zachowały się po nim żadne dokumenty. Być może tak jak wielu innych pracowników wymiaru sprawiedliwości z terenu Generalnej Guberni, nie przerwał swojej kariery na czas wojny. Po wojnie było to bardzo niewygodne, więc dokumenty zniknęły. Mogło to być istotne także dlatego, że sędzia Świątecki zaangażował się w tworzenie ludowego wymiaru sprawiedliwości. W spuściźnie po nim znaleźć można kilka dokumentów, powierzających mu tworzenie kolejnych sądów. Być może jego kariera jeszcze by się rozwinęła, gdyby nie wczesna śmierć w 1948 roku. Wróćmy jednak do meritum wpisu. Jak już wspomniałem, omawiany zestaw zawiera kilka ciekawych i wczesnych dokumentów z okresu powojennego. W tym miejscu chcę się skupić tylko na pieczęciach, które na nich odbito.
Kolejny dokument ze spuścizny po Władysławie Świąteckim pochodzi z 17 maja 1945 roku. W całości napisany jest po rosyjsku pomimo tego, że wystawiono go w imieniu Ministra Sprawiedliwości. Napis na pieczęci brzmi: + MINISTERSTWO SPRAWIEDLIWOŚCI + RZECZPOSPOLITA POLSKA. W tym czasie, przynajmniej z nazwy, nie była jeszcze ludowa. W centralnym punkcie pieczęci znajduje się orzeł państwowy bez korony. Jego wizerunek zbliżony jest do tego, który ustanowiony został jeszcze przed wojną, według projektu Zygmunta Kamińskiego. Porównałem wizerunek orła z omawianej pieczęci z przedwojennymi odciskami pieczęci urzędowych i sądowych. Zasadnicza różnica widoczna jest w rysunku ramion orła. W pieczęciach powojennych podstawa ramion styka się z osią korpusu pod kątem prostym. W pieczęciach przedwojennych ramiona odchodzą od korpusu ku górze. Kolejna charakterystyczna różnica to brak dodatkowego okręgu otaczającego orła i jednocześnie oddzielającego go od napisu. Przedwojenne pieczęci były też większe i wykonane w metalu, a nie na gumie. Mogłem więc ze spokojem przyjąć, że druga pieczęć nie stanowi kolejnej przeróbki z przedwojennych zasobów.
Następne dwa dokumenty pochodzą odpowiednio z 14 i 15 lipca 1945 roku. Oba zostały wystawione w zastępstwie Prezesa Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu przez sędziego
Raz jeszcze przyjrzałem się ludowym pieczęciom pod lupą i zauważyłem, że widoczne na nich orły pierwotnie posiadały korony. Odcięto je najprawdopodobniej już po wytłoczeniu gumy na pieczątki. Wskazują na to różne ślady odcięcia. Widać to wyraźnie na obu odciskach, jeśli wyostrzy się szczegóły. W tym miejscu pojawił się kolejny szereg pytań, na które na razie nie znajduję odpowiedzi. Czy rzeczywiście wykorzystywano tą samą sztancę do wytłoczenia gum dla pieczęci kursu w Tel-Avivie i Ministerstwa Sprawiedliwości? Jeśli tak, to jak matryca dostała się do Warszawy? Jeśli nie jest to dokładnie ta sama matryca, to z pewnością autor jednej kopiował drugą. Jak i gdzie zdobył wzór? Czy był to Zygmunt Kamiński, czy może ktoś inny? Wreszcie bardzo mnie ciekawi, czy koronę ucięto zaraz po wytłoczeniu gumy na pieczęci, czy dopiero po jakimś czasie ich użytkowania?