Skip to content
  • kolekcjonowanie
    • o kolekcjonowaniu
    • aktualności
    • książki
    • blogi
  • pamiątki
    • ordery i odznaczenia
    • odznaki i oznaki
    • medale
    • dokumenty
    • pozostałe
  • Słowacja
    • Kežmarok
    • Polska – Słowacja
    • XIX wiek
  • o mnie
    • o stronie
    • czego szukam?
skelnik.pl

pamiątki

historia ukryta w przedmiotach

Słowacja

Published 30 April 2021

What if someone remembers?

Black dog, hungarian painter of XIX century

Two weeks ago I was looking on Nagyhazi auction house offer of XIX centrury pictures. My attention cought one picture, offered on the auction under lot 50 and presenting black dog. I was sure I knew this picture from somewhere, so I checked the author in description to find connection in my memory. The description stated only that it was XIX century hungarian painting. I was surprised since I was sure that last time I saw this painting, it was attributed to one of XIX century Slovak painters. Unfortunatelly I couldn’t remember which one. I zoomed the picture, looking for a signature, but there wasn’t any. I thought the painting must have been attributed to the painter in the past, but later it was veryfied as an anonimous piece of art. So I did a Google resaerch, to find this previous offer, hoping to get information on previous attribution.

Compilation of Parisi Galeria catalogue from 2013 and Nagyhazi picture from 2021

It didn’t took much time to find that the painting was offered by Parisi Galeria in Budapest. Auction took place on 16th May 2013, and the picture was offered under lot 21. But then it was not only attributed, but undoubtfully described as a picture of Dominik Skutecky. Slovakian painter of Jewish ancestry. Why Parisi Galeria was so sure about the author? Because the painting was signed in left down corner! It would be an obvious fraud, but it wouldn’t be surprising, if the picture without signature in 2013, had one in 2021. But why oposit? I guess that someone put a false signature on a fairly good painting from XIX century, that was in an artistic manner of Skutecky, but no one got fooled. After some time he removed the signature and offered the painting without any personal attribution.

I guess the offerer assumed that no one will remember this painting from the auction in 2013. He was wrong. Eight days ago I wrote an e-mail to Nagyhazi describing the situation and asking if there is any sign of manipulation on the painting in left down corner, where previously one could see the signature, but since this day I received no answer. Please take this history as a lesson for you, that nothing is sure even in reputable auction houses.

Published 19 June 2020

Miháltz Pál – Késmárk

Ten rysunek miał być przedmiotem wpisu na stronie już jakiś czas temu, ponieważ już raz był oferowany na aukcji. Najwyraźniej nie znalazł swojego nabywcy i powrócił do oferty. Może to i dobrze, ponieważ ostatnio zapomniałem go zanotować na swojej stronie. Wedle sygnatury był narysowany przez Pála Miháltza, węgierskiego malarza o ugruntowanej pozycji na tamtejszym rynku. Większość jego osiągnięć zawodowych i tytułów pochodzi z okresu międzywojennego, choć tworzył także w czasie II Wojny Światowej i po niej. To właśnie z tego ostatniego okresu pochodzi rysunek wykonany w Kežmarku (po węgiersku Késmárk). Został bowiem namalowany w sierpniu 1964 roku. Nie trudno się domyślić, że przedstawia jedną z wież zamkowych. Bardzie zastanawiające z którego miejsca została ona sportretowana.

Wdawało mi się, że autor rysunku znajdował się w parku przy zamku, po prawej stronie od dawnej bramy wjazdowej do miasta. W okolicach cokołu z czołgiem. Na pierwszym planie widoczne jest zaplecze budynków mających swój front od strony ulicy Stary Targ. W tle widoczna jest zamkowa wieża. W takim wypadku trzeba by założyć, że autor dodał w murach zamkowych okna, których tam w rzeczywistości nie ma. Dlaczego artysta miał by sobie na to nie pozwolić?

Okazało się jednak, że się myliłem. Rysunek został wykonany z drugiej strony parku i przedstawia wieżę leżącą na przeciw tej, o której myślałem. Jak zwykle w takich identyfikacjach, niezawodna okazała się moja mama, która pamiętała jeszcze z czasów szkolnych drewniane zabudowania stojące w tamtej części parku, przed jego rewitalizacją. W konsekwencji autor przedstawił okna znajdujące się w zamku mniej więcej na wysokości wejścia do muzeum, znajdującego się wewnątrz dziedzińca. Zagadka rozwiązana dość szczęśliwie, ponieważ wyobrażenia widoki na zamek od tej strony są stosunkowo rzadko spotykane.

Published 10 January 2020

Świecznik z Kežmarku

W jednym z Węgierskich domów aukcyjnych oferowany był świecznik wykonany rzekomo przez złotnika z Kežmarku. Opisany był jako obiekt złożony z dwóch elementów. Trzon i ujęcie świecy miały pochodzić z XVIII wieku, a podstawa z XIX wieku. Na świeczniku miała być umieszczona sygnatura “AM”. W opisie aukcji nie było jednak żadnej informacji o sygnaturze miejskiej, a więc nie do końca wiadomo z czego miała wynikać taka atrybucja. Dodatkowo, ewentualnej sygnatury można by się spodziewać na podstawie. Jak wiadomo z opisu, ta została dorobiona w XIX wieku, do wcześniejszego trzonu. Tak więc powstaje też wątpliwość czy świecznik powstał w Kežmarku w całości, czy tylko był tam naprawiany. Wreszcie sięgnąłem do książki Evy Toranovej “Złotnictwo w Słowacji” (Warszawa 1985) i nie znalazłem tam potwierdzenia aby w Kežmarku działał złotnik posługujący się sygnaturą AM.

Przytaczam wszystkie te wątpliwości nie tylko po to, żeby zanotować sobie na tej stronie fakt wystąpienia takiego obiektu na aukcji, ale także po to żeby pokazać jak niedoskonałe potrafią być opisy aukcyjne. Szereg wątpliwości jakie wzbudził we mnie ten opis spowodował, że utraciłem zainteresowanie obiektem, który z pewnością by mnie interesował, gdybym miał pewność, że pochodzi z Kežmarku. Z drugiej strony możliwe, że moje wątpliwości były zbyt wydumane, ponieważ świecznik ostatecznie znalazł swojego nabywcę za cenę ok. 1.000 zł. + prowizja domu aukcyjnego.

Published 1 March 2019

Znaczek III Zjazdu Prawników Czechosłowackich w Bratysławie 1930

Chcąc być szczerym muszę przyznać, że zupełnie nie miałem pomysłu na ten wpis. Nie chciałem jednak znów przerywać rutyny cotygodniowej publikacji. Kiedy nie ma się treści, najlepiej uciec w stronę atrakcyjnej ilustracji. Dlatego zacząłem przeszukiwać pamięć komputera z zamiarem znalezienia czegoś, co będzie dobrze wyglądało. Zupełnie przypadkiem trafiłem na odznakę-znaczek, kupiony kilka lat temu na aukro.cz. Kupując go nie wiedziałem do końca w co inwestuję. Sprzedający tez nie wiedział co to jest, więc cena nie była wygórowana. Początkowo myślałem, że może to być znaczek pamiątkowy promocji Wydziału Prawa Uniwersytetu im. Jana Komenskiego w Bratysławie. Było to najprostsze skojarzenie, które wynikało z widocznych na znaczku paragrafów, jednoznacznie odsyłających do tematyki prawniczej. Z takim przeświadczeniem odłożyłem odznakę do pudełka gdzie spokojnie przeleżała sobie kilka lat. Teraz, kiedy postanowiłem ją opisać na stronie, coś mi w tej atrybucji intuicyjnie nie grało. Dlaczego znaczek przeznaczony dla absolwentów uniwersytetu wykonany został w formie flagi? Dlaczego wykonano go w zakładzie grawerskim w Pradze, a nie w bezpośrednio w Bratysławie? Dlaczego na fladze pojawia się nazwa miejscowości, a nie uniwersytetu? Wreszcie dlaczego jest to fantazyjna flaga posługująca się jedynie barwami właściwymi dla Czechosłowacji? Poza tym odznaka ma numer 127. W okresie międzywojennym rekordowy dla Wydziału Prawa Uniwersytetu im. Jana Komenskiego był 1936 rok. Tego lata ukończyło go 139 absolwentów z tytułem JUDr., który odpowiada obecnemu tytułowi magistra. Nie ma więc wcale pewności, czy w 1930 roku było ich aż 127.

Nie było wyjścia. Musiałem poszukać innego wydarzenia, które mogło być upamiętnione za pomocą takiego znaczka. Dość szybko udało mi się ustalić, że 1930 roku Bratysława gościła III Zjazd Prawników Czechosłowackich. To był strzał w dziesiątkę. Paragrafy na niebieskim tle potwierdzają prawniczą konotację wydarzenia. Nazwa miejscowości wskazuje na miasto gospodarza konferencji, a data na jej rok. III Zjazd Prawników Czechosłowackich był wydarzeniem nie tylko krajowym, ale także międzynarodowym. W tym kontekście wykonanie znaczka w największym zakładzie grawerskim Czechosłowacji okresu międzywojennego i wysoki numer na rewersie nie wydają się już nietypowe. Tak też można odczytywać nietypowe ułożenie barw na fladze. Biały, niebieski i czerwony są bowiem kolorami tradycyjnie nawiązującymi do idei panslawistycznych. Pokazanie ich w zestawieniu nie odpowiadającemu żadnej z państwowych flag, mogło stanowić próbę uniwersalizacji zjazdu z krajowego na ogólno-słowiański. Na marginesie można dodać, że trzy lata później w Bratysławie odbył się I Zjazd Prawników Państw Słowiańskich. Co świadczy o popularności myśli panslawistycznych wśród prawników Europy wschodniej i środkowej okresu międzywojennego.

Dlaczego ten wątek ma dla mnie takie znaczenie? Ponieważ tu następuje zwrot akcji w ramach moje wpisu i pojawia się nowe spojrzenie na opisywany znaczek. W takcie Zjazdu w Bratysławie w 1930 roku powołano Komisję Współpracy Międzynarodowej pod przewodnictwem prof. Kazimierza Władysława Kumanieckiego z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Komisja ta, w skład której wchodzili także prawnicy Jugosławii, Rumunii i Francji, na wniosek sekretarza prof. Tadeusza Hilarowicza podjęła uchwałę o zamiarze zorganizowania w Polsce międzynarodowej konferencji na temat prawa administracyjnego. Już w następnym roku prof. Hilarowicz powołał Komitet Organizacyjny Międzynarodowych Wykładów Nauk Administracyjnych, a w kolejnym roku zorganizowano w Gdyni Międzynarodowe Wykłady Nauk Administracyjnych i Gospodarczych. Konferencja odbyła się w dniach 16-30 lipca 1932 roku w Państwowej Szkole Morskiej. Omawiane były tematy dotyczące gospodarki morskiej, portów, emigracji, administracji przedsiębiorstwami państwowymi, czy współczesnej administracji państwowej. Na 250 słuchaczy, aż 150 przybyło z Czechosłowacji, Jugosławii, Bułgarii, Rumunii i Estonii. Tak oto przypadkowo kupiony i zapomniany na dnie szuflady znaczek stał się ciekawym obiektem w zbiorze pamiątek dotyczących relacji polsko-słowackich.

Published 14 December 2018

Na starówce

Dzisiejszy wpis będzie o tym, co kolekcjonerzy lubią najbardziej, czyli o odkrywaniu tajemnic niedostrzeżonych przez innych. Czy może być coś przyjemniejszego kolekcjonerskiego ego, niż zauważenie niuansów przeoczonych przez innych uczestników zabawy? Dokładnie taka przyjemność towarzyszyła mi kilka miesięcy temu, kiedy na aukcji w słowackim domu aukcyjnym SOGA pojawił się obraz Ferdynanda Kotvalda zatytułowany “v starom meste”, czyli “na starówce”. Widać na nim zaułek z łukami łączącymi zabudowę po obu jego stronach. Podobne rozwiązanie widać po przeciwnej stronie drogi, przecinającej całą kompozycję. Na wprost po lewej widać kamienicę o nietypowym froncie parteru, który rozchodzi się jak podstawa wieży. Miejsce wydaje się być na tyle charakterystyczne, że jeśli tylko nie powstało w wyobraźni autora, to ciężko będzie je pomylić. Niestety Ferdynand Kotvald umieścił na obrazie jedynie datę jego wykonania (1956), zapominając o wskazaniu miejsca. Mogło to być niemal wszędzie. Kotvald jeździł po całej Czechosłowacji i przedstawiał głównie przestrzenie miejskie. W konsekwencji miejsca powstania obrazu nie domyślił się także dom aukcyjny oferujący prezentowany obraz. Oczywiście nie wiem, czy nie zgadł tego ktoś z obserwujących aukcję. Domyślam się jednak, że skoro nikt nie powiadomił domu aukcyjnego, to osób takich było przynajmniej niewiele.

Żeby nie trzymać nikogo dłużej w niepewności przedstawiam po lewej stronie pocztówkę z około 1930 roku, obrazującą dokładnie to samo miejsce. Najwyraźniej na tyle urokliwe, że chciał je ująć nie tylko Kotvald ale także autorzy przedwojennych pocztówek Keżmarku. To widok na miejsce w którym Hradne Namestie, czyli Plac Zamkowy przechodzi w Hlavne Namestie, czyli Główny Plac. Oczywiście nazwa plac jest tu bardzo umowna, ponieważ w rzeczywistości jest to główna ulica Keżmarskiej starówki. Ujęcie wykonane jest z ulicy Námestie Požiarnikov, czyli Plac Strażaków. Widoczne na obrazie i pocztówce łuki nad uliczką stanowią jedną z atrakcji turystycznych miasta i wedle mojej pamięci nie występują nigdzie więcej w okolicy. Być może także dlatego, były powodem do uwiecznienia ich na opisywanym obrazie Kotvalda.

Published 4 May 2018

Habánska šálka, czyli miseczka Habanów

Na kończącej się dziś aukcji w Hermann Historica oferowana była osobliwa miseczka z pierwszej połowy XVIII wieku. Wykonano ją ze złoconego mosiądzu, a na rancie umieszczono dewizę w języku niemieckim, która odnosi się do wspólnego biesiadowania z przyjaciółmi: “Es lebe der Edle Freund, der so treu und redlich meint – Ich will dies allzeit ehren so lang die becher wehren”, Postanowiłem poświęcić jej uwagę, ponieważ związana jest z Habanami. Stanowili oni jeden z odłamów anabaptyzmu, który zmuszony był uciekać z Europy zachodniej na tereny Moraw, a następnie dzisiejszej Słowacji. Funkcjonował tam stosunkowo długo. Pierwsze wzmianki o pojawieniu się Habanów na Spiszu pochodzą z 1529 roku. Dalsza wędrówka Habanów, tym razem do Siedmiogrodu, miała miejsce dopiero w XVIII wieku. Niestety po raz kolejny związana była z prześladowaniami religijnymi.

W trakcie pobytu na Spiszu oraz w południowo zachodniej części dzisiejszej Słowacji, Habani wywarli znaczny wpływ na kulturę ludową tych ziem. Wynikało to najprawdopodobniej ze stosunkowo dobrej asymilacji. Pomimo tego, że Habani mieszkali we własnych komunach, to jak na swoje czasy stosunkowo dobrze się asymilowali. Choć tradycyjnie posługiwali się językiem niemieckim, czego przykładem jest prezentowana miseczka, to pod koniec XVIII wieku niemal wszystkie komuny posługiwały się już językiem słowackim. Z drugiej strony Habani trudnili się rzemiosłem, a ich wyroby cieszyły się sporą popularnością. Dotyczyło to głównie ceramiki. Ślady ich wzornictwa z łatwością można odnaleźć także wśród przykładów Słowackiej ceramiki ludowej. Innymi przykładami twórczości typowej dla Habanów były ceglane domy pokryte dachem ze słomy, gliny i mchu.

Wreszcie bardzo ciekawą pamiątką pobyty Habanów na Słowacji są miseczki takie jak ta, oferowana na aukcji w Hermann Historica. Po raz pierwszy spotkałem się z nimi na ekspozycji w muzeum w Kremnicy, gdzie także funkcjonowała jedna ze wspólnot. Następnie na zamku w Bratysławie miałem okazję zobaczyć zbiorek kilku, może kilkunastu takich obiektów. Przy dobrym oświetleniu potrafią sprawić piękne wrażenie. Proste miseczki zdobione są punktowymi uderzeniami, które nadają powierzchni charakterystyczną fakturą. W górnej części wydzielony jest pasek, na którym najczęściej widniała dewiza lub przysłowie w języku niemieckim. Całość była pozłacana, co wskazuje na raczej niecodzienne przeznaczenie takiego przedmiotu.

Published 9 March 2018

Medal za obronę Słowacji we wrześniu 1939 roku

Kiedy rozpocząłem pisać zdanie, że “ostatnio” na aukcji pojawił się medal pamiątkowy za obronę Słowacji we wrześniu 1939 roku zawahałem się, ponieważ od tego czasu minęło już kilka miesięcy. Obecnie, kiedy kończę ten wpis, być może już nawet rok. Z drugiem strony taka okazja nie trafia się często, więc może nie jest to szczególnie długi odcinek czasu. Tym bardziej, że oferta obejmowała medal w komplecie z dyplomem. Takiego zestawu nie pamiętam nawet z wystawy na zamku w Bratysławie, która prezentowała Słowackie ordery i odznaczenia z lat 1939-1945 oraz od 1992 roku do czasów współczesnych.

Medal został ustanowiony rozporządzeniem rządu z 8 maja 1939 roku o wyróżnieniu za bohaterstwo w walce o zabezpieczenie samodzielności narodu Słowackiego i medalu za zasługi w zdobyciu Słowackiej niepodległości. Przyznawany był żołnierzom, cywilom i członkom Gwardii Hlinki za udział w walkach obronnych przeciwko agresji Węgierskiej na Słowację w marcu 1939 roku. W takim wypadku jego nazwa, odnosząca się do obrony Słowacji, była w zupełności uzasadniona. Jednak po wrześniu 1939 roku rozdawanie medalu kontynuowano także osobom zaangażowanym w atak na Polskę. W tym wypadku zwrot obrona Słowacji był już użyty na wyrost. Mieścił się jednak w logice propagandy Republiki Słowackiej. Choć zaatakowała ona Polskę ze względu na sojusz militarny z hitlerowskimi Niemcami, to w propagandzie przedstawiała wejście do Polski jako akt sprawiedliwości dziejowej, który miał doprowadzić do odzyskania należących się Słowacji ziem Spisza.

W celu odróżnienia osób wyróżnionych za kampanię na Polskim Spiszu i Podhalu wprowadzone zostały pewne modyfikacje w wyglądzie odznaczenia. Osoby które posiadały już medal za obronę Słowacji w marcu 1939 roku, a przysługiwało im kolejne takie samo odznaczenie za kampanię wrześniową, otrzymywały brązową blaszkę do przyczepienia na wstążce. Widoczny pomiędzy dwoma gałązkami jodły napis JAVORINA był nawiązaniem do wsi Jaworzyna Tatrzańska. Na Łysej Polanie obok tej wsi znajdowało się przejście graniczne między ówczesną Słowacją a Polską. Było ono czynne także po wojnie i funkcjonowało aż do wejścia w życie obu krajach traktatu z Schengen.

Osobnym zagadnieniem pozostaje pytanie o wygląd medali dla osób, które otrzymały je po raz pierwszy w kampanii wrześniowej. Martin Karasek i Jaroslav Kozak w katalogu Slovenske vyznamenania a odznaky 1938-1945 stawiają tezę, że otrzymały one takie same medale jak odznaczeni wcześniej, wraz z blaszką JAVORINA na wstążce. Według nich wyjątek w tym względzie zrobiono dla żołnierzy armii niemieckiej, którym wręczano medal z odmiennym napisem na rewersie. O ile pierwszy medal nosił dewizę ZA OBRANU SLOVENSKA – V MARCI 1939, o tyle nowy wzór nosił napis ZA OBRANU SLOVENSKA – JAVORINA ORAVA. Pogląd ten uprawdopodabnia przywołana przez nich korespondencja z której wynika, że oba wzory medalu były zamawiane w Kremnickiej mennicy równolegle. Niestety hipoteza ta z pewnością nie jest ścisła, ponieważ znany jest mi medal w pierwszej wersji z blaszką JAVORINA pozyskany przez kolekcjonera wraz z dyplomem bezpośrednio od rodziny niemieckiego żołnierza. Z mojego doświadczenia wynika, że odmiana z napisem JAVORINA ORAVA jest wyraźnie rzadziej spotykana na rynku kolekcjonerskim od swojego pierwowzoru. Ma to swoje potwierdzenie w ilości medali wykonanych do końca października 1939 roku. W tym czasie ministerstwo obrony odebrało 900 medali pierwszego wzoru i zaledwie 100 medali drugiego. Co ciekawe, w tym samym czasie mennica zakończyła już pracę nad 4.000 blaszek JAVORINA, choć nie miała do nich jeszcze gotowych medali. Wstążki były wykonane odrębnie przez skład Fant. Kühmayer S.A. z Bratysławy, który specjalizował się w wyrobach drucianych i ozdobach choinkowych. Jeden z rachunków za wstążki do odznaczeń stanowi ilustrację następnego akapitu.

Ustalenie łącznego nakładu medali obu wzorów nie jest w moim przekonaniu łatwe. Pomimo iż zachowane źródła mówią o zamówieniu 15.000 sztuk w dniu 27 czerwca 1939 roku, to liczba ta nie musi odpowiadać ilości ostatecznie wykonanych egzemplarzy. Mennica oddawała zamówienie partiami, a nadawanie medalu zakończono ostatecznie w dniu 30 listopada 1941 roku. Może o tym świadczyć także relatywnie niska dostępność medalu na rynku kolekcjonerskim. Cena podstawowego wzoru bez blaszki JAVORINA w obecnej chwili nie spada poniżej 500 zł. Tak więc rynek wycenia ten medal znacznie wyżej niż inne obiekty rzeczywiście wykonane w nakładzie rzędu kilkunastu tysięcy sztuk. Z drugiej strony należy pamiętać, że wiele pamiątek związanych z okresem Republiki Słowackiej była niszczona w celu zatarcia niechlubnej przeszłości. Komunistyczne władze Czechosłowacji bardzo źle patrzały na osoby związane z poprzednim reżimem. Właśnie dlatego dyplomy do Słowackich odznaczeń z okresu II Wojny Światowej są rzadsze od nich samych.

 

Published 25 September 2017

Kupecký na aukcji w Polsce

Ponoć jedna z zasad netykiety głosi, że tytuł wpisu może być zwodzący, ale nie może być mylący. Zgodnie z tą regułą pozwoliłem sobie ogłosić sensacyjną wiadomość, że na aukcji w Polsce licytowany będzie obraz Jana Kupeckiego. Kto o nim nie słyszał, wiedzieć powinien, że to czołowy przedstawiciel środkowoeuropejskiego malarstwa późno barokowego, który dodatkowo specjalizował się w portretach. Z wyjątkowym wdziękiem posługiwał się on światłem, pozostawiając zazwyczaj swoje postacie w półmroku i eksponując ich twarze. Przypomina mi w tym względzie twórczość Caravaggia. Jednym z tego przykładów może być widoczny po lewej stronie autoportret sławnego malarza.

Powód dla którego praca Kupeckiego zwróciła moją uwagę wynika z faktu, że uważany jest on za malarza Słowackiego. Jest to pogląd nieco naciągany, ponieważ w czasie kiedy Kupecký żył i tworzył, Słowacji jako państwa narodowego jeszcze nie było. To co łączy go z tym krajem, to przede wszystkim miejsce urodzenia, czyli Pezinok koło Bratysławy. Trudniejsze w interpretacji mogą być jego podpisy na obrazach Mahler aus Böhmen lub Pictor boemus. W czasach mu współczesnych mogły oznaczać raczej poczucie przynależności do miejsca pochodzenia, niż związek określonym narodem. Przy takiej interpretacji można Kupeckiego śmiało nazywać Słowakiem. Pamiętajmy jednak, że państwo narodowe to pomysł w zasadzie XIX wieczny. Skąd biedny Kupecký miał przypuszczać, że ktoś kiedyś będzie się spierał o jego poczucie przynależności narodowej.

Jak by nie było, na 245 Aukcji Dzieł Sztuki i Antyków domu aukcyjnego Rempex pojawił się pod pozycją 1138 portret Alexandra von Hohenlohe. Zaskoczyła mnie oczywista rozbieżność między tytułem pozycji, wskazującym na anonimowego śląskiego malarza, a opisem na odwrocie obrazu: “No 6. / Fu¨rst / Alexander / von / Hohenloh / Kupetzki / pinxit / Constatt 40 : 24”. Oczywiście moją uwagę zwrócił fragment wskazujący na rzekome autorsto, czyli Kupetzki pinxit. Nieco zmieniona pisownia nazwiska mnie nie dziwiła, a nawet mogła stanowić pośrednie potwierdzenie autentyczności. W języku niemieckim właśnie tak pisze się nazwisko omawianego malarza. Przypuszczałem, że nie może być aż tak kolorowo, żeby renomowany dom aukcyjny pomimo wyraźnej wskazówki przegapił autorstwo Kupeckiego i nie wyeksponował szerzej tej informacji. Szczególnie, że cena wywoławcza na poziomie 3.000 zł. i estymacja na kwotę maksymalnie dwukrotnie wyższą były by w takim wypadku jak wygrana w toto-lotka. Można jeszcze do tego dodać, że obraz stylistycznie nieco nie trzymał Kupeckiego, ale coś mi kazało sprawdzić czy przypadkiem nie mamy do czynienia z sensacyjnym odkryciem. W końcu autentyczne prace Kupeckiego pojawiają się na aukcjach raz na kilka lat, a według mojej wiedzy w Polsce nie był jeszcze notowany.

Niestety najprostsze wyszukanie w Google przyniosło brutalną odpowiedź. Książę Alexander von Hohenlohe urodził się 17 sierpnia 1794 roku w Kupferzell, a więc 54 lata po śmierci Jana Kupeckiego. Tym samym opis Rempexu wskazujący na nieznanego autora jest jak najbardziej prawidłowy. Żałując, że eksperci domu aukcyjnego nie dali mi szansy na sensacyjne odkrycie, mogę zarzucić ich opisowi tylko jedną nieścisłość. Obraz nie mógł powstać w XVIII wieku, jak zostało to dopuszczone w opisie, ponieważ sportretowany uzyskał święcenia kapłańskie w 1815 roku. Dlatego przy uwzględnieniu stylistyki należy obraz datować jednoznacznie na XIX wiek.

Published 12 September 2017

Zaułek w Kežmarku

Na aukcji Delcampe pojawiła się ostatnio pocztówka, która zawróciła mi w głowie. Pocztówki są ciekawym źródłem historycznym, ale rzadko zdarza się, żeby były dla mnie fascynujące. Najczęściej przedstawiają ogólne widoki miejscowości, charakterystyczne budynki lub popularne miejsca. Na tej pocztówce pokazany został zaułek. Miejsce zupełnie nietypowe, z obdrapanym murem i wyłamaną bramą. Na pierwszym planie chłopak, który na pewno nie jest przypadkowy. Ubrany jest dość elegancko jak na to miejsce i czas. Jego pojawienie się na zdjęciu, które miało stać się pocztówką, musiało być wyróżnieniem. Może ktoś wpłynął na fotografa, może był to jego syn lub krewny, może chłopak oprowadzał fotografa po mieście?

Starałem się odgadnąć, gdzie znajduje się tytułowy zaułek w Kežmarku, ale niestety sam nie dałem rady. Miejsce jest dość nietypowe. Na pierwszym planie widać piętrowy mur ze sporą bramą. Nad nią być może widać herb, który jest na skanie umieszczonym w internecie na tyle nieczytelny, że nie ma możliwości jego rozpoznania. W tle widać piętrowy budynek z antresolą. Przed wojną, kiedy powstało zdjęcie, musiała to być rozpoznawalna budowla. Ponieważ nie udało mi się jej zidentyfikować, poprosiłem o pomoc mamę. Okazało się, że doskonale znała to miejsce. Był to dom rodziny Šterbák przy obecnej ulicy Nižná brána, który w późniejszym czasie został zburzony.

Jeszcze inne ciekawostki, kryją się na rewersie pocztówki. Jest to dość nietypowe i obszerne wyjaśnienie tego, jak powstała. Po pierwsze została wydana przez wydawnictwo dzieł sztuki “STELLA” w Bochni. Prowadził je Ludwik Stasiak, który był także artystą malarzem i uczeniem Jana Matejki. Być może jego wrażliwość kazała mu wybrać na temat pocztówki obraz ciekawszy niż typowe przedstawienie zamku, ratusza, czy któregoś z historycznych kościołów. Druga nietypowa dla mnie informacja to fakt, że wydana w Polsce pocztówka, przedstawiająca miejscowość w ówczesnej Czechosłowacji, drukowana była w Nancy we Francji. Dlaczego Ludwik Stasiak zdecydował się skorzystać z usług zakładu “Imprimeries Réunies”? Przypuszczalnie dlatego, że cenił jakość ich pracy. Ogromnie ciekawi mnie jak się o niej dowiedział. Czy korzystanie z tak odległej drukarni mogło się opłacać?

Ostatnia adnotacja umieszczona na pocztówce głosi: “wszelkie prawa zastrzeżone“. Jest to konsekwencja art. 3 ustawy o prawie autorskim z 29 marca 1926 roku. Zgodnie z nim odbitki fotografii i ich reprodukcje podlegały ochronie prawno-autorskiej tylko w przypadku gdy “zastrzeżenie wyraźne uwidoczniono na odbitkach“. Widać, że Ludwik Stasiak miał świadomość jakości swojej pracy i dbał o to, aby nie była powielana przez osoby nieuprawnione. Choć zastrzeżenia takie widywałem już na przedwojennych fotografiach i pocztówkach, to z pewnością umieszczanie ich nie było powszechną praktyką.

Published 13 June 2017

Ernest Zmeták – Wspomnienie na historyczny Kežmarok

Na 135. Letniej Aukcji Dzieł Sztuki i Antyków domu aukcyjnego SOGA licytowany był obraz Ernesta Zmetáka pod tytułem “Wspomnienie na historyczny Kežmarok – Stary Targ“.

Ernest Zmeták był słowackim malarzem, grafikiem i ilustratorem, który zaliczany jest już do klasyków tamtejszego malarstwa, a nawet nazywany “ostatnim klasykiem“. Po ukończeniu studiów malarskich w Budapeszcie, związał się z grupą artystyczną o nazwie “29. sierpnia“. Został też asystentem w Akademii Sztuk Pięknych w Bratysławie, a w 1958 roku otrzymał nagrodę na Bienalle w Wenecji za kolorowy drzeworyt pod tytułem “Ucieczka do Egiptu“. Mądrzejsi mówią, że tworzył w duchu klasycyzmu, na co wpływ miał jego mistrz z czasu studiów prof. Vilmos Aba-Novak oraz kilkanaście studyjnych wjazdów do Włoch. Miał się także inspirować przedwojenną sztuką ludową Słowacji. Wiele uwagi w swoich obrazach i grafikach poświęcał barwie i grze światłem.

Poza własną działalnością artystyczną Zmeták był także kolekcjonerem sztuki. Jego zainteresowania koncentrowały się wokół sztuki węgierskiej i słowackiej, dawnych mistrzów oraz pamiątek związanych z Novými Zámkami, czyli jego rodzinną miejscowością. Kolekcja w dominującej części została ofiarowana temu miastu i na jej podstawie stworzono galerię sztuki, która funkcjonuje do dnia dzisiejszego. Zainteresowania kolekcjonerskie Zmetáka będą przedmiotem osobnego wpisu, do którego przymierzam się od jakiegoś czasu, więc nie będę ich w tym miejscu rozwijał.

Przyznam się szczerze, że kiedy pierwszy raz zobaczyłem zdjęcie obrazu wydawało mi się, że przedstawia ulicę Hlavné námestie, a więc widok na kościół od strony południowej, a nie północnej. Jednak tytuł, w połączeniu z szybką wizytą na Google Street View, uświadomiły mi że jest on jak najbardziej prawidłowy. Zupełnie inna kwestia to wrażenia estetyczne. Pomimo ogromnego sentymentu jaki mam do Kežmarku, nie był bym w stanie zaakceptować tego obrazu u siebie w domu. Praca jest w moim przekonaniu dziecięco naiwna, ale nie ma w sobie tego uroku co np. twórczość Nikifora. Fatalne wrażenie robią przesadnie podkreślone anteny telewizyjne na dachach domów. Być może był to celowy zabieg, który miał pokazać oszpecenie historycznego centrum, ale przyczynił się on także do oszpecenia samego obrazu.

Dom aukcyjny oszacował wartość obrazu na 2.500 euro przy cenie wywoławczej 1.500 euro. Przy czym warto dodać, że prace olejne Zmetáka chodził w tym samym domu aukcyjnym po kilkanaście tysięcy euro i z równym a być może nawet większym powodzeniem spadały w cenach w cenach rzędu 1.500 euro. Co ciekawe, pomimo artystycznej pozycji autora, większość jego prac oferowanych przez dom aukcyjny SOGA nie została sprzedana. W tym wypadku ktoś złożył propozycję poniżej ceny wywoławczej (1.200 euro) i dom aukcyjny ją przyjął. Najwyraźniej Zmeták jest bardziej ceniony jako kolekcjoner, niż artysta.

Published 31 January 2017

Czyżby najstarszy emotikon pochodził ze Słowacji?

W ostatnich dniach słowackie media obiegła informacja, że najstarszy znany emotikom pochodzi z Trenczyna. Został on odkryty przez jednego z pracowników Archiwum Państwowego w Trenczynie, podczas przeglądania akt miejskich z XVII wieku. Na jednym z dokumentów księgowych miasta z 1635 roku, obok podpisu notariusza Jána Ladislaidesa został umieszczony rzekomy emotikon, którego zdjęcie widać po lewej stronie.

Prawdę mówiąc nie jestem przekonany, czy rzeczywiście jest to emotikon. Bardziej wydaje mi się, że są to zwyczajne trzy kropki zakreślone w okręgu. Po pierwsze dlatego, że koncepcja emotikonu nie była wtedy jeszcze znana. Po drugie dlatego, że znak ten znajduje się przy podpisie, gdzie nie miał by swojego znaczenia. Gdyby autor dokumentu chciał wyrazić swoją emocję, to zrobił by to zapewne tak jak współcześnie, przy tekście do którego emocja miała się odnosić.

Należy wreszcie pamiętać o tym, żeby nie dopisywać współczesnych znaczeń do dawnych wydarzeń, zjawisk, czy obiektów. Trzy kropki w okręgu, widoczne na sąsiednim dokumencie nic nam nie mówią. Pracownicy archiwum nie potrafili nadać mu prawidłowe znaczenie. Tak więc wytłumaczyli go sobie za pomocą znanego aparatu pojęciowego – zobaczyli w nim uśmieszek. Jest to niestety zbyt daleko idące uproszczenie.

Published 6 January 2017

Świecznik Johannesa Gemzy

Na najbliższej aukcji domu Schwab licytowany będzie świecznik wykonany ze srebra próby 12 łutów. Jego waga wynosi 230 gram, a wysokości 24 cm. Całość utrzymana jest w stylistyce empirowej. Złotnik włożył w swoją pracę nie mały wysiłek. Świecznik zwieńczony jest ciekawą podstawką mającą zapobiegać kapaniu wosku na stół. Osobno wykonane i nałożone są cztery elementy wieńca. Niestety chęci nie szły w parze z umiejętnościami, a braki wykonania widoczne są nawet na średniej wielkości zdjęciu. Szczególnie razi wzór wyryty w dolnej części świecznika. Także stan zachowania przedmiotu nie zachwyca. Widoczne są na nim drobne, ale liczne uderzenia i rysy.

Dlaczego w takim razie wzbudził moje zainteresowanie? Ponieważ według opisu miał być wykonany w pracowni Johannesa Gemzy z Kieżmarku. Miała o tym świadczyć sygnatura umieszczona na podstawie świecznika w formie inicjałów JG. Inicjały takie, jako sygnaturę Johannesa Gemzy podaje także Eva Toranowa w publikacji “Złotnictwo w Słowacji“, wydanej w Warszawie w 1985 roku, na s. 240. Wskazana jest tam także druga sygnatura, składająca się z inicjałów GJ. Obie reprodukowane są w formie graficznej. Jednak żadna z nich nie przypomina tej, która widoczna jest na fotografiach ilustrujących aukcję. Jedna ze stron w internecie podaje trzecią wersję sygnatury. Składa się ona, podobnie jak pierwsze, z inicjałów JG, lecz zupełnie innego wyglądu. W przeciwieństwie do dwóch pierwszych sygnatur, litery pisane są gotykiem.

O ile pierwsza litera inicjału przypomina literę J, o tyle druga zbliżona jest bardziej do litery F. Z tym, że musiała by to być mała, a nie wielka litera. Czyli mamy kolejną nieścisłość. Oczywiście może to być złudzenie wywołane kiepską jakością zdjęcia i stopniem zużycia przedmiotu, ale nie jestem w stanie wywołać u siebie przekonania, że świecznik rzeczywiście wykonany był w warsztacie Kieżmarskiego złotnika. W zasadzie mogła to być praca dowolnego austro-węgierskiego warsztatu. Dodatkowe wahanie budzi brak cechy miejskiej.

Skoro jednak Johannes Gemza został wywołany do tablicy, chciałem się o nim dowiedzieć czegoś więcej. Okazuje się, że nie jest to wcale takie proste. Według opisu aukcyjnego świecznik wykonany był po 1820 roku. Przywołana praca E. Toranowej podaje przedział czasowy pracy zawodowej Gemzy na lata 1820-1850. Choć informacje te pokrywają się, niewiele mówi to o samym złotniku. Być może nawet autor opisu korzystał właśnie z pracy Toranovej. Co ciekawe, intensywne poszukiwania w internecie i mojej biblioteczce nie przyniosły wcale lepszego rezultatu. Poza kilkoma innymi egzemplarzami prac sygnowanych przez Gemzę, o nim samym nie znalazłem żadnych dodatkowych informacji. Nie został wspomniany nawet w książce “Osobnosti Kežmarku 1206-2009″ Nory Bárathovej. Jest to dość niezwykłe, ponieważ w Kieżmarku nie było aż tak wielu złotników. Najwyraźniej ten temat czeka jeszcze na swoje odkrycie.

Published 27 November 2016

Barwa robi różnicę

medalik pamiątkowy Imre TököliegoNa początku marca opisywałem medalik pamiątkowy z podobizną Imre Tököliego. Zawieszony był na dwubarwnej niebiesko-czerwonej wstążce. Wtedy nie przywiązałem do tego większego znaczenia. Wczoraj w węgierskim antykwariacie Darabanth zakończyła się aukcja podobnego medaliku. Na podstawie zdjęć trudno określić, czy był wykonany z innego stopu metali niż poprzedni medalik. Co jednak różni je bez wątpienia, to wstążka na jakiej zawieszony jest drugi medali. Składa się ona odpowiednio z barwy czerwonej, białej i zielonej. Bez trudu można zidentyfikować je jako kolory flagi węgierskiej, symbolizujące siłę, wiarę i nadzieję. Na zdjęciu obok łatwo zauważyć, że wstążeczka była niewielka i raczej pełniła funkcję ozdoby niż praktycznego elementu pozwalającego na mocowanie medalika. Dlatego można przypuszczać, że medalik mocowany był na ubraniu na za pomocą jakiejś dodatkowe szpilki, która nie zachowała się do dnia dzisiejszego.

Bardziej zagadkowe wydają się kolory pierwszej wstążki. Można jednak przypuszczać, że odnoszą się one do herbu Kieżmarku. Prawo do jego używania miasto otrzymało w 1463 roku. Chociaż według Wikipedii wygląd herbu nie zmienił się od tego czasu łatwo zauważyć, że do końca tak nie jest. Po prawej stronie widać wizerunek herbu przedstawiony na dokumencie udzielającym miastu prawo używania herbu. Widoczne na nim elementy barwy czarnej, na późniejszych wyobrażeniach herbu mają już barwę białą. Jak sądzę nie jest to różnica przypadkowa. Anioł widoczny na pierwszym herbie posiada białą szatę co oznacza, że nie było przeszkód do użycia tego koloru także na herbie.

herb KieżmarkuWracając jednak do wstążki omawianego medaliku trzeba się odnieść do wyobrażenia herbu z 1906 roku. W tamtym czasie elementy czarne były już białe. Jeśli pominąć właśnie tą barwę i barwę złotą (która widoczna jest na koronie, detalach mieczy i w centrum kwiatu), to pozostają tylko kolory niebieski i czerwony. Dokładnie takie jak na wstążce pierwszego z opisywanych medalików.

Można więc przyjąć, że osoba która nosiła pierwszy medalik traktowała go oraz związane z nim wydarzenia sprowadzenia zwłok Imre Tököliego, jako wydarzenie związane ściśle z historią miasta. W drugim przypadku można mówić o manifestacji węgierskich uczuć narodowych. Tym samym okazuje się, że nawet kolor wstążki na jakiej zawieszony jest medalik ma znaczenie. Warto na to zwracać uwagę przy ocenie różnych pamiątek historycznych, ponieważ może nam to podpowiedzieć ciekawe informacje na ich temat. W tym przypadku jest to o tyle ciekawa informacja, że wcześniej nie wiedziałem jakie są tradycyjne barwy Kieżmarku. Informacji takiej nie znalazłem także teraz, kiedy szukałem jej w internecie.

Published 25 July 2016

Figielki Czeskie na Spiszu i Orawie

Figielki Czeskie - ulotka propagandowaTrafiła ostatnio w moje ręce ulotka propagandowa z 1919 roku. Na pierwszej karcie znajduje się ramka z datą „3 sierpnia 1919” i dwoma napisami „Nie damy ziemi – szczytów Tatr, ni Spisza ni Orawy”. Dość czytelna parafraza Bogurodzicy sugeruje, że ulotka musiała powstać w szerokim kontekście plebiscytu o przynależność Spisza, Orawy i Śląska Cieszyńskiego po pierwszej wojnie światowej. Niestety data nie kojarzyła mi się z żadnym szczególnym wydarzeniem, zmierzającym do plebiscytu. Brakowało także odniesienia do Śląska Cieszyńskiego.

Dopiero szczegółowe poszukiwania pozwoliły ustalić, że tego dnia odbyły się równolegle w Myślenicach „Dni Orawy i Spisza”, a w Nowym Targu „Dni Spisza i Orawy”. Podkreślam tą różnicę, ponieważ Myślenice są blisko Orawy, a Nowy Targ rzut beretem od Spisza. Tak więc najwyraźniej różnica nie była przypadkowa. Jednocześnie tego samego dnia w Zakopanem odbył się ogólny zjazd Komitetów Spisko-Orawskich, lokalnych organizacji których celem było zabieganie o propagowanie polskości Spisza i Orawy oraz pozytywny wynik przyszłego plebiscytu. Przypuszczalnie ulotka musiała być związana z którymś z tych wydarzeń.

Poza stroną tytułową ulotka składa się z trzech rysunków ilustrujących rzekomą podłość Czechów. Pod każdym z rysunków znajduje się rymowany wierszyk, który do niego nawiązuje. Bardzo zaciekawiło mnie to, że są one wydrukowane w jakiejś dziwnej mieszance języka polskiego, słowackiego i czeskiego. Być może miała to być imitacja narzecza góralskiego? Pierwszy z nich brzmi następująco:

Figielki Czeskie - ulotka propagandowa„Tlsty baran bude żrani,
Pro mne, jak tież pro kompani
Lepśi był ten kocur farski –
Byl to gulaś elegnacki”
Rzikal Cech, barana łapi.
Juz go góral nie ułapi

 

W wolnym tłumaczeniu oznacza to tyle co: „Tłusty baran będzie żarcie, dla mnie i dla kompanii. Lepszy był kocur z plebanii – był to gulasz elegancki”. Mówiąc to, Czech złapał barana. Już go góral nie złapie. Tak więc celem tego propagandowego wierszyka i rysunku było pokazanie uczestnikom przyszłego plebiscytu, że wybór przynależności do Czech, godził będzie w ich prawa majątkowe.

Figielki Czeskie - ulotka propagandowa„Sakra! Ide wojsko od Dunajca
Ne strilajme, poddajme sa”.
Tak zrobili, jak rzikali,
Rence w górę wyginali.
Komedyja opisana,
że to były kopki siana.

 

Tym wierszykiem autor przekonuje nas do stereotypu Czecha tchórza: „Cholera! Idzie wojsko od strony Dunaju. Nie strzelajmy, poddajmy się”. Tak zrobili, jak powiedzieli. Ręce w górę wyginali. Komedia opisana, bo to były kopce siana.

Figielki Czeskie - ulotka propagandowa„Trafit hlavu Marie
To nie velki cud
Ale trafit hlavićku
Jezisovu tvaricku
Sakra to je zuch”.
Bezpożnicy tak gadali.
Figurę nam roztrzaskali.
Pockoj, Cechu, przijdzie sond,
Bendzies jencoł za twój błond.

Rymowanka odwołuje się do laickości Czechów, która ma rzekomo przeradzać się w nienawiść do Marki Boskiej i Jezusa: „Trafić głowę Marii to nie jest wielki cud, ale trafić główkę – Jezuskową buźkę, cholera to jest zuch!” Bezbożnicy tak gadali. Figurę nam roztrzaskali. Poczekaj Czechu przyjdzie sąd, będziesz jęczał za swój błąd.

Całość sprawia wrażenie dość płytkiej propagandy, na którą dzisiaj raczej nikt by się nie nabrał. Przypuszczam jednak, że 1919 roku mogło to wyglądać nieco inaczej. Czesi przedstawieni jako złodzieje, tchórze i bezbożnicy nie mogli być tak atrakcyjnie jak smukły orzeł biały który swobodnie szybuje nad Tatrami.

Published 9 May 2016

J. Skłodowski, Biblioteka kolegium w Podolińcu

okladkaokl_3-4_2016Przedmiot artykułu Jana Skłodowskiego, Biblioteka i archiwum dawnego kolegium w Podolińcu, w najnowszym numerze “Spotkań z Zabytkami” (nr 3-4, marzec-kwiecień 2016) jest sprecyzowany w jego tytule. Podoliniec leży obecnie w granicach Słowacji, ale nie zawsze tak było. Miasto należało do szesnastu miast tzw. zastawu spiskiego. Były to miejscowości z terenu Szpisza, które na mocy umowy z 8 listopada 1412 roku zawartej między Władysławem Jagiełło, a Zygmuntem Luksemburskim weszły pod panowanie tego pierwszego. Podstawą do przejścia wspomnianych miast pod inną koronę było udzielenie zabezpieczenia pożyczki. Pożyczka nie została zwrócona, więc miasto pozostało w granicach Rzeczpospolitej aż do 1769 roku.

W 1642 roku utworzono w Podolińcu konwent pijarów, a w kolejnym roku kolegium. Jak przywołuje autor artykułu pod koniec XVII wieku biblioteka szkolna liczyła ok. 1600 pozycji. Są one skrupulatnie scharakteryzowane. Skąd autor posiadał wiedzę na temat zawartości biblioteki ponad trzysta lat temu? Dlatego, że omawiany zbiór biblioteczny zachował się do dnia dzisiejszego niemal w komplecie. Co prawda po drugiej wojnie światowej był kilkukrotnie przenoszony za sprawą komunistycznych władz Czechosłowacji, ale od 1997 roku znajduje się w klasztorze pijarów w Nitrze.

Jest to jedna z zasadniczych różnic jaka może uderzyć Polaka zwiedzającego słowackie muzea, kościoły, czy zamki. W Polsce szeroko rozumiane zbioru muzealne i kulturalne były regularnie grabione lub niszczone w czasie powstań narodowych, wojen światowych, czy nawet celowo w okresie PRL. W Słowacji, podobnie jak w wielu państwach Europy zachodnie, pamiątki bardzo często znaleźć można tam gdzie zostały pierwotnie umieszczone. Nie tylko znacznie ułatwia to badania historyczne, ale czyni zwiedzanie znacznie atrakcyjniejszym. Dlatego serdecznie polecam wycieczki nie tylko na Spisz, ale w całej Słowacji.

Posts navigation

Older posts
Search for:

Najnowsze wpisy

  • Z twarzy podobny zupełnie do nikogo
  • W numizmatyce widzisz tyle, ile wiesz
  • Medal Towarzystwa Jabłonowskiego
  • Kartofel wrócił
  • Wszystko jest iluzją

Najnowsze komentarze

  • Lucyna on Wszystko jest iluzją
  • Sławek on Wszystko jest iluzją
  • Kartofel wrócił – skelnik.pl on Gorący kartofel za 160.000 PLN
  • Kartofel wrócił – skelnik.pl on Jak stracić 10.000 euro przez nieuwagę?
  • Na naszej Aukcji X – Falerystyka | on Odznaka pamiątkowa Szkoły Podchorążych Piechoty

Archiwum wpisów

  • June 2024 (1)
  • February 2024 (2)
  • August 2023 (1)
  • July 2023 (1)
  • June 2023 (1)
  • January 2023 (1)
  • September 2022 (2)
  • August 2022 (4)
  • July 2022 (3)
  • June 2022 (1)
  • February 2022 (2)
  • January 2022 (4)
  • December 2021 (3)
  • November 2021 (1)
  • April 2021 (3)
  • February 2021 (1)
  • January 2021 (3)
  • September 2020 (1)
  • June 2020 (4)
  • May 2020 (5)
  • April 2020 (6)
  • March 2020 (4)
  • February 2020 (1)
  • January 2020 (3)
  • December 2019 (1)
  • November 2019 (1)
  • October 2019 (3)
  • September 2019 (4)
  • August 2019 (1)
  • July 2019 (2)
  • May 2019 (4)
  • April 2019 (3)
  • March 2019 (2)
  • February 2019 (2)
  • December 2018 (2)
  • July 2018 (3)
  • June 2018 (3)
  • May 2018 (4)
  • April 2018 (6)
  • March 2018 (5)
  • February 2018 (5)
  • January 2018 (5)
  • December 2017 (4)
  • November 2017 (5)
  • October 2017 (6)
  • September 2017 (6)
  • August 2017 (4)
  • July 2017 (3)
  • June 2017 (9)
  • May 2017 (1)
  • April 2017 (1)
  • January 2017 (4)
  • December 2016 (6)
  • November 2016 (4)
  • October 2016 (1)
  • September 2016 (2)
  • August 2016 (1)
  • July 2016 (7)
  • May 2016 (6)
  • April 2016 (7)
  • March 2016 (12)
Copyright © 2025 Julian M. Skelnik. All rights reserved.