Kiedy zastanawiałem się nad rzeczami, które powstały i zaniknęły za mojego krótkiego na razie życia, przyszły mi do głowy karty telefonicznej i kasety VHS. Dla osób żyjących w drugiej połowie XIX wieku takim przedmiotem mogły by być medale ofiarowane na pamiątkę chrztu świętego. Jeśli się nad tym zastanowić głębiej to obyczaj ten ma głęboki sens. Jest on skrzyżowaniem funkcji tezauryzacyjnej i medalu pamiątkowego. Co oznacza, że dla obdarowanego któremu powiedzie się w życiu będzie miłym wspomnieniem np. od rodziców chrzestnych. Natomiast dla obdarowanego, który napotka w życiu na trudności będzie jakimś minimalnym zabezpieczeniem w postaci kruszcu możliwego do spieniężenia. Do pewnego stopnia medale na pamiątkę chrztu zostały zastąpione przez srebrne łyżeczki lub złote monety. Dlaczego wyparły one medale na pamiątkę chrztu? W moim przekonaniu można wskazać na co najmniej dwie przyczyny takiego stanu rzeczy. Złote monety są bardziej anonimowe niż imienne medale, a przez to łatwiejsze do upłynnienia. Po drugie mniejsza jest dostępność usług grawerskich i popularność medali. Po prostu zmieniły się czasy i obyczaje. Nie ma dziś społecznego zapotrzebowania na eksponowanie w domu pamiątkowych medali.
medale
Rejestr XIX-wiecznych medali polskich i z Polską związanych (wp)
Przy okazji jednego z wpisów narzekałem, że dotychczas nikt nie sporządził spisu medali polskich z XIX wieku. Po jakimś czasie przypomniało mi się, że nie byłem dość precyzyjny. W końcu kiedyś kupiłem wyłącznie dla tego spisu kilkanaście numerów Warszawskich Zeszytów Numizmatycznych. Anonimowy autor zaprezentował w nich “Rejestr XIX-wiecznych medali polskich i z Polską związanych“. Co prawda ustalenie rzeczywistego autora tego rejestru nie było ani trudne, ani długotrwałe; nie podaję jego nazwiska, szanując prawo do anonimowości. Szczególnie, że do spisu mam kilka zastrzeżeń. Być może autor zdawał sobie sprawę ze słabości swojego rejestru i dlatego postanowił pozostać anonimowy. Tym bardziej, że jest osobą w numizmatyce powszechnie szanowaną. Znów samo słowo rejestr stanowi podpowiedź, że nie miał to być katalog, czyli dzieło pełne. Niestety nie są to w moim przekonaniu źródła wystarczające dla pełnego wyczerpania tego tematu.
Dlatego też nie chciał bym aby mój wpis został zrozumiany jako tania krytyka. Jeśli autor mający na swoim koncie kilka publikacji decyduje się publikować anonimowo to mam prawo sądzić, że zdaje sobie sprawę z wad swojej pracy. Spis rzeczywiście przedstawia swego rodzaju rejestr, który został stworzony na podstawie kilku książek, w tym w szczególności katalogu Hutten-Czapskiego oraz katalogów aukcyjnych Warszawskiego Centrum Numizmatycznego, Poznańskiego i Podlaskiego Domu Aukcyjnego oraz Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego. Na podstawie takich materiałów można stworzyć najwyżej wstępny szkic listy medali XIX wieku do dalszego uściślania. Przypuszczam też, że taka właśnie była intencja autora. Zachęcić i dać punk wyjścia innym osobom do dalszego badania.
Dla przykładu pierwsze miejsce w rejestrze zajmuje medal wybity dla upamiętnienia Karla Ludwika von Cucceji, który był radcą rządowym i przewodniczącym regencji w Głogowie. Z Polską medal łączy niewiele ponad to, że Głogów obecnie leży na terenie Polski. Dalej, pod pozycją drugą opisany został medal z 1803 roku ustanowiony w związku z odmową Ludwika XVIII do podpisania abdykacji. Co prawda odmowa nastąpiła w Warszawie, to jednak związek z Polską należy uznać za co najmniej luźny. Podobnych nieścisłości można wymienić więcej. Nie mniej jednak postanowiłem umieścić informację o tym Rejestrze z dwóch powodów. Po pierwsze z ogólnej rzetelności kronikarskiej, żeby mogli Państwo do niego dotrzeć i sięgnąć. Po drugie dlatego, żeby dać któremuś z pasjonatów szansę na rzetelne jego rozwinięcie.
Czy na numizmatyce można stracić?
Na dzisiejszej 3 aukcji Gabinetu Numizmatycznego Damiana Marciniaka oferowany był doskonały wybór monet i banknotów, ale także trochę ciekawych medali i innych pamiątek. Wśród nich moją uwagę zwrócił żeton do gry projektu Jana Filipa Holzhaeussera. Choć tego typu żetony nie są tematem szczególnie poszukiwanym przez numizmatyków, ten egzemplarz cechuje się pięknym stanem zachowania i wyraźnym, centrycznym biciem. To już są cechy bardzo poszukiwane przez numizmatyków i osoby w numizmatykę inwestujące. Dlatego zastanawiało mnie za ile ten przedmiot zostanie sprzedany. Tym bardziej, że w opisie aukcji podano archiwalne notowania dokładnie tego samego egzemplarza z 32 i 41 aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatycznego. Pierwsza z nich odbyła się w dniu 11 czerwca 2005 roku i żeton oferowany w cenie 800 zł. nie znalazł swojego nabywcy. Następnie w dniu 14 listopada 2009 roku, licytowany był pod pozycją 981 i został sprzedany za 1.050 zł, czyli o jedno postąpienie ponad cenę wywoławczą. Wreszcie na wczorajszej aukcji GNDM został sprzedany za kwotę 2.025 zł., przy cenie wywoławczej 800 zł. Czyli przebicie było znaczne.
Gdyby przyjąć, że ceny uzyskane na wymienionych aukcjach odzwierciedlają prawdę o rynkowej wartości tego przedmiotu na dany moment, co przecież nie jest do końca prawdą, ale doskonale ułatwi nam analizę, to można postawić następujące tezy. W okresie od 2005 do 2009 roku wartość medalu wzrosła co najmniej o 31% czyli 250 zł. w liczbach bezwzględnych. W tym czasie inflacja zabrała łącznie 8% wartości pieniądza. Tak więc po potrąceniu inflacji, roczny wzrost wartości żetonu wyniósł nie mniej jak 5,75%. Od 2009 do 2017 roku wartość medalu wzrosła o 92,85%, czyli 975 zł. w liczbach bezwzględnych. Inflacja zabrała 20%, a po jej potrąceniu roczny wzrost wartości żetonu wyniósł dokładnie 9,1%. W całym badanym okresie od 2005 do 2017 roku wartość żetonu wzrosła o 225%, już po uwzględnieniu 28% spadku wartości pieniądza, wynikającego z inflacji. To już 18,75% rocznie. Niezależnie od tego czy skupić się na krótszym, czy na dłuższym okresie, wynik jest godny uwagi. Można więc powiedzieć, że pogląd o zasadności inwestowania w numizmatykę znajduje uzasadnienie. Przynajmniej w przypadku tego żeton.
Przykład tego żetonu jest istotny także z innego powodu. Poza wzrostem wartości ekonomicznej, jest on zwyczajnie ciekawy historycznie. W krótkiej biografii Jana Filipa Holzhaeussera autorstwa Adama Więcka, podaje on pod pozycjami 75 i 76 dwa srebrne żetony do gry o identyczny rewersie z napisem jetton au jeu. W moim przekonaniu mogą one być wynikiem jednego zamówienia na które składały się dwa rodzaje żetonów. Tak jak w warcabach mamy białe i czarne piony, tak tutaj mamy żetony z inicjałem i żetony z herbem. Wybicie dwóch awersów na jednym krążku może sugerować, że było to bicie mające na celu wypróbowanie matrycy. Tym bardziej, że krążek wykonany jest z innego metalu i wskazuje na dużą precyzję bicia. Ta hipoteza podważyła by także atrybucję Emeryka Hutten-Czapskiego, że żeton z herbem nałęcz zamówiony był przez Jacka Małachowskiego. W takim wypadku oba żetony musiały by powstać na zamówienie Adama Rzewuskiego.
Na marginesie można zwrócić uwagę na jeszcze jedną ciekawostkę związaną z tym żetonem. Na pierwszej aukcji WCN jego stan zachowania określony był na I-. Na drugiej aukcji WCN było to już I Uncirculated. Wreszcie na aukcji GNDM żeton był już w stanie I Mint State. Oczywiście można wątpić żeby medal wraz z upływem czasu poprawiał swoją jakość. To raczej domy aukcyjne zaniżają standardy, pragnąć oferować nam coraz więcej pięknych i idealnie zachowanych obiektów.
Medal zakładu urszulanek w Poznaniu za pilność i wychowanie
Zainteresował mnie ostatnio medal zakładu urszulanek w Poznaniu za pilność i wychowanie, który we wrześniu wystawił w swojej ofercie sklep Kolekcje_AP. Ten drobiazg o wymiarach 25,5 x 29,5 mm. (mierzony bez ucha) wybity był w srebrze i najprawdopodobniej wręczany wyróżniającym się uczennicom poznańskiej pensji urszulanek. W sumie nie ma w tym nic szczególnego, a podobnych medali było jeszcze kilka. Moją uwagę zwrócił jednak ascetyczny projekt, który nawiązuje raczej do stylistyki medali XVIII wiecznych niż drugiej połowy XIX wieku, kiedy faktycznie powstał. Ze względu na owalny kształt, uwypuklony rant i czcionkę z szeryfami, moje pierwsze skojarzenie nawiązało do medalu Virtuti Militari według wzoru z 1792 roku. Dlatego też sądziłem, że medal może pochodzić z okresu przed powstaniem listopadowym. Dopiero opis oferty rozwiał wątpliwości. Okazało się bowiem, że zakład urszulanek działał w latach 1857-1875.
Szukając bliższych informacji na temat medalu natrafiłem na interesujący artykuł Beatrix Banaś pod tytułem “Urszulanki Polskie w dobie ‘kulturkampfu’ (1871-1877)“, opublikowany w tomie VII “Naszej Przeszłości” z 1958 roku. Opisuje on działalność zakładu urszulanek w Poznaniu i Gnieźnie. Pierwszy z nich, zgodnie z twierdzeniem opisu aukcji otworzony został w 1857 roku. Działały w nim: szkoła elementarna, wyższa szkoła żeńska (podzielona na dwa oddziały: pensjonat i eksternat) oraz roczne seminarium nauczycielek (tzw. selekta). W latach 70-tych XIX wieku, w związku z sekularyzacją i germanizacją szkolnictwa niemieckiego, nakazano zamknięcie zakładu i przeniesienie uczennic do innych szkół. Ponieważ dalsze działanie klasztoru bez możliwości prowadzenia szkoły utraciło sens, siostry podjęły decyzję o przeniesieniu się do Krakowa, gdzie otworzyły nową szkolę. Zakończenie roku szkolnego po raz ostatni miało miejsce w Poznaniu w dniu 18 czerwca 1875 roku. W trakcie tej uroczystości wręczone zostały świadectwa i nagrody. Niestety nie udało mi się ustalić, czy wśród nagród znajdowały się także omawiane medale.
Szczęśliwie okazało się, że informacja o omawianym medalu pojawiła się w “Berliner Blätter für Münz-, Siegel- und Wappenkunde“, w tomie drugim, wydanym w Berlinie w 1865 roku. Zaprezentowano go w kategorii nowe medaliony (neueste schaumünzen) pod pozycją 130. Informacja ta wskazuje, że najprawdopodobniej medal został wybity po raz pierwszy w 1865 roku. Nic nie wskazuje aby medal zakończono nadawać wcześniej niż nastąpiło przeniesienie zakładu do Krakowa. Tym bardziej, że przez cały okres jego działalności, dyrektorowała mu matka Bernarda Morawska. Była ona osobą o silnym charakterze i można przypuszczać, że nie zrezygnowała by z pomysłu nadawania medalu bez wyraźnej potrzeby. Dlatego można przyjąć założenie, że medal nadawany był przez dziesięć lat. Niestety, nawet gdyby przyjąć tą hipotezę za pewnik, nie można z całą pewnością powiedzieć, że wybito dokładnie dziesięć medali. Przede wszystkim dlatego, że pierwotne zamówienie mogło opiewać na większą ilość egzemplarzy. Nie wiadomo także, czy medal udzielany był co roku, czy też nieregularnie. Wreszcie nie wiadomo czy medal mogła otrzymać tylko jedna uczennica w danym roku, czy kilka z nich. Można jedynie przypuszczać, że ze względu na skromną sytuację finansową zakładu i wykonanie medalu w srebrze, jego nakład był niewielki.
W książce J. Fedorowicz i J. Konopińska “Marianna i róże: życie codzienne w Wielkopolsce w latach 1890-1914 z tradycji rodzinnej” dowiadujemy się, że medale nagrodowe udzielane były także uczennicom zakładu urszulanek we Wrocławiu. Z przekazu tego wiemy się, że medal był przynajmniej dwustopniowy – złoty i srebrny. Kontekst informacji nie wyklucza jednak, że mógł istnieć także medal brązowy. Otwiera to pytanie o ewentualną wielostopniowość medalu poznańskiego.
Dzięki uprzejmości Archiwum Domu Krakowskiego Sióstr Urszulanek otrzymałem informację, że zachowały się szczątkowe dane na temat wręczania w zakładzie krakowskim złotych medali za postępy w nauce i koleżeńskość. Były to przynajmniej dwa przypadki wręczenia medalu przed wybuchem wojny światowej. Znów nie wiadomo, czy te dwa ustalone przypadki wyczerpują całość nadań. Ciekawe są jednak motywy ich wręczenia które wskazują, że medal wręczany był po zakończeniu całego czteroletniego cyklu nauki. Być może podobna reguła dotyczyła medalu zakładu sióstr urszulanek w Poznaniu.
Zgodnie z otrzymanym przeze mnie zapewnieniem w Archiwum Domu Krakowskiego (które przejęło dokumentację zakładu w Poznaniu) nie zachowały się dokumenty wskazujące na osoby odznaczone prezentowanym medalem zakładu Poznańskiego, ani dokumenty księgowe pozwalające ustalić czas jego nadawania i wielkość nakładu. Nie pozostaje mi więc nic innego, jak skończyć ten wpis większą ilością pytań niż odpowiedzi.
medal Krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych
Są książki, które należy krytykować i takie, które należy czytać krytycznie. Do grona tych drugich niewątpliwie należą “Medale Polskie 1901-1944” autorstwa Jacka Strzałkowskiego. Książka została wydana w 1981 roku i na swój czas była przełomowa. Do dzisiaj jest jedną z klasycznych i podstawowych pozycji w biblioteczce każdego kolekcjonera medali. Przełomowy i odważny był także pomysł opisania wszystkich medali wyemitowanych w wybranych czasie. Zawsze żałowałem, że nikt nie odważył się opracować analogicznej pozycji dla XIX wieku, choć Jacek Strzałkowski zapowiadał, że jest na ukończeniu prac nad taką pozycją, a większość z nich znajduje się w katalogu Emeryka Hutten-Czapskiego. Dlatego też nie będzie ujmą dla jej autora jeśli powiem, że książka się nieco zdezaktualizowała i wymaga od czytelników krytycznej analizy. W czasie kiedy była pisana, dostęp do źródeł publicznych i prywatnych był bardziej ograniczony niż dzisiaj. Także możliwość przetwarzania danych była nieporównywalna, co w szczególności dotyczy możliwości wykonywania i reprodukowania zdjęć. W konsekwencji wiemy dziś o medalach więcej, niż w latach 80-tych i powinniśmy z tej wiedzy korzystać. Dowodem na to, jest przedmiot dzisiejszego wpisu, czyli medal nagrodowy krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych.
Wedle wspomnianego katalogu Jacka Strzałkowskiego medal (poz. 70) po raz pierwszy był nadany w 1888 roku. Stempel rytował Stefan Czaplicki, czego potwierdzenie znajduje się pod popiersiem cesarza Franciszka I na awersie medalu. Na rewersie umieszczony był napis “SZKOŁA KRAKOWSKA SZTUK PIĘKNYCH ZASŁUŻONEMU”. W dalszej części grawerowane było imię i nazwisko wyróżnionego oraz rok nadania wyróżnienia.
To co umknęło uwadze Jacka Strzałkowskiego, to odmiana medalu polegająca na odmiennym rysunku rewersu. Widnieje na niej napis “AKADEMIA SZTUK PIĘKNYCH W KRAKOWIE ZASŁUŻONEMU”. Podobnie jak w pierwszym przypadku, w dalszej kolejności grawerowane było imię i nazwisko wyróżnionego oraz rok nadania. Ponieważ znany jest mi medal pierwszego wzoru z 1906 roku oraz medal nowego wzoru z 1908 roku należy stwierdzić, że zmiana w wyglądzie medalu nastąpiła w 1907 lub 1908 roku. Jednocześnie zmiany te nie zostały odnotowane w opisywanym katalogu. Najprawdopodobniej dlatego, że późniejszy medal nie by notowany w żadnym zbiorze publicznym, na podstawie których przygotowywany był katalog. Wreszcie nie mogę wykluczyć, że Jacek Strzałkowski tej różnicy nie zauważył, ponieważ sam jej początkowo nie zauważyłem. Być może zasugerowałem się katalogiem Strzałkowskiego. Po co miałem szukać różnic, skoro ktoś za mnie wcześniej dokonał kwerendę. Dlatego bądźmy czujni i nie polegajmy tylko na tym co przeczytamy.
250 lat Mennicy Warszawskiej
Trafiłem wczoraj na nagranie wykładu Tomasza Bylickiego na temat historii Mennicy Warszawskiej, który miał miejsce w zeszłym roku w Muzeum Archeologicznym i Etnograficznym w Łodzi z inspiracji oddziału Polskiego Towarzystwa Numizmatycznego w Łodzi. Widać, że były kustosz Gabinetu Numizmatycznego Mennicy ma dogłębną wiedzę na temat jej historii i doskonałe rozeznanie w źródłach.
Medal na utworzenie dozorstwa Białogońskiego Dyrekcji Górniczej
Dzisiejszy wpis jest o tym, co w kolekcjonowaniu jest najprzyjemniejsze, a więc o odkrywaniu historii. Rok temu kolega podesłał mi zdjęcie medalu, o którym przypuszczał że jest nieznany. Taka deklaracja w sposób oczywisty pobudza wyobraźnię i motywuje do szukania informacji na temat obiektu. Szybko okazało się, że medal jednak znajdował się w kolekcji Hutten-Czapskiego, w tomie drugim pod pozycją 3545. Udało się także znaleźć dwa notowania w Warszawskim Centrum Numizmatycznym. Pomimo tego, że medal jest wykonany w formie żeliwnego odlewu osiągał dość wysokie ceny. Pierwszy egzemplarz w ładnym stanie został sprzedany w 2008 roku za 3.300 zł. Jego zdjęcia ilustrują ten wpis. Drugi wyraźnie gorszy został sprzedany w 2015 roku w cenie 1456 zł. Przedstawione wyniki aukcyjne świadczą jednoznacznie o tym, że mamy do czynienia z medalem rzadkim. Tym bardziej, że medal nie występuje w bazach antykwariatów Niemczyka i Damiana Marciniaka. Mogła to być tylko dodatkowa zachęta do dalszych poszukiwań.
Punktem wyjścia był oczywiście opis Hutten-Czapskiego oraz sama symbolika przedstawiona na medalu. W katalogu padła sugestia, że data 1820 może się odnosić do regulacji górniczych, wprowadzonych w tym roku przez sejm Królestwa Polskiego. Dlatego próbę rozszyfrowania medalu rozpocząłem od jego rewersu. Widoczny jest na nim arkusz papieru ze wspomnianą datą, który jednak zwinięty jest w ten sposób, że nie prezentuje żadnej treści. Orzeł trzyma w szponach szarfę z charakterystycznymi dla symboliki górniczej młotkami. Po prawej stronie orła, a lewej medalu znajduje się trudny do interpretacji motyw, który w moim przekonaniu najprawdopodobniej jest fragmentem wyrobiska. Ścianą skalną, z której skuwany jest węgiel. Nie wykluczone jednak, że jest to opadające sukno.
Starając się zinterpretować rewers medalu przyjąłem, że karta papieru z datą wskazuje na jakiś dokument, który został wydany w 1820 roku. W moim przekonaniu słuszność miał Hutten-Czapski uznając, że jest to punkt wyjściowy do interpretacji znaczenia całości. Dlatego też uznałem, że chodzi o medal upamiętniają jakiś dokument wydany w związku z górnictwem. Wstęga mogła sugerować, że chodzi o otwarcie czegoś – np. budynku lub instytucji.
Nie było innego wyjścia jak tylko zanurzyć się w lekturę dotyczącą górnictwa w Królestwie Polskim. Z pomocą przyszła mi wydana przez PAN w 2008 roku książka Andrzeja Wójcika, Zachodni okręg górniczy – studia z dziejów geologii i górnictwa w Królestwie Polskim. Jej ważnym atutem była darmowa dostępność w internecie. Dowiedziałem się z niej, że naczelną władzą nad górnictwem i hutnictwem rządowym była Główna Dyrekcja Górnicza w Kielcach, która została utworzona w 1816 roku i podlegała pod Komisję Rządową Spraw Wewnętrznych i Policji. W tym samym roku powstała Szkołą Akademiczno-Górnicza w Kielcach, którą dziesięć lat później przeniesiono do Warszawy. Tak więc medal raczej nie powinien wiązać się z żadnym z tych wydarzeń.
Dyrekcji podlegały państwowe przedsiębiorstwa górnicze i hutnicze oraz dobra ziemskie, które miały wspierać utrzymanie górnictwa. Były one rozlokowane w różnych częściach Królestwa, niekiedy bliskich, a niekiedy dość odległych od Kielc. Dlatego w ramach Dyrekcji utworzono tzw. dozorstwa, które sprawowały lokalny zarząd na przedsiębiorstwami. Jeszcze w 1816 roku utworzono Dozorstwa Midzianogórskie, Olkusko-Siewierskie, Suchedniowskie, Samsonowskie i Pankowskie. Dozorstwo Bzińskie powstało w 1818 roku, a rok później Dozorstwo Starachowicko-Brodzkie. Wreszcie w 1820 roku powstało Dozorstwo Białogońskie, a rok później Dozorstwo Radoszyckie.
Kiedy dotarłem do tej informacji wszystko ułożyło się w logiczną całość. Widoczny na rewersie medalu dokument, to symboliczne przedstawienie ukazu powołującego do życia Dozorstwo Białogońskie. Co oczywiste podlegała pod nie huta w Białogonie, ale także odległa o niecałe 10 km. huta w Niewachlowie. To wyjaśnia także powód dla którego medal wykonany był właśnie w Białogonie, a nie w Mennicy Warszawskiej. W momencie wykonania nakładu inspektorem Dozorstwa był radca hutniczy Gotthold Klemm, a zawiadowcami huty w Bialogonie Franciszek Protschkar i Ernst Kaden. Przypuszczalnie ktoś z tej trójki był inicjatorem powstania medalu. Projekt medalu z pewnością należy przypisać rysownikowi Głównej Dyrekcji Górniczej w Kielcach Augustowi Chartron, czego potwierdzeniem jest adnotacja na awersie: Chartron f.(ecit – przyp. J.S.)
Oprócz podpisu rysownika, na awersie medalu widać popiersie cara Rosji i króla Polski Aleksandra I. To co zwraca uwagę w tym dosyć klasycznym przedstawieniu, to niespotykana wręcz głębia portretu. Jeśli obróci się medal rantem do siebie, to można odnieść wrażenie, że jego powierzchnia przecina głowę cara na pół. Jest to głębia niemożliwa do osiągnięcia w przypadku medalu bitego stemplami. Autor koncepcji medalu doskonale wykorzystał tą przewagę odlewnictwa, dla stworzenia dzieła wyjątkowego. Udało mi się to docenić dopiero kiedy trzymałem medal w rękach i mogę po tym doświadczeniu śmiało powiedzieć, że efektu nie da się prawidłowo oddać na dwumiarowym zdjęciu. Obok poprzedniego akapitu zaprezentowane jest zdjęcie medalu w sztucznym świetle, rzuconym nieco pod kątem tak aby powstały cień dał lepsze pojęcie o jego trójwymiarowości, ale to nadal nie jest to samo co spojrzenie na niego na żywo.
Mając nadzieję, że udało mi się prawidłowo rozszyfrować zagadkę medalu, chciał bym jeszcze na chwilę wróci do opisu Hutten-Czapskiego. Moją uwagę zwrócił fakt, że nie podał on widocznego na awersie nazwiska rysownika, jako autora medalu. Biorąc pod uwagę skrupulatność w relacjonowaniu treści medalu wydało mi się to dziwne. Zerknąłem więc z ciekawości na planszę prezentującą medal, żeby odkryć rysunek awersu różniący się od tego, który widziałem na medalu. Popiersie rozciągnięte jest na całej wysokości i rzeczywiście brakuje sygnatury rysownika. Rewers oddany jest wiernie i nie różni się od tego który widziałem na zachowanym medalu oraz zdjęciach z Warszawskiego Centrum Numizmatycznego. Oznacza to, że prawdopodobnie mamy do czynienia z dwoma różnymi wersjami awersu tego medalu. Pewnym potwierdzeniem tej okoliczności może być detal w postaci zapięcia szaty na ramieniu cara i króla Polski. Na rysunku w katalogu Hutten-Czapskiego zapięcie zdobione jest rozetą. Na prezentowanych wyżej zdjęciach widać jedną pionową kreskę. Być może jest to subtelne nawiązanie do cyfry przy imieniu Aleksander, a być może niepotrzebnie doszukuję się dodatkowych znaczeń tam, gdzie ich nie ma.
Czy możliwe jest aby przy tak rzadkim medalu istniały dwa wykonania? Żeby odpowiedzieć na to pytanie, znów cofam się w katalogu części opisowej. Znajduje się w niej informacja, że egzemplarz ze słynnej kolekcji odlany jest z mosiądzu, cyzelowany i srebrzony. Dalej podana jest informacja o przypuszczalnym znaczeniu medalu oraz adnotacja, że występują także odlewy żeliwne. Być może odlew mosiężny i żeliwny posiadają inny wizerunek awersu. Odpowiedź na to pytanie łatwo było by uzyskać sięgając do zbiorów zgromadzonych w Muzeum słynnego kolekcjonera.
Odpowiednie dać rzeczy słowo
Myślę, że się nie pomylę jeśli napiszę, że Gabinet Numizmatyczny Damiana Marciniaka jest w ostatnich latach najszybciej rozwijającym się sklepem numizmatycznym w Polsce. W moim przekonaniu swój sukces zawdzięcza doskonałemu wyczuciu zmian w sposobie dystrybucji na rynku numizmatycznym. Mam wrażenie, że dominująca część sprzedaży kierowana była do Allegro. Pozwala to na szybki obrót, który jest cechą charakterystyczną współczesnych czasów i daje wiele korzyści. Kolekcjonerzy nie muszą czekać na kolejny zakup pół roku – do kolejnej aukcji. Sprzedający mają możliwość szybkiego odzyskania zamrożonych środków. Aukcje zawsze opatrzone są bardzo dobrymi zdjęciami w wysokiej rozdzielczości. Opisy przygotowane są w czytelny sposób, choć czasem być może zbyt lakoniczne. Kolejnym atutem dającym przewagę GNDM nad innymi podobnymi firmami jest aktywność społecznościowa. Wpisy na ich stronie Facebook pojawiają się niemal codziennie i zazwyczaj prezentują ciekawe obiekty w ofercie sklepu z dodatkowym komentarzem. Jest także wartościowy blog i filmiki na YouTube. Jednym słowem innowacyjna firma w dobrym tego słowa znaczeniu.
Dlatego też z zadowoleniem przyjąłem informację, że Damian Marciniak postanowił zorganizować także “klasyczną” aukcję elektroniczną. Szybka analiza katalogu okazała się jednak rozczarowaniem. Po pierwsze zaskakuje lakoniczność opisów. Wyglądają tak, jak gdyby były adresowane wyłącznie do osób o szerokiej wiedzy na temat oferowanych przedmiotów. Stoi to w pewnej sprzeczności z popularyzatorskimi działaniami firmy na innych polach.
Przykładem obrazującym niedostatki opisów jest medal za pracowitość i kunszt z 1857 roku, przyznany Karolowi i Aleksandowi braciom Temler. Byli oni właścicielami garbarni założonej w drugiej dekadzie XIX wieku w Warszawie przez ich ojca Jana Temlera. Rok po otrzymaniu medalu bracia wzięli sobie do spółki Ludwika Szwede i wspólnie stworzyli jedną największych fabryk garbarskich w dawnym królestwie polskim. Jestem przekonany, że dodanie takiej krótkiej notatki podniosło by atrakcyjność oferowanego medalu.
Druga kwestia to brak przejrzystości katalogu aukcyjnego. Wspomniany medal za pracowitość i kunszt z 1857 roku oferowany jest w kategorii Zagranica > Medale. Drugi medal za pracowitość i kunszt z 1867 roku oferowany jest w kategorii Polska pod zaborami > Zabór rosyjski. Jest to oczywista niekonsekwencja. Zaskakuje ona także dlatego, że aukcja posiada jeden główny dział poświęcony medalom. Tym czasem w praktyce są one rozsypane po różnych działach szczegółowych. Nie potrafię także odgadnąć dlaczego w falerystyce znalazł się sygnet z herbem ślepowron, a nie znalazł się tam order św. Włodzimierza. Nie najlepiej wygląda tez tworzenie kategorii dla jednego obiektu.
Żeby jednak nie popaść w krytykanctwo należy przyznać, że oferta aukcyjna jest bogata i ciekawa. Także wiele cen wywoławczych jest ustawionych na bardzo atrakcyjnym poziomie. Z jednej strony z pewnością zachęci to kolekcjonerów do udziału w licytacji i da potencjalną szansę na tani zakup. Z drugiej strony duża ilość licytujących pośrednio zwiększy szanse sprzedających na osiągniecie wysokich cen.
medal Konarskiego – historia kołem się toczy
Blisko jedenaście lat temu środowiska muzealne i kolekcjonerskie obiegła wiadomość o kradzieży cennych pamiątek z Muzeum Wojska Polskiego, wśród których znajdowała się między innymi gwiazda orderu Virtuti Militari po księciu Józefie Poniatowskim. Przedmioty te znalazły się szczęśliwie po niecałym roku. W trakcie “rutynowej” kontroli drogowej ujawniono je w bagażniku samochodu na terenie Ukrainy. Choć posłużyłem się cudzysłowem, to szczęście ukraińskiej policji niewątpliwie mnie cieszy. Wydawało mi się wtedy, że kradzież pamiątki tej klasy z centralnego muzeum jest czymś niesłychanym.
Dziś, szukając informacji na zupełni inny temat, natknąłem się na wzmiankę prasową z 25 grudnia 1820 roku, umieszczoną w dodatku do Gazety Warszawskiej. Czytamy w niej o dość podobnym wydarzeniu, które miało miejsce blisko dwieście lat temu. Tam kradzieży dokonano w gmachu klasztornym, a więc miejscu gdzie jeszcze mniej spodziewali byśmy się spotkać złodzieja.
Ze zbioru Numizmatów Konwiktu Warszawskiego XX. Piarów zginął medal dla Stanisława Konarskiego wybity, wyrażający z jednej strony popiersie Konarskiego, z drugiej dwie jego książki uwieńczone z napisem nad nimi: Sapere auso, a pod nimi: Stor. Aug. Rex MDCCLXV. Kto by egzemplarz takiego medalu bądź złoty, bądź srebrny, bądź miedziany posiadał i chciał go ustąpić za umówioną cenę, raczy się zgłosić do rektora rzeczonego konwiktu
Tu pojawia się refleksja, że podejście do obu wydarzeń było zupełnie różne. Informacja z 1820 roku pozbawiona jest w zasadzie jakiejkolwiek oceny. Tak jak gdyby fakt kradzieży, być może nawet przykry, nie miał większego znaczenia lub też nie był czymś nadzwyczajnym. Co zaciekawiło mnie szczególni to fakt, że autor ogłoszenia nie widział żadnego problemu w zastąpieniu egzemplarza ofiarowanego bezpośrednio księdzu Konarskiemu dowolną inną odbitką. Znaczenia nie miał nawet fakt, czy będzie to medal wybity w tym samym metalu. Dziś takie podejście było by całkowicie zdyskwalifikowane.
Wręcz przeciwnie, z punktu widzenia kolekcjonerskiego bardziej ceni się medal (czy inną pamiątkę) nie tylko z proweniencją po osobie której go wręczono, ale nawet z oznaczeniem poprzednich kolekcji w których był przechowywany i eksponowany. Znaczenie może mieć choćby miejsce nabycia, jeśli jest to renomowany dom aukcyjny lub szczególna aukcja. W tym kontekście zastąpienie egzemplarza medalu wybitego dla Stanisława Konarskiego i jemu osobiście ofiarowanego, dowolnym innym egzemplarzem tego medalu jest absolutnie niedopuszczalne.
Wspomniana notatka prasowa jest symbolem swoich czasów, w których podejście do pamiątek historycznych było inne niż dzisiaj. Pozwala to na refleksję, że być może za kolejnych dwieście lat to podejście zmieni się w jeszcze inną stronę, której dziś być może jeszcze nie znamy. Z drugiej strony pokazuje, że pewne sytuacje powtarzają się permanentnie i nie powinny nas dziwić, jako bardzo byśmy nie oczekiwali żeby nie miały miejsca. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że nie będziemy się musieli bulwersować kolejną głośną kradzieżą. Szczególnie jeśli weźmie się pod uwagę straty wojenne, jakie Polska poniosła w czasie obu wojen światowych, które miały miejsce w XX wieku.
*Zdjęcie medalu ilustrujące wpis zostało zaczerpnięte z opisu 32 aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatycznego.
Jak mierzyć grubość odznak i medali?
Pomiar medali, odznak, oznak i innych pamiątek po ich obrysie jest łatwy do wykonania i powszechnie wiadomo, że stosuje się do niego suwmiarkę. Kłopot powstaje wtedy, gdy trzeba zmierzyć grubość obiektu. Dlaczego może to być trudne? W przypadku odznak, orzełków i wielu innych obiektów kłopotem może być ich obły kształt.i dość duża powierzchnia “szczypiec” suwmiarki. Inny typowy kłopot, to różna grubość obiektu w różnych miejscach.
Jest to najczęstszy kłopot w pomiarze grubości medali, posiadających rant. W takim wypadku mamy do czynienia z trzema możliwościami. Rant jest wyższy od reliefu, rant pokrywa się z wysokością reliefu lub rant jest niższy od wysokości reliefu. Jedynie w drugim wypadku mamy pewność, że uda nam się zmierzyć wysokość reliefu za pomocą suwmiarki. W trzecim wypadku może się okazać, że szczytowy punkt reliefu będzie zbyt wysoko, żeby dosięgnęła go suwmiarka. Nawet jeśli będziemy mieli takie szczęście w pomiarze, że wysokość reliefu pokrywa się z wysokością rantu, to i tak suwmiarka nie pozwoli nam dowiedzieć się jaka jest głębokość medalu na dnie reliefu.
Okazuje się, że wszystkie te problemy można dość łatwo rozwiązać za pomocą miarki do mierzenia grubości diamentów. Owszem, urządzenie przeznaczone jest do czegoś zupełnie innego, ale doskonale sprawdza się w nowej roli. Pozwala na pomiar grubości obiektu w precyzyjnie wyznaczonym punkcie.
Konkretne urządzenie z którego korzystam pozwala także na zmierzenie wewnętrznej średnicy otworu, czyli na przykład ucha medalu lub odległości między dwoma punktami na płaszczyźnie obiektu. Jest to wskaźnik Leveridge wyprodukowany przez Micromat. Korzysta się z niego w ten sposób, że zaciska się miarkę w dowolnym punkcie, w którym ma być dokonany pomiar. Wskazówka pokaże grubość obiektu z dokładnością do dziesiątej części milimetra.
Urządzenie posiada w zasadzie tylko dwie istotne wady. Pierwszą z nich jest duża wrażliwość na uszkodzenia mechaniczne. Trzeba uważać, żeby nie upadło. Może to spowodować zniszczenie mechanizmu pomiarowego lub samego urządzenia. Drugą wadą jest relatywnie niska skala pomiaru, która kończy się na 22,3 mm. W przypadku pomiaru grubości obiektów jest to skala wystarczająca aż nadto. Nie pozwala ona jednak na pomiar po zewnętrznym obrysie prawie żadnego obiektu kolekcjonerskiego. Dlatego, ze względu na wysoką cenę urządzenia, należy się zastanowić nad tym czy będzie nam konieczne. Ewentualnie można kupić urządzenie używane i oddać je do kalibracji.
I Konferencja Medalierska – podsumowanie
W zeszły piątek zakończyła się I Konferencja Medalierska organizowana wspólnie przez Muzeum Narodowe w Krakowie, w ramach którego działa Muzeum im. Emeryka Hutten-Czapskiego oraz Polskie Towarzystwo Numizmatyczne i Instytut Historii Sztuki UJ. Zainteresowanie było spore. Łącznie zgłoszonych zostało 37 referatów i tylko pojedyncze nie zostały wygłoszone. Jeszcze bardziej cieszy fakt, że słuchaczami byli nie tylko sami prelegenci.
Największą uwagę zwrócił referat dr Arkadiusza Dymowskiego, który zrecenzował znane z różnych źródeł definicje medalu i zaproponował swoją własną. Zrobił to z zastrzeżeniem, że ustalenie precyzyjnej definicji jest przynajmniej na tym etapie stanu badań niemożliwe. Nie sposób się z tym nie zgodzić, ponieważ w późniejszej dyskusji padło wiele ciekawych spostrzeżeń dotyczących zakresu poruszanej definicji. Jednym z problemów jaki pojawił się także w tytule referatu dr Dymowskiego, była granica pojęciowa między medalem, a żetonem. Szczególnie ciekawą uwagę zgłosił obecny na sali historyków sztuki, którego nazwiska niestety nie znam. Podkreślił, że w jego przekonaniu różnica między medale, a żetonem nie leży ani w wielkości, a w jakości wykonania. Dla rozróżnienia tych dwóch obiektów istotny jest relief. Jego zdaniem medal cechuje się głębokim i zróżnicowanym reliefem. Przeznaczony jest do oglądania w dłoni i ma zachęcać do obracania go pod różnymi kątami, tak aby za pomocą światła znaleźć najlepsze ujęcie. Natomiast żeton to w jego rozumieniu “grafika w metalu”, czyli płaskie odwzorowanie pożądanego obrazu.
Ciekawe były także interpretacje treści medali z okresu Królestwa Polskiego (1815-1830) przedstawione przez dr Mikołaja Getka-Keniga, czy historia działalności medalierskiej Towarzystwa Numizmatycznego omówiona przez Mateusza Woźniaka. Miłym dodatkiem było także zwiedzenia Muzeum Czapskich, gdzie prezentowano wystawę starodruków numizmatyczny i nabytków z ostatnich kilkunastu lat. Przy okazji można było zwiedzić ekspozycję drugiego piętra gdzie znajdują się interesujące z mojego punktu widzenia medale XIX wieczne. Tym samym konferencję można zaliczyć do udanych i pozostaje mieć nadzieję, że w przyszłym roku odbędzie się jej druga edycja.
Barwa robi różnicę
Na początku marca opisywałem medalik pamiątkowy z podobizną Imre Tököliego. Zawieszony był na dwubarwnej niebiesko-czerwonej wstążce. Wtedy nie przywiązałem do tego większego znaczenia. Wczoraj w węgierskim antykwariacie Darabanth zakończyła się aukcja podobnego medaliku. Na podstawie zdjęć trudno określić, czy był wykonany z innego stopu metali niż poprzedni medalik. Co jednak różni je bez wątpienia, to wstążka na jakiej zawieszony jest drugi medali. Składa się ona odpowiednio z barwy czerwonej, białej i zielonej. Bez trudu można zidentyfikować je jako kolory flagi węgierskiej, symbolizujące siłę, wiarę i nadzieję. Na zdjęciu obok łatwo zauważyć, że wstążeczka była niewielka i raczej pełniła funkcję ozdoby niż praktycznego elementu pozwalającego na mocowanie medalika. Dlatego można przypuszczać, że medalik mocowany był na ubraniu na za pomocą jakiejś dodatkowe szpilki, która nie zachowała się do dnia dzisiejszego.
Bardziej zagadkowe wydają się kolory pierwszej wstążki. Można jednak przypuszczać, że odnoszą się one do herbu Kieżmarku. Prawo do jego używania miasto otrzymało w 1463 roku. Chociaż według Wikipedii wygląd herbu nie zmienił się od tego czasu łatwo zauważyć, że do końca tak nie jest. Po prawej stronie widać wizerunek herbu przedstawiony na dokumencie udzielającym miastu prawo używania herbu. Widoczne na nim elementy barwy czarnej, na późniejszych wyobrażeniach herbu mają już barwę białą. Jak sądzę nie jest to różnica przypadkowa. Anioł widoczny na pierwszym herbie posiada białą szatę co oznacza, że nie było przeszkód do użycia tego koloru także na herbie.
Wracając jednak do wstążki omawianego medaliku trzeba się odnieść do wyobrażenia herbu z 1906 roku. W tamtym czasie elementy czarne były już białe. Jeśli pominąć właśnie tą barwę i barwę złotą (która widoczna jest na koronie, detalach mieczy i w centrum kwiatu), to pozostają tylko kolory niebieski i czerwony. Dokładnie takie jak na wstążce pierwszego z opisywanych medalików.
Można więc przyjąć, że osoba która nosiła pierwszy medalik traktowała go oraz związane z nim wydarzenia sprowadzenia zwłok Imre Tököliego, jako wydarzenie związane ściśle z historią miasta. W drugim przypadku można mówić o manifestacji węgierskich uczuć narodowych. Tym samym okazuje się, że nawet kolor wstążki na jakiej zawieszony jest medalik ma znaczenie. Warto na to zwracać uwagę przy ocenie różnych pamiątek historycznych, ponieważ może nam to podpowiedzieć ciekawe informacje na ich temat. W tym przypadku jest to o tyle ciekawa informacja, że wcześniej nie wiedziałem jakie są tradycyjne barwy Kieżmarku. Informacji takiej nie znalazłem także teraz, kiedy szukałem jej w internecie.
Z twarzy podobny zupełnie do nikogo
W zeszłym tygodniu na jednej z aukcji Warszawskiego Centrum Numizmatycznego pojawił się ciekawy medal wybity w srebrze. Zgodnie z opisem aukcji, na jednej stronie wyobrażony miał być Fryderyk August Król Saski i Książę Warszawski. Odwrotna strona miała przedstawiać księcia Adama Czartoryskiego. Patrząc na medal miałem minimalne wątpliwości co do Czartoryskiego, ale znając jego starczą fotografię wykonaną w Paryżu przez Feliksa Nadara uznałem, że to całkiem prawdopodobne wyobrażenie. Wątpliwości brały się bardziej z tego, że w okresie Księstwa Warszawskiego Czartoryski opowiadał się po stronie Rosji. Pomyślałem, że medal mógł być wyrazem jakiegoś sentymentu za politycznymi przywódcami Księstwa Warszawskiego i powstania listopadowego. Z tego względu wydał mi się ciekawy i nawet go zalicytowałem.
Ku mojemu zaskoczeniu otrzymałem dziś wiadomość, że WCN wycofał ofertę. Wszedłem na stronę aukcji i zobaczyłem, że medal ma już zmieniony opis i został całkowicie wycofany z licytacji. Zgodnie z nowym opisem medal miał być wybity w USA. Szybkie przeszukanie Google pozwoliło mi ustalić, że medal rzeczywiście został wybity w stanach i przedstawia prezydentów Lincolna Washingtona i Andrew Jacksona. Podobne medale w różnych konfiguracjach były wykonywane także z podobiznami prezydentów Abrahama Lincolna, Ulyssesa Granta i Jamesa Garfielda. Występowały w dwóch wielkościach w złocie, srebrze i srebrzonym mosiądzu. Ceny medali na aukcjach w USA wskazują, że jest to pamiątka stosunkowo popularna.
Z całej tej historii płynie dość prosta nauczka, żeby nie sugerować się tym co się samemu chce zobaczyć. Jak teraz myślę o medalu przedstawiającym Fryderyka Augusta i Adama Czartoryskiego, to wystąpienie takiej konfiguracji wydaje mi się mało prawdopodobne. Inna sprawa, że wyobrażenia są rzeczywiście podobne i nie dziwię się pracownikom WCN, że się pomylili. W końcu sam się też nabrałem. To pokazuje także, jak łatwo przy pewnym uproszczeniu profili o pomyłkę. Link do aukcji celowo zamieszczam na końcu, żeby nie psuć niespodzianki na początku czytania postu.
Kopia medalu Jana Regemanna w Muzeum Historii Torunia
Podczas niedawnej wizyty w Muzeum Historii Torunia, zlokalizowanym w Domu Eskenów odwiedziliśmy wystawę czasową zatytułowaną “Od Hipokratesa do Rydygiera“. Prezentowała ona w dość skrótowy, ale i ciekawy sposób historię medycyny i aptekarstwa na terenie Torunia. Pomimo dalszej treści wpisu muszę przyznać, że zarówno wystawa czasowa, jak też ekspozycja stała warte są odwiedzenia. Szczególne wrażenie zrobiła na mnie kolekcja pieczęci z okresu Księstwa Warszawskiego.
Wracając jednak do przedmiotu tego wpisu. Jednym z eksponatów prezentowanych na wystawie czasowej był medal wybity na cześć Jana Ludwika Regemanna. Jak głosiła dewiza umieszczona na rewersie medali dedykowany był Mężowi w nauce lekarskiej szczęśliwemu, bez szukania korzyści od trzydziestu pięciu wstecz lat nieustannie dobrze się u narodu polskiego zasługującemu, obyczajów nieskażonych, zaszczytem wielce zaleconemu wdzięczności pamiątkę po uleczonej od niego rany orężem złoczyńców dnia 3-go Listopada roku 1771 zadanej Stanisław August król ofiarował. [1]
Jan Regemann urodził się w Bremie ale jego kariera lekarska związana była z Polską. Pracował w Toruniu, był lekarzem Augusta Czartoryskiego i króla Stanisława Augusta. Ten ostatni, jak zostało to wspomniane w dedykacji medalu, miał być porwany w dniu 3 listopada 1771 roku przez członków konfederacji Barskiej. Zamierzali oni uprowadzić króla do Częstochowy, lecz ich zamysł się nie powiódł. W trakcie próby porwania król został ranny w głowę, a pomocy udzielili mu lekarze Jan Regemann oraz Jan Bekler, Karol Lagen i Wilhelm Riets. Ponieważ Regemann był pierwszy zasłużył na swój medal.
Był on wybity w Mennicy Warszawskiej z matrycy autorstwa Jana Filipa Holzhaeussera. Jego średnica była relatywnie duża i wynosiła 60 mm. Być może właśnie dlatego medal dość szybko pękł i konieczne było przygotowanie nowego stempla. Ślad tego pęknięcia doskonale widoczny jest na egzemplarzu z kolekcji Muzeum Zamku Królewskiego. Autorem drugiego stempla był ten sam wybitny artysta. Tym razem nadał mu nieco mniejszą formę i medal posiadał 43 mm średnicy, przy nie zmienionej kompozycji. Pierwszy (większy) medal znany jest obecnie w odbitkach ze srebra, jednak hr. Raczyński wspomina, że odbity był także medal złoty o wadze 45 dukatów. Drugi medal (mniejszy) znany jest obecnie z odbitek w srebrze i brązie. Jednak hr. Raczyński podobnie wspomina o egzemplarzach złotych wagi 18 dukatów.
Tak czy owak medale były bite. Wskazują na to nie tylko zachowane egzemplarze, ale także praktyka epoki i Mennicy Warszawskiej. Posiadając tą łatwo dostępną wiedzę jest się już tylko o krok od stwierdzenia, że medal prezentowany na wystawie w Muzeum Historii Torunia to falsyfikat. Dlaczego? Ponieważ sam opis medalu z wystawy stwierdza, że został on odlany z miedzi.
Wydaje się, że w mieście które posiada tak długą i znakomitą tradycję menniczą umiejętność odsiania oczywistych falsyfikatów powinna być wśród opiekunów zbiorów numizmatycznych oczywista. Pozostaje mieć nadzieję, że była to jedyna gablota w której, w przeciwieństwie do pozostałych gdzie było to konieczne, zapomniano dodać adnotację: reprodukcja współczesna.
[1] E. Raczyński, Gabinet medalów Polskich, Wrocław 1842, s. 170.
falsyfikat medalu Wzrostowi Rękodzieł 1821
W celu promocji działalności artystycznej i rzemieślniczej Aleksander I ustanowił szereg medali. Stanowiły one nagrody udzielane na wystawach sztuk lub rzemiosła. Jednym z nich był medal z dewizą Wzrostowi Rękodzieł. Wedle dostępnych źródeł medale posiadały wybitą na rewersie datę wystawy. Co ciekawe jedyne znane mi i notowane w literaturze egzemplarze posiadają datę 1821. Ostatnio oryginał tego medalu licytowany był w jednym z moskiewskich domów aukcyjnych. Dlatego z zaskoczeniem zauważyłem dziś na allegro jego falsyfikat.
Strona portretowa fałszywego medalu przedstawia portret Aleksandra I otoczony tytulaturą. Od strony formalnej jej wygląd jest prawidłowy. Jednak nawet dość pobieżna analiza rysunku pozwala stwierdzić, że ta strona fałszywego medalu została wykonana z zupełnie odmiennej matrycy niż oryginał. W szczególności uwagę zwraca niżej osadzone czoło cara, a w konsekwencji także wieniec laurowy, który nie kończy się na wysokości gwiazdki oddzielającej wyrazy w tytulaturze. Także profil twarzy jest nieco płytszy niż w oryginale. Zdjęcie licytowanego przedmiotu jest na tyle niewielkie, że nie można ustalić jakie nazwisko zostało umieszczone na podstawie profilu. Nie ma to jednak większego znaczenia, skoro nie należy do prawdziwego rytownika.
Dla odmiany rewers medalu, według mojego przypuszczenia, wykonany jest przez skopiowanie odlewem oryginału medalu. Wszystkie elementy wydają się być umiejscowione w prawidłowych miejscach tyle, że rysunek jest mniej dokładny i brakuje mu wielu szczegółów. Uwagę zwraca litera “I” w wyrazie “WZROSTOWI”, która zachodzi na linię podkreślającą dewizę.
Takie połączenie awersu – falsyfikatu i rewersu – kopii jest dość nietypowe. Wydaje się, że autor fałszywego medalu musiał dysponować oryginałem, żeby wykonać kopię rewersu. Możliwe jednak, że dysponował wyłącznie odbitką jednej strony. Nie sprawdzałem tego jeszcze ale możliwe, że strona portretowa została skopiowana z innego medalu. Kierując się względami oszczędności fałszerz za pomocą trzech stempli (jedna strona portretowa i dwa rewersy) mógł uzyskać dwa “pełne” medale. Ujmując sprawę nieco żartobliwie – skoro medal jest fałszywy to co za różnice, czy rysunek awersu się zgadza.
W moim przekonaniu oryginał rewersu omawianego medalu jest bardzo ciekawy. Prezentuje Polonię (?) opierającą się o tarczę z orłem oraz bardzo dobry rysunek symboli rękodzieła w lewej stronie kompozycji. Zdecydowanie słabym punktem projektu jest twarz Polonii, ale piękny orzeł rekompensuje wszystkie ujemne doświadczenia. Zdaniem A. Więcka projektantem pierwotnego medalu był Karol Baerend, który pracował w Mennicy Warszawskiej w latach 1813-1824.
Osobom zainteresowanym wyglądem oryginalnego medalu polecam pracę Adama Więcka, Dzieje sztuki medalierskiej w Polsce, Kraków 1972, s. 190 (ilustracja 102). Post ilustrowany jest omawiany falsyfikatem medalu.
:: Uzupełnienie z 25 kwietnia 2016 ::
Falsyfikat medalu ma średnicę 45,5 mm. i waży 38 g. Jego głębokość na dnie bicia wynosi 2,5 mm, a na rancie 2,9 mm.
:: Uzupełnienie z 21 czerwca 2018 ::
Udało mi się ustalić, że falsyfikat jest dziełem Rosyjskiej firmy specjalizującej się w wykonywaniu tego typu falsyfikatów. Wykonała ona kopie stempli do większości medali Rosyjskich i oferuje je w umiarkowanych cenach. Na chwilę aktualizacji cena medalu wzrostowi rękodzieł wynosiła 185 rubli, czyli mniej więcej 11 zł.